Koszyce w latach 50. XX wieku
Tą informację otrzymałem od dr Miloša Jesenský’ego, który znalazł ją w
gazecie „Nový Čas” z tego roku. I tak według Amerykanów w Koszycach w 1954 roku
było i strzelało działo atomowe:
Szok po ujawnieniu
archiwów CIA: co się działo w Koszycach?
W Koszycach było w 1954 roku atomowe działo,
przynajmniej tak twierdzą odtajnione dokumenty, które CIA opublikowała w
Internecie. Około 13 mln stron odtajnionych dokumentów zostało teraz
udostępnionych na czterech komputerach w Narodowym Archiwum CIA w Maryland. Nasi
historycy przyjrzą się im dokładnie. Działo atomowe, które według CIA miało [tu]
ćwiczebne strzelania, jest dla nich nowością.
Informacji o byłej Czechosłowacji opublikowano o
wiele więcej. Np. informacja z 1947 roku mówi o stanie arsenału czołgowego. Najciekawsze
z nich mówią o broni jądrowej.
- Wiadomość ze
słowackiego garnizonowego miasta Koszyce, które mówią, że czechosłowacka armia
posiada, ale chyba na krótki czas, polowe działo atomowe – pisze w jednym z
odtajnionych dokumentów CIA z 1954 roku. Według Amerykanów, prowadzono tutaj
tajne strzeleckie testy przy asyście radzieckich ekspertów.
Historycy są ostrożni
Nasi wojskowi historycy są ustosunkowani sceptycznie
do tych rewelacji.
- Wojskowy Instytut
Historyczny nie dysponuje wiarygodnymi informacjami o istnieniu takich systemów
broni artyleryjskich na uzbrojeniu ČSLA w 1954 roku – powiedziała rzeczniczka
MON Danka Capáková.
Broń zdolną do strzelania jądrową amunicją [działo] 2A3
Kondensator pokazano w ZSRR dopiero w 1957 mroku.
Według znanego historyka Gabriela Kládeka z Koszyc, trudno jest uwierzyć w istnienie działa
atomowego w czasie, z którego pochodzi ta informacja. Nie wykluczył, że pogłoska
o bliżej niesprecyzowanej broni mogła krążyć.
- Wtedy był to
czas Zimnej Wojny. Mocarstwa się oskarżały nawzajem, szukano nieprzyjaciela.
Pojawiały się różne dezinformacje – wyjaśnia Kládek – z tym, że wszystkie informacje na temat broni były dokładnie chronioną
tajemnicą państwową i wiedzieli o niej tylko wybrańcy. U nas także budowano schrony przeciwatomowe. W szkołach dzieci uczyły
się nakładania masek przeciwgazowych, by się chronić przed imperialistami,
którzy grozili bombą atomową – wspomina historyk, który dobrze pamięta
czasy Zimnej Wojny.
Szpiegowali nas
Dokumenty te pochodzą z okresu od czasu powstania
CIA w 1947 roku aż do lat 90. Według rzeczniczki CIA – Heather Horniak – nie chodzi tutaj o wybór dokumentów.
- Tam jest cała historia, ta dobra i zła –
powiedziała ona. Odtajnione informacje były zmodyfikowane. Według Horniakowej
chodzi tylko o niewielkie zmiany, które mają chronić źródła i metody, których
ujawnienie mogłoby zagrozić narodowemu bezpieczeństwu. (Źródło – „Nový Čas” - https://www.cas.sk/clanok/499989/sok-po-odtajneni-archivov-cia-co-sa-to-dialo-v-kosiciach/)
Żeby dopracować temat do końca,
pozwolę sobie uzupełnić go o dwie informacje, i tak:
Artyleria
atomowa – rodzaj artylerii (zarówno lufowej jak
i rakietowej) przeznaczony do prowadzenia ognia pociskami atomowymi.
