Powyżej prezentuję artykuł
niejakiego CEZ-a, zamieszczony w „Angorze”
nr 10/2018 z dnia 11.III.2018 roku, s. 72, w którym CEZ obśmiewa Władimira Putina i jego sztabowców za
to, że pokazał całemu światu stare filmy, odpowiednio podfryzowane, ukazujące najnowocześniejsze
bronie rakietowe – chodzi dokładniej o ICBM Sarmat, który lata sobie
wokół Ziemi i w każdej chwili może na nią obruszyć ładunek kilku czy nawet
kilkunastu głowic A i/albo H, które klucząc lecą do celu/celów i na które nie ma
mocnej żadnej TA. Śmieszne jest to – wedle autora – że w rzeczywistości
pokazano 11-letni co najmniej film pokazujący inny ICBM R-36M2 Wojewoda, który
wprowadzono do służby w 1988 roku.
Na podstawie tegoż faktu autor
dochodzi do konkluzji, że grafika jak papier – wszystko wytrzyma. No i jest OK.
– złapano Putina na kłamstwie i Zachód, a w szczególności USA może sobie spać
spokojnie, bo Putin blefuje ergo,
wiele hałasu o nic. Nie mówiąc już o tym, że Iwan Mojsiejew wypowiedział się
autorytatywnie, cytuję: Nie można
zainstalować w skrzydlatej rakiecie silnika jądrowego. I nie ma takich silników,
koniec cytatu. Punctum.
Nie podzielam zdania CEZ-a i wcale
nie zamierzam dać się uśpić. Uważam, że zagrożenie jest całkowicie realne.
Putin może ma już swe lata, ale głupi – w przeciwieństwie do Trumpa – nie jest. Wystarczy, że niby
to dlaczego ma pokazywać swoją najnowszą broń Amerykanom i całej reszcie świata?
Żeby wiedzieli czego szukać i co – w razie draki – zniszczyć w pierwszej
kolejności? Nie ma tak dobrze. Pamiętam, jak w latach 80-tych Amerykanie
pokazywali swój prymat w Kosmosie i straszyli nas programami z cyklu Star Wars. Rosjanie wtedy mieli inne
kłopoty, ale w odpowiedzi pojawiły się u nich – już oficjalnie Kosmiczieskije Wojska SSSR, a potem KW RF. Poza tym jest jeszcze jedna
prawda, która brzmi: ci, którzy nie doceniali Rosjan szybko szli do piachu. Przekonał
się o tym Napoleon, przekonał się o tym Adolf. Rosjanie jak dotąd doskonale
bronią swej niezależności przed zakusami zachodniego kapitału, a Putin dobrze
wie, co robi trzymając rodzimych oligarchów krótko za mordę.
Obserwuję niebo w miarę możliwości
i pogody, na którym latają samoloty, balony, czasem szybowce, zaś wyżej ISS/MSK
i jej tendry. Poza nimi jeszcze sztuczne satelity Ziemi i… - no właśnie –
pojazdy, których nie ma w oficjalnych dossier
NASA, których nie obejmują żadne wykazy ziemskich obiektów orbitalnych.
A co do skrzydlatych rakiet z
napędem jądrowym, to być może chodziło nie o napęd, ale o źródło energii znajdujące
się na ich pokładach. Taka mikroelektrownia jądrowa, która może pracować
non-stop kilkanaście lat. Takie próby miały miejsce jeszcze w latach 50-tych,
kiedy to Amerykanie pracowali nad samolotem z napędem jądrowym. Tamte próby
skończyły się katastrofą i projekt porzucono. Ale nie jest powiedziane, że
Rosjanie nad tym nie pracowali i nie osiągnęli sukcesu. Taka skrzydlata rakieta
z atomowym źródłem zasilania jest całkowicie możliwa.
