Tribeczski Czworokąt
I na tym kończy się historia
tajemniczych wydarzeń, które rozegrały się na terenie przylegającym do grzbietu
górskiego Tribeč. Czy to tylko zbieg okoliczności?... być może. Co za siły...
...działają na tym terenie... już od ponad 70 lat? Na pierwszy rzut oka, tekst
ten stanowi rekonstrukcję tajemniczych wydarzeń, które zmieniły życie wielu
mieszkańców tej krainy, i po raz pierwszy w formie elektronicznej zamieszczono
go w dniu 1 grudnia 1999 roku, nieco przedtem – jak jego autor udał się na
Słowację w celu dokonania wizji lokalnej na miejscu zdarzeń.
W piątek, 10 grudnia 1999
roku, przybył w godzinach popołudniowych do Nitry, skąd mimo nieprzyjaznej
pogody (jak stwierdził - deszcz i mgła prześladowały go przez cały czas) udał
się na szczyt góry Zobor – 531 m, gdzie przenocował w szałasie przy szczycie.
Jego trasę można było tak zidentyfikować wedle jego notatek: rankiem 11
grudnia, około godziny 07:00, poszedł on czerwonym szlakiem do przełęczy pod
wysoką na 617 m górą Žibricą , skąd zszedł niebieskim szlakiem do wsi Štitare.
Stąd sfotografował górę Vapenik – 531 m, z kamieniołomem wapienia, gdzie znikł
swego czasu Andrej Murgasz z Žiran. Tam też udał się Jan Klapetek, skąd
czerwonym szlakiem poszedł do wodnej zapory w Jelencu, gdzie w 1966 roku
znaleziono porzucone auto Belanovičów. Na rozwidleniu dróg pod Gasztanowicą
zdecydował się opuścić oznakowany szlak turystyczny wiodący na szczyt Wielkiego
Tribeča, ale obejść go leśnymi duktami i zejść skrótem do wsi Zlatno, do której
przed siedemdziesięciu latami nie doszła Maria Švajzerova. Potem poszedł do
Skycova – gdzie na przełomie lat 1979/80 zaginął bez wieści Antonin Topil. Na
drugi dzień autobusem pojechał do Topolčan, skąd powrócił do Brna, nie
odkrywszy niczego szczególnego, o czym napisał w swym doniesieniu z dnia 19
grudnia 1999 roku:
W czasie mojej
ekspedycji na Słowację nie zauważyłem niczego, co rzuciłoby nowe światło na
sprawę zniknięć ludzi w okolicach Tribeča. Nie powiem, że ta droga w ciemnym i
mglistym lesie powodowała mnie do odczuwania czegoś groźnego czy tajemniczego –
tutaj musiałaby być osoba bardziej wrażliwa ode mnie. Nie spotkałem też nikogo,
kto potwierdziłby mi to, co wiadomym mi było z lektury starych gazet i dokumentów,
a tworzy w tej chwili legendę opartą o wydarzenia prawdziwe. Nie spotkałem
człowieka, którego losy byłyby w nią wplecione i w tej chwili nie bardzo wiem,
co należałoby w tym przypadku zrobić z tą sprawą. Zamierzam na wiosnę znów udać
się na Tribeč i odwiedzić miejsca, których odwiedzić mi się tym razem nie
udało. Być może z biegiem czasu uda mi się znaleźć jakieś nowe informacje... –
sam jeszcze nie wiem. Ale – oczywiście – Wam o tym napiszę.
O tych wydarzeniach powyżej
opisanych, dowiedzieliśmy się w połowie kwietnia 2000 roku. Czytaliśmy
inkryminowany tekst wielokrotnie, bowiem dotyczył terytorium Słowacji, i
postanowiliśmy zatem zweryfikować podane w nim informacje przeszukując archiwa
i biblioteki, ale bezskutecznie. Nie udało się nam natrafić na ani jedno źródło
informacji powołane przez autora – chociaż nie jest to jeszcze decydujący
argument na NIE, o czym doskonale wiedzą badacze Nieznanego – prawda bywa o
wiele bardziej skomplikowana. Kiedy jednak w połowie maja 2000 roku w
czasopiśmie „Fantasticka Fakta” pojawiła się drukowana wersja Raportu Jana Klapetka pt. „Przypadek Tribeč –
słowacki Blair Witch?” przerobiona na modłę kultowego filmu Daniela Myricka i Edwarda Sancheza pt.
