Powered By Blogger

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Tajemnica Wzgórza 611 – rosyjskie Roswell (1)



Paweł Bukin


Cztery pierwiastki ziem rzadkich - REE: itr (Y), iterb (Yb), terb (Tb) i erb (Er) zostały nazwane na cześć szwedzkiej miejscowości Ytterby, w okolicy której odkryto w 1794 roku ich ogromne pokłady.

Na Wzgórzu 611 w swym czasie pracowali radzieccy ufolodzy i inni specjaliści, a także uczeni z Japonii i USA, Chin, Korei, Kanady, Belgii i Szwecji. Ich zainteresowanie tą sopką nie był przypadkowe – wszak tam miało miejsce wydarzenie – unikalne wedle wszelkich miar ufologii.

Czy tak mogłaby wyglądać ufokatastrofa gdzieś w głębi Syberii?


Na gorącym tropie


Wieczorem, dnia 29.I.1986 roku, o godzinie 19:55 MAGT/09:55 GMT, w Przymorskim Kraju, w okolicy miasteczka Dalniegorsk (44°33’33,40” N - 135°37’21,71” E – przyp. tłum.) zdarzyło się coś dziwnego. W sopkę znaną jako Wzgórze 611, werżnął się poruszający się podskokami z prędkością około 50 km/h, świecący się obiekt o średnicy około 2 m, który eksplodował. Wierzchołek sopki była widoczna w całym mieście, więc lot i katastrofę UFO widziała większość miejscowych mieszkańców. Świetlista kula – BOL – wbiła się w wapienną skałę i odbiła od niej odłam o objętości jakichś 2-3 m³, i po dwóch jasnych błyskach na szczycie sopki zaczął się pożar, którego płomienie miały kolor jak płomienie spawarki elektrycznej, co trwało około godziny.

Ufokatastrofa w Dalniegorsku - rysunek naocznego świadka

Na drugi dzień o dziwnej katastrofie gadało już całe miasto. Jakaś ciemna plama na jasnym tle skał można było zobaczyć z wielu punktów Dalniegorska. Dojść do wierzchołka sopki w lecie wytrenowany człowiek mógłby za pół godziny, ale w zimie pokrywa śnieżna odbierała ochotę na takie spacerki. Tak więc przez dwa dni mieszkańcy miasteczka obserwowali szczyt Wzgórza 611 przez lornetki. Pierwszymi na szczyt postanowili się wspiąć biolog Walerij Wiktorowicz Dwużylnyj z towarzyszami. Swój priorytet ustanowili oni bez trudu: innych ludzkich śladów na Wzgórzu 611 nie było.

Znaleźć epicentrum wybuchu nie było trudno: literalnie o kilka metrów od wierzchołka sopki, na wysokości 600-609 m n.p.m. śniegu w ogóle nie było, wszędzie na kamieniach walały się odłamki skalne i stopione fragmenty „nie wiadomo czego”. Na wszystkich kamieniach, skalnym podłożu i szczątkach obiektu widać było ślady stopienia oraz innego działania wysokiej temperatury. Znając temperatury topienia skał można by określić temperaturę wybuchu. Ale to nie było wcale takie proste. Wybuch na pewno miała miejsce, oderwał od podłoża kawałki skał, ale one nie wiedzieć czemu jak należało oczekiwać, nie rozleciały się radialnie na dziesiątki i setki metrów, a leżały w pobliżu tworząc zbiorowiska kamieni.


Wzgórze 611 - strzałką oznaczono miejsce impaktu NOL-a

W pewnym miejscu udało się znaleźć dziwną „czarną siatkę”, która po długim czasie udało się zidentyfikować jako „kawałek drewna, który w czasie kilku godzin był wystawiony na ekspozycję wysokiej temperatury bez dostępu do tlenu”. Skąd mogło się wziąć te „kilka godzin”, jeśli jest mowa o wybuchu? Prawda – niektórzy świadkowie twierdzili, że na szczycie sopki przez godzinę dochodziło do wybuchów o mniejszej mocy. Niektórzy zaś widzieli kulę już to podnoszącą się do góry, już to opuszczającą się w dół. Jednakże jak można wyjaśnić to „bez dostępu tlenu”? – wszak na szczycie góry powietrza mamy ile tylko dusza zapragnie. Może ktoś czy coś przykryło szczyt góry przeźroczystą kopułą?

