Stanisław Bednarz
Styczeń to miesiąc specyficznych
rocznic, gdy świat o mało nie stawał w
obliczu nie kontrolowanego wybuchu bomby wodorowej.
60 lat temu, 24 stycznia 1961 r., w rejonie
miejscowości Goldsboro w Północnej Karolinie, rozbił się B-52, przenoszący dwie
bomby termojądrowe.
57 lat temu, 13 stycznia 1964 r.
w Cumberland w stanie Maryland w Stanach Zjednoczonych rozbił się kolejny B-52,
z dwoma bombami termojądrowymi.
17 stycznia 1966 r., do podobnej
katastrofy doszło w rejonie Palomares w Hiszpanii, gdy B-52 z czterema bombami
termojądrowymi (i prawdopodobnie z 2 pociskami rakietowymi z głowicami
jądrowymi) rozbił się podczas tankowania.
21 stycznia 1968 r. B-52,
z czterema tego typu bombami, rozbił się u wybrzeży Grenlandii.
We wszystkich opisanych
przypadkach szczęśliwie nie doszło do katastrofy nuklearnej, jednak w trzecim i
czwartym miało miejsce skażenie. Wszystkie te katastrofy miały związek z
operacją amerykańskich sił powietrznych polegających na utrzymywaniu alarmowej
gotowości bombowców strategicznych, patrolujących w powietrzu z bronią jądrową.
W jej ramach, samoloty B-52 wykonywały długotrwałe loty – nad
obszarem Alaski, Kanady, Arktyki,
Grenlandii.
Intensywna eksploatacja samolotów, musiała doprowadzić do wypadków, Katastrofa pod Goldsboro. Nocą z 23 na 24 stycznia 1961 r., po starcie z macierzystej bazy w Goldsboro w Karolinie Północnej, samolot B-52G z ośmioosobową załogą, rozpoczął tankowanie w powietrzu. W trakcie tej operacji dostrzeżono wyciek paliwa ze zbiornika skrzydłowego. W tej sytuacji pilot przerwał tankowanie i skierował się na specjalną trasę okrężną, Jednak wyciek coraz bardziej się powiększał. Na podejściu do bazy piloci stracili panowanie nad samolotem, który przechylił się na skrzydło. W tej sytuacji, na wysokości ok. 2700 m dowódca wydał rozkaz zrzutu nieuzbrojonych bomb, a następnie katapultownia załogi. Ta ostatnia czynność udała się tylko sześciu członkom załogi, z których jeden zginął w wyniku. Bombowiec rozbił się na plantacji tytoniu ok. 19 km na północny zachód od Goldsboro. Jednej z bomb otworzył się po zrzuceniu spadochron hamujący (lotnicze bomby jądrowe zwykle zrzucano na spadochronach, aby samolot miał czas odlecieć poza pole rażenia wybuchu). Opadła ona bezpiecznie i zawisła na drzewie. W drugiej z bomb spadochron się nie otworzył, w wyniku czego zaryła się z prędkością ok. 310 km/h w błotnistym gruncie na głębokość ok. 55 m, sama bomba rozpadła się. Według oficjalnej wersji bomby opadły na ziemię bezpiecznie. Jednak w 2013 r. Departament Obrony USA odtajnił dokumenty, z których wynikało, że w przypadku bomby, która opadła na spadochronie, z 6 systemów zabezpieczających 5 zawiodło, a przed uruchomieniem sekwencji detonacji ochronił ładunek tylko zwykły bezpiecznik elektryczny. Również bomba, która zaryła się w glebie, opuściła samolot częściowo uzbrojona. Ze względu na podmokły grunt z ziemi wydobyto jedynie jej część, resztę (w tym ładunek uranu i człon termojądrowy) zasypano, a wojsko wykupiło teren w promieniu 120 m.
Katastrofa pod Cumberland. 13
stycznia 1964 r. B-52 powracał do Albany w Georgii po odbyciu długiego patrolu
aż nad Europą. Na pokładzie znajdowały się dwie bomby, typu Mk-39.
W rejonie Cumberland w stanie Pennsylvania samolot wpadł w silne turbulencje, w
wyniku których samolot utracił statecznik pionowy. W tej sytuacji dowódca wydał
rozkaz opuszczenia samolotu. Udało się to tylko 4 członkom załogi. Samolot wraz
z operatorem radaru i bombami rozbił się w rejonie góry Savage. Spośród
czterech członków załogi, którzy się katapultowali, strzelec i nawigator zmarli
z wyniku wyziębienia, natomiast pilot i drugi pilot dotarli do siedzib
ludzkich. Wrak samolotu gdy go odnaleziono
był przykryty 40-centymetrową warstwą śniegu. Obie bomby przetrwały.
Moje
3 grosze
Rzecz jest bardzo ciekawa.
Oczywiście nie są to jedyne wypadki z bronią jądrową i instalacjami
nuklearnymi. Tak się składa, że mamy przygotowaną do wydania książkę pt.
„Piekielne katastrofy nuklearne”, która ukaże się wkrótce, a którą polecamy! A
oto projekt okładki: