14.8.
Dodatki.
Oczywiście
chciałbym dodać coś od siebie do tej pracy, ale już poza przypisami, bowiem w
ciągu tych 8 lat od wydania tej książki wiedza poszła do przodu i pojawiły się
nowe teorie.
Także moja siostra Wiktoria
Leśniakiewicz i ja zabraliśmy nasz głos w tej sprawie, a oto nasze
przemyślenia, które znalazły się na łamach japońskiego periodyku „The UFO
Researcher” nr 1/2003:
W
„Kanonie hipotez o pochodzeniu Meteorytu Tunguskiego” sformułowanym jeszcze na
początku lat 60. XX wieku przez P. I. Priwałowa znajduje się około 80
hipotez i teorii na temat tego, czym był i skąd pochodził Tunguski Fenomen,
który w dniu 30 czerwca 1908 roku, o godzinie 07:17.11 IRKT, czyli 00:17.11
GMT, potworną eksplozją o mocy szacowanej od 13 do 130 Mt TNT spustoszył obszar
tajgi o powierzchni równej powierzchni Belgii. Jedną z tych hipotez, oznaczoną
jako A-12 jest oryginalna hipoteza kosmolotu-kontromota sformułowana przez
dwóch radzieckich pisarzy-fantastów Arkadego i Borysa Strugackich w
powieści pt. „Poniedziałek zaczyna się w sobotę”, na podstawie, której
nakręcono w Związku Radzieckim film pt. „Czarodzieje”, NB w stylu najlepszych
komedii Leonida Gajdaja...
Nie
wdając się w szczegóły – bo zainteresowanych odsyłamy do lektury tej bardzo
ciekawej powieści – powiemy tylko tyle, że według tu powołanych autorów w dniu
1 lipca 1908 roku, w pobliże Ziemi zawitał kosmolot pilotowany przez Istoty-kontromoty,
dla których czas płynął odwrotnie w stosunku do naszego – tak, że nasze jutro
było Ich dniem wczorajszym, zaś nasze wczoraj było Ich jutrem...
W
czasie próby lądowania na powierzchni naszej planety doszło do katastrofy.
Efekty znamy. W okolicach punku na kuli ziemskiej, opisanego współrzędnymi 60°55’N
i 101°57’E, fale uderzeniowe i pożary zniszczyły 80.000.000 drzew.
Zginęło też wielu ludzi – głównie wędrownych Ewenków (Tunguzów) i niepoliczona
ilość zwierząt, w tym hodowanych przez nich reniferów.
Do
dziś dnia nie znaleziono żadnych szczątków kosmicznego „gościa”. No, może nie
całkiem tak, bo znaleziono kilka dziwnych lejów wypełnionych brunatną wodą i
ogromne Bagno Południowe o średnicy 7 x 10 km, które to formacje znajdowały się
w pobliżu epicentrum wybuchu. Roboczo założono, że znajdują się w nich odłamki
meteorytu i zaczęto ich szukać. Nie
znaleziono niczego. Zakładając, że Bagno Południowe jest astroblemem po
impakcie ogromnego meteorytu poszukano i tam. Bezskutecznie. Podejrzewamy więc,
że ten brak szczątków Tunguskiego Ciała Kosmicznego stanowi klucz do
zrozumienia tajemnicy tej katastrofy, i kilku innych – równie niewyjaśnionych –
też.
Co
się stało ze szczątkami dziwnego „gościa”? Oczywiście wyparowały od udaru
termicznego eksplozji – odpowie sceptyk i na tym zakończy dyskusję. Jest dlań
oczywiste, że skoro temperatura eksplozji osiągnęła 100.000 – 1 mln K, to tak
musiało się stać. Oczywiście, tylko że nie zapominajmy o małym, ale znaczącym
drobiazgu, a mianowicie – ów TF poruszał się ze znaczną prędkością, która
wynosiła około 20 km/s w atmosferze. A zatem masywne odłamy TF zanim wyparowały
od promienistego uderzenia wybuchu, musiały przelecieć co najmniej kilka
kilometrów – i najprawdopodobniej wbiły się w ziemię – a raczej w wieczną zmarzlinę
tunguskiej tajgi, która nie pozwoliła im wyparować, gwałtownie odbierając im
ciepło i tając – stąd powstał astroblem Bagna Południowego i leje poimpaktowe.
A zatem odłamy te powinny tam tkwić in saecula seculorum. Amen. A jednak
nie tkwią. Nawet gdyby doszło do ich rozłożenia chemicznego czy sproszkowania
wskutek wtórnych eksplozji pary wodnej, to ślad chemiczny po tym TCK pozostałby
i znaleziono by go w trakcie analiz mikrochemicznych i fizycznych. Nie
znaleziono niczego. Wprawdzie niektórzy uczeni podają, że znaleziono jakieś
anomalie chemiczne, ale wyniki mieściły się w granicy błędu, co może znaczyć
albo nic, albo bardzo wiele.
