Nowa zmiana już na stanowisku...
Piątek, 14.VI – Powrót
do domu
Dzień ostatni. Rankiem przyjeżdża moja siostra. Oprowadzam ją po
Fokarium i pokazuję co i jak, poczym zalicza ona miejscowe muzeum, a następnie
bierze udział w karmieniu fok. Następnie jeszcze ostatnie instrukcje i
pozdrowienia do wolontariuszek-nowicjuszek (no nie bardzo, bo w grupie jest
także jedna weteranka wolontariatu), które zaczynają swoją pracę, a potem
pożegnania i odjazd o wpół do pierwszej po południu.
Wiktoria z foką w Muzeum Fokarium
Jedziemy przez Włocławek i Łódź (którą omijamy od zachodu –
polecam tą trasę, jest bardzo sympatyczna – zero tłoku, hałasu i smrodu) oraz
Częstochowę, którą przeskakujemy w 15 minut. W domu jesteśmy o pierwszej w nocy.
Podsumowując tą podróż należy jeszcze dodać, że w tym czasie przebyliśmy
łącznie 1581 km. Warto było!
Może jeszcze kiedyś
wrócę do pracy do Helu i mam nadzieję, że będzie tam także Morświnarium, które
będzie odbudowywało stado morświnów, a których populacja na polskich wodach
wynosi już tylko 100 osobników. To bardzo mało. Gatunek ten w Polsce jest na
krawędzi zagłady. Istnieje pewna nadzieja, że da się zrobić z nimi to, co z
fokami, ale wszystko rozbija się jak zwykle – o pieniądze. Bo ludzi do pracy
nie brakuje, nawet wolontariuszy, chętnych jest aż nadto. Ale Morświnarium to
przede wszystkim duży basen. Przydałby się basen portu wojennego w Helu. Skoro
Marynarka Wojenna wyprowadza się stamtąd, to nie widzę przeszkód, by nie oddać
go Stacji Morskiej! - czego życzę serdecznie
morświnom i prof. Skórze oraz jego ludziom, którzy zasługują na najwyższy
szacunek za swoją pozytywistyczną pracę u podstaw i młodzieńczy entuzjazm.
Chciałbym dożyć tej chwili. A zatem do zobaczenia!
Prezentacja zdjęć foczej młodzieży w jej własnym środowisku wykonana siłami wolontariuszy z I Zmiany wolontariatu 2013 roku...