Stanisław Bednarz
Wszyscy
znają dobrze szczegóły katastrofy samolotu AN-24 B na Policy w Zawoi 2 kwietnia
1969 roku, mało kto jednak wie że w Beskidzie Wyspowym pod szczytem Ćwilin, miała miejsce katastrofa samolotu Li-2
PLL LOT lecącego z Warszawy do Krakowa.
Ja też przypadkowo zapoznałem się z tą katastrofa studiując amerykańska
stronę internetową o wszystkich wypadkach samolotowych w świecie. Najpierw
zapoznam czytelników z miejscem katastrofy. Gdy jedziemy z Mszany Dolnej do
Limanowej to niedaleko za Mszana Dolna wspinamy się na przełęcz i wieś o tej
samej nazwie Gruszowiec. Na lewo od tej przełęczy wznosi się szczyt Śnieżnica o
wysokości 1006 m n.p.m. , natomiast na prawo szczyt Ćwilin o wysokości 1072 m n.p.m.
, który jest drugim co do wielkości w
Beskidzie Wyspowym.
Ryc.1 Widok na Ćwilin z Mogielicy
Szczyt jest bardzo atrakcyjny posiada wiele
osobliwości przyrody ożywionej i nie ożywionej, tak że zachęcam Czytelników do
odwiedzenia go. Z polany szczytowej roztacza się przepiękna panorama. Ale nie o
tym będzie mowa.
W
dniu 19 marca z Warszawy wyruszył samolot Lisunow Li-2 Polskich Linii
Lotniczych LOT na rejs do Krakowa. Powiedzmy więc sobie co nieco o historii tego samolotu. Li-2
był licencyjną produkcją ZSRR na podstawie amerykańskiego samolotu DC-3
(Dakota). Wyjątkowo ZSRR legalnie zakupił licencję w 1938 roku od USA.
Piszę wyjątkowo bo ZSRR bardzo często kopiował kapitalistyczne produkcje, nie
pytając o zgodę. Po dokonaniu przeróbek umożliwiających dostosowanie samolotu
do ciężkich przewozów transportowych w 1939 uruchomiono produkcje do celów głównie
transportowych, a także pasażerskich. Ogółem do końca 1946 roku gdy zakończono
produkcję z taśm fabryki w Chimkach koło Moskwy zeszło 3000 sztuk, najwięcej w
wersji transportowej. Polskie Linie Lotnicze LOT po wojnie odczuwały drastyczny
brak maszyn. Z końcem 1946 roku do Polski sprowadzono do Polski 20 samolotów Li-2
wersji 2P -pasażerskiej o dwóch silnikach tłokowych o mocy 840 KM
każdy. Taki samolot zabierał 26 pasażerów
i posiadał załogę złożona z 4
osób (2 pilotów, 2 stewardessy). Otrzymały one numery rejestracyjne do SP-LAA do SP-LAW. Nasz samolot nosił rejestracje SP-LAH. Czyli pochodził z tej dostawy. Były i następne dostawy tak
że w 1954 roku PLL LOT miał na swoim wyposażeniu maksymalna liczbę 39
egzemplarzy. Samoloty te były w służbie PLL LOT do połowy lat sześćdziesiątych, a
ostatni lot pasażerski odbył się w 1967
roku. Stopniowe wycofywanie tego modelu rozpoczęto w 1961 roku. W lotnictwie
wojskowym przetrwały do 1974 roku.
Ryc 2 Samolot Li-2P w barwach PLL LOT
Ale
wróćmy do pechowego 19 marca wówczas samoloty PLL LOT Warszawy do Krakowa latały nieco inną trasą kierowały się na
Dąbrowe Tarnowska gdzie był radiolatarnia, a następnie skręcały na Kraków. Po
minięciu radiolatarni w Dąbrowie Tarnowskiej
która w tym dniu miała awarię zasilania samolot utracił zdolności
prawidłowej nawigacji. Zboczył
zatem z zaplanowanej trasy i
niespodziewanie w warunkach złej pogody to jest gęstej mgły i błędu nawigacyjnego znalazł się nad
Przełęczą Gruszowiec. Należy w tym miejscu dodać, że w 1969 roku gdy była katastrofa w Zawoi samoloty z Warszawy do Krakowa latały już inna
trasą kierując się na radiolatarnie w Jędrzejowie. Ze względu na wspomnianą
mgłę pilot w ostatniej chwili zauważył stoki Ćwilina. Podciągnął więc maszynę
do góry by nie uderzyć czołowo i złagodził w ten sposób skutki uderzenia gdyż osiadł
równolegle do stoku. Manewrem tym
uratował pasażerów bowiem zginęła tylko 1 osoba z 23 znajdujących się na
pokładzie, a pozostałe zostały ranne. Samolot rozbił się wysoko koło przysiółka
Bursawina nad osiedlem Granice na wysokości około 950 m n.p.m. W warunkach
dużego zaśnieżenia okoliczni mieszkańcy przez cały dzień na prowizorycznych noszach z gałęzi
świerkowych jak i na własnych plecach znosili
rannych do karetek, które stały na dzisiejszej drodze krajowej nr 28.
Manewr podniesienia dziobu maszyny, który uratował pasażerów, był możliwy w tej
maszynie gdzie zainstalowane były silniki tłokowe, a prędkość przelotowa wynosiła
240 km/h. W AN-24B w 1969 taki manewr był niemożliwy gdyż samolot miał
silniki turbośmigłowe o mocy 2820 KM każdy, a prędkość przelotowa wynosiła
450km/h i samolot uderzył czołowo w stok. Wrak Li-2 w późniejszych dniach przetransportowano do
Limanowej gdzie leżał jeszcze długo koło bazyliki.
Moje 3 grosze
No
i mamy rozwiązanie innej tajemnicy Beskidów, a mianowicie katastrofy samolotu An-24
B z dnia 2.IV.1969 roku. Tak samo, jak w przypadki Li-2 miała miejsce
ograniczona widoczność, co spowodowało błąd nawigacyjny pilotów, a nadmiar mocy
w silnikach uniemożliwił „przeskok” nad szczytem Policy. I nie ma się co tu
dopatrywać żadnych dodatkowych udziwnień.
A
że wszystko zostało utajnione? To oczywiście – samolot wyprodukowano w ZSRR i
„wielki brat” nie życzył sobie, by dochodzenie rzuciło jakikolwiek cień na producenta.
Taki sam mechanizm działa w przypadku samolotu Tu-154M, który rozbił się
pod Smoleńskiem. W obu przypadkach chodzi o grubą kasę, zaś opowiastki o helu,
bombie czy jeszcze inne brednie są majaczeniami chorych umysłów.
Oczywiście
ktoś powie, że „wielki brat” zaliczył dwie katastrofy samolotów Ił-62
M – SP-LBG Tadeusz Kościuszko
(9.V.1978 r.) i SP-LAA Mikołaj Kopernik
(14.III.1980 r.) które latały w barwach LOT-u, i media zostały poinformowane o
katastrofach. Oczywiście, bo nie dało się ich ukryć – zginęło zbyt wielu ludzi
i obie zdarzyły się w okolicach Warszawy, a nie gdziekolwiek indziej. Ważne
jest miejsce tych tragedii. To okolice wielkiego miasta, a nie beskidzkich wsi…