Aleksandr Gawriłuce
Ta niezwykła historia wydarzyła
się w 1845 roku w Zachodniej Syberii. Dwóch ostiackich myśliwych na rzece Nazym
ustrzelili Menkwego – Człowieka
Śniegu.
Zabić
Menkwego – zły znak
Pewnego razu w oddalonym
koczowisku Chantów zjawili się dwaj myśliwi – Fałałej Łykosow i Obyl.
Obaj byli zdenerwowani i wystraszeni. Myśliwi opowiedzieli, że w poszukiwaniu
zwierzyny zawędrowali w głuchą gęstwinę. Kiedy im się wydawało, że przyjdzie
wrócić im z pustymi rękami, ich psy, łajki – dosłownie jakby zerwały się z
łańcucha.
Wybiegłszy za psami na zaśnieżoną
polanę, Ostiacy[1]
ujrzeli, że psy dopadły jakiegoś grubego zwierza i rzuciły się na niego.
Ogromne zwierzę usiłowało się odgonić od nich długimi łapami całkiem po ludzku.
Fałałej podkradł się do miejsca zdarzenia i jednym celnym strzałem powalił
giganta, który po kilku nieskoordynowanych ruchach padł i znieruchomiał.
Jednakże radość myśliwych szybko
zmieniła się w przerażenie. Na śniegu leżał Menkw o
wzroście 3 arszynów[2], którego skóra była porośnięta gęstą sierścią,
cieńszą niż u sobola, kości policzkowe nagie, u rąk zamiast palców – szpony,
płci męskiej. Zdobycie takiego trofeum u Chantów i Mansyjczyków
przynosiło pecha.
W ich wyobrażeniach Menkw to było
czymś w rodzaju Człowieka Śniegów – Yeti, który żył w głębokiej tajdze. Każdy
Menkw ma swego „dublera” ze świata duchów – a do tego tych złych. Póki Menkw
żyje, to on i jego duch starają się trzymać z daleka od ludzi. Ale jeśli zabije
się Menkwa, to jego duch może długo pałętać się po tajdze i mścić na ludziach.
W dawnych czasach człowiek, który zabił Menkwa, sam stawał się ofiarą, ale pod
koniec XIX wieku prawa Chantów zmiękły i dlatego Obyl zdecydował się
opowiedzieć o tym współplemieńcom.
Osadę ogarnęła panika, która
zaczęła rozprzestrzeniać się po tajdze z prędkością leśnego pożaru. Ostiaccy
obawiali się wychodzić na polowanie. Skarb państwa nie otrzymywał cennych
futer.
Kapłan Michej Popow przebywający w nazimskich osadach doniósł o tym wydarzeniu
uriadnikowi[3]
Szachowowi, a ten przekazał
informację do Bieriezowskiego Sądu Ziemskiego.
A stamtąd do lokalnej
administracji przysłano ukaz:
W celu ukrócenia niepokojów wśród miejscowych mieszkańców
przeprowadzić dochodzenie. Jeżeli informacja o zagadkowym potworze potwierdzi
się, dostarczyć jego szczątki doczesne i świadków do Bieriezowa.
Kopia ukazu poszła do tobolskiego
gubernatora.
Ekspedycja
do Nazymu
Tą godność w tym czasie piastował
Kiryłł Engielkie, wielki miłośnik
nauk ścisłych. Rozumie się, że rozkazał zbadać to wydarzenie.
Na rzekę Nazym wyprawił się
kozacki uriadnik Nikifor Jamzin. Niestety, miał pecha: Fałałej Łykosow zeznał, że
owszem, chodził na polowania, ale żadnego Menkwa nie zabił, a jak go widział,
to tylko we śnie. A Obyl nie wiadomo czemu wspominał ten sen z przerażeniem i
na próżno epatował tym swych ziomków.
Gubernatora taki wynik nie
zadowolił, i to tym bardziej, że w tajdze zaczęli znikać myśliwi, a
Chantyjczycy całymi rodzinami uciekali z zasiedlonych miejsc. Engielkie
zmuszony był w celu wyjaśnienia interesujących go wydarzeń wysłać całą
ekspedycję. W jej skład włączył nie tylko co lepszych tropicieli, ale także tłumacza
aby uniknąć nieporozumień z Obylem i Fałałejem.
Na początku wszystko szło według
planu. Obyl zgodził się pokazać im miejsce, w którym doszło do tego Bliskiego
Spotkania z UMA i mówił, że Fałałej po prostu się przestraszył. Ale im głębiej
wchodzili w tajgę, tym stawał się mniej wiarygodnym. Z trudem udało się wejść w
pobliże miejsca tego spotkania z Mienkwym – do miejsca ujścia do rzeki Nazym
potoku Ochłym.
I tutaj Ostjaka dosłownie
zaklinowało: nocą wziął butelkę wódki i upił się do nieprzytomności. Przywracanie
go do przytomności trwał czas jakiś, tymczasem odnaleziono szałas, w którym on
i Fałałej byli dwa i pół miesiąca temu i gdzie doszło do incydentu.
Ale sprawa utknęła w martwym
punkcie. Psy odmawiały taszczenia sanek, a ni stąd ni zowąd rozpoczęła się
burza śnieżna. A Obyl zaczął zaprzeczać wszystkiemu, nie było żadnego
polowania, a całą historię on wymyślił dla przechwałki. Jemu grożono,
przekonywano, proszono, że niby sprawa ma ważność państwową.
Ale Obyl się zaciął i nic więcej
nie powiedział. Ekspedycja jeszcze przez kilka dni szukała w tajdze pod
wzmagającym się buraniem[4],
ale niczego nie znalazła. W rezultacie czego uznano to wszystko za wymysł
Ostjaków o czym zameldowano gubernatorowi.
Ale historię o tym, jak dwóch
myśliwych ustrzeliło Człowieka Śniegu miejscowi opowiadali jeszcze przez
następnych kilkadziesiąt lat…
Źródło: „Russkaja Istoria”, nr
9/2021, s. 40
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz