Jeden z wielu bunkrów w okolicy Jastarni
Środa, 5.VI – W „suchym”
Oceanarium
Ranek powitał nas słońcem. Niebo oczyściło się z paskudnych
chmurzysk ale temperatura spadła do +10,8ºC. Poza tym wciąż wieje z kierunku
N-NW. Na południu Polski bez zmian – pada i jest nieco cieplej pod chmurami – w
Jordanowie spadło około 30 mm deszczu za ostatnią dobę. A tutaj miło i
słonecznie, aż mi głupio… Ania i Pan Bednarz opowiadają hiobowe wieści o
deszczach i chmurach, które brzmią tutaj tak nierealnie!
Zamierzam dzisiaj trochę pofilmować naszych podopiecznych i
wyskoczyć do Jastarni, by obejrzeć sobie Torpedownię. W zasadzie jest to druga
część tego, co znajduje się w Gdyni, a właściwie koło Gdyni – budynek na palach
położony dość daleko w Zatoce Gdańskiej, z którego strzelano torpedy E7G
i ich wersje rozwojowe w rodzaju podwójnych torped typu Neger i Mohr
(a może także jeszcze coś innego) w kierunku Jastarni, gdzie znajdowały się z
kolei dwa budynki, które łączyła siatka wychwytująca te pociski, których parametry
ruchu badała aparatura umieszczona w tychże budynkach. Czy była tam testowana
także broń „V”? Być może, bo polskie wybrzeże było jednym ciągiem poligonów
wojskowych, w których Niemcy wykuwali swe tajne bronie. Dość wspomnieć, że żywa
torpeda typu Neger ciężko uszkodziła polski lekki krążownik ORP Dragon
(ex Danae),
który potem został włączony do obrony plot. sztucznego portu Murlberry
A. Teraz chciałbym sobie obejrzeć to właśnie miejsce. Widziałem je z
daleka, kiedy zabieraliśmy z plaży Fokę 259.
A jednak stało się inaczej. Kiedy już wsiadałem do samochodu,
Pani Irma poszukiwała wolontariusza, który pomógłby „ogarnąć” kolejną martwą
fokę z plaży, ale kiedy zorientowała się, że mam dzień wolny, to powiedziała,
że poszuka kogoś innego – pojechał Kamil. A ja udałem się do Władysławowa, by
zaliczyć „suche” Oceanarium coś à la
Jurajski Park w Bałtowie, Dinolandia w Inwałdzie, Park Dinozaurów w Krasiejowie
czy DinoZatorLand w Zatorze – z tym, że tutaj były tylko zwierzęta oceaniczne.
Jakoż rychło je znalazłem i po wykupieniu biletu za 20,- PLN zaliczyłem ten
niezmiernie ciekawy obiekt. Oczywiście nie miałem szans na zwiedzenie
Oceanarium w Gdyni z żywymi zwierzętami, bowiem jest ono oblegane, a tracenie
dnia na stanie w kolejkach wcale mi się NIE UŚMIECHAŁO! Poza tym idę o zakład,
że w Gdyni nie było żywych wielorybów czy mega-kalmarów! O krokozaurusie nawet nie wspominam… Tak czy inaczej – Oceanarium
zaliczyłem i jestem z tego baaaardzo zadowolony!
Mam
tylko dwie uwagi, co do tego obiektu: primo - dobrze byłoby, gdyby zamiast
jakichś piosenek można było posłuchać przy ich oglądaniu odgłosów morza: świst
wiatru w takielunku, szum fal, odgłosy sapania wielorybów, piski delfinów, itd.
itp. Piosenki, to mogłyby lecieć w
strefie dla dzieci czy w piwiarni. Druga uwaga – mają tam fajne zwierzęta, ale
przydałyby się jeszcze potwory z zamierzchłych epok geologicznych w rodzaju Mozozaura, Liopleurodona, Ichtiozaura,
Plezjozaura, Megalodona, Basileozaurusa,
i innych oraz... potworów ludzkiej wyobraźni: Nessie, potwór z jeziora Siljan (Szwecja), Syreny, Trytony, itp.
stworzenia z bestiariuszy średniowiecznych kosmografów w rodzaju Konrada Gessnera czy Olausa Magnusa... – albo prac Bernarda Huevelmansa. Uatrakcyjniłoby
to bardzo ten Ocean Park!
