Powered By Blogger

środa, 12 stycznia 2022

Rezydencja z nieżyczliwym widmem

 

Wołogda

Wiktor Miednikow

 

Druga nazwa Wołogdy – miasto Nasona. Nazwa ta została nadana od imion świętych: Nasona i Sosiparta, w dniu, w którym car Iwan III Groźny położył pierwszy kamień pod budowę tamtejszej twierdzy. Wydarzenie to miało miejsce w dniu 28.IV.1565 roku.

W tym mieście, złą sławą cieszy się dom z widmami. Miejscowi ochoczo pokazują go turystom i opowiadają historię mrożącą krew w żyłach. Wołogda nie jest wyjątkiem. W tym mieście znanych jest jeszcze kilka domów, w których zamieszkują duchy. W jednym z takich domów przebywał także autor niniejszego artykułu.

 

Nocne czuwania wraz z duchami

 

W młodości uczyłem się w jednej ze szkół w Wołogdzie i dorabiałem jako nocny stróż w jakimś państwowym przedsiębiorstwie znajdującym się pod adresem: ul. Hercena 35. Była to zabudowa miejska, dom z drewnianymi kolumnami, takich w Wołogdzie było wszystkiego pięć.


Dom Puzana-Puzyriewskiego w Wołogdzie


Ten budynek mi się podobał, ze swymi półpiętrami. Zawsze w nocy przebywałem tam z zadowoleniem. Przychodząc tam pod koniec dnia roboczego, zamykałem drzwi za ostatnim pracownikiem i zostawałem sam w ogromnym domu. Instalowałem się w małym pokoiku przeznaczonym dla stróżów, obkładałem się podręcznikami i konspektami, i spokojnie przygotowywałem się do seminariów, w ciszy i spokoju, z dala od hałasów. Żeby nie taić grzeszków, sprowadzałem sobie na noc moją przyjaciółkę, bowiem mnie nikt nigdy nie kontrolował. Byliśmy młodzi, a czteroosobowy pokoik w akademiku nie sprzyjał prywatności.

Ze mną pracował Tola, kolega z kursu. To on przyprowadził mnie do tego przedsiębiorstwa. Dyżurowaliśmy na zmianę – noc on, noc ja. I wszystko szło swoją drogą – wypłaty dostawaliśmy regularnie, nie były to wielkie pieniądze, ale był to niezły dodatek do stypendium, a w pracy nie zdarzały się jakieś wydarzenia. Jednym słowem – synekura.

Ale pewnego razu Tola powiedział mi, że pracować tu nie będzie i się zwalnia. Zacząłem się dowiadywać, jaka była przyczyna tej nagłej decyzji. Tola się wykręcał i milczał jak partyzant na przesłuchaniu, ale w końcu opowiedział:

- Siły nieczyste są tam u nas. Jakaś siła nieczysta w tym domu się zagnieździła. Już od dawna około północy słyszałem na korytarzu jakieś dziwne dźwięki. Już to ktoś chodzi, ktoś szura nogami, ktoś ciężko dyszy, kaszle i smarka… Otwieram drzwi, wyglądam – nikogo! Już się kiedyś czaiłem przy drzwiach. I znów słyszę, ktoś szura i to w pobliżu moich drzwi. Wypadam na zewnątrz a tu nic – pusty korytarz…! Ale nie przywiązałem do tego większego znaczenia: nie takie cuda akustyki się zdarzają i może być, że to z ulicy takie dźwięki dobiegają.

Ale wczorajsze zdarzenie mnie dokopało. Położyłem się spać i zasnąłem. I nagle się obudziłem, jakby mnie ktoś dotknął. I wyobraź sobie, ogarnął mnie taki strach, że poczułem igiełki na całym ciele. Otworzyłem oczy, a koło kuszetki, na której sypiamy, stoi jakiś staruszek ze świecą i patrzy na mnie. Ubiór na nim w stylu munduru urzędnika państwowego. A ta świeca świeciła jakoś dziwnie – płomień był żółtozielony, blady i zimny, jakby martwy. Chciałem zapytać: kim obywatel właściwie jest i jak się pan tu dostał? – ale nie mogłem ust otworzyć i wydać z siebie dźwięku. A oczy u niego – przerażające! Nie wiem, jak długo on stał i patrzył na mnie. Wydawało mi się, że całą wieczność. A potem westchnął, tak ciężko i znikł.

 

Nieudana randka

 

Mówiąc krótko, Tola się zwolnił po takim doświadczeniu. Na jego miejsce przyszedł drugi chłopak z naszego rocznika. I co0 ciekawe, ani on, ani nikt inny nie zaobserwował w tym domu jakichś anomalnych zdarzeń. Ale do czasu…

Pewnego razu przyszła do mnie na dyżur moja dziewczyna. I tylko przyjemne rendez-vous nam nie wyszło. Nasze nadzieje rozpadły się w proch i pył. W trakcie miłej rozmowy słyszymy naraz jakieś ciężkie kroki na korytarzu. I naraz ktoś tak silnie walnął w drzwi, że aż ściana zadrżała. Przelękła się moja dziewczyna, zbladła, wargi jej zadrżały, słowa wypowiedzieć nie może. Teraz uwierzyłem Toli (do tego czasu sądziłem, że fantazjował). Podszedłem zdecydowanie do drzwi, otworzyłem – żywego ducha. Nikogo! Moja dziewczyna szybko zabrała się i uciekła w noc. Nigdy więcej nie przyszła tutaj. A ja dopracowałem do końca nauki i nie stwierdziłem żadnych anomalnych zjawisk, nawet kiedy przyprowadzałem tam inne dziewczyny. Zawsze było cicho, spokojnie i miło, a duch nas nie nawiedzał.

