Powered By Blogger

środa, 24 grudnia 2014

SŁOŃCE NAD MORZEM CZARNYM (6)


Morze Czarne – Atlantis MMII  


- Co robimy? – Krystyna pierwsza otrząsnęła się ze stuporu, jaki nas ogarnął na chwilę, kiedy uświadomiliśmy sobie, co jest celem ataku.
- Zwiewamy stąd – powiedziałem – tylko szybko!
- Czemu? – zapytała Naïs.
- Nie mam ochoty na tłumaczenie się nie za swoje winy – odparłem. – Zjeżdżamy stąd! I tak tutaj nic nie zrobimy. Żeby to zatrzymać, trzeba wyłączyć centralny komputer, który kieruje strzelaniem. Wiesz, gdzie on się znajduje?
Naïs pokręciła przecząco głową.
- Ja też nie – odparłem.
- Wydaje mi się, że zagłada nowej części Atlanterra też była spowodowana przez te same siły, które działają tutaj i teraz – rzekła niespodziewanie Gemma.
- Jasne, tylko trzeba odpowiedzieć na pytanie: kto lub co tam takiego było, co mogło komuś przeszkadzać tak bardzo, że bez wahania zamordował trzy i pół tysiąca ludzi? – odparłem.
Kolejne potężne „uuufff!!!” wstrząsnęło krążownikiem, i w sekundę później ryk silnika rakietowego rozdarł ciszę.
- Druga poszła – skomentowała Naïs. Spojrzeliśmy w kierunku dziobu. Pocisk wznosił się coraz wyżej do góry, świecą w zenit.
- Trzecia się uzbraja – usłyszałem głos Krystyny. Spojrzałem na nią, była blada.
- Uciekamy stąd – powtórzyłem i ruszyłem do pancernego włazu.

Biegliśmy do bakburty, przy której przycumowany stał Atlantis MMII. Szybko skoczyliśmy na pokład naszego jachtu. Gemma odcumowała i powoli odeszliśmy od potężnego kadłuba krążownika. Dałem gaz do dechy i po paru minutach oddaliliśmy się na dwie mile od niego. Morze i niebo pojaśniało, kiedy kolejna rakieta wystartowała z jego pokładu. Gromowy odgłos pracy jej silnika dobiegł do nas po kilku sekundach.
- Ile upłynęło czasu od startu pierwszego pocisku? – zapytałem.
- Szesnaście minut i trzydzieści osiem sekund – odpowiedziała Atis. – Czternaście minut do impaktu…
Po wystrzeleniu czwartego pocisku wszystko się uspokoiło, krążownik znów martwo kołysał się na fali. Pogasły światła i widzieliśmy znów jego ciemną sylwetkę na tle jaśniejącego już nieba.
- Trzynaście minut – rozległ się głos Atis.
- Płyniemy dalej, kładziemy się na kurs zero cztery pięć – powiedziałem.
- Tak jest, kurs zero cztery pięć – potwierdziła Atis.
- Prędkość osiem węzłów.
- Jest osiem węzłów.
- Tak trzymać.
- No i masz romantyczną przygodę – zwróciłem się do Naïs. – Czegoś takiego się na pewno nie spodziewałaś?
- A wy? – odparowała.
- Też nie – wzruszyłem ramionami.
- Dlaczego nic nie robimy!? – krzyknęła Naïs – przecież trzeba coś zrobić!
- A co chcesz zrobić? – zatrzymać te pociski? – Krystyna wzięła moją stronę.
- Kogoś zawiadomić! – Naïs była bliska płaczu.
- Kogo? – odezwała się Gemma – NASA? A może rosyjską marwojkę? Ciekawe, czy nam uwierzą, jak im powiemy, że rosyjski krążownik wystrzelił cztery pociski klasy woda – przestrzeń kosmiczna w stronę EST…? Powiedz – uwierzą?
- N-no nie… - przyznała cicho Naïs i pociągnęła nosem. – Przepraszam…
- Nie ma za co, każdy ma swoje złe dni – powiedziała Krystyna. – A ten jest jednym z gorszych…
- Dziesięć minut do impaktu – głos Atis.
- Strzelano po prostej wyprzedzenia, więc fajerwerki zapalą się niemal w zenicie – powiedziałem.
- Patrzcie na wykres – powiedziała naraz Naïs – o tu! I tutaj! – wskazywała palcem na jakieś punkty.