„Blair Witch Project” z 1999 roku, poradziliśmy czeskim kolegom dokonania
weryfikacji faktów, bowiem nasze dochodzenie w tej sprawie ugrzęzło
beznadziejnie w ślepej uliczce. Mieliśmy nadzieję na nowe informacje, które
odsłoniłyby rąbek tajemnicy skrywającej szczelnie tribeczskie wierchy, ale
niestety – w „FF” nr 7/2000 doczekaliśmy się tylko artykułu od wydawcy, z
którego niczego nowego nie wynikało i jak pisał red. Vladimir Maltl:
Tym razem wydarzeniem miesiąca dla naszej redakcji stała się
sprawa Tribeča, którą udało się definitywnie wyjaśnić. Materiał dowodowy znalazłem
w Internecie. Profesjonalne przygotowanie stron internetowych, podziękowanie
tym, którzy pomogli w poszukiwaniach materiału, a także tym, którzy pomogli mi
od strony naukowego rozpracowania problemu. Z autorem tego materiału dogadałem
się szybko i mam do dyspozycji fotokopie artykułów – na które się powoływał. I
w ten sposób materiał ten przygotowałem i puściłem do druku. Autor się nie
odzywał, terminy goniły i artykuł poszedł do druku bez przyobiecanych
materiałów dowodowych. W dniu 8 czerwca bomba pękła – w Internecie pojawiła się
informacja, że cała rzecz jest wymysłem od A do Z!"
Tyle Vladimir Maltl. Ale całą mistyfikację
zdemaskował koszycki dziennikarz L’ubomir
Siedlačik, który odkrył prawdę już 20 kwietnia 2000 roku, i po wymianie
burzliwej korespondencji elektronicznej z autorem tego humbugu, zmusił go do
odwołania całej sprawy w dniu 6 czerwca. Na dwa dni przed pojawieniem się
sprostowania w Internecie. Także jeden z czeskich badaczy także zajął się
stroną etyczną tego przypadku – który szybko rozniósł się w Internecie, i jego
demedializacją. Dr Luboš Šafařik
opublikował in medias res lakoniczny,
ale bardzo ważny list:
Od: Luboš Šafařik
Data: 31.07.2000. 12:33
Temat: Informacja
Drodzy Przyjaciele i Koledzy,
- jakiś czas temu pojawił się na stronach internetowych tzw.
Przypadek Tribec. Okazało się wkrótce, że jest to oszustwo. Polecam Wam
przeczytanie materiału ze strony http://pes.internet.cz/clanky/3057.html - z e-mailu autora Tribeczu i L. Siedlacka
wynika, że redakcja „FF”, która artykuł opublikowała, wiedziała od początku, że
jest to oszustwo.
Luboš Šafařik
* * *
Tyle dr Miloš Jesenský.
A zatem Roma locuta causa finita?
Ale nie, bo jest w tym pewien
akcent polski, a mianowicie taki, że my też mieliśmy swój polski Blair Witch w
okolicach Krakowa, a dokładniej w Witkowicach. Jak wykazali to Marcin Mioduszewski i Bartosz Soczówka z byłego Małopolskiego
Centrum Badań UFO i Zjawisk Anomalnych, był to tylko humbug i nic ponadto.
Dzisiaj pokutuje on na różnych stronach internetowych jako prawda niemalże
objawiona, z prawdą nie mająca niczego wspólnego – a szkoda prawdę
powiedziawszy, bo jego autorom udało się wytworzyć odpowiedni nastrój niesamowitości
i grozy jak z lovecraftowskiego horroru…
Ale… okazuje się bowiem, że
nie wszystkie fakty podane powyżej przez dr Jesenský’ego są humbugiem i że
istnieje coś, co nazywa się Czworokątem Tribeczskim, a w którym faktycznie
dzieją się dziwne rzeczy, o których poniżej podaje „Nový Čas”:
(9) Zagadkowa
śmierć Marka (lat 25) po zabawie: rodzina przeżywa najgorsze, ich wielki gest
jest przejawem prawdziwej ludzkości.
