František Kovár
Pewien turysta właśnie przesłał
mi swoją historię z Tribeča...
Raz z dziewczyną pojechaliśmy do
Czarnego Zamku. Pojechaliśmy do Zlatna, bo stamtąd wydawała nam się
najrozsądniejsza droga do zamku. Szliśmy drogą na końcu wsi i na placu, gdzie
znajduje się żółty znak, skręciliśmy w lewo, aż dotarliśmy do granicy lasu,
gdzie znajduje się znak zakazu wjazdu. Zostawiliśmy tam samochód i udaliśmy się
dalej pieszo. Minęliśmy niewielki pomnik i skręciliśmy w prawo w leśną drogę
prowadzącą w stronę zamku.
Kroczymy sobie spokojnie przez
las, aż doszliśmy do momentu, w którym (mimo że jestem osobą, która nie daje za
bardzo odczuć i zawsze staram się wszystko sensownie tłumaczyć w „ziemskich”
kategoriach) nagle zaczęło mnie coś niepokoić, bardzo dziwne i nieprzyjemne
uczucia, nie były, ale uczucie strachu wystarczyło, aby mnie tam zdołować,
mówię sobie, że nic nie powiem, żeby nie zaniepokoić dziewczyny i nie wyglądać
dziwnie przy niej. Fragment lasu, do którego się zbliżaliśmy, wydał mi się
bardzo dziwny i wyglądał, jakby był namalowany na tak ogromnym płótnie, po
prostu zupełnie dziwny, porównałbym go do kurtyny w teatrze. Czy stąd było to
uczucie takiej nerwowości i przygnębienia?
Idziemy dalej, gdy zauważam u
koleżanki dziwne zachowanie, ona nagle zatrzymuje się i mówi „chodźmy stąd
szybko do…” (nie przyłożyła serwetki do ust). Nie będzie mnie tu przez chwilę,
po czym odwróciła się gwałtownie i truchtem pobiegła w tył. Krzyczę „czekaj,
czekaj!”, ona tylko wrzeszczała, że „cały zamek możesz wziąć dla siebie i
jeszcze trochę, a mnie tu nie będzie”. Nie miałem nic przeciwko i mi to
odpowiadało.
Dodam, że rok później tą samą
trasą pojechaliśmy do Czarnego Zamku i też o tym incydencie pomyślałem.
Dotarliśmy do tej części lasu, w której to się wydarzyło. Moja dziewczyna nawet
nie wiedziała gdzie jesteśmy, więc czekałem co się wydarzy, dotarliśmy na
miejsce... i nic: relaks, piękny las, żadnych dziwnych uczuć, wszystko w jak
najlepszym porządku. Jeśli nerwowość lub cokolwiek innego w tym czasie nie
ogarnęłoby nas wszystkich na raz i nie powiedzielibyśmy sobie nawzajem o tym,
co czujemy, wtedy zostawiłbym to za sobą, ponieważ było to tylko środowisko i
nic więcej. No cóż, w tym samym czasie zabrakło nam sił i po roku wyruszaliśmy
na wędrówkę wielokrotnie w dobrym humorze i na luzie. Kto wie, co to było, może
nic, a może coś. Zresztą las wydawał mi się wtedy wielkim, namalowanym płótnem,
przez które nie można przejść. Może jestem bardziej świadomy mojego otoczenia,
ale doświadczyłem w życiu wielu rzeczy, których nie potrafię wyjaśnić.
Moje
3 grosze
Myślę, że to zależy od nastawienia
człowieka do otaczającego go świata i od percepcji tegoż. Sam niejednokrotnie –
szczególnie w Tatrach – odnosiłem wrażenie nierealności tego, co mnie otacza i
na góry patrzyłem właśnie jak na dekorację teatralną, co szczególnie dawało się
odczuć w pochmurne dni albo w księżycowe, zimowe noce. Coś takiego mogło się przydarzyć
naszemu turyście i jego towarzyszce. Tak czy owak ten fenomen istnieje naprawdę
i można go zakwalifikować do ψ-fenomenów, bowiem jest to kwestia
naszej psychiki.
Przekład ze słowackiego - ©R.K.Fr. Sas - Leśniakiewicz