Kolejne prawdopodobne CE2 z
fenomenem NNOL/IUFO – niewidzialnych Nieznanych Obiektów Latajacych zaliczyłem
wraz z siostrą w nocy z 1 na 2 listopada 1988 roku na Cmentarzu Komunalnym w
Jordanowie.
Tego wieczoru przyjechałem około
godziny 23:30 do domu ze służby w GPK WOP Łysa Polana i od razu zaproponowałem
siostrze pójście na cmentarz, w celu zapalenia lampek na grobach naszych
Drogich Nieobecnych. Poszliśmy, i około godziny 23:45 byliśmy na miejscu – przy
grobach naszych dziadków i pradziadków leżących w południowo – wschodnim
sektorze naszego cmentarza. Pogoda była typowa dla tej pory roku – wiał chłodny
„orawiak” zza Babiej Góry, który poganiał grzybowate chmurki „atomówki”. Na
niebie świecił Księżyc i gwiazdy. Widzialność była dobra. Temperatura wahała
się pomiędzy 0 a +1°C.
Zapaliliśmy świeczki i lampki –
wtedy można to było robić bezkarnie, bo wiatr nie zdmuchiwał płomyków, zanim
jordanowski proboszcz nie wyrąbał przycmentarnej zieleni – i stanęliśmy przy
grobowcu dziadków: siostra po prawej, ja po lewej stronie. I wtedy stało się
to.
Najpierw usłyszeliśmy gwizd.
Wydawało mi się, że to gwiżdże ktoś stojący za siostrą, zaś z kolei jej
wydawało się, że to ktoś za mną. Rozejrzeliśmy się, ale w polu widzenia nie
było żywego ni martwego ducha... W chwilę potem usłyszeliśmy kolejny niezwykły
efekt akustyczny – skądś dobiegał do nas – albo, jak twierdziła siostra –
skowyt potępieńców, albo – jak mi się wydawało – coś na kształt śpiewu chóru
gregoriańskiego. Tym razem zdumienie odebrało nam mowę. Nie byliśmy w stanie
zlokalizować źródła tego dźwięku. Trwało to kilkanaście sekund, może pół
minuty, a potem...
... a potem uderzył w nas deszcz.
Co mówię – to była ulewa, nawałnica deszczu! Grube krople waliły w gałęzie,
liście, stiuki i marmury. Z sekundy na sekundę ulewa nasilała się. Zdjąłem
kaptur i rękawiczki, wyciągnąłem przed siebie ręce i... – i nic! Spojrzałem w
górę. Księżyc świecił spokojnym blaskiem, „atomówki” płynęły po nocnym niebie w
jego upiornej poświacie i niczego niezwykłego w polu widzenia. Ani jedna kropla
nie spadła na nas, ani na żaden przedmiot w polu widzenia w naszym otoczeniu.
Spojrzałem na zegarek, było za dwie minuty północ...
- To Oni przybywają na cmentarz –
powiedziała siostra zduszonym emocją
głosem.
- Zabieramy się stąd, ale już –
odpowiedziałem.
Byliśmy przekonani, że to dusze
zmarłych zamanifestowały swą obecność idąc na północne nabożeństwo do
kościoła...
Ufologia zna przypadki, kiedy
NOL-e manifestują swą obecność dźwiękiem przypominającym szelest spadających
kropel wody. Ten NOL, a właściwie NNOL/IUFO zamanifestował swa obecność
dźwiękiem – nie widzieliśmy go, pomimo starannej obserwacji nieba i przyległego terenu. Powiedzmy więc,
że to było IUFO, ale co z pozostałymi efektami dźwiękowymi? Mimo naszego
racjonalizmu jak dotąd nie znaleźliśmy rozwiązania tej zagadki…
(Fragment książki „Projekt Tatry”,
Kraków 2002)