Aleksandr Wiatkin
W systemie prądów
Morza Czarnego istnieją dwa ogromne wiry, kręcące się przeciwbieżnie do siebie
– jeden zgodnie ze wskazówkami zegara, drugi przeciwnie. Na cześć oceanologa
dr. Nikołaja Knipowicza, który
opisał ten schemat jako pierwszy, nazwano go „Okularami Knipowicza”.
Dawne dokumenty
mówią o czarnomorskim smoku, którego przezwano Blackie – a już to dlatego, że zamieszkuje on Morze Czarne, już to
ze względu na kolor skóry (black to
po angielsku tyle co czarny). W XX
wieku zaczęto go nazywać czarnomorską Nessie,
przez analogię do słynnego potwora ze szkockiego jeziora Loch Ness.
Przezywaliśmy go Porfirij
To ogromne morskie
stworzenie było już opisywane przez starożytnych Greków, Rzymian i
Bizantyjczyków. Jeszcze w V w. p.n.e. starogrecki historyk Herodot opowiadał o potworze zamieszkującym Pontus Euxinus – Morze Gościnne – jak nazywano wtedy Morze Czarne.
Potwór był koloru
czarnego, z gigantycznym wężokształtnym tułowiem o długości ok. 30 m, z pazurzastymi
łapami o niewiarygodnie wielką paszczą z dwoma rzędami zębów przerażających
rozmiarów. Opowiadano o tym, że potwór poruszał się z kolosalną prędkością, z
łatwością przeganiając najszybsze statki tamtych czasów.
A oto cytat z
zachowanych zapisów bizantyjskiego historyka Prokopiusza z Cezarei, żyjącego w VI wieku:
Złapany został morski potwór, którego przezwaliśmy Porfiriejem.
Zwierz ten przez ponad pół wieku tyranizował Bizancjum i jego otoczenie. Potwór
ten swoim atakiem znienacka zatopił wiele statków i ludzi na nich. Cesarz Justynian rozkazał złapać to monstrum,
ale to się nikomu nie udało…
Jak się udało złapać tego zwierza, to wam opowiem. Zdarzyło się
to, kiedy morze było absolutnie spokojne, bez fal. Obok ujścia z Morza
Gościnnego[1] pływało ogromne stado delfinów, które ujrzawszy potwora rozproszyły się w różne
strony. Złapawszy kilka z nich, potwór je pożarł, a potem ruszył w pościg za
pozostałymi, póki w podnieceniu łowami nie podpłyną za blisko brzegu. Utknąwszy
przy brzegu w głębokim ile, zwierzę zaczęło szarpać się by uciec, ale nie mogło
się ruszyć z miejsca. Kiedy to ujrzeli rybacy, to zebrali wszystkich
miejscowych mieszkańców i zaczęli tłuc potwora czym kto mógł, poczym już martwe
wyciągnięto na brzeg przy pomocy lin. Położywszy stwora na wozy stwierdzili, że
jego długość wynosiła 30 łokci, zaś szerokość 10.[2] Wraz z zabiciem morskiego potwora nastąpiło wybawienie nadmorskiej ludności od
wszelkich związanych z nim bied…
Równoległym kursem
Potem już tureccy
żeglarze niejednokrotnie zawiadamiali sułtana o napadach na statki
czarnomorskiego potwora. Widzieli go także rosyjscy marynarze z eskadry adm. Uszakowa, o czym zameldowano później
carowi Mikołajowi I. Ten bardzo się
zdziwił i zorganizował specjalną ekspedycję na Krym by złapać i zbadać
niezwykłego zwierza. Potwora grupa naukowców nie znalazła, ale znalazła jego
ogromne jajo ważące niewiele mniej niż pud.[3] Przez jego skorupę był
widoczny zarodek podobny do jaszczurki. Rozpoczęte naukowe dyskusje i badania
przerwała Wojna Krymska. Co się stało z jajem? – tego nie wie nikt.
Następnie przez
dziesięciolecia od czasu do czasu pojawiały się relacje naocznych świadków,
świadectwa pochodzące od rybaków i marynarzy o potworze i ogromna ilość nieprawdopodobnych
historii. Ludzie doszli do wniosku, że pływające potem wielkie parostatki
przestraszyły potwora i on się gdzieś przyczaił.
Tym niemniej w
czasie działań bojowych I Wojny Światowej potwór pojawił się ponownie. Opowiedział
o tym kapitan niemieckiego U-boota, który zobaczył to ogromne zwierzę, które
bezgłośnie przemieszczało się pod wodą równolegle do kursu okrętu. Była
księżycowa pełnia i oficer wyraźnie widział potwora przez lornetkę. Pomyślał,
czy nie ostrzelać go z broni pokładowej, ale on obawiając się zderzenia
rozkazał szybko pójść na głęboką wodę…
W czasach II Wojny
Światowej kapitan innego U-boota niejaki Max
Hegen także zaobserwował potwora, ale tym razem w dzień. Oficer był tak
zdumiony jego widokiem, że natychmiast zameldował o tym Grossadmirałowi Karlowi
Dönitzowi.
Psi łeb!
O znajdującym się w
Morzu Czarnym gigantycznym potworze wspomina w swych pamiętnikach poeta Maksymilian Wołoszin. Wspomniał on o
spotkaniu z nim Michaiłowi Bułchakowowi,
który wykorzystał ten dziwny fakt w swej fantastycznej noweli pt. „Fatalne
jaja”.
