Powered By Blogger

sobota, 2 stycznia 2021

Jak parowozy uratowały pasażerów przed zamarznięciem

 


Stanisław Bednarz

 

Patrząc na dzisiejsze słońce, brak śniegu nie sposób nie wspomnieć o horrendalnym Sylwestrze i Nowym Roku 1978/1979  (potocznie tzw. zima stulecia choć nią nie była). 30  grudnia, za sprawą rzadko spotykanego układu  niżów i wyżów, zaczęły napływać do naszego kraju lodowate masy powietrza. Temperatura spadła do minus 25 stopni, Tej samej nocy, kiedy wszyscy świętowali rozpoczęcie się Nowego Roku, zaczął padać śnieg…

Przez cały dzień i noc sylwestrową spadło tyle śniegu, że jedni w ogóle nie dotarli na zabawy noworoczne, zaś inni zostali uziemieni tam, gdzie Nowy Rok witali… Śnieg padał przez cały Sylwester i Nowy Rok oraz 2 stycznia, siła wiatru dochodziła do 11 stopni w skali Beauforta, a temperatura spadała do minus 25 stopni. Przez 92 godziny nieprzerwanie trwała zamieć, a dochodzące do wysokości 3,5 m zaspy sparaliżowały komunikację.

Tymczasem u nas na południu Polski i w Jordanowie w Sylwestra   panowała ciepła pogoda temperatura było +8°C.  U nas sielanka skończyła się  1 stycznia rano gdy już było -14°C,  ale skala zjawisk nie była tak ostra jak na obszarze nizinnej Polski…

Sparaliżowało kolej. Kto wyjechał pociągiem na spotkanie Nowego Roku utknął. W kolejnych dniach wskutek zakłóceń w transporcie zaczęło brakować węgla. Zamarznięte zwrotnice kolejowe i popękane szyny i trakcja spowodowały, że transporty węgla do elektrociepłowni docierały rzadko. Już samo to powodowało wielogodzinne opóźnienia pociągów, a znacznie je zwiększyło przyznanie przez Ministerstwo priorytetu składom wiozącym węgiel. Pociągi towarowe również zatrzymywane były przez zaspy, a kiedy cudem dojeżdżały do miejsca przeznaczenia, węgiel był tak zmarznięty, że nie tylko nie dawało się go od razu użyć, lecz nawet rozładować z wagonów. 

Odwołano osiemset połączeń pasażerskich, a te, które utrzymano, biły rekordy opóźnień. Ot choćby nocny pociąg ze Szczecina do Białegostoku, który zgodnie z rozkładem miał być na stacji docelowej rano, tymczasem było już dobre południe, kiedy wyjechał… z Gdyni. Skład Kołobrzeg–Warszawa jechał– równo 26 godzin. W okolicach Piły  w zaspach utknęły trzy pociągi osobowe. Nic dziwnego, że na dworcach rozgrywały się sceny apokaliptyczne. Kłębiły się tłumy pasażerów. Jednak i oni utknęli w pociągach i na stacjach. Pociąg osobowy zdążający z Kielc do Katowic utknął w zaspach śnieżnych w okolicach Charsznicy, a pociąg jadący z Katowic do Gdyni dotarł do celu po 28 godzinach, mając 17 godzin spóźnienia W nieogrzewanych z powodu zerwania  trakcji  pociągach utknęły tysiące ludzi.

Na ratunek wyruszyły  wtedy niezawodne parowozy, które dały upragnione ciepło do wagonów. Uruchomiono wszystkie czynne parowozy i one ruszyły na ratunek  zmarzniętym. Parowóz, jak poczciwe zwierzę  emanuje ciepło. W warunkach zimy tak ostrej szczególnie dobrze spisywały się Ty-2 lepiej przystosowane przez  dodatkowe zabezpieczenia. Składały się na nie: izolacja watą szklaną kotła i skrzyni tendrowej, instalacja ogrzewcza w skrzyni wodnej tendra, izolacja sprężarki, przeprowadzenie przewodów smarnych pod otulina kotła itp. Było to niewątpliwie wynikiem nieplanowanej konfrontacji Wehrmachtu i służb transportowych z warunkami rosyjskiej zimy przełomu lat 1941/1942.

„Zima stulecia” w Polsce zakończyła się 6 stycznia Kiedy w marcu przyszedł czas na podsumowania, zauważono przytomnie, że zima 1978/1979 była wprawdzie nieco chłodniejsza i dużo bardziej śnieżna, zwłaszcza na północy Polski, niż zimy poprzednie, jednak szczególnie się nie wyróżniła dlatego zima stulecia trzeba  ująć w cudzysłów. Bo prawdziwe zimy tego stulecia to 1928/1929 1939/1940 o nich innym razem.

 








Moje 3 grosze

 

Pamiętam i jest to jedno z najfajniejszych wspomnień, bo poczułem się jak bohater powieści Londona czy Curwooda. TV przekazywała hiobowe wieści z północy i zachodu kraju. W Jordanowie było fajnie - pamiętam jak szedłem na noworoczną domówkę, to było +8°C i wiał halny. Rano nie mogliśmy otworzyć drzwi, bo były zasypane śniegiem po kolana, ale drogi były już jako-tako przetarte. Sypał śnieg i temperatura spadła do -15°C... Jechałem wtedy trzy dni z Jordanowa do Kętrzyna przez Warszawę (do której dojechałem jeszcze o czasie), a potem przez Ełk i Giżycko do Kętrzyna. Podróż była koszmarna - ale wagony były ogrzewane...

Okazało się, że byłem w jednostce jako jeden z pierwszych, a ostatni kolega przyjechał z tygodniowym opóźnieniem. Przez ten tydzień odkopywaliśmy CS WOP ze śniegu i pomagaliśmy cywilom odkopywać miasto. Sytuację opanowano dopiero po 2 tygodniach, kiedy temperatura poszła w górę i zrobiło się cieplej...