Tak
zatem narodziła się hipoteza nie tyle kosmolotu-kontromota, ale czasolotu (NB,
każdy kosmolot jest ex definitio także i czasolotem, ale tutaj chodzi o
pojazd mogący poruszać się swobodnie w czterowymiarowej czasoprzestrzeni).
Czasolot ten poruszał się w przestrzeni i czasie – dzięki czemu świadkowie tego
wydarzenia mogli go widzieć. Awaria jakichś urządzeń spowodowała, że spadł on w
okolicach Podkamiennej Tunguskiej i tam uległ awarii. I teraz stało się
najciekawsze – otóż odłamki czasolotu dosięgły Ziemi, wybiły w niej astroblemy
– które możemy widzieć – ale same poruszając się nadal w czasie – znikły z
naszego continuum czasoprzestrzennego. Znikły dla nas, bo one wciąż tam są – w
Przyszłości lub Przeszłości w poślizgu czasowym wynoszącym – dajmy na to - tylko 1 as. As to attosekunda czyli 10-18
sekundy. Dla nas jednak jest to przepaść – jak na razie – nie do przebycia.
Zawsze jesteśmy obok tych odłamków, chodzimy być może po nich, ale zawsze o 1 attosekundy
za wcześnie lub za późno!!!...
Inny
wariant tej hipotezy zakłada, że TCK eksplodując z mocą 130 Mt TNT spowodowało
energią tej eksplozji „wepchnięcie” odłamków albo w równoległy do naszego świat
innych wymiarów, albo w inny czas. Jak dotąd na Ziemi zdetonowaliśmy tylko
58...62 Mt TNT (Rosjanie odpalili ją na poligonie Cziornaja Guba na Nowej Ziemi
w latach 60. XX wieku – była to tzw. „superbomba”) i nie zauważono żadnych
zawichrowań czasoprzestrzeni – z drugiej jednak strony chodzi tutaj o eksplozję
o mocy dwukrotnie większej i najprawdopodobniej termojądrowej, wywołanej sztucznie!
No i nikt nie badał metryki przestrzeni w momencie wybuchu atomowego czy
wodorowego w punkcie zero, bo uczonych i wojskowych interesował tylko i
wyłącznie efekt niszczący tych eksplozji.
Wszechświat
zna jeszcze potężniejsze eksplozje – ot chociażby gwiazd Nowych czy
Supernowych. To prawda, ale te wybuchy są naturalnymi procesami w toku ewolucji
gwiazd, zaś ziemskie wybuchy nuklearne są sztuczne. Każdy wybuch nuklearny
nie-naturalnego pochodzenia stanowi naruszenie równowagi pomiędzy wymiarami i
dlatego być może – to już jest kolejny wariant tej hipotezy – jakaś równoległa
do naszej Cywilizacja Naukowo Techniczna – dalej CNT – owego fatalnego dla
Syberii dnia 30 czerwca 1908 roku, dokonała próby z jakimś urządzeniem jądrowym
na „ichniej” pustyni Gobi, czy też Takla-Makan... Eksperyment wymknął się spod
kontroli z wiadomymi skutkami. Nie musiała to być od razu bomba, ale kosmolot
czy czasolot z napędem jądrowym, który wskutek awarii wpadł do naszej
Rzeczywistości i tutaj dokonał swego żywota w fantastycznym fajerwerku, który
zmiótł z powierzchni Ziemi parę milionów drzew...
Wiecie,
co nas najbardziej dziwi w tej niesłychanie skomplikowanej sprawie? To, że do
czasów zainteresowania się tym wydarzeniem Leonida Kulika n i k t
nie przywiązał żadnej wagi do tego fenomenu!!! To jest największa
zagadka TF! Czy może była to robota „zaciemniaczy” z t a m t e j
CNT, którzy po prostu trzymali ludzi z daleka od tego miejsca, a sami
cichcem, boczkiem, drobnym kroczkiem udali się w tajgę i posprzątali po sobie.
To, co pozostało po Ich statku czy eksperymencie zabrali i wywieźli ciupasem do
siebie – do swego wymiaru, zaś potem zaczęli akcję dezinformującą i
zaciemniającą sprawę, w wyniku której badacze zainteresowali się tajemnicą
tajgi dopiero po niemal dwudziestu latach! Ekspedycje szły w tajgę, rozkopywano
leje i bagna, wiercono w wiecznej zmarzlinie, przebywano setki kilometrów z
magnetometrami niczego nie znajdując, zaś Oni śmiali się z nas w kułak, po
kryjomu, a złośliwie i dolewali oliwy do ognia dyskusji. Musieli mieć niezły
ubaw, kiedy czytali artykuły pisane przez luminarzy matematyki, fizyki,
aerodynamiki, geologii, astronomii, meteorytyki i innych nauk, w których udowadniano,
że TF to był meteoryt albo kometa.
