Powered By Blogger

sobota, 30 marca 2019

O Syrenach z Krety




Dimitri Sokołow


Nade Vessie (Nowa Zelandia) w wieku 16 lat amputowano obie nogi. Ona doskonale pływała i zrobiła sobie ogon jak Rusałka, żeby pływać jeszcze lepiej. Pomogła jej w tym firma, która robiła F/X - efekty specjalne efekty na potrzeby filmu.

Pośród popularnych morskich mitów jednym z głównych jest istnienie ludzi-amfibii: Syren, Rusałek i Najad. We Wszechoceanie jest wiele miejsc, w których marynarze napotykali na te zadziwiające istoty. A znany pisarz, specjalista od martwych języków Władimir Diegtiariew w swoich pracach twierdzi, że na Krecie do dziś dnia znajdują się ruiny dawnego miasta ludzi-amfibii – Ludzi Oceanu.


Historia „diabła morskiego”


Z pozycji współczesnej nauki nie można jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy istnieli (czy istnieją) Wodni Ludzie? Takich istot w laboratoriach wszystkich krajów świata na pewno nie ma, chociaż istnieją świadectwa mówiące, że specjaliści wojskowi jeszcze w XIX wieku próbowali przeszczepić ludziom skrzela, ale bez powodzenia. Ofiary tych eksperymentów nie żyły długo. Tym niemniej w literaturze popularno-naukowej nierzadko można napotkać na opisy Ludzi Oceanu wyłowionych przez rybaków. Bywały zdarzenia, w których próbowano Ich oswoić, ale Oni szybko umierali w niewoli lub uciekali do morza. I mówiących o tym, że kiedyś tam na początku ewolucji człowiek wyszedł z morza w pełni odrzucając możliwość bycia pół-człowiekiem pół-rybą.

Najciekawsze zdarzenie pojmania podobnego stworzenia miał miejsce w XVII wieku w Hiszpanii. W rezultacie stało się to kanwą powieści Aleksandra Bielajewa pt. „Człowiek-amfibia”.[1] W mieście Liérganes k./Santander na brzegu morza mieszkał chłopiec imieniem Francisco. Kiedy podrósł, wyjechał z rodzinnego miasta, by zostać flisakiem. Ale zdarzyło się nieszczęście: w czasie kąpieli w rzece młody człowiek utonął. Ciała nie znaleziono i zdecydowano, że prąd zaniósł je do morza. Tym niemniej, 5 lat później rybacy z zatoki w Kadyksie, gdzie utonął Francisco, nieoczekiwanie zaczęli zauważać, że z ich sieci znikają ryby. Wkrótce jeden z rybaków zauważył, że złodziejem okazuje się być jakieś człekopodobne stworzenie, poruszające się pod wodą z dużą prędkością. Rozzłoszczeni stratą ułowu i porwanymi cieciami rybacy nazwali złodzieja „diabłem morskim” i postanowili go złowić, by przekazać go w ręce Świętej Inkwizycji. W charakterze przynęty zastosowali oni mięso i chleb, które pozostawili na brzegu w pobliżu sieci z rybami.

Pierwsze próby zakończyły się fiaskiem, ale potem stworzenie to znalazło się w rękach myśliwych. Zdumieniu rybaków nie miało końca: przed nimi znajdował się wysoki mężczyzna z nieestetycznie cienką i przejrzystą skórą. Syrena wysłano do klasztoru, gdzie poddano go procedurze wygnania zeń złych duchów. Na próżno! Zagadkowego stworzenia nie udało się zmusić do mówienia. W czasie pobytu w klasztorze mężczyzna ów wyrzekł tylko jedno słowo – „Liérganes”. Chcąc pociągnąć za tą nitkę, mnisi zawieźli go do tego miasta, gdzie rozpoznała go matka „utopionego” 5 lat temu Francisco. Mężczyzna ten przeżył dwa lata wśród ludzi, a potem uciekł do rzeki i już nikt go potem nie widział. Wydarzenia te potwierdziło wielu świadków. Świadczy ono za prawdziwością istnienia Wodnych Ludzi.



