Ekranoplan bojowy Łuń
Giennadij
Czernienko
W Japonii
zbudowano jednomiejscowy aparat latający na zwykłe bateryjki o mocy 1,5 W.
Samolot o masie 60 kg w czasie testów mógł przelecieć na jednym „załadowaniu”
390 metrów.
O tych aparatach
latających trudno powiedzieć – samoloty to czy statki? Na pewno one są i jednym
i drugim. No i mają niecodzienną nazwę – ekranoplany. Na świecie jest ich
niewiele, a wszystkie są doświadczalne. Największe i najsilniejsze z nich
zbudowano w naszym kraju.
Zdumiewający obiekt
W środku lat 60.
XX wieku, amerykańskie satelity zwiadowcze i szpiegowskie zauważyły na Morzu
Kaspijskim zdumiewający obiekt. Stało się jasne, że w ZSRR przeprowadza się
próby nad nową bronią – ni to okrętem, ni to samolotem przenoszącym rakiety.
Angielski magazyn
„Jane’s” zajmujący się problematyką techniki wojskowej różnych krajów pisał
tak:
Gigantyczna radziecka skrzydlata maszyna wykorzystująca wpływ
bliskości wody, z rozpiętością skrzydeł 40 m, długością 90 m, przechodzi próby
na Morzu Kaspijskim. Rozpoczęto je w 1965 roku. Ekranoplan rozwija prędkość 560
km/h.
Redaktorzy tego
magazynu nie mylili się. Aparat, o którym mowa, był rzeczywiście ekranoplanem o
niewidzianych rozmiarach i masie ponad 400 ton! I właśnie dlatego amerykańscy
wojskowi nazwali ten dziwny aparat The
Caspian Monster – Potwór z Morza
Kaspijskiego!
Prace nad nim
były otoczone najściślejszą tajemnicą państwową. Nawet nazwisko głównego
konstruktora utajniono. Ono było szeroko znane, ale akurat ze względu na budowę
innych statków i okrętów. No bo któż nie znał Rostisława Jewgieniewicza Aleksiejewa, projektanta całej floty
pasażerskich wodolotów typu: Rakieta, Meteoryt czy Sputnik?
Ale Aleksiejew
nie był ojcem tej idei, bo o istnieniu efektu ekranu wiedziano od dawna. Ale
zbudowanie dostatecznie solidnego ekranoplanu i to o takich rozmiarach, poza
Aleksiejewem nikomu się nie udało.
"Morderca lotniskowców" w akcji (wizja artysty)
Dynamiczna poduszka
Rostisław
Jewgieniewicz zainteresował się ekranoplanami jeszcze w latach 50. XX wieku,
kiedy się wyjaśniło, że prędkość 100-150 km/h stanowi optymalny i maksymalny
przedział dla wodolotów. Żeby pokonać tą barierę prędkości, należało statek
podnieść z wody i pozwolić mu lecieć nisko nad jej powierzchnią – ekranem – na
wysokości 3-4 metrów. Powstająca w tym przypadku warstwa sprężonego powietrza
stawała się dynamiczna poduszką, na której opierały się skrzydła pojazdu,
poruszającego się z dużą prędkością. Dzięki temu pojazd ten staje się o wiele
bardziej ekonomiczny i ładowny od zwykłych samolotów.
Opracowując swoje
zadziwiające aparaty Aleksiejew widział w nich w pierwszej kolejności okręty
wojenne: transportowe, desantowe i przenoszące pociski rakietowe. Idee
Aleksiejewa znalazły poparcie Nikity S.
Chruszczowa. Na opracowanie bojowych ekranoplanów wyłożono ogromne środki
finansowe, zbudowano unikalne stocznie i laboratoria badawcze oraz
zorganizowano ogromne biuro konstrukcyjne.
W bazie w
Czkałowsku przeprowadzono badania ponad 1000 specjalnych modeli statków
latających. Pierwszy doświadczalny ekranoplan
o masie 3 ton, opracowany w 1961 roku, miał parę skrzydeł nośnych.
Okazał się on nieudanym i Aleksiejew odrzucił go, dając fory drugiemu –
samolotowemu z jednym krótkim skrzydłem i wysokim ogonowym usterzeniem.
Ten 550-tonowy,
do dziś dnia nie mający sobie równych, aparat Rostisław Jewgieniewicz nazwał
statkiem-makietą w skrócie KM[1], tym samym podkreślając,
że jest to maszyna doświadczalna.
Ekranoplan w jednym z rosyjskich portów Morza Kaspijskiego - zdjęcie satelitarne z GoogeEarth
Przy wyspie Czeczeń
To właśnie o tym
statku-makiecie pisał „Jane’s”. Opisujący go redaktor był niedaleko od prawdy podając
parametry kaspijskiego potwora: jego
kadłub przypominający fantastyczną rybę miał długość 92 m, wysokość od kilu po
czubek statecznika pionowego steru wynosiła 22 m, rozpiętość skrzydeł – 37,6 m.
W dziobowej części na poziomym wysięgniku znajdowało się 8 silników
turboodrzutowych, to one zabezpieczały wzlot tej ciężkiej maszyny. Na części
ogonowej znajdowały się jeszcze dwa silniki turboodrzutowe nadające całości
prędkość marszową w czasie lotu.
Ekranoplan-gigant
został zwodowany w Gorkim (obecnie Niżny Nowgorod) w marcu 1966 roku i przez
miesiąc holowano go Wołgą do Morza Kaspijskiego. Jako że był to obiekt
ultra-sekretny, to odłączono mu skrzydła i przykryto siatka maskującą. Płynęli
tylko w nocy, a w dzień trzymali się ustronnych miejsc.
Bazą doświadczalną
była bezludna wyspa Czeczeń w okolicach Kaspijska k./Machaczkały. Pierwszy
lot/rejs (???) w dniu 18.X.1966 roku Aleksiejew poprowadził sam. Miało to
miejsce wcześnie rano, o świcie. Zaryczały silniki i statek ruszył do przodu,
pomknął po gładzi morza, a po chwili oderwał się od wody i poleciał na
wysokości kilku metrów, jak to było zaplanowane. Tak zaczęły się loty nad
Morzem Kaspijskim i lądem.
Ekranoplan
rozwijał prędkość 500 km/h, był bardzo manewrowym i pozwolił na wykonywanie tak
ostrych zwrotów, podczas których końcówka skrzydła niemal dotykała wody!
Desantowy Orlionok
Jeden ze świadków
lotu kaspijskiego potwora wspominał:
Nasz barkas był już niedaleko od brzegu, kiedy od strony morza
zaczął narastać ryk silników. I naraz zobaczyliśmy, jak do nas zaczyna zbliżać
się niepojęty, żelazny potwór – ni to samolot, ni to statek, który mknął nisko
nad wodą. Przeraziło nas to i wprawiło w osłupienie. Kiedy ów pojazd znalazł
się w odległości 100 m, wykonał on ostry wiraż i poleciał w kierunku wyspy, a
jego skrzydło omal nie dotknęło wody. Ale nie, woda pod nim jakby się ugięła,
dziwny statek wyrównał lot i odleciał w stronę lądu.
W czasie
państwowych testów, Aleksiejew oddał ekranoplan w ręce profesjonalnych pilotów
oblatywaczy. Miało to swój cel, bo błędy mogły doprowadzić do poważnej awarii
czy wręcz katastrofy. No i coś takiego się wydarzyło w dniu 25.VIII.1964 roku,
w czasie prób z ekranoplanem SM-5. W morzu zerwał się silny
wiatr. Lotnicy zdecydowali się na lot nad falami, ale oderwawszy się od ekranu
maszyna naraz straciła stabilność i spikowała w wodę zabijając pilotów.
Nowy ekranoplan –
Oriełok
– został zbudowany w 1972 roku. On także przypominał z wyglądu samolot,
ale był o wiele mniejszy od kaspijskiego
potwora i miał takie przeznaczenie, jak okręt desantowo-transportowy. Można
go było załadowywać na brzegu. Jego delfini nos można było odchylić na bok i
bojowe wozy mogły swobodnie wjechać do jego wnętrza i wyjechać zeń.
