Powered By Blogger

piątek, 28 czerwca 2013

DRUGA PODRÓŻ UCZONA NA HEL (14)

JW Kołobrzeżek

Czwartek, 13.VI – Kapłanki i uczeni

Pogoda się popsuła. Jeszcze w nocy było ładnie, ale o szóstej niebo zachmurzyło się całkowicie, wiatr wieje z południa, a temperatura utrzymuje się na poziomie +16,8ºC. Ale nie jest źle – w południe mamy +24ºC i ciągły wiatr z kierunku S-SE. Niestety – wskutek spadku ciśnienia czujemy się źle.

Kołobrzeżek

Na Zatokach trwają ćwiczenia BALTOPS’u. Okręty i helikoptery, a nawet samoloty odrzutowe. Na pontonach chłopcy z FORMOZA. Trochę urozmaicenia w niemal wakacyjny czas… 

Dojechały pozostałe dziewczyny z wolontariatu: Sylwia, Karolina i Magda - wszystkie po maturze i przed lub w trakcie studiów. Wprowadziliśmy je w zadania, których podjęły się z zapałem. A co do nas, to jutro wyjazd…


Łaszka i Ławica


Co dał mi ten wolontariat?

Po pierwsze – przywrócił mi wiarę w ludzi. W to, że w tym nieszczęsnym, zdewastowanym kraju są jeszcze normalni ludzie, którzy robią coś dobrego, pożytecznego dla środowiska i co za tym idzie – nas wszystkich.

Po drugie – absolutną pewność, że za obserwacje Wodnych Ludzi vel Syren, Naiad, Trytonów, itp. UMH żyjących we Wszechoceanie NIE SĄ odpowiedzialne foki czy inne ssaki morskie żyjące w Bałtyku. Wynika to z obserwacji ich zachowania. Choć z daleka foka może być podobna do człowieka, to lepsze przyjrzenie się jej rozwiewa od razu wszelkie wątpliwości. Podobnie jest z ich głosami – ich pochrząkiwania, pomrukiwania, syczenie czy chrapanie trudno porównać do miodopłynnych pień, które już w Starożytności tak zwodziły żeglarzy z mądrym i podstępnym królem Itaki  Ulissessem Odyseuszem na czele, że tracili dla nich głowy, a w wielu przypadkach także życie… Ale właśnie tylko przebiegły Odyseusz wysłuchał ich pieśni i uszedł z tego z życiem! A jeszcze BTW, to we wszystkich kulturach kobiety zajmujące się i porozumiewające ze zwierzętami były otaczane czcią kapłankami czy szamankami – wiedźmami – a słowo „wiedźma” oznaczało (zanim sprostytuowali go chrześcijanie) tyle, co „wiedząca” - jak nasze trenerki fok w helskim Fokarium, kapłanki nowoczesnej nauki. Czyż nie jest to piękne?

Po trzecie – nawet gdyby w Bałtyku żyły takie rozumne UMH, to nie pożyłyby długo. Bałtyk jest morzem płytkim, „małosolnym” i na dodatek skażonym chemicznie i biologicznie. To pewnik i nie ma nawet co nad tym dyskutować. Ogromne ilości toksycznych związków chemicznych wlewanych przez ludzi do tego morza już dawno przekroczyły możliwości samooczyszczania się tego akwenu. Doroczne zakwity alg na jego powierzchni i warstwy wody skażonej metanem i siarkowodorem oraz zatopionymi tamże BŚT stanowią o tym, że ekosfera Morza Bałtyckiego się powoli, ale nieustannie kurczy i jak na razie nic nie jest w stanie powstrzymać tego procesu. 

Po czwarte wreszcie – jest także w tym coś optymistycznego, bo spotkałem w Helu ludzi mądrych i odważnych, którzy wiedzą, czego chcą i wiedzą jak to zrealizować, wbrew zalewającego nas tsunami głupoty, niekompetencji i niemożności. Okazuje się, że jak się w tym kraju ma wizję i chęć, to można zrealizować nawet tak na pozór karkołomny projekt, jak projekt restytucji zagrożonego gatunku foki szarej i innych bałtyckich fok oraz morświna. Życzę im dalszych sukcesów w kontynuowaniu ich dzieła, które jest potrzebne nam wszystkim, całej naszej planecie. To brzmi jak kiepski slogan, ale nie jest tylko sloganem – to konkretna praca u podstaw, jakiej trzeba temu krajowi: tysiące roboczogodzin i konkretne efekty – zwiększająca się z roku na rok populacja fok na naszym Wybrzeżu – wbrew kryzysowi ekonomicznemu, wbrew głupocie i ekologicznej ciemnocie polityków, wbrew zaklęciom różnych oszołomów judzących przeciwko temu dziełu. A jest ich niemało.



Nasza focza rodzinka

No i wolontariusze. To wspaniali, młodzi ludzie – ich wiek oscyluje zazwyczaj wokół 20-25 lat (wyjątkiem są takie dinozaury jak ja). Już samo to, że nie bacząc na koszty pobytu, spartańsko-traperskie warunki i konieczność przebycia czasami kilkuset czy nawet tysięcy kilometrów i pracować za friko tylko dla samej satysfakcji i frajdy (a coś takiego jest naprawdę frajdą, bo do pracy podchodzi się zupełnie na luzie i z humorem – sic!), co jednak nie zwalnia od dokładności jej wykonania. Wolontariat jest szkołą życia, wyrabia umiejętność komunikowania się z innymi ludźmi, współpracy i współdziałania w grupie oraz – co najważniejsze – ma wielką wartość edukacyjną, i każdy chcący może „nałowić się wiedzy” do woli! Większość wolontariuszy, to młode kobiety, które przygotowują się do studiów lub studiują. Odznacza je empatia i charyzma: dokładnie tak, jak u antycznych kapłanek, które potrafiły porozumiewać się ze zwierzętami. Tylko że tamte wykorzystywały to do swych własnych celów, zaś współczesne ratują zwierzęta, pomagają im przetrwać, leczą chore i ranne. Ich praca w przyszłości będzie najbardziej pożyteczną dla środowiska i jeżeli nie dadzą się ogłupić, złapać na lep fałszywych błyskotek, to same będą brylantami najczystszej wody. Brzmi to może bombastycznie, ale właśnie tak jest!     

Karmienie fok w suchym basenie

Powoli rozstajemy się przy okazji wymieniając zdjęcia, filmy i adresy. Jutro wyjazd z Helu.


Foki uwielbiają hydromasaż...

CDN.