Nasza trzódka, którą "ogarniamy"...
Poniedziałek, 3.VI – …a
na południu powódź!
Ponure zakończenie dnia zepsuło mi humor na resztę wieczoru. Ale
ranek wstał dość ciepły +15,4ºC i wietrzny. Ale to nic w porównaniu z tym, co
się dzieje na południu: część Dolnego Śląska pod wodą, Czechy pod wodą, część
Niemiec i Austrii też… Zginęło kilka osób. Spełniają się najgorsze prognozy i
wygląda to na powtórkę z 1997 roku. W południe telefonuję do prof. Jesenský’ego. U nich sytuacja też
wygląda dramatycznie! – wprawdzie Kysuca nie wystąpiła z brzegów, ale jest u
nich zimno, a temperatura wynosiła zaledwie +10ºC, a przez ostatnią dobę spadło
40 mm deszczu.
Bałtycka impresja
A my tymczasem „ogarniamy” naszą robotę. Zacząłem dzisiaj od
zmywania basenów wiadrem z wodą, bo w dniu wczorajszym pękła rura
doprowadzająca wodę do szlaucha. Skończyło się na wyłączeniu całej magistrali i
trzeba było zabrać się za to ręcznie. Wytachałem jakieś 20 wiader wody z basenu
i spłukałem plaże prowizorycznie, przy czym podpadłem Bubasowi, który nawet się
wkurzył i chciał mnie capnąć za nogę. Na szczęście jest na to zbyt leniwy, a ja
mam szybki refleks. Gdyby nie był – skończyłoby się to dość nieprzyjemnie – dla
mnie, bo ukąszenia fok mogą doprowadzić do infekcji i sepsy czy innego dopustu
Bożego. Z drugiej strony go rozumiem – widział faceta z wiaderkiem, w którym
przynosi się dlań jedzenie i zamiast smakowitych śledzi ów facet wylał na niego
kubeł zimnej wody z samego rana… - na jego miejscu też bym się wściekł! W
czasie karmienia przeprosiłem się z Bubasem czule drapiąc go po grzbiecie, ale
nie spodobało się to Fokowi, który mnie po prostu… osmarkał swoimi glutami, a
potrafi strzelić nimi na odległość jakichś pięciu metrów! Pół dnia czyściłem
potem bluzę. Śmiechu było co niemiara…!
Foki na plaży
Trening medyczny fok...
Poza tym wszystko idzie normalnie – w ogóle wydaje mi się, że
pęknięcie rury stanowi pewne urozmaicenie. Rura została wreszcie naprawiona, a
ja dokończyłem mycie plaż. Z tego wszystkiego zapomniałem nakarmić maluchy,
które piekliły się w swoich basenikach (szczególnie wkurzony na mnie był
Kołobrzeżek, który atakował pozostałe foczki), że dopiero musiała mi o tym
przypomnieć Pani Wioletta. I to się nazywa obciach.
Około południa pogoda się popsuła – jest nadal ciepło, ale
słońce przesłoniły chmury, a wiatr z zachodu nie jest taki ciepły, jak wczoraj
– temperatura maksymalna wyniosła jedynie +18,6ºC, a wieczorem spadła już do
+14,1ºC. Najwidoczniej niż genueński, który odpowiada za te przesuwające się
swe naładowane wodą chmury na północ. Z południa Polski dopływają hiobowe
wieści o przekroczonych stanach i przeraźliwym zimnie, co sygnalizowała mi moja
siostra. Ale prognozy dla Helu są dobre – ma być słonecznie. I tylko to się
liczy.
Wypatrywaliśmy naszego okrętu ORP Lech, który miał płynąć
gdzieś na Morze Północne, gdzie kiedyś Anglicy namierzyli wrak – według nich
okrętu podwodnego ORP Orzeł. Na miejscu tym ORP Czajka
dokonała pomiarów sonarami, i wyszło na to, że rzeczywiście na podanej pozycji
znajduje się wrak okrętu podwodnego. Tym razem ORP Lech płynie z podwodnymi
robotami i ekipą nurków głębinowych – wrak leży na głębokości 70 m, jednakże
mam nadzieję, że prawda o zatonięciu ORP Orzeł zostanie wreszcie wyciągnięta
na światło dzienne. O ile nie będzie tak, że został on zatopiony przez
Brytyjczyków jak swego czasu ORP Jastrząb. W takim przypadku prawdy
nie dowiemy się NIGDY, a to dlatego, że przecież nie będziemy szkodzić
„kochanym” „sojusznikom” z NATO. Niestety – nie udało się nam go zobaczyć…
...i foki przy targetach
Dzisiaj Fokarium odwiedziło około 500 osób. Tak jak
przypuszczaliśmy – po długachnym weekendzie spadło zainteresowanie fokami.
Odwiedziły nas tylko grupy dzieciaków w ramach wycieczek szkolnych z rozmaitych
zielonych czy niebieskich szkół. To miłe, że dzieciaki się interesują fokami i
innymi stworami morza, bo dzisiaj znów znaleziono martwą foczkę w Górkach
Wschodnich k./Gdańska. Poszła do chłodni pod numerem 260… Jakież to przykre! Z
jednej strony jest oczywistym, że pewna liczba fok zginie, bowiem takie są
prawa ewolucji i Natury, więc nic na to nie poradzimy, ale z drugiej strony
wiadomo, że za tymi śmierciami – jakże niepotrzebnymi! – stoi największy
zbrodniarz w dziejach naszej planety – Homo
sapiens (podobno) sapiens. Ale
tak właśnie jest w polskiej, chorej rzeczywistości – w tym matriksie, w którym z jednej strony rozmodlony naród oddaje cześć
swemu Bogu, a z drugiej mając gdzieś Jego przykazania dokonuje spustoszeń w
Naturze, która w końcu jest przecież Jego dziełem! Najgorsza jest ta obłuda z
którą ci ludzie obnoszą się w każdą niedzielę i święta!
I znowu, jak wczoraj przypadła mi w udziale grabarska robota, po której mam
psychicznego doła…
CDN.