Łuń w locie
Oto cud!
Ani jeden kraj w
świecie, z wyjątkiem naszego, do dziś dnia nie posiada czegoś podobnego. Rostisław
Jewgieniejewicz pracował z wielkim oddaniem, nie wiedząc, co to odpoczynek,
przezywając życiowe problemy. A trudności napotykał on na każdym kroku.
Zwłaszcza z Oriołkiem miało miejsce takie wydarzenie, które nie tylko mocno
wpłynęło na przyszłość ekranoplanów, ale i na życie ich generalnego
projektanta.
To było w
listopadzie. Po sztormie na Morzu Kaspijskim szalały jeszcze fale. Lot wymagał
od załogi maksymalnej koncentracji. Na pokładzie znajdowało się 40 ludzi, w tej
liczbie Aleksiejew i członkowie technicznej komisji z zastępcą ministra
przemysłu stoczniowego na czele.
Statek wykonał
już kilka skrętów i zaczęto przygotowywać się do wodowania w poprzek fal. Pilot
zrobił to tak ostro, że materiał kadłuba nie wytrzymał uderzenia o wodę.
Przyrządy momentalnie wyłączyły się. Aleksiejew spojrzał przez wierzchni luk, i
bez słowa usiadł za sterami.
- Do bazy! –
rzucił krótko. I ruszyli.
W bazie wychodząc
z ekranoplanu wszyscy krzyknęli ze zdumienia: statek… nie miał steru, który
urwał się w chwili uderzenia o wodę! Rostisław Jewgieniejewicz powiedział wtedy
ni to żartem, ni serio:
- Ster zgubili,
ale jednak dolecieli. Oto cud!
Wodolot typu Kometa w polskich barwach armatora Bosman Express na szlaku ze Szczecina do Świnoujścia
Jeden z pierwszych wodolotów pod polską banderą.
W PRL Żegluga Gdańska i Żegluga Szczecińska posiadały cała flotyllę wodolotów. W tzw. "wolnej" Polsce pozostało po niej tylko wspomnienie...
Statki przyszłości
Jednak w Moskwie,
w ministerstwie, spojrzeli na to całkowicie inaczej. Wniosek był kategoryczny:
ekranoplan jest niedostatecznie bezpieczny, a to znaczy że jest konstrukcyjnie
niedopracowany. Awaria stała się dla urzędników doskonałym pretekstem do
porzucenia na rzecz konstrukcji lotniczych.
Pod pretekstem
uwolnienia go od prac administracyjnych, Aleksiejew został zdjęty ze stanowiska
dyrektora CBK. W jego kompetencjach pozostały dwa oddziały, więc przeniesiono
go na jeszcze niższe stanowisko.
Ostatnią pracą
Aleksiejewa stał się ekranoplan Łuń o masie przeszło 400 ton. Na
„plecach” tego okrętu zamontowano 6 kontenerów z przeciwokrętowymi pociskami
rakietowymi klasy woda – woda.
Rostisław
Jewgieniewicz nie dożył do prób swego latającego nosiciela pocisków
rakietowych. Zmarł on po długiej i ciężkiej chorobie w dniu 9.II.1980 roku, w
64. roku życia.
Finansowanie
budowy ekranoplanów po śmierci Aleksiejewa zostało znacznie ograniczone. Bardzo
spadło tempo robót. Zbudowane okręty rdzewiały na Morzu Kaspijskim.
Już po śmierci
Aleksiejewa na bazie okrętu Łuń został opracowany statek
ratowniczy Spasatiel – zgodnie z nazwą[2] przeznaczony dla niesienia
pomocy w przypadku morskich katastrof. Zaczęła się jego budowa. Ale
najwidoczniej czas wielkich ekranoplanów, o których marzył Aleksiejew, jeszcze
nie nadszedł. Ale on prędzej czy później nastąpi. Tylko potrzeba jak powietrza
idei i pracy wielkiego konstruktora.
Źródło – „Tajny
XX wieka” nr 11/2013, ss.8-9
Przekład z j.
rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz
©Zdjęcia - Internet