Przypadek pełen znaków
zapytania! Marek (lat 25) z Topoľčianok (pow. Zlate Moravce) poszedł na zabawę
do pobliskiej wsi Skýcov. Dokąd wiodły jego kroki z boiska do piłki nożnej,
gdzie miała miejsce zabawa, tego nie wie nikt. Po długich 30 godzinach
poszukiwań nastąpił szok. Marka wprawdzie znaleziono, ale od kilku godzin nie
żył. Takie same pytanie zadają przyjaciele Marka, którzy są przeświadczeni o
tym, że ktoś pomógł mu się przenieść na tamten świat. Nieszczęście wydarzyło
się w dniu 12.VIII.2017 roku we wsi Skýcov na zabawie, z której Marek już do
domu nie powrócił. Znaleziono go rannego przy potoku. Jego telefon komórkowy
przynieśli skauci, którzy pozostawili go w urzędzie parafialnym.
Marek - kolejna ofiara Tribecza
Policja jest bezradna i
prosi miejscowych pomoc przy uzyskaniu dokładniejszych informacji. Młodzieniec
był z Topolczanek, gdzie mieszkał ze swym stryjem Martinem.
- Tego dnia, w którym
Marek poszedł na zabawę nie było mnie w domu , ale wiem, ze czekał na tą zabawę
i chciał na nią pójść. Jednakże w nocy nie wrócił do domu. Kiedy dowiedziałem
się, że go nie ma w domu, wraz z kolegą poszedłem zgłosić jego zniknięcie na
policję – mówi nieszczęśliwy stryjek Martin. Marka poszukiwali jego koledzy we
wsi Skýcov. Jego ciało znaleziono po 30 godzinach.
Marek został zbadany w szpitalu.
Marek był nieprzytomny,
pobity z opuchniętym mózgiem i miał wiele zranień na całym ciele. Sam nie
potrafił niczego powiedzieć o swym stanie, w jakim się znajdował. Został
przewieziony w bardzo ciężkim stanie do szpitala, gdzie wreszcie zmarł. Jego
rodzina zgodziła się na pobranie jego organów na przeszczepy.
To był dobry chłopak
- Nie wierzę w to, że
zmarł bez czyjegoś udziału. Marek był porządnym chłopakiem, który miał wielu
kolegów. Zajmowała go praca z drewnem. Nigdy nie wywoływał żadnych kłótni czy
konfliktowych sytuacji, które mogłyby doprowadzić do bójki – mówi ze smutkiem
stryjek.
Według policji, jest
już meldunek z sekcji zwłok, który jednak policjantów nie posunął nawet kroku
do przodu. Nie wiadomo, czy Marek został przez kogoś napadnięty, czy tylko
nieszczęśliwie spadł z czegoś. Według mieszkańców wioski, istnieje kilka wersji
tego, co się mogło stać. Mówi się, że ktoś mógł go napaść, pobić i rzucić o
ziemię. Inna wersja mówi, że ktoś go potrącił samochodem i odciągnąć tam, gdzie
go znaleziono.
I oczywiście powrócono do
starej Legendy - jeszcze jeden materiał na ten temat:
Zagadka
Tribeczskiego Czworokąta znowu odżyła: Marek (lat 25) nie wrócił do domu,
niektórzy znikali na zawsze!
Ta zagadka straszy Słowaków już od co najmniej 100 lat! w
tajemniczych górach Pasma Tribeča, pomiędzy Nitrą, Zlatymi Moravcami,
Partizanskym a Topolczanami już od lat 20-tych ubiegłego stulecia miało miejsce
kilka zupełnie niewyjaśnionych zniknięć ludzi. obszar ten jakby zaczarowany,
podobny jest do jednego z najbardziej tajemniczych miejsc świata – Trójkąta
Bermudzkiego na Atlantyku, gdzie w tajemniczy sposób znikają statki i samoloty.
Mieszkańcy tych czterech słowackich miast opowiadają, że my mamy też nasz
Bermudzki Czworokąt, w którym znikają ludzie. Całą jego zagadkę opisał autor Jozef Karika, który napisał o nim
bestseller, zaś pełne grozy historie przed paroma dniami ożywił przypadek
młodego Marka (lat 25), który po zabawie w Skycowie nie powrócił do domu.
Został znaleziony w krytycznym stanie i już nic nie mogło mu pomóc.
Niewyjaśnione losy stały się także udziałem i innych ludzi.
Leśnika nie
znaleziono do dziś dnia
Rok 1929. Z tego właśnie roku znamy najstarszy przypadek, kiedy
to w czasie zimy leśniczy Štefan Samšal
(lat 47) wybrał się na obchód rewiru. Tego dnia napadało wiele śniegu. Znał on
dokładnie każdą dróżkę w lesie, każdy dukt i mimo tego do domu już nie
powrócił. Nie wie nikt, czy ktoś go napadł lub zranił. Bez powodzenia była
także akcja poszukiwawcza, która trwała trzy miesiące. Współcześnie w Vel’kých
Uherciach (pow. Partizanske) o zaginionym leśniczym już nikt nie pamięta –
nawet najstarsi mieszkańcy wsi.
Nie przyszła na
spotkanie
Rok 1930. W niecały rok po zniknięciu leśniczego Stefana,
podobny scenariusz wydarzeń stał się udziałem Marii Šlajzerovej (lat 18) z Mankowiec (pow. Zlate Moravce). Wybrała
się w odwiedziny i sądziła, że skróci sobie drogę idąc przez góry. Przyjaciele
się już jej nie doczekali i nikt jej nie znalazł. Tym przypadkiem zajmowała się
policja. Dziewczyny szukali także ochotnicy – wszystko na próżno…
Fatalna
przechadzka
W zimie 1939 roku, Walter
Fischer pochodzący z Nowego Miasta nad Wagiem, pracownik Bat’oveho Zakładu,
udał się na przechadzkę do Czarnego Hradu i znikł bez śladu. Po więcej niż 3
miesiącach znaleziono go w lasach przy Zlatych Moravciach. Był nieprzytomny, zakrwawiony, z dziwnymi
oparzeniami na całym ciele. Nie pamiętał niczego z tego traumatycznego
wydarzenia, nie komunikował się z ludźmi i wkrótce zmarł w szpitalu
psychiatrycznym w Żylinie.
Kto zamknął?
Rok 1980. Skýcov ma nie tylko Marka, ale już w 1980 roku znikł
tam pewien Czech – Antonin Topil
(lat 76), który mieszkał w domu na skraju wioski. Listonoszka się zorientowała,
że od kilku tygodni nie otwiera drzwi i zawołała stróżów prawa. Dom był
zamknięty na klucz od środka, ale w środku nikogo nie było. Nie znaleziono
żadnych śladów włamania. Właściciela nie znaleziono, a sąd uznał go za
zmarłego.
Szukają go od 5
lat
(10) W czerwcu 2012 roku w góry wybrał się na
grzyby Jaroslav Buránsky (lat 59) ze
wsi Žirany (pow. Nitra)i od tego czasu go nie ma. Mimo tego, że szukało go
dziesiątki policjantów, przewodników z psami
i miejscowi, nie znaleziono go, jakby rozstąpiła się pod nim ziemia…
Tym niemniej, mimo niepowodzenia, poszukiwania trwają. Osób
zaginionych szuka się przez 20 lat.
Zdezorientowany
Marek zmarł w szpitalu
Lato 2017 roku. Całkiem niedawno w Skýcovie zaginął Marek (lat 25), który z festynu nie wrócił do domu.
Jego zaginiecie zgłosił policji jego stryj, u którego mieszkał. Policja zaczęła
poszukiwania i po 30 godzinach znaleziono go leżącego przy potoku w Skýcovie.
Był on zupełnie zdezorientowany i niczego nie mówił. Odwieziono go do szpitala,
gdzie zmarł. To, co się z nim działo przez ostatnie godziny jego życia, zabrał
on ze sobą do grobu.
Marek odnaleziony
- Jesteśmy przeświadczeni o tym, że naszego Marka musiał ktoś
zabić. On nie miał żadnych wrogów i nie był konfliktowym – powiedział jego
stryj Martin. Zagadka tego przypadku jest fakt, że telefon Marka znalazł się
zupełnie gdzie indziej, niż było jego ciało – znaleźli go skauci i odnieśli do
urzędu parafialnego.
Policja stale pracuje nad tym przypadkiem i cały czas szuka
kogoś, kto by ten przypadek wyjaśnił, także prosi ludzi, którzy byli na
zabawie, by zgłosili im to, co wiedzą na ten temat.
* * *
Jak dotąd mamy tam czeski film
– nikt nic nie wie…
W Polsce podobne przypadki
mamy w Tatrach, gdzie także giną ludzie bez śladu albo po jakimś czasie
odnajdujemy ich zwłoki. Opisałem to w opracowaniu „Projekt Tatry” (Kraków
2002), do którego odsyłam zainteresowanych.
Zdjęcia - „Nový Čas”, JOJ TV
Przekład ze słowackiego i
opracowanie – ©R.K.F. Leśniakiewicz