Iwan Gawriłow
Kiedy miało miejsce to wydarzenia, mój dziadek Stiepan miał pięć lat.
Miejscowa
czarownica
W ich wsi mieszkała babka Serafima. Była to niepokaźna staruszka,
ale wszyscy o niej wiedzieli jedno, że była to wiedźma – a to znaczy tyle, co wiedząca. Do babki Serafimy często
zwracali się ludzie z różnymi sprawami: a to podleczyć się, a to pomóc ze
zwierzętami gospodarskimi, a to pogadać, a to zdjąć urok, i tak dalej. Często
przyjeżdżali do niej mieszkańcy sąsiednich wsi i osiedli – jej sława sięgała
daleko od miejsca jej zamieszkania. Babka Serafima nikomu nie odmawiała,
leczyła ludowymi sposobami, odprawiała magiczne rytuały. Często ją widziano za
wsią, jak zbierała jakieś ziółka i korzenie.
I tak jak babci Serafimie stuknęła
dziewięćdziesiąta, to ona zległa. Stało się jasne, że miejscowa czarownica już
długo nie pociągnie – śmierć była bliska. Biedna staruszka męczyła się, jęczała
a nawet krzyczała, a jakoś umrzeć nie mogła. Jest takie przekonanie, że wiedźma
nie może tak sobie łatwo umrzeć – on musi komuś przekazać swój magiczny dar.
Umarła
z uśmiechem
Dzieci babka Serafima nie miała,
ale za to mnóstwo rodziny: kuzynki i kuzyni a także ich dzieci. Jednakże oni
bali się podejść do łoża umierającej, nie chcieli, by komukolwiek z nich dostał
się ten magiczny dar. I chociaż babka Serafima prosiła bardzo, nikt nie miał
odwagi pomóc jej przejść do tamtego świata. A potem stało się nieoczekiwane.
Kiedy krewni przyszli odwiedzić staruszkę, to zobaczyli, ze ona już nie żyje, i
co więcej – umarła z uśmiechem na ustach.
Długo dla mieszkańców wsi
pozostawało sekretem to, dlaczego tak się stało. A w rok później okazała się
przyczyna. Jakoś tak w rodzinie mojego dziadka zachorowała krowa. Miejscowy
weterynarz niczego nie mógł zrobić. I naraz do krowy podeszła moja babcia Masza – starsza siostra dziadka
Stiepana, któremu w tym czasie była lat 12.
- Wiem, co trzeba zrobić – powiedziała ona. Potem poszła do lasu i
wróciła z jakimiś ziołami, coś tam z nich przygotowała, dała krowie, a tej
zrobiło się lepiej.
„Chcę
być czarownicą!”
Rodzice wypytywali Marinę, kto
ją tego nauczył, a ona w końcu się przyznała. Okazało się, że dowiedziawszy się
o tym, że nikt nie chciał przyjąć magicznego daru babki Serafimowej,
dziewczynka bardzo się dziwiła.
- Przecież to jest bardzo dobrze stać się taką czarodziejką – myślała
ona. I tak po cichu poszła do umierającej. Ta wzięła Maszę za rękę, uśmiechnęła
się i umarła.
I od tej pory Masza stała się
miejscową wiedźmą. Ona sama nie mogła wyjaśnić, jak potrafi leczyć, szeptać,
odprawiać magiczne rytuały, to wszystko wychodziło jakby samo z siebie – rodzaj
subwiedzy – dosłownie ona zawsze wiedziała, co trzeba robić w danym przypadku.
No, ale dar ten miał swoje
ciemne strony – Marina do końca swych dni była samotną. Być może było to
przekleństwo magicznego daru, a być może i dlatego, że od dzieciństwa ludzie
trzymali się od niej z daleka z powodu tegoż daru…?
I znów, Marina umierała bardzo
ciężko, ale swego daru już nikomu nie przekazała. Ona przemęczyła się
kilkanaście dni, a potem miejscowi chłopi wyrąbali dziurę w dachu jej domu by –
zgodnie z wierzeniami – dusza wiedźmy może spokojnie opuścić jej ciało.
Źródło – „Niewydumannyje
Istorii”, nr 35/2021, s.16.