Powered By Blogger

czwartek, 8 marca 2018

Trójkąt Bermudzki – postrach Atlantyku




Wiktor Miednikow


Zjawiska, podobne do tych, jakie obserwuje się w Trójkącie Bermudzkim, zdarzają się także w rejonie Morza Diabelskiego  znajdującego się pomiędzy Japonią a wyspami Ogasawara (Bonin), które są także niebezpieczne dla żeglugi.

Trójkąt na Oceanie Atlantyckim, którego wierzchołkami są Floryda, Bermudy i Puerto Rico jest jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc na naszej planecie. Rejon ten wsławił się tajemniczymi zniknięciami statków wodnych i powietrznych. W celu wyjaśnienia tych wydarzeń postawiono rozliczne hipotezy: od niezwykłych zjawisk przyrodniczych aż do porwania ich przez Gości z Kosmosu albo mieszkańców Atlantydy. Sceptycy zaś twierdzą, że statki i samoloty w Trójkącie Bermudzkim przepadają równie często jak na innych akwenach Wszechoceanu, i wszystko można wytłumaczyć przyczynami naturalnymi. Taki pogląd także podziela US CG – czyli amerykańska Straż Przybrzeżna. Spory wokół tej anomalii ciągną się od dziesiątków lat, być może lepiej zorientować się w zagadnieniu pomogą najnowsze badania naukowe.


Paskudna reputacja


Trójkąt Bermudzki wzbudził strach u marynarzy jeszcze za czasów Krzysztofa Kolumba. W dziennikach okrętowych jego ekspedycji znajduje się zapis o zaroślach wodorostów, zatrzymujących ruch statków, o „wariującym” kompasie, o ogromnym znikąd pojawiającym się języku płomieni, i o  dziwnym świeceniu morza. Z podobnymi zjawiskami spotykali się potem także inni żeglarze. Ich relacje w portowych tawernach przekazywano z ust do ust, obrastały fantastycznymi detalami i z biegiem czasu powstawała ponura legenda i paskudna reputacja tego akwenu.

W XX wieku oliwy do ognia dolał pisarz Vincent Gaddis, napisawszy w 1946 roku artykuł do czasopisma „Argosy” i tajemniczym zaginięciu klucza amerykańskich samolotów bombowo-torpedowych Avenger. Jest on także uważany za autora określenia Trójkąt Bermudzki. A pracownik jednej ze światowych agencji informacyjnych Associated Press – Edward „Van Winkle” Jones po prostu nazwał to miejsce Morzem Diabła.
W 1974 roku, amerykański pisarz Charles Berlitz opublikował książkę pt. „Trójkąt Bermudzki”, w której zebrał on opisy tajemniczych wydarzeń w tym rejonie. Stała się ona bestsellerem. Jednakże sceptyczni czytelnicy złapali autora na tym, że niektóre fakty są pokazane niedokładnie.

W ślad za tym, w 1975 roku, były lotnik-instruktor zainteresowawszy się wydarzeniami na Atlantyku, Amerykanin Lawrence David Kusche opublikował książkę pt. „Trójkąt Bermudzki – tajemnica rozwiązana” (I wydanie polskie Warszawa 1983), w której dowodził, że nic dziwnego i tajemniczego na tym akwenie się nie zdarza. Książka powstała dzięki długoletnim badaniom dokumentów i rozmów z naocznymi świadkami, które ujawniły wiele błędów i niedokładności w publikacjach stronników istnienia tajemnicy „diabelskiej strefy”.

Tym niemniej zainteresowanie Trójkątem Bermudzkim, które wybuchło na przełomie lat 60. i 70. XX stulecia nie wygasło do dziś dnia.


Zagadkowe zniknięcia


Przez ostatnie 100 lat w rejonie Bermudów ucierpiało od awarii, uległo katastrofie czy znikło bez śladu setki statków morskich i powietrznych. Czasami znajdowano tutaj statki, które były porzucone przez załogi bez żadnych widocznych przyczyn. Ci ludzie znikli bez śladu.


Najsłynniejszym z nich było zniknięcie bez śladu klucza pięciu samolotów bombowo-torpedowych typu Grumman TBF Avenger. W dniu 5.XII.1945 roku, te samoloty wystartowały z Fort Lauderdale NAS i nie powróciły do bazy. Nie znaleziono ich szczątków. To miało miejsce w czasie lotu przy jasnej i słonecznej pogodzie, nad spokojnym morzem. W rozmowach z kontrolą lotów, lotnicy mówili o dziwnym zachowaniu się przyrządów nawigacyjnych i niezwykłych zjawiskach wizualnych – np. mówili, że jakby ogarniał ich jakiś ciemny obłok, w którym ostro pogarszała się widzialność. Ostatnią rzeczą, którą usłyszeli kontrolerzy lotu zanim łączność się definitywnie urwała – to słowa jednego z pilotów: „biała ściana” i „dziwna woda”.