Alternatywna
hipoteza, co do natury TCK narodziła się, kiedy Robert robił przekład książki dr. Miloša Jesenský’ego pt. „Bogowie
atomowych wojen” (Ústi nad Labem 1998, będzie dostępna w Internecie w tym blogu),
w której autor udowadniał, że dawno temu miał na Ziemi miejsce straszliwy
konflikt zbrojny wewnątrzcywilizacyjny, bądź pomiędzy cywilizacją Ziemian a Kosmitów,
wskutek którego cywilizacja została cofnięta w rozwoju do epoki kamienia
jeszcze nie rozłupanego...
Rzecz
polega na tym, że TCK był de facto jakąś wielogłowicową rakietą – takim OMIRV
czy ONM – którego zadaniem było uderzenie w okolice Podkamiennej Tunguski i
spowodowanie tam wybuchu wulkanu! Brzmi to fantastycznie, ale...
W
Dolnym Triasie – czyli około 210-220 mln lat temu – całe Tunguskie Plateau było
ogromną krainą wulkanów – o czym wiemy dzięki istniejącym tam trapom bazaltowym
- z centrum położonym w rejonie punktu opisanego współrzędnymi 70°N
i 90°E. Dzisiaj jest to Dolna Tunguska. Kto wie, czy w czasach
Wielkiego Konfliktu Bogów-astronautów 12.000 lat temu, ktoś chciał obudzić te
wulkany i uaktywnić leżący pod nimi „pióropusz gorąca” czyli „gorący punkt”. Wyobrażamy
to sobie tak: w omawiany teren z orbity wstrzeliwuje się serię 3-5 pocisków
termojądrowych o mocy 25-30 Mt TNT każdy. Pierwszy uderza w Ziemię i tworzy
krater, a następne padając w to samo miejsce pogłębiają go aż do magmy
„gorącego punktu”. Następstwem jest straszliwa erupcja wulkaniczna, przy której wybuchy Krakatau (1883), Mt.
Katmai (1906) czy Mt. St. Helens (1981), to śmieszne fajerwerki!...
Oficjalnie
nauka nie znalazła „plamy gorąca” pod Tunguskim Plateau, ale czy ktoś jej tam
szukał? Jak nam wiadomo, to nikt... Tak czy inaczej, hipoteza ta jest dobra,
jak każda inna. Hipotezy temporyczne – że tak je nazwiemy – mają to do siebie,
że będzie można je zweryfikować, kiedy Ludzkość będzie mogła podróżować w
czasie i nie wcześniej. Hipoteza wulkaniczna jest do zweryfikowania już
dzisiaj, i to przy pomocy sztucznych satelitów – tylko trzeba wiedzieć, czego
szukać.
Hipoteza
Wielkiej Wojny Bogów-astronautów ma to do siebie, że tłumaczy dokładnie
wszelkie anomalie historyczne bez uciekania się do hipotez temporycznych –
chronomocji czy kontromocji... Osobiście stawiamy ją na drugim miejscu po
hipotezie statku kosmicznego. Zainteresowanych odsyłamy do zbiorku esejów i artykułów
polskich, rosyjskich i słowackich autorów pt. „Bolid Syberyjski” (Jordanów 2002
– na prawach rękopisu).
We
wrześniu 2002 roku, w tajgę wpadł następny meteoryt, który przypomina mi to, co
wydarzyło się 95 lat temu. Nazwano go Meteorytem Witimskim, i prasa rosyjska
pisała na jego temat m.in., że:
W nocy 24/25 września 2002 roku,
gdzieś w głuchą tajgę syberyjską Mamsko-Czujskiego Rejonu Irkuckiej Obłasti
spadł ogromny meteoryt (bolid), którego nazwano Meteorytem Witimskim – od rzeki
Witim – pisze Jewgienia Jewriemienko. Dokładnego miejsca jego spadku nie
ustalono do dziś dnia. A oto wspomnienia tamtejszych mieszkańców, które
opublikowano na łamach czasopisma „Argumenty i Fakty” nr 28/2003.
Mówią
świadkowie.
Siergiej
Chamidow – rybak:
Łowiłem ryby w odległości jakichś
6 km w dół rzeki od osiedla Mama. Była druga w nocy. Naraz dookoła stało się
tak jasno, jak w dzień i zza chmur pokazał się oślepiająco jasny obiekt o
rozmiarach Księżyca w pełni, przypominający kulę z ogonem. Trudno było nań
patrzeć. Rozległ się donośny dźwięk jak szelest i obiekt wyglądał, jak ogień
bengalski. Obiekt skrył się za górą, a po kilku sekundach rozległ się
ogłuszający wybuch.