 

Państwowy doradca – samobójca

 

Do tego czasu nie wiedziałem niczego o historii tej rezydencji i jego gospodarzy. I nawet nie chciałem wiedzieć, miałem inne rzeczy na głowie. I dopiero po wielu latach, kiedy przyjechałem do siostry, natknąłem się u niej na egzemplarz gazety „Nasza Wołogda” ze zdjęciem znanego mi domu z kolumnami. Dowiedziałem się, że zbudowano go w 1868 roku i należał on do dworzanina, bogatego posiadacza ziemskiego Pawła Dimitrijewicza Puzan-Puzyriewskiego. Na parterze znajdował się salon i jadalnia, zaś na piętrze – pokoje i sypialnie.

Wiadomo o nim, że w 1813 roku wstąpił do Biełozierskiego Pułku Piechoty. W 1838 roku zwolnił się ze służby wojskowej „z powodów rodzinnych” w stopniu kapitana. Od 1843 roku był w służbie państwowej jako: państwowy doradca, urzędnik ds. nadzwyczajnych przy gubernatorze Wołogdy i dworski asesor, a od 1850 roku – przewodniczący miejscowego sądu. Poza tą rezydencją, Paweł Dymitriewicz posiadał jeszcze domy w gminach: Wołogodskiej, Kadnikowskiej i Grjazowieckiej. A jego żona Jekatierina Grigoriewa była córką griazowieckiego posiadacza ziemskiego Płatona Wołkowa, który był pierwowzorem gogolowskiego prezesa Horodniczego – głównego bohatera spektaklu „Rewizor”.

Jego życie i zawrotna kariera zakończyły się nagle. W Wołogdzie krążyły plotki, że skończył on ze sobą powiesiwszy się na strychu swej rezydencji. Przyczyną były wielkie długi. I od tego czasu dom jest nawiedzany przez nieutuloną duszę swego właściciela, pochowanego bez cerkiewnego błogosławieństwa.

 

Od foto-atelier do korpusu dyplomatycznego

 

Po samobójstwie Puzana-Puzyriewskiego jego dom został zlicytowany za długi i przekazany miastu. W nim rozmieszczano różne instytucje, ale nie wiedzieć dlaczego długo one w tym domu się nie utrzymywały. Jak widać, duch właściciela domu nie pozwolił na to. Jeżeli ktoś z nowych użytkowników domu nie spodobał się gospodarzowi, to niezmiennie robił wszystko, by wyżenić intruza z rezydencji (co właśnie stało się udziałem mojego przyjaciela Toli). Jakimś sposobem wspólny język z duchem udało się nawiązać miejscowemu artyście-fotografikowi Xenofontowi Baraniejewowi: jego warsztat znajdował się w tym domu w latach 1896-1941. Być może ducha zainteresował sam proces fotografowania i wywoływania zdjęć.

W latach 1914-1918 w rezydencji znajdował się jedyny w mieście klub związków zawodowych, a po rewolucji przerwał swoja działalność wraz z miejscowym handlem.

W marcu 1918 roku do Wołogdy z Piotrogrodu przeniósł się korpus dyplomatyczny obcych państw. W domu przy Hercena 35 znajdowała się ambasada USA. Mieszkał tam sam ambasador z żoną oraz całym sekretariatem, tam też znajdowała się kancelaria. Ale obcokrajowcy w czymś to narazili się „gospodarzowi” domu i pomieszkali tam dwa lata.

Czas biegł, zmieniały się warunki. W 1920 roku w domu tym zainstalował się Klub Pracowników Wodnych. Do początku lat 90-tych były tam kolejno: internat, sanepid, jacyś kooperanci, którzy wstawili do rezydencji potężne maszyny (to oni stali się ostatnią ofiarą widma). A po 1995 roku w budynku powstało Muzeum Korpusu Dyplomatycznego. Nowi gospodarze przez dwa lata doprowadzali dom do porządku, wyremontowali, doprowadzili do stanu używalności. Taki gospodarski zabieg, jak widać, mógł się komuś spodobać. Potwierdza to dyrektor muzeum Aleksander Bykow, słowa którego cytowała w swym artykule pt. „Rezydencja z duchem” Elena Archangielskaja, opublikowanym na łamach gazety „Nasza Wołogda” z dn. 10-16.IX.2009 r.

- My jego ani raz nie widzieliśmy, ale często czujemy jego obecność. Nasz duch jest z charakterem. Jak mu się nie podobają klienci, to on pozbywa się ich wszelkimi możliwymi sposobami. Tak jak tym kooperantom, co to byli przed nami przepędził już to urządzając im potopy, już to pożary. No i ich wysiudał. A my jego domem się opiekujemy i dbamy o niego, i tak sobie z nim ułożyliśmy życie…

Mamy nadzieję, że duch Pawła Dimitriewicza wreszcie się uspokoił i cieszy się, że jego dom dostał się w dobre ręce. W samej rzeczy, muzeum jest interesujące. Znajdują się w nim interesujące materiały: dokumenty, listy, dzienniki z archiwów Rosji, USA, Wielkiej Brytanii, Francji a także różne artefakty z przeszłości liczącej co najmniej 100 lat, kiedy to Wołogda była dyplomatycznym centrum Rosji. Duchowi zapewne podobają się wnętrza, w których znajdują się przedmioty z początków XX wieku.

 

Źródło – „Tajny XX wieka” nr 35/2021, ss. 36-37

Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz