Rzeka Wiluj - w jej górnym biegu znajdują się dziwne artefakty
Nikołaj Sosnin
Ze
względu na małe zaludnienie Doliny Śmierci, w latach 60. zainteresowali się nią
wojskowi. Została tam przeprowadzona seria podziemnych wybuchów atomowych,
niektóre z nich zarejestrowały stacje sejsmiczne na całym świecie.
Ta
anomalna strefa znajduje się w Jakucji, w dorzeczu rzeki Wiluj. Jakuci nazywają
to miejsce Ełjuju Czerkieczech –
Dolina Śmierci. To tutaj znajdują się wielkie metalowe półkule o średnicy 8-10
m. Miejscowi nazywają je kotłami i wzbraniają się podchodzić do nich, nieraz
nocowali tam myśliwi, którzy potem zapadali na dziwne choroby i umierali. Kto
postawił w tej głuszy dziwne półkule: dawne cywilizacje czy Przybysze z
Kosmosu? Dlaczego wykazują one letalny wpływ na ludzi i zwierzęta? Odpowiedzi
na te pytania nauka nie znalazła do dziś dnia.
Wybryki demona Uot-Usmu-Tong-Duuraja
Pierwsze
relacje od Dolinie Śmierci przekazał światu nauki naturalista, pedagog i badacz
Riczard Karłowicz Maak. Przebywał on
w Jakucji w latach 1853-1855, przeprowadzając badania naukowe w basenach rzek
Wiluj, Olekma i Czona, badając relief okolicy, geologię a nawet zaznajomił się
z narodami zamieszkującymi te krainy. W swoich notatkach z 1853 roku Maak
wspomina o tym, że na brzegu rzeki Ałgyj Timirbit, co oznacza „wielki kocioł
utonął” rzeczywiście znajduje się wielkie kocioł z miedzi. Jego wielkość jest
nieznana, a to dlatego, że nad ziemią widoczny jest jego skraj i w nim rośnie
kilka drzew. Wielkiego zainteresowanie w świecie nauki to znalezisko nie
znalazło: nikomu nie chciało się skierować ekspedycji w mało znany,
trudnodostępny rejon tajgi dla jakiegoś tam kotła.
Sztuczne jezioro Wilujskiej EW z kosmosu i z helikoptera...
Dokładnie
taki właśnie obiekt został znaleziony w połowie XX wieku przy budowie
sztucznego jeziora dla Wilujskiej Elektrowni Wodnej. Kiedy budowlańcy
podłączyli kanał odwadniający i osuszyli koryto Wiluja, wtedy odkryli wypukłą,
metaliczną powierzchnię. Wezwane naczalstwo
obejrzawszy znalezisko doszło do wniosku, że to jakaś bzdura nie warta uwagi, i
nakazało kontynuować prace. Żeby było jasne – kierownictwo interesowało
wykonanie planu i nikt nie śmiał zrywać grafiku prac z powodu jakiejś głupiej
skorupy. Dzisiaj ten „kocioł” leży pod warstwą iłu na dnie rzeki.
W
latach 70., jakuccy ufolodzy zebrali i udokumentowali świadectwa miejscowych
mieszkańców. Np. oni twierdzą, że z otwierających się dachów-półsfer raz na 100
lat wyrywają się słupy i kule ognia, kierowane przez demona Uot-Usmu-Tong-Duuraja. Także w Dolinie
Śmierci znajduje się przypłaszczony, czerwonawy, żelazny łuk, pod który można
nawet wjechać na reniferze, a za nim znajduje się wejście prowadzące do wielu
metalowych pomieszczeń. Tam jest o wiele cieplej, niż na zewnątrz, ale
nieostrożni podróżnicy, którzy zdecydują się zanocować w tych pomieszczeniach
wkrótce chorowali i nawet umierali. Szczególnie ciekawe są opowiadania starego
myśliwego Ewenka o tym, że w rejonie międzyrzecza Njurgun Bootur (co oznacza
„Słynny Bohater”) i Ataradak (co oznacza „duże, trójgranne żelazne więzienie”)
znajduje się metalowa jaskinia, w której leżą dokładnie przemieszane „chudzi,
czarne, jednoocy ludzie w żelaznych ubraniach”.
Ognisty złośliwiec w żelaznym domu
Zestawiając
przekazy mieszkańców z ich legendami i podaniami – w tej liczbie z jakuckim
eposem „Ołoncho” badacze zrekonstruowali historię Doliny Śmierci. W dawnych
czasach okolicę tą zamieszkiwali nieliczni koczujący Tunguzi. Pewnego razu
dolinę otoczyła nieprzenikniona mgła, a okolicą wstrząsnął straszliwy huk.