Jewgienij Jarigin
– dyżurny elektrowni:
Tej nocy miałem dyżur. Naraz
zobaczyłem jaskrawe światło, od którego płonęło całe niebo – początkowo białe,
które potem zmieniło kolor na bordowe. Usłyszałem najpierw huk grzmot
balistyczny, a potem jak nie rąbnie! Ze ścian posypał się tynk, potem posypało
się z sufitu i żałośnie zawyły psy.
Miejscowych zdjęła panika. Poszły
plotki o rozbitym aparacie latającym Przybyszów z Kosmosu: >>To Kosmici.
To ONI przylecieli. Oni przylatują do nas, jak do siebie do domu<< -
szeptały babcie. We wioskach ludzie opowiadali o czarnych ludziach, którzy
chowali się za drzewa na widok miejscowych... Sytuacje wszechobecnej paniki
podgrzał fakt, ze przez tydzień w tym rejonie widziano dziwne światła -
>>znak<< z nieba, jak stwierdzili miejscowi mieszkańcy. Oliwy do
ognia dolały informacje o podwyższonej radioaktywności na tym terenie...
... wszystko są to normalne
brednie – twierdzi dr n. mat.-fiz. Siergiej Jazer
– dyrektor obserwatorium astronomicznego z Narodowego Irkuckiego Uniwersytetu
– Już od dawna udowodniono, że meteoryty nie są radioaktywnymi ciałami niebieskimi.
Na dzień dzisiejszy niczego takiego nie wykryto i żadnych anomalii nie
stwierdzono. Tak, to prawda, że z tajgi uciekły zwierzęta w pierwszej chwili,
ale – jak twierdzą zawodowi myśliwi – już powróciły na swe miejsca. A zaś co
się tyczy świecenia, to była to zwyczajna zorza polarna, a nie żadne UFO –
gadać się nie chce...
Poza tym spadek tego meteorytu
zaobserwował amerykański satelita szpiegowski, który zarejestrował świecenie
tego bolidy na wysokości od 60 do 30 km, kiedy to Meteoryt Witimskij świecił
najbardziej intensywnie.
Poszukiwania „przybysza”.
Pierwsza ekspedycja poszukiwawcza
„przybysza z Kosmosu” poszła w tajgę w październiku. Organizatorem tej wyprawy
był Syberyjski Oddział Rosyjskiej Akademii Nauk. W ekspedycji tej wzięli udział
przedstawiciele kilku irkuckich instytutów: Słoneczno-Ziemskiej Fizyki,
Geofizyki i Skorupy Ziemskiej. Udało się im odkryć złamane drzewa, zaś przy
rzece o nazwie Tachtyga, las okazał się być zupełnie powalonym.
Wedle obliczeń specjalistów,
jeżeli przy prędkości 11 km/s do Ziemi mogły dolecieć odłamy skalne o masie 50
ton, to masa całego meteorytu równałaby się 160 ton. Jeżeli on ważył mniej –
jakieś 30 ton, to do Ziemi mogły dolecieć, przy tejże prędkości, odłamki o
masie 70-80 kg. Eksplozja, które poraziła wszystkich wkoło, miała ekwiwalent
równy 2.000 ton 2,4,6-trinitrotoluenu – czyli 2 kt TNT. Dla porównania –
amerykańska bomba atomowa, która poleciała na Hiroszimę miała moc około 20 kt.
Nie patrząc już na ogrom
zjawiska, które porównuje Witimski Meteoryt z Tunguskim Meteorytem, przede
wszystkim ten ostatni miał masę około 1 mln ton, zaś energię jego wybuchu szacuje
się na 15-40 Mt TNT, co byłoby porównywalne do detonacji najsilniejszej bomby
termojądrowej.
Uczestnicy aktualnej –
kwietniowej ekspedycji – wzięli próbki śniegu, w celu znalezienia w nich pyłu
meteorytowego. Pobrano 13 próbek, i udało się – znaleziono w jednej z nich pył
meteorytowy: żelazo - Fe, nikiel – Ni, a także cząsteczki enstatytu – Mg2[Si2O6]
i cristobalitu – SiO2, który jest zwykłym kwarcem poddanym obróbce
przez wysokie temperatury. Wszystkie te pierwiastki są i na Ziemi, a zatem można śmiało założyć, że Meteoryt
Witimski należy do kamiennych. W czerwcu wystartowała kolejna ekspedycja
Towarzystwa Eksploracyjnego „Kosmopoisk”. Jej członkowie powierzchnię około 100
km2, pokrytą drzewami i doszli do wniosku, że jest to epicentrum
spadku. Jednakże irkuccy uczeni odnieśli się do tego wniosku sceptycznie, tak
jak do relacji bezpośrednich świadków naocznych lądowania „przybysza” – który
spadł w zupełnie innym kierunku.[1]
A ta tajemnicza strefa, to po prostu strefa dawnego leśnego pożaru, albo dawny
wiatrołom. Na korzeniach drzew nie ma ziemi, która powinna tam być w przypadku
gdyby to był świeży wywał drzew, były one okorowane – czego nie powinno być,
jeżeli mamy mówić o meteorycie.