W czasach Związku
Radzieckiego opowiadano niemało historii, jak to wąż morski napadał na
kuracjuszy i nawet topił niewielkie statki, przez co miejscowi rybacy przez
długi czas bali się wyjść w morze. Wreszcie władze w odpowiedzi na mnogie
prośby i zażalenia, wysłały w rejon Kara-dagu kompanię czerwonoarmistów aby
znaleźć i unieszkodliwić potwora, ale ten z kolei jakby się w wodę zapadł. Nie
bacząc na to, że poszukiwania potwora niczego nie dały, ten nie przestawał od
czasu do czasu straszyć i terroryzować miejscowych mieszkańców, pokazując się
spod wody w najmniej oczekiwane momenty.
Bałakława i...
...widok na masyw Kara-dag z różnych ujęć
W 1938 roku,
tatarski rybak ze wsi Kuczuk-Łambat (dziś Kiparisnoje) wśród skał na brzegu spotkał
się oko w oko z potworem. Wprawdzie potwór go nie tknął, ale rybak ze strachu
dostał apopleksji. Kiedy znaleziono biedaka, ten powtarzał tylko „psi łeb, psi
łeb”. Po dwóch miesiącach rybak zmarł.
Z notatnika Wsiewołoda Iwanowa
W 1952 roku znajdując
się w pobliżu Teodozji, czarnomorskiego Blackie’ego
w czasie pół godziny obserwował znany radziecki prozaik Wsiewołod Iwanow. Obserwując rozbawione delfiny naraz zauważył on
nieopodal nich dziwny, jak się mu wydawało, kamień o obwodzie jakichś 10
metrów, cały pokryty wodorostami. Wcześniej on takiego tutaj nie widział.
Zdumiony znaleziskiem zaczął on obserwować, a kamień naraz poruszył się i
przekształcił w monstrum o ogromnej wielkości. A oto, co napisał on potem w
swym notatniku:
Stworzenie to
falującymi ruchami płynęło ku temu miejscu, gdzie znajdowały się delfiny, tj. w
lewą stronę buchty.[4] Ono było wielkie, bardzo wielkie, mierzyło jakieś 25-30 metrów, zaś szerokość
jego była równa szerokości biurka postawionego na boku. Potwór znajdował się
pod wodą na głębokości 1-1,5 metra i wydaje mi się, że było płaskie. Spodnia
część tego zwierzęcia była biała, na ile pozwalała dostrzec to głębokość wody,
zaś wierzchnia była ciemnobrunatna, co pozwoliło mi uważać to za wodorosty.
Potwór poruszał się tak, jak płynący wąż i powoli popłynął w stronę delfinów.
One szybko się ukryły. Nie dopadłszy delfinów, a może nawet nie polując na nie,
potwór zwinął się w kłębek, a prąd zniósł go ponownie w prawo. I ponownie stał
się podobny do brązowego kamienia, porosłego brunatnicami.
Zniesiony prądem
ku środkowi buchty na to miejsce, gdzie go ujrzałem po raz pierwszy, potwór
znów się rozwinął i zwrócił się w stronę delfinów podnosząc naraz głowę nad
lustro wody. Głowa miała rozmiar na rozłożenie rąk i była podobna do wężowej.
Nie wiedzieć dlaczego nie widziałem jego oczu, z czego można było wywnioskować,
że były one maleńkie. Potrzymawszy głowę nad wodą przez jakieś dwie minuty –
ściekały z niej wielkie krople wody – potwór szybko opuścił łeb do wody i
szybko popłynął za skały zamykające Sierdolikową[5] Buchtę.
W latach 90-tych
ubiegłego stulecia, miejscowi rybacy znajdywali w sieciach zwłoki delfinów z
dziwnymi obrażeniami. I tak np. brzuch jednego z delfinów był całkowicie
wyrwany jednym kęsem, przy czym szerokość paszczy, która tego dokonała,
wynosiła 1 metr, a na skrajach rany znajdowały się ślady ogromnych zębów. Żaden
ze znanych morskich drapieżników – w tym rekinów, które mogły tu przypłynąć z
Morza Śródziemnego – nie był w stanie tego dokonać.[6]
Niestety, jak dotąd nie uzyskano żadnej dokładnej informacji na temat tego morskiego potwora, w konsekwencji czego samo istnienie Blackie’ego bez względu na mnogie świadectwa, meldunki i relacje naocznych świadków, jest dla uczonych wątpliwe. Dysponujemy jednym, jedynym zapisem video, na którym można zobaczyć coś wielkiego, gigantycznego, płynącego w wodach Morza Czarnego, co zostało sfilmowane przez rodziną Gusarienkowów jesienią 2009 roku.
Źródło – „Tajny XX
wieka” nr 49/2017, ss. 30-31
Przekład z
rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz
[1]
Dardanele.
[2] 1 łokieć
= 45 cm.
[3] 1 pud =
16,38 kg.
[4]
Niewielka, szeroka zatoka morska.
[5]
Sierdolik = krwawnik, kamień półszlachetny występujący na Krymie w rejonie
powulkanicznego masywu Kara-dag.
[6] Poza
legendarnym Megalodonem.