Powered By Blogger

sobota, 4 grudnia 2021

Auto-da-fé na Rusi

 

Spalenie na stosie Andrieja Dimitriewa z żoną - obraz G. Miasojedowa

Aleksandr Smirnow

 

Ostre, opresyjne prawo nazywane jest drakońskim, ale nie ku czci smoków, ale Drakonta Ateńczyka, który napisał kodeks praw, w którym najbardziej popularną karą była kara śmierci - KS.

Spalenie żywcem politycznych albo religijnych przeciwników tradycyjnie uważa się za wymysł europejskiej Św. Inkwizycji. Mówiąc krótko, katolicy i protestanci w średniowiecznej Europie w „religijnym szale” palili jedni drugich na stosach. Na prawosławnej Rusi jakoby nie było takiego barbarzyństwa. Oczywiście na żywca palili siebie staroobrzędowcy, ale samolikwidacja tym sposobem przeciwników kościelnych reform patriarchy Nikona uważano za akt dobrowolny, a nie z wyroku kościelnego czy carskiego sądu. Niestety, historia palenia ludzi żywcem w Rosji ukazuje, że w tej zgrozie nie odstawaliśmy od reszty Europy.

 

Czary i „żydowska herezja”

 

Przyznać trzeba, że świadectwa o paleniu żywcem ludzi na dawnej Rusi do XV wieku nie znaleziono. Ale oto w 1446 roku, wyrokiem kniazia Iwana Możajskiego, w Moskwie spalono na stosie bojarzyna Andrieja Dimitriewa z żoną – „za czary”. A później postawiono na stosie matkę bojara Iwana Oszczery i ponownie za czary. Podobne oskarżenie mogło być za czyny nie mające z nimi nic wspólnego, np. za zbieranie leczniczych ziół czy za czytanie zagranicznych traktatów. Mogli też oskarżyć o służenie diabłu za carskie nagrody i nadania oraz bogate grunta… Komu przypadła własność spalonej bojarskiej pary (czyżby kniaziowi Możajskiemu?) historia milczy. Tylko za podejrzenie o otrucie wielkiego księcia Iwana III w styczniu 1498 roku, w Moskwie na Placu Czerwonym spalono na stosie księcia Wasyla Łukomskiego i Polaka Mattiasa. I spróbuj udowodnić, żeś nie chciał otruć panującego. Do tego trucie monarchów w tych czasach było czymś zwyczajnym, że śledztwo dokładnie w to nie wnikało.

No, ale to były auto-da-fé że tak powiemy indywidualne. „Masowe represje” tj. palenie na stosach z powodów politycznych, obruszyły się na polityczne elity Moskwy w styczniu 1505 roku. Na stos wstąpili: Wołk Kuricin, Dymitrij Kononow, Iwan Miakiszew – oskarżeni o „żydowską herezję”. To było w stolicy. W Niżnym Nowgorodzie na mocy tego samego oskarżenia na stos posłano Niekrasa Rukanowa i także archimandrytę jurewskiego – ojca Kasjana.

Na początku XVI wieku, imiona i nazwiska miały w Moskwie tylko znaczne osoby, a nie plebs. A już tym bardziej duchowny w randze archimandryty. Było to stanowisko porównywalne do stanowiska gubernatora miasta.

Car Iwan IV Groźny też nie wzdragał się przed obracaniem swych wrogów w popiół. Polecił on spalić księcia Worotyńskiego i Odojewskiego, ale za co – to pozostaje nieznane. Ostatni z rodu Niewiczych – car Fiodor Iwanowicz rozkazał spalić „czarownika za uszkodzenie mienia”, bo jakoby szkody te spowodował tatarski carewicz Murza Girej.

Czas Wielkiej Smuty wstrząsnął podstawami Państwa Moskiewskiego, ale nie osłabił chciwości Cerkwi Prawosławnej. I tak w 1607 roku, w Tule, z rozkazu cara Wasyla Szujskiego na małym ogniu był spalony (paskudna śmierć) Kiriła Siemienow. Za co skazano na tak straszną śmierć tego młodego człowieka – historykom nie wiadomo. A w 1684 roku, patriarcha Wszechrusi ogłosił żądanie, które wywołało zawiść u wszystkich europejskich świętych inkwizycji razem wziętych. Żądanie głowy Cerkwi Prawosławnej uprawomocnił car Wszechrusi Fiodor Aleksiejewicz (starszy brat Piotra I) swym dekretem. Wedle niego, wszystkich laików, którzy trzykrotnie opuścili nabożeństwa w świątyniach należało aresztować, przepytywać a następnie spalić na stosie. Wprawdzie tego ukazu nie egzekwowali nawet najbardziej fanatyczni dewoci, ale dokument pozostał…

 

„Za odstępstwo od wiary chrystusowej…”

 