I znowu nie trafił...
W lipcu br. pozaplanetarnego
gościa, a właściwie tego, co po nim zostało, będą szukać cztery grupy:
specjaliści - meteorytolodzy z Krasnojarska, Irkucka, Jekaterinburga i
przedstawiciele Moskiewskiego Komitetu ds. Meteorytów. Oni zamierzają przeszukać
strefę wzdłuż trajektorii i mają nadzieję znaleźć szczątki kosmicznego
„gościa”.
To, że meteoryt spadł na tajgę, a
nie na pobliską elektrownię jądrową czy na zakłady chemiczne, to ogromne
szczęście. Zdecydowana większość meteorytów spada do Wszechoceanu czy na góry,
i według teorii prawdopodobieństwa mogą one także spaść na miasta. I tak np. w
swoim czasie, na Chicago spadły z nieba kamienie o masie do kilku kilogramów.[2]
W 1998 roku, w Turkmenistanie na pole runęła z nieba bryła o masie kilkuset
kilogramów.[3]
I jeszcze jeden materiał w tej
samej sprawie.
Rok
temu wszystkie agencje prasowe podały elektryzującą informację: Zagadkowe
ciało kosmiczne powaliło 100 km2 lasu w syberyjskiej tajdze.
Poniższy artykuł pióra Dimitrija Pisarenko pochodzi z gazety „Argumenty i fakty” nr
32/2003.
Oczywiście
została natychmiast zawiązana ekspedycja Towarzystwa Naukowo-Badawczego
„Kosmopoisk”[4],
która przeszukała miejsce spadku Meteorytu Witimskiego, który spadł na
Ziemię we wrześniu 2002 roku. Uczeni twierdzą, że jest im jasna natura i
pochodzenie tego zagadkowego ciała kosmicznego. Przypominamy, że kosmiczny
pocisk eksplodował w tajdze pod Irkuckiem, w nocy 24/25 września 2002 roku. Po
tym incydencie, w ciągu kilku dni miejscowi mieszkańcy obserwowali na niebie dziwne świecenie,
cierpieli na bóle głowy i kichanie. Niektórzy z nich pośpieszyli się z powiadomieniem
mediów, że w tajdze rozbił się UFO.
- We wskazanym punkcie las okazał się czystym – mówi szef „Kosmopiska” Wadim Czernobrow. – Zrobiwszy standardowe badania i obliczenia,
postanowiliśmy udać się na południowy-wschód i po kilku dniach zobaczyliśmy
pierwsze złamane drzewa. Wkrótce badacze zobaczyli następujący obraz – na
obszarze o powierzchni około 100 km2 leżały drzewa opalone ogniem i
powyrywane z korzeniami. Na koniec znaleźli oni około 20 niewielkich kraterów.
Niektóre z nich mierzyły 20 m średnicy.
- To dało nam możliwość założyć, że ciało to
rozpadło się w atmosferze na wiele odłamków. Wybuch miał miejsce na wysokości
około 5 km, przy czym nad tym spokojnym krajobrazem doszło do efektu
kumulacyjnego eksplozji – mówi
Czernobrow - epicentrum eksplozji okazało się być nad ziemią. Sądziliśmy
początkowo, że ów tajemniczy bolid nie był meteorytem, ale kometą. Świadczy o
tym cały szereg poszlak, a w pierwszym rzędzie – promieniowanie. W czasie
spadków meteorytów, poziom promieniowania radioaktywnego tła Ziemi nie podnosi
się. Natomiast w opisywanym przypadku, radioaktywność wzrosła dwukrotnie!
Ekspedycja
„Kosmopoiska” przywiozła do Moskwy próbki kometarnej materii – w gałęziach
drzew znaleźli oni jednorodne krople szkliwa, odłamki i pyły, w kraterach
znaleziono kry lodowe z anormalnie podwyższoną zawartością radioaktywnego
izotopu wodoru – 3H - trytu (T).
- Tryt spotyka
się w Przyrodzie, ale jego koncentracja jest zazwyczaj setki razy mniejsza.
Taką koncentrację tego izotopu można napotkać tylko w okolicach elektrowni
atomowych – mówi pracownik
naukowy Instytutu Fizyki Rosyjskiej AN dr Rusłan Sarimow. – We wziętych stamtąd próbkach wody znaleźliśmy kobalt
(Co) i selen (Se) – pierwiastki, które w warunkach ziemskich szybko rozpadają
się. A zatem, spadłe ciało kosmiczne nasiąkało pierwiastkami radioaktywnymi w
czasie podróży przez kosmiczne przestrzenie.
