Margarita Troicyna
Zniknięcie Norfolskiego
Regimentu[1]
jest związane z doświadczeniami znanego wynalazcy Nikoli Tesli. Krążyły pogłoski, że pracował on nad projektem Wardenclyffe, i że nauczył się otwierać
portale przestrzenno-czasowe.
Każdego dnia na świecie znikają
ludzie, wielu z nich bez śladu. Ale jak to się działo, że przepadały całe
oddziały wojskowe i ich los pozostaje nieznany? Tym niemniej, w historii takie
przypadki miały miejsce, i to nieraz…
Zagadka
IX Legionu
W II wieku zniknął słynny IX
Legion założony w swym czasie przez samego Gajusza
Juliusza Cezara z przeznaczeniem do akcji bojowych na terytorium Galii.
Istnieje kilka hipotez na temat
zaginięcia tego legionu. Według jednej z nich, miało to miejsce w latach dwudziestych
II w. na północy Brytanii, gdzie w tym czasie wtargnęli Piktowie (przodkowie
dzisiejszych Szkotów).
Według innej wersji, to
wydarzyło się w latach 30-tych II w. w Judei w czasie powstania Bar Kohby, stłumienie którego imperator
Hadrian doprowadził do zburzenia
Jerozolimy i założenie na jej ruinach rzymskiej kolonii Aelia Capitolina.
I jeszcze jedna możliwa data –
lata 60-te II w., wiadomo że w czasach Parfianskiej Wojny na terytorium
dzisiejszej Armenii został rozbity jakiś legion o nieustalonej nazwie.
I tak, w 165 roku, IX Legion
już nie jest odnotowywany w wykazach rzymskich jednostek wojskowych
zestawionych przez cesarza Marka Aureliusza. Jeżeli był on rozgromiony w
jakiejś bitwie czy starciu, to nie wiedzieć czemu źródła z tej epoki przemilczały
ten fakt?[2]
Marynarze
ze „Swiatowo Pawła”
W lipcu 1741 roku, w czasie
rosyjskiej kolonizacji Alaski, w rejonie wyspy Baker Island, w archipelagu
Aleksandra, dwoma szalupami ze statku pocztowego Swiatoj Paweł desantowało
się na brzeg 15 uzbrojonych żołnierzy piechoty morskiej mający na wyposażeniu
także działo i rakiety sygnałowe. Po wysadzeniu ich na brzeg już ich nikt nie
zobaczył. Jest mało wiarygodne to, że rosyjscy marynarze mogli zginąć w starciu
z miejscowymi Indianami: ci ostatni bowiem nie chcieli mieć jakiekolwiek
kontaktów z dobrze uzbrojonymi przeciwnikami i gdzieś by się przed nimi dobrze
ukryli. Nie słyszano jakiegokolwiek wystrzału, nie było śladów walki.
Dochodzenie wykazało, że tej nocy na brzegu płonęło potężne ognisko, ale kto go
rozpalił – nie wiadomo.
W 1774 roku, Hiszpanie ze
statku Santiago zajmujący się handlem z Indianami z plemienia Haida
zamieszkującymi na wyspach południowej części archipelagu Aleksandra ujrzeli w
jednej z indiańskich łodzi fragment jakiejś broni – ni to szabli, ni to bagnetu
– który na pewno należał do Europejczyka i na pewno nie do miejscowych. Sprzedać
czy wymienić tego nie chcieli, a pytani o jego pochodzenie wskazywali rękami na
północ.
Ponadto krążyły pogłoski o tym,
że w jednym z indiańskich osiedli na Alasce żyją krajowcy o nietypowym
wyglądzie: o jasnej skórze i jasnymi włosami. Mówiło się, że mają oni długie
włosy i brody, umieją czytać i pisać i modlą się do ikon. I rzeczywiście, w
dokumentach ekspedycji Siemiona
Dreżniewa spotyka się relacje o tym, że w tych krajach są osiedla, gdzie
„zamieszkują brodaci ludzie w długich szatach”. Powstało przypuszczenie, że
mogli to być potomkowie zaginionych. Ale nie ma o nich żadnej wiarygodnych
informacji do dziś dnia…
Zaginięcie
Norfolskiego Regimentu
To znana historia. 12.VIII.1915
roku, w czasie ataku na tureckie pozycje w czasie Operacji Dardanelskiej na
półwyspie Gallipoli zaginął bez śladu Królewski Norfolski Regiment brytyjskiej
armii.
Według różnych danych, 7 albo
10 sierpnia wysadzono desant w sile trzech batalionów pod dowództwem kpt. Montgomery’ego i płk sir Horace’a Beauchama w zatoce Suvla i
rozpoczęto brytyjski atak na wieś Anafarta. Naprzeciwko nich stały pododdziały
z tureckiej 36. DP dowodzone przez mjr Munib-beja.