W dniu 21.X.1944 roku, okręty US Navy odnalazły statek SS Rubicon opuszczony przez załogę i pasażerów (wszystkich na pokładzie było 300 osób). Jedyną żywą istotą znalezioną na pokładzie był pies. Ostatni wpis do dziennika pokładowego Rubicona był datowany na 26 września, kiedy wchodził on do portu w Hawanie. Na statku nie było szalup ratunkowych. Z dziobu zwisała oberwana cuma – gruba okrętowa lina służąca do mocowania statku do nabrzeża. Wytłumaczono to nagłym, nadchodzącym znienacka sztormem, który zmusił wszystkich do ucieczki ze statku w szalupach, i to tak szybko, że zapomniano o psie. W rezultacie tego, sztorm wyniósł szalupy na ocean, gdzie zatonęły.

W 1984 roku, bryg SV Marcus biorący udział w wszystkim znanym wyścigu żaglowców, zaginął bez wieści wraz z załogą, w północnej części Trójkąta Bermudzkiego, bez względu na to, że statek był wyposażony we współczesne systemy nawigacyjne.
Taka lista może być ciągnięta jeszcze długo…


Atak gazowy


Jedna z najbardziej popularnych hipotez wyjaśniających tajemnicę Trójkąta Bermudów głosi, że dochodzi tam do wyrzutów metanu z dna morskiego. W szczególności lansują ją australijscy uczeni Josef Monahan i David May. Zgodnie z tąż hipotezą, w rezultacie rozkładu hydratu metanowego (CH4 · H2O) powstają w wodzie ogromne pęcherze tego gazu. statek, który znajdzie się w takim bąblu, traci wyporność i zapada się w wodzie na dno oceanu. 


Metan wydostający się do atmosfery zmienia jej gęstość, co oznacza zgubę dla samolotów poprzez zmniejszenie siły nośnej i zmianę wskazań altymetrów. Poza tym metan w powietrzu może zatrzymać pracę silników. Jakby tego było mało, pęcherzyki metanu wibrują w częstotliwości ultradźwięków i negatywnie wpływają na psychikę człowieka, powodując panikę. Stąd właśnie biorą się te zagadkowe legendy o statkach opuszczonych przez załogi. I wreszcie miliardy metanowych bąbelków trąc o wodę i o siebie powodują powstanie ładunków elektrostatycznych i lokalne zmiany pola magnetycznego Ziemi. w takich warunkach samoloty tracą kierunek lotu.[1] 


A może magma?


Druga hipoteza mówi, że w rejonie Trójkąta Bermudów, na dnie rowów oceanicznych, gdzie znajdują się krawędzie płyt kontynentalnych i jednej oceanicznej, dochodzi do wylewów gorącej lawy, o temperaturze sięgającej powyżej 1000°C. Przydenna woda zalegająca przy dnie rozpadlin Grzbietu Śródoceanicznego tam się rozgrzewa od lawy do temperatury 500-600°C, ale się nie gotuje, a to ze względu na bardzo wysokie ciśnienie do 700-750 at, ale podnosi się do góry na głębokość 700-900 m i tam zaczyna wrzeć i zamieniać się w parę. Słup pary wodnej wyrywającej się do atmosfery tworzy głęboki krater w wodzie o głębokości setek metrów, który z ogromną siłą po kilkudziesięciu sekundach zasysa statek. Proces wydostawania się pary z głębiny powoduje potężne różnice potencjałów elektrycznych, zakłócenia pola magnetycznego i anomalie, które mogą wpływać na upływ czasu i powodować dziwne świecenia oceanu, o których tak często wspominają naoczni świadkowie.[2] 


„Głos morza”


W czasie sztormu powstaje tzw. „głos morza” – silne promieniowanie infradźwiękowe[3], którego częstotliwość wynosi 6 Hz[4]. Nie napotykający na swej drodze „głos morza” żadnej przeszkody może wypełniać przestrzeń na setki i tysiące kilometrów. Ludzie poddani napromieniowaniu infradźwiękami mogą odczuwać niepokój przechodzący w strach i panikę, halucynacje, które każą im uciekać z rejonu sztormu porzucając statek.[5] 