Badacze
wspominają, że roztopiony śnieg, którego oni używali do picia i przyrządzania
jedzenia, miał gorzki smak. Wadim Czernobrow uściśla: po spadku Meteorytu
Tunguskiego w czerwcu 1908 roku, zamieszkujący tajgę Ewenkowie twierdzili, że
śnieg miał gorzki smak. Uczeni nie zwrócili wtedy uwagi na to spostrzeżenie.
Według
opowiadania Czernobrowa, miejsce epicentrum eksplozji pozostawia przygniatające
wrażenie i ponure wspomnienia. Z tego miejsca uciekły zwierzęta, nie ma nawet
kleszczy i komarów! – tego przekleństwa syberyjskich lasów i mokradeł.
- To martwa
strefa. Przy tym nie bardzo wiadomo, dlaczego niektóre drzewa są spalone, zaś
niektóre stoją całe i nienaruszone – opowiada jeszcze jeden uczestnik ekspedycji, geolog dr Aleksandr
Solenyj. – Zdarzały się także zupełnie anormalne rzeczy – np. dziwne
gubienie się czasu. Zostawiliśmy na drzewie plecak, żeby obejrzeć i opisać
miejsce postoju, a potem go zabraliśmy. W tym czasie, kiedy plecaka na drzewie
już nie było, druga grupa naszej ekspedycji nie wiedzieć dlaczego, go tam
widziała...!
A tak w ogóle,
to Irkutskaja Obłast’ jest słynna ze swych anomalii. Naoczni świadkowie
opowiadają, że to właśnie tutaj często obserwuje się chronomiraże – na niebie
pojawiają się cudowne miasta, zaś na wiejskich drogach pojawiają się karety i
powozy z XIX wieku. Wielokrotnie spotyka się relacje o obserwacjach UFO i
piorunów kulistych. I na dodatek teraz Witimskij Fenomen – nie zjawisko
anomalne, ale bezsporny fakt naukowy, przy badaniach którego nie postawiono
jeszcze kropki nad i. Uczeni wyliczają na podstawie zniszczeń lasów, że moc
tego wybuchu równała się mocy eksplozji lotniczej bomby wodorowej o mocy 1 Mt
TNT.
- Gdyby coś
takiego spadło na centrum Moskwy, to do obwodnicy Sadowoje Kolco byłaby
kompletna pustynia, a poza nią – ruiny – twierdzi Wadim Czornobrow.
---oooOooo---
I
jeszcze jedna mała dygresja, pozwól Czytelniku. Jak twierdzą „uczeni”, UFO nie
istnieją. Po prostu ich nie ma. Czyżby? A zatem co to za obiekt śledził samolot
rosyjskich uczonych, którzy lecieli w tajgę badać miejsce spadku Witimskiego
Meteorytu???
A
więc jednak Obcy?
Aleksiej Golikow
napisał swego czasu artykuł pt. „Katastrofa nad Tunguską dziełem rąk
Przybyszów?”, który zamieszczono na łamach „Kalejdoskopu NLO” nr 6(273),2003 z
dnia 3 lutego 2003 roku. A oto mój przekład tego materiału:
Dnia
8 sierpnia 1945 roku, na miasto Hiroszima, w którym znajdowało się stanowisko
dowodzenia i sztab japońskiej 5. Armii, została zrzucona pierwsza w historii
Ludzkości bomba atomowa. Wybuch jej nie tylko spowodował śmierć 140.000
spokojnych mieszkańców miasta – ziemska atmosfera ucierpiała także wskutek
znaczących zmian. Sejsmolodzy odnotowali cały szereg zjawisk, z których wiele
do dziś dnia pozostaje zagadką.
Jednakże
mało kto zastanawia się nad tym, że pierwsza „bomba A”, która eksplodowała na
naszej planecie, nie była tworem rąk ludzkich. Ona przyleciała z Kosmosu – tak
krótko i obiektywnie można objaśnić zjawisko z dnia 30 czerwca 1908 roku. Rzecz
idzie o upadek słynnego Meteorytu Tunguskiego.
Z
okna pociągu.
W
tym pamiętnym dniu, nie przeczuwający czegokolwiek niezwykłego, kupiec Andriej
Awdiejew podróżował pociągiem po Magistrali Transsyberyjskiej. Wybrał się
on do pewnego niewielkiego miasteczka na brzegu Bajkału, gdzie miejscowy
myśliwy zamierzał sprzedać mu cały zapas sobolowych skórek, które pozyskał on
zimą. Jedząc wyborne śniadanie, Andriej patrzył w okno na „zielone morze
tajgi”, i naraz stało się to niewiarygodne.