Zagadnienie atomowego napędu dla
rakiet było rozpatrywane już w latach 40-tych XX wieku. jego echa możemy
znaleźć w pierwszych powieściach sci-fi
Stanisława Lema, Krzysztofa Borunia i Andrzeja Trepki. Nad takimi
rozwiązaniami rzeczywiście się wtedy pracowało, i jestem pewien, że pracuje się
do dziś dnia po obu stronach oceanów. Dlatego właśnie wnioski CEZ-a uważam co
najmniej za nieadekwatne…
Opinie z KKK
Jakoś nie mogę sobie
wyobrazić bezpośrednią zamianę promieniowania jądrowego w długotrwały napęd
rakiety kluczącej. Oczywiście inaczej może wyglądać sprawa na orbicie, bo tam
nawet silniki jonowe mogą mieć praktyczne zastosowanie. Tak to widzę, jako amator
(Avicenna)
Tu jednak chyba chodzi
o nuklearne źródło zasilania aparatury pokładowej, a nie napęd rakiety.
Rosjanie nad tym pracowali od lat 50-tych, Amerykanie zresztą też – ogniwa
plutonowe SNAP pozostały na Księżycu, o ile dobrze pamiętam. Podobnie z Pioneerami i Cassinim. Chciano się uniezależnić od baterii słonecznych na
wielkich panelach... (Daniel Laskowski)
SALT II nigdy tak
naprawdę nie wszedł w życie, choć przez kilka lat podjęte w nim zobowiązania
były wykonywane przez obie strony. Ratyfikowano START-I, ale ten przestał
obowiązywać już dawno temu. SORT też wygasł. START II i START III były
niewypałami, a New START... Okazał się zwykłym robieniem dobrej miny do złej
gry. Jak zwykle zresztą. Gdyż umożliwiał obu stronom głoszenie wzniosłych
haseł, przy wymienianiu przez obie strony (choć Rosja na tym korzystała
bardziej) starych systemów na nowe. R-36M był pierwszym sowieckim ICBM'em
przenoszącym prócz RV'ów (a nieco potem - MIRV'ów) także "pomoce penetracyjne",
wabiki. Miały je także R-36M UTTCh. R-36M2 dostał MIRV'y nowszej generacji
i również wabiki.
Tego rodzaju środki
zostały zakazane na mocy traktatu SALT II z 1979. Złamanie tego traktatu nie
przeszłoby bez echa i na pewno Rosji by się nie opłaciło. Bo tam jeszcze dużo
fajnych rzeczy zostało zakazanych. Tak jak napisałeś dalej, w czasach przedtraktatowych
takie możliwości miał rosyjski pocisk R-36.
Znaczy to, że nie ma
teraz takich silników to jedna rzecz, a to czy się coś da czy nie da to całkiem
odrębna. Na przełomie lat 50./60. ub. w. w USA prowadzony był taki projekt SLAM
(Supersonic Low Altitude Missile). Był to pocisk manewrujący (a w zasadzie coś
bliżej bezzałogowego bombowca) napędzany jądrowym silnikiem strumieniowym.
Realizowała go firma Vought (wtedy LTV) pod nazwą Pluto. Prace przerwano w 1964 na etapie prób naziemnych silnika
jądrowego (pomyślnych). Tu można sobie o nim poczytać: http://www.designation-systems.net/dusrm/app4/slam.html
(Speedy)
Napisałeś – „Iwan
Mojsiejew (spec od polityki kosmicznej, ale nie od kosmonautyki) wypowiedział
się autorytatywnie, cytuję: Nie można zainstalować w skrzydlatej rakiecie
silnika jądrowego. I nie ma takich silników, koniec cytatu. Punctum.”
Otóż da się. Technologicznie
- bez większych problemów. Lotnicze silniki jądrowe rozwijano od lat
czterdziestych i jeśli komuś się wydaje, że prac zaprzestano, to jest w błędzie.
Pracuje się nad ich rozwojem ciągle, jednak natężenie prac zależne jest od
budżetu programów, którego wysokość zależna jest od chwilowych priorytetów. Do
rozpadu ZSRR pracowało nad tym biuro "Jużnoje", to samo, które
zbudowało wspomniane wyżej rakiety serii R-36. Prace kontynuowano później w
Rosji (BK "Jużnoje" znalazło się na Ukrainie). W USA prace na
zlecenie DARPA prowadziło kilka ośrodków i firm, poczynając od General
Electric, a kończąc na Georgia Nuclear Laboratory. Książkę można by o tym
napisać (a w kilku jest na ten temat przynajmniej po rozdziale)... (Grendel)