W drodze powrotnej zapragnąłem sobie obejrzeć polecaną mi
Torpedownię w okolicach Jastarni – położoną nieopodal wejścia nr 39. Oczywiście
poszedłem tam i okazało się, że są to fragmenty fortyfikacji z czasów obrony
Wybrzeża w czasie Kampanii Wrześniowej ’39. Jużem miał się dopytywać o
Torpedownię, kiedy dopadła mnie para jakichś staruszków krzyczących, że na
plaży leży martwa foka i żebym coś z tym zrobił (miałem na sobie bluzę z logo
Fokarium.) Udałem się zatem na miejsce i rzeczywiście – jakieś 200 m na E od
wejścia nr 40 leżała młodziutka foczka szara z dwoma dziurami w ciele i
częściowo zmiażdżoną czaszką. Ci, którzy ją znaleźli stwierdzili, że to znak
bez ochyby, że do niej wygarnął ktoś z dubeltówki. Zatelefonowałem na numer
alarmowy Fokarium i od Profesora dowiedziałem się, że ta foka już była
zarejestrowana przez naszych pracowników i pozostawiona do utylizacji przez
służby miejskie.
Zastanowiło mnie to, dlaczego właśnie tutaj, na tym odcinku
wybrzeża zdarza się tyle zabitych młodych fok. I po dokładnym rozejrzeniu się
wokół jestem absolutnie pewien, że winę za te wypadki ponoszą kite-surferzy, którzy płynąc na deskach
ciągniętych przez latawce, z dużymi prędkościami rzędu 40-50 i więcej km/h, w
odległości do 100 m od brzegu, są w stanie zderzyć się z młodymi fokami, które
nie boją się ich, a na dodatek nie są w stanie wykonać jakiegoś głębokiego
nurkowania, w celu uniknięcia uderzenia. Z kolei kite-surfer pędząc z taką prędkością nie jest w stanie dostrzec
małego łebka wśród fal i wykonać manewru omijania… Efekt jest jeden – uderzenie
w głowę krawędzią deski i kolejne martwe zwierzę. Tak więc nie byłaby to jakaś
zorganizowana akcja wymierzona w młode foki przez zredukowanych przez unijne
przepisy rybaków-frustratów, czy spisek wymierzony w Fokarium i Profesora in persona – jak sugeruje to moja
siostra Wiktoria, ale po prostu wypadki zdarzające się od czasu do czasu. Tym
niemniej trzeba coś z tym zrobić, ponieważ kite-surfing
jest coraz bardziej popularny i zaczyna zagrażać innym istotom zamieszkującym
morze…
Po powrocie obiad i czas wolny, z którym trzeba coś zrobić.
Pogoda na kontynencie była super – ciepło choć wietrznie, natomiast nad Helem
wiszą chmurzyska i wieje ostry wiatr z kierunku N-NW. We Władysławowie było
słonecznie i +17ºC, w Helu już tylko +13,2ºC, no i wiatr szybko wywiewa ciepło
spod warstw odzieży. No, ale to jest właśnie taka uroda morza, i jakbym miał
wybierać, to już wolę to, co mamy niż to, co się dzieje na południu Polski!
Poza tym – zgodnie z naturą grzybiarza – zatrzymałem się
kilkakrotnie w drodze, by rzucić okiem do lasu. Niestety – na wydmach znalazłem
jakiegoś łuskwiaka, a przy drodze do Helu dwie pieczarki. I to było wszystko,
bowiem choć Księżyc idzie do nowiu, to prawie wcale tutaj nie padało, czego
grzybnia raczej nie lubi!
Końcówka dnia zrobiła się nawet słoneczna, ale wciąż z wiatrem i
niską temperaturą, a Pan Bednarz informuje mnie, że w Jordanowie wreszcie
skończyła się tzw. „lejba”.
CDN.