Podziemny labirynt


Autorowi tego artykułu udało się porozmawiać z pisarzem, specjalistą od martwych języków – Władimirem Diegtiariewem. Okazało się, że Władimir Nikołajewicz bardzo dokładnie badał ten temat i nawet odkrył miejsce istnienia całego podwodnego miasta zadziwiających istot znajdującego się na Krecie. Główną osobliwością tej wyspy, jak wiadomo, jest słynny Labirynt, w którym jakoby był dawno temu uwięziony Minotaur – potwór o ciele byka i człowieka. Miał się on znajdować w podziemiach pałacu króla Minosa, którzy rządził wyspą ze stolicy w Mykenach. Wedle dawnemu podaniu, żona króla Pazyfaë zapałała występną miłością do jednego z byków. Na jej rozkaz została wykonana z drewna rzeźba krowy pusta w środku. Królowa weszła do jej wnętrza, a krowę pokrył tenże święty byk nie wiedzący, że zapłodnił ziemską kobietę... Wkrótce na świecie pojawił się półczłowiek-półbyk Minotaur, który został zamknięty w Labiryncie. Po jego zabiciu przez bohatera z mitów greckich Tezeusza, wyspą – wedle legendy – targnęło trzęsienie ziemi…[2]

Po upływie kilku wieków słynny archeolog sir Arthur Evans udowodnił, że ta historia ma w pełni realne źródła. Odkrył on ruiny pałacu króla Minosa, a także dawny Labirynt w jego podziemiach. Ale dalsze poszukiwania wprawiły uczonych w niebotyczne zdumienie.


Podwodny pałac

Badając ruiny pałacu Minosa po swoich poprzednikach, profesor geologii na Uniwersytecie w Stuttgartcie dr Hans Wundelich doszedł do zadziwiającego wniosku. Według niego, pałac Minosa był miejscem zamieszkałym nie przez ludzi, ale jakieś zagadkowe istoty, żyjące pod wodą. By potwierdzić swoje słowa, prof. Wunderlich przytoczył kilka niezwykłych faktów. Wszystkie wyższe piętra pałacu wykonano z taniego, bezwartościowego gipsu. Natomiast podziemne, zatopione części pałacu, uważane za onże legendarny Labirynt są wyłożone drogim marmurem z ogromnymi mozaikami o misternym wykonaniu. Trudno jest wyjaśnić taką różnicę pomiędzy naziemną a podziemną/podwodną częścią pałacu.

Swój wkład w badania pałacu Minosa – wedle słów Władimira Diegtiariewa – wniósł znany oftalmolog, a także badacz zagadek dawnych cywilizacji – Ernst Mułdaszew. Odkrył on w tym pałacu marmurowe wannyz których były zrobione kanały dla spływu cieczy, podobnych do mini-basenów dla ogromnych zwierząt. Wedle Diegtiariewa, pałac był przeznaczony dla Wodnych Ludzi. Właśnie dlatego zatopione podziemne piętra budowli miały status pałacu, tak jak naziemne były tylko pomieszczeniami pomocniczymi. Tamże, jak twierdzi pisarz, istniały stupy z prochami zmarłych Ludzi Oceanu, zmumifikowanych wedle specjalnego rytuału. W skład środków mumifikujących wchodziły: sok czosnkowy, miód i alkohol etylowy, a także nieznane współczesnemu człowiekowi ingrediencje. Jednakże nieopodal stupy znajduje się podwodna część pałacu, która nie była zbadana przez uczonych. Do tego starogreckie zapisy o podwodnej nekropolii istnieją w miejscowych manuskryptach, które pisarz przetłumaczył.