Spojrzałem dokładniej. Poza reliefem dna widać było także jakieś obiekty, które poruszały się najwidoczniej bardzo szybko, bo ich odwzorowania były lekko zamazane.
- Atis! – odezwałem się – co możesz powiedzieć o tych obiektach?
- Nieznane obiekty podmorskie poruszające się z prędkością trzydziestu węzłów na głębokości tysiąca dwustu metrów i idące na płytkie – odpowiedziała natychmiast. – Struktura i pochodzenie obiektów – nieznane.
- Gdzie one teraz się znajdują? – zapytałem.
- W odległości mili od Admirała Masorina – padła natychmiastowa odpowiedź – i zbliżają się do niego zarówno po osi odległości jak i głębokości.
- Ich rozmiary? – zapytała Gemma, która stała za mną i jej oddech parzył mi szyję.
- Mają kształt elipsoidy obrotowej o promieniu dwudziestu ośmiu metrów i wysokości szesnastu metrów. Pięć minut do impaktu – zameldowała Atis.

Zamilkliśmy. Po raz pierwszy udało się na nam złapać nieznanego „kogoś” na kreciej robocie. Atis zarejestrowała to wszystko i poczułem się lepiej. Przyszła mi do głowy pewna myśl i postanowiłem ją wprowadzić w czyn w czasie mojej wachty. Nie wiedziałem, na co profesorowi i jego przyjaciołom są potrzebne te dane, ale postanowiłem je skopiować z komputera nawigacyjnego na swój własny użytek. Diabli wiedzą, na co się mogły przydać, ale podejrzewałem, że gdybym tego nie zrobił, żadne z nich nie ujrzałyby światła dziennego. Ludzie z Przyszłości się nie wtrącali, a zatem albo tak właśnie miało być, albo – ich wiedza nie sięgała tak daleko, jak się nam wydawało. I teraz sami nie wiedzieli, co z tym fantem zrobić… Będą musieli jakoś zjeść tę żabę – pomyślałem.
- Dwie minuty do impaktu – powiedziała Atis.
- Będziemy to filmować? – zapytała Naïs. Wyciągnęła kamerę z torby i mocowała ją na statywie.
- Tak, oczywiście – odpowiedziałem. – Aha, Atis, czy filmowałaś przebieg tego, co się działo na Admirale?
- Tak, oczywiście – odpowiedziała po chwili.
- Kto wydał polecenie filmowania? – zapytałem zdumiony, bo prawdę powiedziawszy zapomniałem o tym.
- Polecenie wydała pani Naïs Castlemoore – usłyszałem w odpowiedzi. – Minuta do impaktu.
- Odliczaj co sekundę, OK.? – poprosiłem.
- OK., pięćdziesiąt osiem, pięćdziesiąt siedem, pięćdziesiąt sześć…
Patrzyliśmy w górę. W polu widzenia mieliśmy jasne gwiazdy lśniące na przedporannym, jasno-granatowym niebie.
- Gdzie Bliźnięta? – zapytała Naïs.
- Tam – szczupła ręka Krystyny wskazała kierunek.
- Trzydzieści trzy, trzydzieści dwa, trzydzieści jeden…
- Filmujesz? – zapytałem.
Naïs skinęła głową.
- Dziewiętnaście, osiemnaście, siedemnaście… - płynęły sekundy w toku odliczania ich przez Atis.

Rozejrzałem się po morzu. Tam, gdzie miał znajdować się krążownik woda świeciła niezwykłym, zielonkawo-niebieskawym blaskiem. Wskazałem go Krystynie.
- Pięć, cztery, trzy… - odliczała Atis.
Sięgnąłem po lornetę i spojrzałem w tamtym kierunku. Krążownik stał w kręgu zielonkawego lśnienia.
- Dwa, jeden, ZERO! – Atis skończyła odliczanie.
Trzy kobiety patrzyły w niebo, na którym naraz wyrosła ogromna, szybko rozdymająca się kula światła, które ciemniało w miarę powiększania swej średnicy. Jakby na chwilę pojawiło się drugie słońce nad horyzontem.
- Projekt Rainbow Bomb w swej krasie – Gemma otrząsnęła się z obrzydzeniem. Krystyna tylko splunęła do wody.
- Nie pluj do wachy – ostrzegła ją Gemma – to przynosi pecha.
- Przecież miało rąbnąć w zenicie? – Naïs była zawiedziona.
- Nie zapominaj, że Ziemia się obraca… - wyprowadziłem ją i siebie z błędu. – Dobra, starczy tych atrakcji na dzień dzisiejszy – powiedziałem. – Kto na wachtę, ten do sterówki, a kto spać, to spać.


CDN.