Podniósł się niespotykanej siły huragan, i nastąpiło straszliwe trzęsienie
ziemi. Błyskawice cięły niebo we wszystkich kierunkach. Kiedy wszystko się
uspokoiło i mgła się rozeszła, pośrodku krainy stała błyszcząc w słońcu jakaś
wysoka nieznana konstrukcja, którą widać było z wielu dni drogi. Przez długi
czas, konstrukcja ta wydzielała nieprzyjemne, raniące słuch dźwięki i stopniowo
się zmniejszała, póki całkiem nie znikła (być może właśnie pod ziemią). Kto z
ciekawości zapuszczał się na to terytorium – nigdy nie wracał.
Z
biegiem czasu nawieziona popiołem i pyłem ziemia utworzyła żyzną glebę. Młoda,
soczysta zieleń przyciągała do siebie zwierzęta, a za nimi przybywali i
koczowniczy myśliwi. Oni ujrzeli tam wysoki, kopulasty „żelazny dom”, stojący
na wielu bocznych podporach. Ale wejść się do niego nie udało – był on wysoki i
gładki, nie miał drzwi i okien.
Krajobraz wilujskiej tajgi
Z
biegiem czasu, „dom” się zapadał w wiecznej marzłoci, a na powierzchni pozostał
tylko łuk wejściowy. Ale pewnego razu miało miejsce trzęsienie ziemi i przez
niebo przeleciała ognista trąba powietrzna. Na jej szczycie pokazała się
oślepiająco jasna ognista kula. Kula ta poprzedzona „czterema gromami pod
rząd”, pozostawiając za sobą ognisty ślad skierował się ku ziemi i znikł za
horyzontem, a potem eksplodował. Koczownicy byli zaniepokojeni, ale nie
porzucili swoich miejsc, bowiem ten demon nie wyrządził im szkody i eksplodował
nad sąsiednim, wojowniczym plemieniem.
Po
kilku dziesięcioleciach – historia się powtórzyła. Ognisty bolid znów
przeleciał nad ich terenami i eksplodował nad sąsiadami. Widząc, że ów demon
okazuje się być im ochroną, zaczęli opowiadać o nich legendy nazwawszy go Njurgun Bootur.
Ale
pewnego razy z gardzieli z ogłuszającym hukiem i trzaskiem wyrwał się ogromny
ognisty bolid i… tu właśnie eksplodował. Nastąpiło silne trzęsienie ziemi.
Niektóre sopki pocięła sieć szczelin o głębokości ponad 100 m. Po wybuchu długo
jeszcze pluskało „ogniste morze” nad którym wisiał dyskokształtna „latająca
wyspa”. Następstwa wybuchu rozprzestrzeniły się w promieniu co najmniej 1000
km.
Ocalałe
od kataklizmu plemiona koczowników rozbiegły się w różne strony od miejsca
zagłady, ale nie uratowało to ich od paskudnej śmierci. Wszyscy oni umarli
wskutek jakiejś dziwnej, tajemniczej, przenoszącej się tylko przez
dziedziczenie, choroby.
Jeden z wilujskich "kotłów"
Pamiątka z kotła
W
archiwum Biblioteki Narodowej Republiki Jakucji zachował się list niejakiego M. P. Korieckiego z Władywostoku, a oto
jego fragment:
…widziałem siedem takich „kotłów”. Wszystkie one wyglądają
całkowicie zagadkowo: po pierwsze – ich rozmiar – od sześciu do dziewięciu
metrów w średnicy. Po drugie – sporządzono je z nieznanego metalu. Rzecz w tym,
że nie bierze tego nawet szlifierskie dłuto (próbowaliśmy nieraz). Metal nie
jest ani kruchy ani kowalny. Nawet zwykły młotek powinien był zostawić ślady
uderzeń. Ale ten metal pokryty jest z wierzchu warstwą niezwykłego materiału,
podobnego do szmergla…
Zauważyłem, że roślinność wokół „kotłów” jest anormalna –
zupełnie niepodobna do tej, która rośnie wokół. Ona jest bardziej bujna:
wielkolistne łopuchy, bardzo długie łoziny, dziwna trawa – wyższa od wzrostu człowieka
o 1,5-2 razy. W jednym z „kotłów” nocowaliśmy w 6 ludzi. nikt potem poważnie
nie zachorował. Jednakże jednemu z moich znajomych po trzech miesiącach wypadły
wszystkie włosy. A u mnie, po lewej stronie głowy (na której spałem) pojawiły
się trzy małe wrzody o rozmiarach główki zapałki każdy. Leczyłem je potem przez
całe życie, ale żadna terapia nie skutkowała.