Na pytanie, co się stało z podwodną siedzibą Wodnych Ludzi z Krety, Władimir Nikołajewicz odpowiedział, że zostało ono zniszczone przez erupcję wulkanu[3] Santorini. Wedle jego słów, do artefaktów tej cywilizacji można dobrać się i dzisiaj, ale do tego są potrzebne bardzo kosztowne archeologiczne roboty podwodne, których jak na razie nikt nie zamierza prowadzić. W tym czasie uczony jest przekonany o tym, że nawet bez badań pałacu Minosa, na dnie morskim przy Krecie można znaleźć niemało artefaktów pochodzących z tego podwodnego królestwa, a także wejść do ich budowli, które – według niego – należy szukać wokół włoskiej wyspy Sardynii.



Pałac Posejdona na Malcie


Niezwykłe budowle Ludzi Oceanu zostały odkryte w pobliżu wyspy Malta. Na samej wyspie archeolodzy odkryli pozostałości po 10 świątyniach, wybudowanych ok. 5600 lat temu. Do tego wszystkiego, w odległości 2 km od linii brzegowej pod wodą została odkryta jeszcze jedna świątynia, datowana też jak pozostałe. Powstaje pytanie: jak, a przede wszystkim dlaczego, dawni mieszkańcy wznieśli tak masywne i podwodne miejsce kultu? Wersja o tym, że świątynię wybudowano na lądzie, a potem opuściła się pod wodę nie znalazła potwierdzenia u geologów. Jedynym logicznym wyjaśnieniem stało się założenie, że budowla ta została wzniesiona przez starożytną kulturę Wodnych Ludzi. Do tego najbardziej interesujące jest to, że jak zauważa Diegtiariew, szczególnie w Morzu Egejskim, wedle opisów starogreckich autorów: dramaturga Sofoklesa i poety Hezjoda – znajdowała się siedziba mądrych Ludzi-Ryb.[4]








Indyjski epos Mahabharata także bardzo drobiazgowo opisuje bitwę Ludzkości z podwodną cywilizacją Wodnych Ludzi. O podobnych faktach mówią także gliniane tabliczki starożytnych Sumerów. Ogrom świadectw mówiących wprost lub przekazujących relacje osób trzecich o istnieniu w Antyku tajemniczych Ludzi Oceanu jest tak duży, że nie ma z nim co dyskutować. Nie jest wykluczone, że pojedynczy przedstawiciele tej cywilizacji dożyli do naszych dni, ale do kontaktu ze współczesnymi ludźmi jakoś wcale się nie kwapią…[5]   


Źródło – „Tajny XX wieka”, nr 49/2018, ss. 32-33
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz    



[1] Oraz film romantyczny sci-fi pt. „Diabeł morski”, reż. Giennadij Kazański, 1961.
[2] Zob. Mika Waltari – „Egipcjanin Sinuhe”, w którym opisany jest epizod z Minotaurem na Krecie. Tamtejszym Minotaurem był jakiś potwór morski… - zaś trzęsienie ziemi mogło zostać wywołane supererupcją wulkaniczną na pobliskiej wyspie Santorini (Strongili, Thira)  w 1627 r. p.n.e., która zmiotła z powierzchni ziemi cywilizację minojską i spowodowała siedem plag egipskich we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego (Wj 7,14-27; Wj 9 i Pwt 29,1-2) – zob. także: L. Zajdler – „Atlantyda”, 1980 i J.V. Luce – „Koniec Atlantydy”, 1987.
[3] Czy może nawet była to supererupcja o mocy wybuchu VEI 7-8. W takim przypadku szczególnie niszczącymi były naddźwiękowe fale uderzeniowe jednej lub kilku eksplozji oraz gigantyczne (do 200 m) fale tsunami.
[4] Ci ostatni przypominają mit o Oannesie alias Uanna vel Apkallu, który uczył starożytnych Sumerów i Babilończyków różnych sztuk potrzebnych do przetrwania oraz nauk czystych i stosowanych. 
[5] Chociaż istnieje wiele relacji o takich kontaktach, ba! - czasami nawet bardzo przyjaznych, że wspomnę tylko naszą, warszawską Syrenkę!