Charakterystycznymi cechami artylerii atomowej jest duża celność
ognia (umożliwiająca skuteczne użycie ładunków jądrowych o niewielkim
równoważniku trotylowym), duża ruchliwość. Uderzenia jądrowe przy pomocy mogą
być wykonywane w krótkim czasie i trudniej im przeciwdziałać niż uderzeniom
jądrowym wykonanym przy użyciu lotnictwa.
Początkowo dla artylerii atomowej projektowano wyspecjalizowane
wzory dział, z czasem opracowano zminiaturyzowane ładunki jądrowe, o mocy
kilku, kilkuset kiloton TNT równoważnika trotylowego, które można wystrzeliwać
z typowych dział kalibru 152, 155, oraz 203,2 mm. (Wikipedia)
Od siebie dodam, że
doprowadzono także do miniaturyzacji pociski artylerii morskiej pancerników
typu USS Iowa, który mógł strzelać pociskami o mocy 1 kt (kejti) z dział
artylerii głównej o kalibrze 406 mm na odległość 30-40 km.
I jeszcze jedna informacja:
Radzieckie, gigantyczne działo nuklearne
Na początku
"zimnej wojny", w 1952 roku Amerykanie pokazali światu prawdziwie
przerażające działo M65, zdolne do strzelania pociskami nuklearnymi. W odpowiedzi
na tę broń Rosja zaprezentowała działo samobieżne 2A3 Kondensator 2P. Choć
wiele osób twierdziło, że sowiecka armata jest tylko na pokaz, broń była jak
najbardziej prawdziwa.
W 195…[1]
roku Amerykanie umieścili swoje M65 w Niemczech, niedaleko granicy
ZSRR.[2]
Zgodnie z niepisanymi regułami "zimnej wojny" Sowieci musieli
odpowiedzieć, i to szybko. Utworzono więc projekt o kryptonimie "Objekt
271", nad którym pracowało biuro projektowe Grabina. Miał on na celu stworzenie odpowiednio wytrzymałego i
mobilnego podwozia dla nowego działa samobieżnego. Wykorzystano w tym celu
podwozie czołgu T-10M, odpowiednio zmodyfikowane, by wytrzymało odrzut przy
wystrzale. W 1956 roku skończono prace na radzieckim działem kalibru 406 mm
zdolnym do strzelania pociskami nuklearnymi. Otrzymało ono oznaczenie 2A3.
Co ciekawe, amerykańska armata M65 miała kaliber
"jedynie" 280 mm. Jak się później okazało różnica w przekroju lufy
nie wynikała z faktu, że Rosjanie zbudowali broń potężniejszą, a raczej z tego,
że radzieccy inżynierowie nie byli w stanie wytworzyć mniejszej amunicji.[3]
Władze Związku Radzieckiego
nie trzymały nowej konstrukcji w tajemnicy i już w 195… roku cały świat mógł
zobaczyć absurdalnie wielkie działo podczas parady na Placu Czerwonym.
Początkowo obserwatorzy spekulowali, że pokazano jedynie atrapę broni. Rosja
nie miała jednak zamiaru podtrzymywać takiego przekonania i szybko
potwierdzono, że działo jest jak najbardziej prawdziwe. Broń miała maksymalny
zasięg 25,6 km i była przeznaczona do niszczenia strategicznych celów wroga.
Celowanie w pionie odbywało się przez podnoszenie i opuszczanie lufy, zaś w
poziomie przez obracanie całego pojazdu. Pocisk artyleryjski do tej broni ważył
ponad pół tony (570 kg).
Wielu ekspertów
wojskowych, gdy pierwszy raz zobaczyło nową radziecką broń twierdziło, że
działo rozpadnie się przy pierwszym wystrzale. Wkrótce jednak przeprowadzono
pierwsze, udane testy. Broń nigdy jednak nie trafiła do masowej produkcji -
powstały tylko 4 sztuki. Oprócz działa 2A3. na bazie tego projektu powstała
jeszcze większa, eksperymentalna artyleria samobieżna 2B1 Oka zaprezentowana w
1957 roku. Podwozie powstało w zakładach Kirowa w ramach projektu "Objekt
273". Lufa tej broni miała długość 20 m i kaliber 420 mm. Działo strzelało
pociskami ważącymi 750 kg na odległość 45 km.