Wszystkie nasze próby odłamania chociażby kawałka metalu od
dziwnego „kotła” nigdy się nam nie udało. Jedno, co mi się udało stamtąd
zabrać, to kamień. To nie był zwykły kamień – była to połówka kuli o średnicy 6
cm. Jego kolor był czarny, nie miał żadnych śladów obróbki, ale był niezwykle
gładki – jakby wypolerowany. Zabrałem go z ziemi wewnątrz jednego z „kotłów”.
Ten „suwenir” przywiozłem ze sobą do wsi Samarka w Czugujewskim Rejonie
Przymorskiego Kraju, gdzie mieszkali moi rodzice w 1933 roku. Leżał sobie w
zapomnieniu, póki babci nie przyszło do głowy odnowić dom. Zachciało się jej
wstawić szyby w okna, ale szklarza nie było w całej wiosce. Wypróbowałem kroić
szkło krawędzią tego kamienia i okazało się, że tnie on szkło lekko i
dokładnie.
Hipotezy i teorie
U
końca XX i na początku XXI wieku, w Dolinie Śmierci przebywało kilka
ekspedycji. Znalazły one tam kilkanaście idealnie okrągłych zbiorników wodnych.
Posiadane przez ekspedycje przyrządy nie wykazały by znajdowały się w ziemi
jakieś instalacje z metalu. Przydałoby się ponowne odwiedzenie tej miejscowości
z dokładniejszym sprzętem.
Aktualnie
istnieje kilka hipotez na temat powstania tajemniczych „kotłów”. Sceptycy
uważają, że maja one w pełni ziemskie pochodzenie i są one faktycznie jedynie
szczątkami rakiet kosmicznych, które zostały zniszczone przy starcie.
[Nawiasem mówiąc właśnie w okolicach Jakucka znajduje się
zrzutowisko boosterów rakiet kosmicznych wystrzeliwanych z kosmodromu w
Pliesiecku – uwaga tłum.]
Wykorzystane
fragmenty rakiet są zrzucane na to terytorium, aliści „kotły” powstały znacznie
wcześniej, o całe stulecia, od startu pierwszej rakiety…
Ufolodzy
zakładają, że w Dolinie Śmierci znajduje się baza Kosmitów, pracująca w
automatycznym reżimie badania Ziemi i chroniąca ją od kataklizmów. Ale możliwe
jest, że te dziwne instalacje są kapsułami ratunkowymi statków kosmicznych
Przybyszów z Kosmosu, które uległy katastrofie. Istnieje przypuszczenie, że
„kotły” są pozostałościami po wielkiej ziemskiej cywilizacji, która zginęła w
rezultacie wojny atomowej w skali planetarnej.
[Ta ostatnia hipoteza odnosi się bardziej do poglądów Andrzeja Kotowieckiego o atomowej
wojnie bogów-astronautów, którzy będąc ludźmi wznieśli w Kosmos ogromne
konstrukcje orbitalne, które mogły zostać zniszczone wskutek atomowej wojny i
spadły na Ziemię tworząc pola rozrzutu tektytów – dziwnych, bardzo „suchych”
(nie zawierających wody) kamieni noszących na sobie ślady działania niezwykle
wysokich temperatur – uwaga tłum.]
Istnieje
także hipoteza, że są to niezwykłe twory geologiczne, albo porzucone
laboratoria atomowe z czasów ZSRR.
Mam
nadzieję, że nauka kiedyś otrzyma dostatecznie dużo środków, żeby podnieść
zasłonę tajemnicy nad jakucką Doliną Śmierci.
Dziwne koliste jeziora w Jakucji
„Kapsuły Jakucji”
Tyle
Nikołaj Sosnin. Szperając w
Internecie natrafiłem na ciekawy artykuł Aliony
Fiedorowej pt. „Kapsuły Jakucji”, który przytaczam tutaj w obszernych
fragmentach:
…zgodnie z przekazami starych
mieszkańców tej krainy, zapisanymi przez ufologów, 100 lat temu na
północnym-zachodzie ich kraju miała miejsce jakaś katastrofa naturalna,
związana z bliskim przejściem komety koło naszej planety, która zostawiła po
sobie zwały iłu i piasku, a także obruszyła na ziemię Jakucji potoki lodowych
„igieł”.