Pociąg
podskoczył na szynach, zatrząsł się i zaczął ostro hamować. Nieoczekiwany błysk
jaskrawego światła oślepił Andrieja, zaś w chwilę później świat pogrążył się w
ciemnościach. Kolejny błysk – i cedry za oknem oświetlone zostały ponurym pomarańczowo-czerwonawym
światłem. Uderzył niewiarygodny żar, ale okna nie pokryły się parą.
Sąsiedzi
z wagonu z przerażeniem patrzyli w okna. Wielu z nich zauważyło dziwny
wrzecionokształtny obiekt, przemieszczający się na niebie, w czasie czego
rozlegał się grzmot i wstrząsy ziemi. Doszedłszy do wniosku, że nastał koniec
świata, ludzie zaczęli się modlić i krzyczeć. Kiedy jednak pociąg znowu powoli
ruszył w swoją drogę, panika opadła i zastąpiła ją tępa apatia.
Pierwsza
ekspedycja.
Pierwsza
ekspedycja po śladach „Tunguskiego nieproszonego gościa” została zorganizowana
- paradoksalnie – dopiero w 1927 roku, w 19 lat po wydarzeniu. Kierował nią
badacz L. A. Kulik.
Po
przybyciu w rejon Podkamiennej Tunguskiej członkowie ekspedycji ujrzeli coś
niewiarygodnego. Po obu stronach rzeki, do samego horyzontu, ciągnęły się całe
aleje powalonych drzew. Jak powalona burzą trawa, leżały one wskazując koronami
i korzeniami jeden kierunek. Gałęzie były oberwane, kora opalona ogniem. W
środkowej części tego rejonu, Kulik znalazł dziwne, niemal idealnie okrągłe
jamy, wypełnione wodą.
Pierwszym
wnioskiem, do jakiego doszli uczestnicy ekspedycji było to, że: żaden meteoryt
nie spadł na tajgę. Na miejscu impaktu nie znaleziono żadnego śladu po
kosmicznym gigancie. W centrum tego rejonu ludzie znaleźli duży obszar nie
przewróconych drzew z odłamanymi gałęziami i odarte z kory.[5]
A
zatem UFO?
Rezultaty
badań ekspedycji z 1927 roku stanowiły podstawę dla dalszych badań tego
fenomenu. W latach 80. ubiegłego stulecia, prof. W. K. Żurawlow wysunął hipotezę, że z Ziemią zderzył
się zgęstek plazmy, który powstał w Kosmosie pod wpływem słonecznego promieniowania.
W ziemskiej atmosferze plazma stała się silnie zjonizowanym gazem[6]
– czymś w rodzaju pioruna kulistego o gigantycznych rozmiarach. Tym sposobem da
się objaśnić dwa zagadkowe fakty: „wrzecionowaty” kształt obiektu i brak śladów
na powierzchni Ziemi.
Innym
badaczom zaświtała tymczasem inna, ciekawa „kosmiczna” teoria: w roku 1908, na
Ziemi próbował wylądować statek kosmiczny Przybyszów z Kosmosu, z napędem
nuklearnym. Z jakichś bliżej nieokreślonych powodów nie udało się Im wylądować.
Wchodząc w gęstsze warstwy atmosfery, silnik pojazdu eksplodował i statek
kosmiczny wyparował wraz z załogą w udarze termicznym wybuchu jądrowego.
Pisarz-fantasta dr Aleksander
Kazancew przypuszczał, że to, co eksplodowało nad tajgą, było tylko
modułem ogromnego kosmicznego wahadłowca, który tymczasem poruszał się na
orbicie wokółziemskiej. Statek ten nie schodził z orbity przez 47 lat, po
śmierci jego załogi, i w roku 1955 uległ on samolikwidacji, zaś jego szczątki
nadal krążyły wokół naszej planety. Dziewięć nowych „satelitów” Ziemi pojawiło
się naraz na orbicie wokółziemskiej i zaobserwowali je astronomowie.[7]
W
tajgę nic nie spadło?
Faktem popierającym tą
„kosmiczną” teorię jest także to, że w basenie Tunguski stwierdzono także ślady
skażenia radioaktywnego. Tak jak w Hiroszimie w 1945 roku, spadł tam czarny
deszcz. Obraz szkód uczynionych następstwami przejścia fali uderzeniowej był
identyczny z tymi, jakie miały miejsce w tym japońskim mieście, kiedy rozerwała
się nad nim bomba atomowa. Podobnie drzewa i budynki w punkcie zero wyglądały
identycznie tak, jak drzewa w centrum impaktu syberyjskiego „meteorytu”.
Promieniowanie przenikliwe spowodowało mutacje roślin i zwierząt w obydwu
przypadkach. W rejonie tunguskiej eksplozji zaczęły rosnąć drzewa z niezwykłymi
liśćmi. Obserwowano także inne anomalie.