Wiry wodne Golfstromu


Angielski uczony sir Artur Eddington wysunął teorię o prostej zależności kierunku upływu czasu i ekspansji Wszechświata. Odkrycie to nazwał „strzałką czasu”. Kiedy zakończy się wchłanianie materii przez czarne dziury, to być może „strzałka czasu” obróci się w drugą stronę, a rozszerzanie stanie się kurczeniem (kontrakcją). Radziecki astronom i astrofizyk Nikołaj Kozyriew poparł tą teorię, uważa on mianowicie, że Czas jest czynnikiem fizycznym, a jego upływ cechuje się liniową prędkością powodującą odwrócenie w konsekwencji powinien się on podporządkować szczególnym prawom fizyki, np. prawom pochłaniania i odbicia. Stronnicy hipotezy Kozyriewa są przekonani, że wielkie wiry wodne o średnicy setek kilometrów spowodowane przez Golfstrom są przyczyną pojawiania się świecących czy białych kręgów i białej mgły magnetycznej, które opisują świadkowie w rejonie Trójkąta Bermudzkiego. One zakrzywiają przestrzeń wbrew „strzałce czasu” – i zmieniają upływ Czasu. Zmiana upływu Czasu i zmienia się ciężar[6] statku wodnego czy powietrznego. Być może błyskawiczna zmiana ciężaru stoi za przyczyną niektórych katastrof?


Czarne dziury


Szwajcarscy uczeni, badając akwen Atlantyku odkryli niezwykłe kratery, które swą aktywnością jak i matematyczno-fizycznymi parametrami przypominają czarne dziury w Kosmosie. One zasysają wodę oceaniczną i światło. Przez analogię z czarnymi dziurami wszystko, co wpada w taki krater znika bez śladu i na zawsze.


Przywiedliśmy tutaj tylko niektóre z hipotez, które mogłyby wyjaśnić tajemnice Trójkąta Bermudzkiego. Jednak zauważmy, że ta anomalia nie jest unikalna. Podobnych stref na Ziemi jest około 10, a wszystkie one znajdują się w miejscach zamieszkiwania ich przez dawne wysokorozwinięte cywilizacje. Rejon Bermudów jest tylko najbardziej znanym…


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 49/2017, ss. 20-21
Przekład z rosyjskiego – ©R.K.F. Leśniakiewicz




[1] To jeszcze nie wszystko, jako że metan wpływa toksycznie na psychikę ludzi i zwierząt, a poza tym zmieszany z powietrzem w ilości 4-16% stanowi mieszaninę piorunującą, która może eksplodować pod wpływem światła słonecznego czy wyładowania elektrycznego. 
[2] Zarówno hipoteza metanowa jak i parowa mają to do siebie, że obie doskonale tłumaczą zjawisko „kalafiora wodnego” zaobserwowanego w latach 60. przez załogę samolotu pasażerskiego lecącego z San Juan do Miami. Prawdopodobnie to właśnie wtedy doszło do uwolnienia się metanu lub pary wodnej z dna morskiego. Zjawisko takie może przebiegać bez wstrząsów sejsmicznych i tsunami, i dlatego przechodzi niezauważalnie. Ale w szczególnych przypadkach – jak np. w dniu 11.III.2011 roku – trzęsienie ziemi mogło uwolnić potężną erupcję metanu z dna Pacyfiku, co spowodowało wzmocnienie fali tsunami, która spustoszyła potem wybrzeża Japonii.
[3] Czyli dźwięk o częstotliwości <20 Hz.
[4] Częstotliwość 7 Hz jest niebezpieczna dla zdrowia człowieka, może spowodować m.in. zawał serca albo wylewy krwi do mózgu i w rezultacie śmiertelne zejście.
[5] Ta bardzo elegancka hipoteza ma jedną wadę: otóż gdyby tak było, to w czasie każdego sztormu ataki paniki ogarniałyby mieszkańców wybrzeży na głębokość nawet kilkuset kilometrów w głąb lądu (jak np. w przypadku wiatru halnego). Tymczasem takich zjawisk się nie obserwuje, co jednak nie przekreśla tej hipotezy całkowicie i można ją zastosować właśnie w stosunku do efektów oddziaływania wiatrów fenowych.
[6] Autorowi prawdopodobnie chodziło o zmianę masy statków. Zmiana ich masy (bezwładności ciał) mogłaby wpływać drastycznie na ich właściwości fizyczne…