Jednakże zapylenie i lodowe
potoki przyniosły ze sobą z Kosmosu jeszcze coś dziwniejszego – z nimi na
Ziemię spadły zagadkowe „obiekty” oczywistego, sztucznego pochodzenia, które
potem nazwano jakuckimi kapsułami. W pierwszej chwili „Przybysze z Kosmosu”
wpadłszy w błota Jakucji nie dawali o sobie znać, ale potem… zaczęli kolejno
eksplodować. Do tego każdy ich wybuch stanowił prawdziwy kataklizm, w
rezultacie którego wszystko co żyje w sąsiedztwie tej krainy ginęło, a sama
miejscowość na długi okres czasu pozostawała martwa.
Miejscowi myśliwi –
Ewenkowie, których przodkowie przez setki lat zamieszkiwali te miejsca,
pamiętali opowiadania straszliwych wybuchach „skądś spod ziemi” i tak je
opisywali: do nieba wzbijał się gigantyczny słup ognia, nad którym unosiła się
gruba chmura pyłu, rozlegał się straszliwy huk i przenikliwy gwizd, potem szła
seria gromowych uderzeń, miał miejsce straszliwie silny błysk światła, który
spopielał wszystko co żyje w promieniu 100 km i słychać było ogłuszający
wybuch. Po wybuchu zapadała ciemność i zapadał lodowaty chłód, pokrywający szronem
wywrócone drzewa i rozwalone przez wybuch skały. Przypomina to bardzo wybuch
jądrowy i następującą po nim „nuklearną zimę”.
Ale poza miejscowymi
podaniami były i inne niezwykłe fakty. Tak więc w czasie testów jądrowych na
północnym-zachodzie Jakucji, moc jednej eksplozji nieoczekiwanie przekroczyła
„obliczoną” do 30 Mt TNT, zamiast „zaplanowanej” na 10 kt! Tą eksplozję odnotowały wszystkie sejsmiczne
stacje na całym świecie, a zagraniczne media w tym czasie wiele pisały, że
jakoby ZSRR przeprowadził test bomby wodorowej (H) o niezwykłej sile. Jednakże,
według oświadczeń ekspertów, urządzenie o takiej sile niszczącej opracowano w
ZSRR znacznie później.
[Chodzi o słynną Car Bombę/AN-602/RDS-220, którą
zdetonowano na poligonie na Nowej Ziemi w dniu 30.X.1961 roku, a której moc
wyniosła – oficjalnie 50-58 Mt zaś nieoficjalnie 62 Mt – uwaga tłum.]
Przyczyna tej jakże wielkiej różnicy mocy tej eksplozji
pozostała do dziś tajemnicą.
Niektórzy specjaliści
zakładali, że przyczyną mógł być wybuch kolejnego jakuckiego „obiektu”, dla
którego nasze jądrowe próby mogły stanowić rolę detonatora. Wszak cały czas
myśliwi i geolodzy znajdowali nieziemskie „kapsuły” w tajdze. I tak np. w 1936
roku w rejonie rzeki Ołgujdach widziano gładką kapsułę-półkulę, o ściankach
grubych na 2 cm, rozmieszczona pod stokiem, literalnie „wrośniętą” w ziemię.
Kiedy w 1979 roku próbowała ja znaleźć ekspedycja geologiczna z Jakucka, to
okazało się to niemożliwe – miejscowość ta znacznie zmieniła swój wygląd.
Drugi „obiekt” – jak widać –
został „pogrzebany” w procesie budowy na rzece Wiluj. Wedle opowiadania jednego
z budowniczych Wilujskiej EW, w czasie budowy kanału odwadniającego, osuszono
główne koryto rzeki i odkryto w ziemi dziwną, metaliczną „wypukłość”. Nie
przywiązali do znaleziska zbyt wielkiej wagi, nawet dokładnie go nie obejrzeli
i zasypali gruntem w trakcie dalszych prac.
Należy przyznać, że do dziś
dnia nie przedsięwzięto żadnych działań mających na celu dotarcia i zbadania
dziwnych „obiektów” z całego szeregu przyczyn obiektywnych. Ta część Jakucji
jest duża i trudnodostępna – bagniste jeziorka, błota i drzewne wywały bronią
tajemnicy jakuckich „obiektów”, zaś część terytoriów do dziś dnia jest
oznaczona jako SKAŻENIE RADIOAKTYWNE.
