Stanisław Bednarz
Mija 56 lat od największej
katastrofy morskiej po wojnie . 10 stycznia 1965 zatonął na Morzu Północnym MS Nysa. Zginęli wszyscy z 18 członków
załogi. W Stoczni Gdańskiej, w 1951 roku zwodowano
pierwszy ze statków typu B 51, który po otrzymał nazwę Nysa. Matką chrzestną
była przodownica pracy Anna
Walentynowicz znana z innych okoliczności. Była to niewielka, bo raptem
60-metrowa jednostka o wyporności 486 ton, prędkość 10 węzłów.
30 grudnia 1964 r. Nysa
wyszła z Gdyni z ponad 23 tys. worków cebuli. do portów brytyjskich. Kiedy Nysa
była już na morzu, PŻM zdobył kontrakt na trasę powrotną - ze szkockiego portu
Leith miała zabrać do Oslo pocięte szyny kolejowe. Jak wynika z akt, powołani
przez Izbę Morską biegli orzekli, że szyny nie zostały odpowiednio
zasztauowane, czyli ułożone i zabezpieczone drewnianymi wypełnieniami tak, by w
czasie kołysania na morzu się nie przesunęły.
Wykonanie sztauerki szyn ciętych
wykonane zostało bez użycia drewna sztauerskiego. W niedzielę 10 stycznia
nadszedł sztorm o sile 10 stopni w skali Beauforta. Na pokład statku wdzierały
się przeszło 12-metrowe fale. Nie wiemy co wtedy działo się na pokładzie
polskiej jednostki, bo nie ustaliła tego do końca nawet Izba Morska. Wiemy
natomiast, że niedaleko Nysy sztormował norweski statek Berby.
To właśnie jego załoga po godzinie 22. odebrała sygnał SOS nadany z polskiej
jednostki.
W zeznaniach norweskiego kapitana
Knuta Kristoffersena możemy
wyczytać, iż obserwując obcy statek, zobaczył, jak w pewnym momencie polski
statek ustawia się bokiem do nadchodzących fal. Kapitan nadał przez radio
sygnał ratunkowy i ruszył na pomoc. Niestety po przybyciu na miejsce nie
znaleziono już niczego - ani statku, ani załogi… Z 18 członków załogi 11 nigdy
nie odnaleziono.
Przy dużym sztormie załoga nie
miała szans na szybkie opuszczenie szalup. Szansą mogły być pneumatyczne tratwy
ratunkowe, ale przed rejsem zostały zdjęte, bo nie miały już atestu, nowych nie
założono. Wyjaśniło się też, dlaczego z Nysy nadano sygnał SOS tylko
reflektorem, a nie o wiele bardziej widocznymi flarami. Po prostu metalowa
skrzynka z materiałami pirotechnicznymi została zamknięta na kłódkę z powodu
kradzieży, więc zapewne nikt nawet nie próbował szukać kluczyka do nieszczęsnej
kłódki.
W 2006 roku jedna z rodzin
ujawniła list, który miał zostać napisany przez członka załogi
"Nysy". Jego treść była niezwykle dramatyczna:
Statek
nasz załadowany jest szynami, mocno przeładowany, ogromny sztorm. Wiem, że nie
ma dla nas ratunku, fale zalewają statek, silniki przestały pracować, a wraz z
nimi pompy. Próbowaliśmy opuścić szalupę. Woda zalewała ją jednak. Statek
pogrąża się coraz bardziej w głębinę. Dalej nie mogę pisać.
Dziś możemy stwierdzić, że ów list jest falsyfikatem. Jak
czytamy w relacji kapitana Kristoffersona tragedia Nysy była kwestią
zaledwie kilku chwil. Trudno przypuszczać, że jeden z marynarzy w tym czasie
zamiast ratować siebie pisał list, który następnie zamknął w butelce i wyrzucił
za burtę…
Izba Morska ostatecznie nie zdołała
ustalić przyczyn zatonięcia Nysy. Pozostały jedynie przypuszczenia
i pewnego rodzaju spekulacje. Na jesieni 2018 roku w kościele morskim św. Jana
Ewangelisty w Szczecinie odsłonięto tablicę upamiętniającą tamto tragiczne w
skutkach wydarzenie.