Przez kilka dni trwały zaciekłe
walki. 12 sierpnia na rozkaz głównodowodzącego gen. por. Iana Hamiltona – Sendrynhamska Kompania Ochotnicza dowodzona przez
kpt. Franka Reginalda Beckama miała
zając tzw. wzgórze 60. Potem naoczni świadkowie opowiadali, że na ich oczach
kompania składająca się z 267 żołnierzy maszerująca po stoku wzgórza weszła w
obłok mgły. Potem już ich nikt nie widział.
Brytyjskie władze na początku
założyły, że zaginieni żołnierze po prostu zostali wzięci do niewoli tureckiej.
Ale Turcy nie potwierdzili tego i oświadczyli, że nie walczyli z tym
pododdziałem i nawet nie wiedzieli o jego istnieniu.
Tylko w 1918 roku zostały
odkryte ciała brytyjskich żołnierzy, rozrzucone na powierzchni około 1 mili
kwadratowej. 122 z nich należały do żołnierzy ze zaginionego batalionu. Jak
widać, zostali oni zabici przez Turków, jednakże udało się zidentyfikować tylko
dwóch!
Wciąż nie było żadnych
informacji o zaginionych, więc zaczęły się pojawiać różne rozbieżne wersje
zaginięcia Norfolskiego Regimentu – jak z czasem nazwano ten incydent. Ufolodzy
przekonują, że brytyjskich żołnierzy porwali Kosmici. Ta mgła, którą widziano,
była w gruncie rzeczy statkiem kosmicznym, który zabrał część Brytyjczyków.
Pozostałych Obcy po prostu zabili. Turecki chłop, który znalazł ciała zabitych
na swym polu twierdził, że wyglądały one tak, jakby zrzucono je ze znacznej
wysokości, a nie zabito w walce.
Istnieje hipoteza wyjaśniająca
wszystko prostym sposobem: Brytyjczycy dostali się do tureckiej niewoli i
okrutnie ich zamordowano, jednakże Turcja uparcie odrzuca taką możliwość. I do
dziś dnia tajemnica zniknięcia Norfolskiego Regimentu pozostaje tajemnicą…
Zaginięcie
niemieckiej kompanii
W 1916 roku, na Froncie
Zachodnim w zagadkowy sposób znikła niemiecka kompania, broniąca się w pewnej
wsi w okolicach Amiens (Francja).
Uczestniczących w ataku
Anglików zdziwiło, że nieprzyjaciel nie oddał do nich ani jednego wystrzału.
Kiedy angielscy żołnierze dotarli do niemieckich pozycji, to nie znaleźli tam
ani jednego człowieka. Do tego wszystkie działa znajdowały się na swoich
miejscach. W ziemiankach, które stanowiły miejsca odpoczynku żołnierzy, suszyły
się mundury żołnierzy, a w kociołkach gotowało się jedzenie. Wszystko wyglądało
tak, jakby ludzie gdzieś przed chwilą wyszli. Ale przecież tak być nie mogło!
Nie znaleziono ani śladu niemieckich żołnierzy, a dowództwo nijak nie mogło
wyjaśnić ich losów.
Wydarzenie
w Nankinie
W 1937 roku Japonia napadła na
Chiny. Pod koniec roku Japończycy doszli do mostu na rzece Jangcy i przybliżali
się do Nankinu – dawnej stolicy Chin. Japończykom naprzeciw wyszła chińska
dywizja w sile 3000 żołnierzy. Jednakże następnego dnia, po tym jak Chińczycy
zajęli swe pozycje, jej dowództwo naraz przestało łączyć się ze sztabem.
Wkrótce Japończycy w każdej
chwili mogli rozpocząć natarcie, a do mostu udało się kilku oficerów na
rekonesans. Kiedy powrócili, to zameldowali, że w transzejach i okopach jest
pusto – wszyscy żołnierze gdzieś znikli. Poza tym nie było żadnych śladów
walki, nie było żadnego zabitego. Ale jak Chińczycy mogli niepostrzeżenie
podejść do wroga: Japończycy by ich po prostu zniszczyli!
Wszystko skończyło się smutno:
Japończycy wdarli się do miasta i urządzili tam masakrę, w czasie której
zamordowano około 300.000 Chińczyków, nie licząc gwałtów i grabieży.
Fakt zaginięcia nankińskiej
dywizji usiłowano najpierw zbadać za rządów Kuomintangu a potem KPCh., ale nie
znaleziono żadnych śladów zaginionych Japończyków.
Opinie
z KKK
Cześć. Bardzo ciekawe, ale chyba już nigdy nie zostaną
te zaginięcia wyjaśnione. Przykre jest to, że z każdym z opisanych przypadków
wiąże się dramat pojedynczych żołnierzy. Pozdrawiam z wietrznego Gryfina (K A ZE K)
Niestety, takie wydarzenia wciąż mają miejsce, a
najgorsze jest to, że wciąż nie ma na to żadnego pomysłu... (Daniel Laskowski)
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
42/2018, ss. 30-31
Przekład z rosyjskiego -
©R.K.F. Leśniakiewicz
[1] Pułku.
[2]
Być może IX Legion stchórzył i podał tyły, a potem go cichcem rozformowano? Nie
pozostał po tym żaden dokument, bo i nie było się czym chwalić…