Choć większość
geologów jest zdania, że na Morzu Bałtyckim tsunami nie może wystąpić, ponieważ
nasze morze jest zbyt płytkie, to jednak stare kroniki opisują zdarzenie z
szesnastego wieku, które wydaje się tej tezie przeczyć. Aby ostatecznie rozwiać
wszelkie wątpliwości geolodzy z uczelni w Gdańsku, Szczecinie i Poznaniu
postanowili zbadać to, co naprawdę się wtedy zdarzyło. Nie ukrywali, że do
badań przystąpili sądząc, że był to jedynie bardzo silny sztorm, być może
rekordowy jaki kiedykolwiek obserwowano na polskim wybrzeżu i jaki opisano w
kronikach.
Jednak już w
pierwszym dniu wykopów, co miało miejsce we wrześniu 2012 roku, w okolicach
Rogowa i Mrzeżyna, na głębokości kilkudziesięciu centymetrów, natrafiono na
warstwę piasku z dna Bałtyku… Kopali więc dalej i dalej w głąb lądu. Najdalsze
osady znaleźli nawet w odległości 1,5 kilometra od plaż! To nie mógł być skutek
sztormu, bo nawet te najsilniejsze nie generują aż tak wysokich fal, aby
wdzierały się one tak głęboko w ląd.
Geolodzy odkryli
dwie warstwy żółtego piasku, który wyraźnie kontrastuje z ciemną barwą
otaczających je torfów. Ta świeższa warstwa na całej długości ma około 10
centymetrów grubości i znajduje się pół metra pod powierzchnią gruntu. Na
podstawie metody radiowęglowej wyznaczono jej utworzenie na drugą połowę
osiemnastego wieku. Druga warstwa, znajdująca się poniżej niej, została
naniesiona u kresu średniowiecza, około piętnastego wieku. Zgadza się to z
opisami tajemniczego zjawiska, którego doszukano się na łamach historycznych
kronik. Mówią one o niedźwiedziu morskim,
który uderzał w wybrzeże powodując zniszczenia wielu domów. Kronikarze
opisywali gigantyczną falę, która zmyła wszystko do morza. Stało się to 16
września 1497 roku w czasie nieobecności w Darłowie księcia Bogusława X. Kroniki pieczołowicie
spisywane przez mnichów w klasztorze kartuskim w Darłowie wspominają o
sztormie, który szalał przez cały dzień.
Sztorm zerwał się w piątek, ósmego dnia
po narodzinach Maryi 1497 roku i trwał do późnego wieczora, wywołując powódź. W
Darłówku zostało zniszczone całe nabrzeże portowe. Woda wyrzuciła na ląd 4
zacumowane w porcie statki. Prawie wszystkie domy zostały rozmyte i potonęło
wszystko bydło. Ucierpiało również Darłowo: w spichlerzach było pełno wody i
wiele towarów się zmarnowało, w kościele parafialnym spadła część dachu z
wieży, runęło przedbramie bramy Wieprzańskiej, woda przewróciła wiatrak we wsi
Krupy. W klasztorze woda stała do wysokości ołtarzy, sad mnichów został
zniszczony, a ich piwo i wino było tak zepsute, że ich nie chciał nikt pić.
Ucierpiało
wówczas całe miasto, a strach był tak wielki, że pleban z burmistrzem
ślubowali, że każdego roku po uroczystym nabożeństwie, będzie przechodziła
procesja pokutna wokół miasta.
W 1991 roku
wznowiono tą tradycję i odtąd corocznie 16 września wierni urządzają procesje
spod kościoła św. Getrudy i modlą się,
aby nie powtórzyła się tragedia powodzi.
Przyczyna
tsunami nie jest wyjaśniona. Hipotez jest kilka, jedna mówi o podmorskim
trzęsieniu ziemi, do którego mogło dojść u wybrzeży Skandynawii, gdzie wstrząsy
tego typu zdarzają się na skutek wypiętrzania się południowej części półwyspu
po ustąpieniu lądolodu. Sam wstrząs tsunami z pewnością nie wywołał, jednak
mógł spowodować pęknięcie skorupy i uwolnienie się spod dna Bałtyku dużych ilości
gazu. Ten silnie skoncentrowany eksplodował i wywołał olbrzymie tsunami, które
popędziło w kierunku południowym. Co by było gdyby taka fala uderzyła w
elektrownie atomowa, która chciano budować nad Bałtykiem.
Zebrał - Stanisław
Bednarz