Czymże zatem są te „jakuckie
kapsuły”? Skąd one się tam znalazły? Według jednej z hipotez są to „obiekty” w
hipotetycznej planety Faeton, która kiedyś znajdowała się pomiędzy Jowiszem a
Marsem. Wedle drugiej hipotezy – szeroko znanej wśród ufologów – są to „kapsuły
ratunkowe” pozaziemskich aparatów kosmicznych, które zwyczajnie doleciały do
Ziemi, ratując się przed termojądrowym konfliktem innych światów. Ufolodzy
dopuszczają, że we wnętrzu „kapsuł” mogli znajdować się rozumni Kosmici
oczekujący na pomoc, którzy jednak zginęli w czasie eksplozji atomowych źródeł
zasilania ich „kapsuł”. Kto wie? Historia zna niemało faktów, w których
wczorajsza fantastyka jest jutrzejszą realnością…
Czy nad wilujską tajgą doszło do katastrofy UFO?
Komentarz z KKK
Czyżby w Jakucji istniało depozytorium
artefaktów prehistorycznych supertechnologii? Ktoś zrzuca śmiercionośne odpady,
które wybuchają, kto inny wbudowuje jakieś podziemne struktury z wysokim
czynnikiem Oz, i powodują one kataklizmy raz u sąsiada, raz u miejscowych? Mi
to jednak nie wygląda na przypadek, co najwyżej na powierzchownie przypadkowe
konsekwencje sytuacji przez nas nie dostrzeganych.
Na Youtubie są filmy wykonane przez
amatorów posiadających kamery nagrywające w podczerwieni, na których to
ujęciach widać wiele, niewidocznych gołym okiem, obiektów manewrujących po
nieboskłonie, co jest komentowane jako bitwa pomiędzy dwoma, trzema frakcjami.
Załóżmy teraz, że pewnego typu obiekt podczas jednej z potyczek uległ
zniszczeniu, rozsiewając takie śmiercionośne kapsuły, jak przedstawionym
opisie. Kiedy indziej superstruktura zaszyta pod ziemią raz celowała w inne
obiekty, raz była ich celem, a obserwacje nie były prowadzone na poziomie
umożliwiającym zrozumienie kompleksowości genezy tych zjawisk.
Zresztą, kto wie, czy ta
superstruktura nie jest elementem obrony Ziemi lub strefy wpływów na Ziemię,
nawet przed meteorami, a skoro tak, to czy sami ludzie, flora i fauna, to po
prostu przypadkowe ofiary wliczone marginalnie w scenariusz działań o nieznanym
nam charakterze? Ciężko coś powiedzieć, w końcu wnioskujemy tylko w oparciu o
czyjeś słowa, zatem tyle to jest warte, ile prawdy w ów słowach. (Smok Ogniotrwały)
Prędzej uwierzę w zamierzchłe i
zaginione w pomroce Czasu cywilizacje, niż w Kosmitów, którzy budowali na Ziemi
piramidy i inne megalityczne budowle oraz zostawiali takie artefakty, jak
wilujsko-jakuckie „kotły”. (Daniel
Laskowski)
Myślę, że te wszystkie cudowności,
które opisują autorzy, o ile naprawdę istnieją – mogą mieć związek z
poszukiwaną przez nas Księżycową Jaskinią, która mogła być jakimś zaczątkiem
budowli, której albo nie ukończono, albo z której zrezygnowano jakieś 20.000
lat temu, tak że pozostał z niej tylko półksiężycowy szyb gdzieś na polsko-słowackim
pograniczu. (Arystokles)
No to jest rzeczywiście ciekawa historia ,...
...właściwości tego metalu byłyby pierwszym dowodem ,że jakaś cywilizacja wcześnijesza była na wyższym etapie technologii......i w końcu jedyny materialny ślad po ich istnieniu,.... ale .......z drugiej strony brak zainteresowania rządu i brak jakiś współczesnych opracowań naukowych i jak milczenie ogólne w tym temacie z kolei zabijają wcześniej postawioną tezę,.......więc.....ktoś coś chyba wie na ten temat i rżnie głupa... (Artur P.)
No to jest rzeczywiście ciekawa historia ,...
...właściwości tego metalu byłyby pierwszym dowodem ,że jakaś cywilizacja wcześnijesza była na wyższym etapie technologii......i w końcu jedyny materialny ślad po ich istnieniu,.... ale .......z drugiej strony brak zainteresowania rządu i brak jakiś współczesnych opracowań naukowych i jak milczenie ogólne w tym temacie z kolei zabijają wcześniej postawioną tezę,.......więc.....ktoś coś chyba wie na ten temat i rżnie głupa... (Artur P.)
Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 22/2015, ss. 30-31
Aliona Fiedorowa – „Kapsuły Jakutii” - http://domfaktov.ru/poznavatelno/mir/kontinenty/kapsuly-jakutii.html
Przekład z j. rosyjskiego - Robert K. Leśniakiewicz ©