Uważa się, że w momencie przekształcenia „barbarzyńskiej Moskwy” w „oświeconą Rosję imperialną” praktyka palenia ludzi na stosach odeszła w przeszłość. Ale gdzie tam! 3.VII.1737 roku, imperatorowa Anna Joannowna (krewna Piotra I) swym dekretem potwierdziła decyzję Senatu w sprawie byłego kapitana floty Aleksandra Woznicina. Dziedziczny dworzanin mający „wujka” w wyższym dowództwie Floty, zaś jego rodzona ciotka była zamężna z admirałem Grigorijem Spiridowem – tym niemniej nie mógł zrobić kariery. Skończywszy Morski Korpus, mierny miczman[1] przeszedł do służby w kawalerii. Ale w konnicy też sukcesów nie odniósł i powrócił do Floty. W końcu poszedł w odstawkę i osiedlił się pod Moskwą, przeklinając niesprawiedliwość losu. A oto kupiec Lejba Boruch (Żyd jak widać) utwierdził go w przekonaniu, że wszystkie biedy wynikają z nieprawdziwej wiary. Razem pojechali do Polski (wtedy jeszcze zagraniczne królestwo), gdzie poddał się on obrządkowi obrzezania. Powróciwszy do Rosji, żydowski neofita Aleksandr Woznicin wraz ze swym „duchowym przewodnikiem” pokazali się w Twierdzy Pietropawłowskiej. Imperatorowa napisała w aktach śledztwa: Kapitana floty Woznicyna za odstąpienie od chrześcijańskiej wiary i Żyda Borucha Lejbowa za przywiedzenie kapitana do żydowskiego prawa, by dalej to bezbożne dzieło się nie rozprzestrzeniło należy skazać na karę śmierci – spalić.

Obu ich spalono w lipcu 1737 roku na miejscu obecnego Newskiego Prospektu, gdzie w naszych czasach znajduje się kinoteatr „Barrikada”. Ponadto zbadawszy dokumenty Senatu można dodać, że religijnemu doradcy Lejbie Boruchowi doczepiono jeszcze jedną zbrodnięzabójstwo. Jemu doklejono zbrodnię zabójstwa w Smoleńskim ujeździe, we wsi Zariecz kapłana - ojca Awraama. A poza tym pomówiono go wraz z innymi Żydami o uśmiercenie kilkunastu dzieci, które im służyły (imion ofiar nie wymieniono). Za to – w myśl prawa Imperium Rosyjskiego z 1737 roku – groziła katorga, ale nie KS! Wszak kapitan rezerwy ani nie zabił prawosławnego batiuszki ani jakiegokolwiek dziecka! I tym niemniej spalono go jak w najlepszych tradycjach wojen religijnych Europy. Żeby być obiektywnym trzeba dodać, że śmiercionośne płomienie czekały w dawnej Rosji na tych, którzy przechodzili na inną wiarę – nieważne jaką…

I tak w dniu 20.VI.1738 roku, z wyroku „humanistów” z Świętego Synodu został spalony w Moskwie kniaź Tajmurazza przejście na islam. Jeśli oficer marynarki Aleksandr Woznicyn był od urodzenia ochrzczony w obrządku prawosławnym się przechrzcił, to książę z „bratniego Wschodu” najprawdopodobniej od urodzenia był muzułmaninem. Prawdopodobnie został prawosławnym chrześcijaninem ze względów politycznych, a potem … zdecydował powrócić do wiary przodków. Inkwizytorzy Świętego Synodu takich zmian nie darowali! I w rezultacie odprawili przechrztę na stos.

 

Wszystko z powodu krów

 

Masowe palenie ludzi na stosie u rosyjskich staroobrzędowców w całym XVIII wieku, nie można nazwać wykonaniem KS w ogniu, przy całej tej religijnej motywacji. Oni mieli wybór – albo przyjąć nowy obrządek albo zginąć. Ofiary inkwizycji Świętego Synodu takiego wyboru nie miały – trudno przypuścić, że ofiary-innowiercy same szły na stos. M.in. ostatnie spalenie osądzonej wiedźmy odnotowano w tejże Moskwie w dniu 8.VI.1836 r. …

 

Należy tu dodać, że do tego barbarzyństwa nie mieli nic wspólnego ani car Mikołaj I ani żercy z Świętego Synodu. To był przypadek „narodowego samooczyszczenia”. „Poddana dziewka kniazia Władimira Dołgorukiego – niejaka Marfa po ojcu Gierasimowna (poddani jeszcze wtedy nie mieli nazwisk) została żywcem spalona w swym domu przez sąsiadów za «czarodziejstwo i sprowadzanie zarazy na krowy»” – jakoby z powodu tej dziewczyny krowom odebrało mleko. Zamknięto ją w domu i obłożono go chrustem i podpalono. I chrześcijańskiego przykazania „nie zabijaj” prawosławny naród bogobojny jak zwykle nie złamał.

 

Źródło – „Tajny XX wieka”, nr 35/2021, ss. 8-9

Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz   


[1] Najniższy stopień oficerski w rosyjskiej marynarce wojennej. Polski odpowiednik: mł. chorąży marynarki.