Dość szybko okazało
się, że rozmiary obu dział - zarówno 2A3. jak i 2B1 – są ich największą
wadą. Skomplikowana procedura ładowania powodowała, że można było wystrzelić
zaledwie 1 pocisk na 5 minut. Co więcej, siły odrzutu po wystrzale były tak
wielkie, że nie tylko powodowały cofanie całego pojazdu o kilka metrów, ale
również uszkadzanie mechanizmów broni. W związku z tym armaty trzeba było
przeglądać po każdym wystrzale. Na domiar złego, gigantyczne lufy sprawiały, że
działa były niesamowicie niewygodne w transporcie.
Ostatecznie projekty radzieckich, gigantycznych dział samobieżnych przegrały z pociskami balistycznymi, jak 2K6 Luna, które były nie tylko poręczniejsze, ale przede wszystkim biły artylerię na głowę zasięgiem. Dziś 2A3 i 2B1 można podziwiać w muzeach w Sankt Petersburgu i Moskwie. (Źródło - http://tech.wp.pl/radzieckie-gigantyczne-dzialo-nuklearne-6034811407053953a)
Jak widać, tego rodzaju
informacje są zazwyczaj mało wiarygodne, bowiem w przypadku tego, co podaje
portal WP okazuje się, że Niemcy graniczyły z ZSRR w czasie Zimnej Wojny, a
działa o kalibrze 406 mm musiały mieć taki kaliber, bo nie można było wytworzyć
mniejszej amunicji jądrowej. Kompletna bzdura – naprawdę chodziło o zasięg. Te
działa mogły strzelać na odległość 40 km, co pozwalało im razić nieprzyjaciela
na większą odległość i pociskami o większej mocy. Ot i wszystko.
Czy na terytorium byłej CSRS
mogły być prowadzone próby z takim superdziałem? Owszem, czemu nie? Okolice
Koszyc są dość słabo zaludnione, znajdują się tam poligony wojskowe, więc coś
takiego byłoby możliwe, co nie znaczy, że było. Osobiście jednak jestem zdania
takiego, jak słowaccy historycy – trzeba do niej podejść ostrożnie. Być może
była to jakaś prowokacja ze strony CIA mająca na celu stworzenie kolejnego
urojonego zagrożenia ze strony ZSRR i Układu Warszawskiego po to, by wyciągnąć
z Kongresu kolejne pieniądze na swoją działalność. Tak też bywało, że wspomnę
tylko aferę Iran-Contras. O ile bowiem ZSRR był Czerwonym Imperium Zła, to USA
było i jest Imperium Kłamstwa i Oszustwa kreującym iluzje i sprzedającym je na
cały świat.
Prawdą jest to, że na
terytorium CSRS istniały radzieckie magazyny broni jądrowej, która mogła być
wykorzystana tak ofensywnie jak i defensywnie. Rzecz w tym, że radziecka
obecność w krajach Europy Środkowej zaczyna powoli obrastać w legendy i bajki,
a im głupsze i brzmiące bardziej sensacyjnie – tym lepiej. Dlatego też nie
przywiązywałbym większej wagi do opowieści o superbroniach rozmieszczanych tu i
ówdzie na terytoriach Polski, NRD, CSRS, Węgier i innych krajach Układu
Warszawskiego. W większości bowiem były to wydumki służące na postrach
społeczeństwom Zachodu, które wymyślał specjalny wydział CIA ds. wojny
psychologicznej. No i w końcu chodziło tu o pieniądze z kasy Kongresu na
działalność CIA w tych krajach. I dlatego właśnie opowiastkę o koszyckim
superdziale traktuję jako taką właśnie wydumkę na użytek naiwnych.
Przekład ze słowackiego - (C)Robert K. F. Leśniakiewicz
Przekład ze słowackiego - (C)Robert K. F. Leśniakiewicz