Z ciekawą hipotezą wystąpił
polski pisarz Krzysztof Bochus,
który w swej powieści sensacyjno-kryminalnej „Kamień tunguski” (Skarpa
Warszawska, Warszawa 2024) twierdzi, że wskutek eksplozji o mocy wielu megaton
szczątki meteorytu rozleciały się we wszystkie strony i upadły daleko poza
obszarem powalonych drzew i tam je można znaleźć.
Jednakże
na największe zainteresowanie zasługuje trzecia teoria. Jej twórcą jest uczony
- prof. Siergiej Bożicz,
który założył, że katastrofę spowodowało nie lądowanie, ale start pozaziemskiego
statku kosmicznego, którego silniki pracowały na paliwie złożonego z silnie
zjonizowanego gazu. Tym sposobem można objaśnić pojawienie się tych okrągłych
kraterów wypełnionych wodą – one akurat znajdowały się pod dyszami silników
rakietowych startującego pojazdu. Start zapoczątkowało potężne wyładowanie
elektryczne, którego huk słyszeli świadkowie wokół miejsca wzlotu.
Istnieje
także i taka możliwość, że był to wieloczłonowy pojazd kosmiczny i przy starcie
z naszej planety stopnie te były odrzucane jeden za drugim, częściowo paląc się
w powietrzu. W syberyjskiej tajdze przez wiele dziesięcioleci później
znajdowano „metaliczne samorodki”, składające się z skomplikowanego stopu ceru
(Ce), lantanu (La) i neodymu (Nd). Szczątki te przypominają fragmenty jakichś
urządzeń w kształcie koła o średnicy 1,5-2 m, jednakże przynależność tych
znalezisk do katastrofy tunguskiej wciąż stoi pod znakiem zapytania, jednakowoż
S. Bożicz rozpatruje ten fakt, jako możliwy.[8]
Takie
same odłamki znalezione zostały w pniach powalonych drzew, glebie i kamieniach
z rejonu impaktu. Niektóre z nich zostały znalezione nawet w górach Kazachstanu
– miejscowi sami zaprowadzili uczonych na miejsce znalezienia „diabelskich
kopyt” – jak Kazachowie nazywali te obce inkluzje.
Można
zatem założyć, że Kosmici odwiedzili naszą planetę zwabieni jej atmosferą i
wodą. Ich statek kosmiczny wylądował na brzegu syberyjskiej rzeki, gdzie
powietrze było najczystsze. Zaś czysta woda mogła mieć zastosowanie w silnikach
tego kosmolotu, jeszcze większe, niż woda destylowana w naszych akumulatorach.
Jednak
Przybysze mogli mieć na oku jeszcze inny cel, niż tylko wzięcie zapasów na
dalszą drogę. Wreszcie komu, jak nie załodze tego startującego kosmolotu należałoby
przypisać winę za to, co się stało? Moc uderzenia gazami wylotowymi była setki
razy większa, niż ta, której użyto w celu zniszczenia dwóch japońskich miast w
czasie wojny.
...
I tak czy owak Ziemi się upiekło. Następnym razem może być o wiele gorzej...
Hmmm... – no i
skąd my to znamy?
Ostatni
numer „Nieznanego Świata” 12/2003 przyniósł informację na temat asteroidy 2003
QQ 47, która zbliża się do Ziemi po kolizyjnej trajektorii. Ta planetka o masie
2,6 mld ton ma trafić w naszą planetę w dniu 21 marca 2014 roku. Czy będzie nam
dane ujrzeć podobny spektakl, jak ten, który stał się udziałem Ewenków owego
słonecznego ranka 30 czerwca 1908 roku?
a
[1] Nawiasem mówiąc, to
identyczne rozbieżności stwierdzono badając relacje o spadku Meteorytu
Tunguskiego.
[2]
Niektóre wielkie pożary miast mogły zostać spowodowane przez spadek meteorytów,
np. jak to miało miejsce w przypadku właśnie Chicago w 1871 roku.
[3] W
dniu 28 września 2003 roku, na jedną z wiosek w prowincji Orissa, Indie, spadł
deszcz meteorytów zabijając 1 i raniąc 20 osób oraz wyrządzając znaczne straty
materialne.
[4] Dosł. „Kosmiczne
poszukiwania”.
[5] Był to tzw. „Las
telegraficznych słupów” znany z literatury tego faktu.
[6]
Plazma ex definitio jest już silnie zjonizowanym gazem, bez względu na
środowisko, w którym się znajduje.
[7]
Chodzi tutaj o fenomen nazwany przez astronomów „Czarnym Baronem” lub „Czarnym
Księciem”, którego pojawienie się łączono z Tunguskim Ciałem Kosmicznym.
[8]
Chodzi tutaj o tzw. znalezisko waszkijskie z lat 70. odkryte nad rzeką Waszka w
Republice Komi.