Ale badaczy zdumiały jeszcze bardziej inne rośliny: krzaki i drzewa rosnące na Wzgórzu 611 w ogóle nie odczuły wybuchu. One nie zostały uszkodzone, choć nieznana siła parę centymetrów od nich rozrywała i topiła kamienie! A badania roślin były przeprowadzone bardzo starannie: Dwużylnyj był znanym biologiem w ZSRR i za granicą.

W rejonie impaktu grupa Dwużylnego znalazła niezwykłą polankę, na której nie było śniegu, kamienie na niej leżące były pokryte warstwą czarnej substancji, a sama polanka – popiołem. Były tam resztki spalonego drzewa, które były zamienione w węgiel drzewny, który nie był charakterystycznym dla pożaru lasu, poza tym krople metalu, kawałki czarnego szkliwa, niezwykłe łuski tworzące siateczkę i metaliczne ziarnka, których pochodzenie nie zostało wyjaśnione.


Dziwne materiały


Jak pisze prezes Towarzystwa „Kosmopoisk” Wadim Czornobrow w swej „Encyklopedii ufologii”, w rezultacie badań, przeprowadzonych w 14 różnych centrach naukowo-badawczych ZSRR okazało się, że te wzory były kilku różnych typów i w różnych rozmiarach.

1.      Zdecydowana większość stopionych kuleczek z dziurkami składały się z stopu ołowiu (Pb) z niektórymi REE, a dokładniej z transuranowcami takimi jak: cyrkonem (Zr), lantanem (La), itrem, prazeodymem (Pr) i innymi;
2.    Kuleczki ze stopu żelaza (Fe) z chromem (Cr), niklem (Ni), manganem (Mn) i glinem (Al);
3.     Kuleczki ze stopu żelaza z wolframem (W) i kobaltem (Co) mające amorficzną strukturę;
4.    Cząstki roztopionego węgla (C) w stanie podobnym do szkła, który to szkliwo powstaje w temperaturze nie mniejszej niż +3500°C;
5.     Namagnesowane krzemowe (Si) tafelki (do tego czasu uważano, że krzem jest materiałem antymagnetycznym);
6.    Czarne szkliste płytki z wieloma otworami, które nazwano „siateczkami”.

Dziwne materiały znalezione na miejscu impaktu BOL-a na Wzgórzu 611

To właśnie te ostatnie zdumiały naukowców najbardziej. Ich próbki były nieczułe na najsilniejsze kwasy, spalały się w powietrzu bez śladu w temperaturze +900°C, zaś w próżni nie topiły się nawet w temperaturze +2800°C. Kiedy były niskiej temperaturze nie przewodziły prądu elektrycznego, ale stawały się przewodnikami w czasie ogrzewania w próżni. Po zanurzeniu ich do ciekłego azotu (-196°C – przyp. tłum.) to dziwne szkliwo przejawiało zdolność do nadprzewodnictwa. W skład chemiczny tych „siateczek” wchodziły różne REE, a także cieniutkie, wszystkiego na 17 μm kwarcowe nitki – pojedyncze lub w pękach. W jednej z takich nici znaleziono jeszcze cieńszy złoty włosek. Udało się ustalić, że „siateczki” zmieniają swój skład pod wpływem zmian w otoczeniu. Tak więc w czasie nagrzewania analiza rentgenowska wykazała zwiększenie się w składzie ilości złota (Au), srebra (Ag) i niklu, zaś po nagrzaniu te pierwiastki znikały, a pojawił się molibden (Mo) i siarczek berylu (BeS).

Specjaliści napisali na zakończenie:
Taka technologia jest niemożliwa przy dzisiejszym poziomie rozwoju techniki.[1]

Dr n. chem. W. Wysockij potwierdza to:
Wszystkie te właściwości, to znak użycia wysokiej technologii, a nie rzeczy naturalnego ziemskiego czy naszego, technologicznego pochodzenia. A do tego – według wniosku końcowego przekazanego przez pracowników naukowych Leningradzkiego oddziału Instytutu Badań Ziemskiego Magnetyzmu, Jonosfery i Propagacji Fal Radiowych AN ZSRR, w którym przeprowadzono analizę kuleczek – izotopowy skład ołowiu świadczy o jego ziemskim pochodzeniu. A na dobitkę, skład ten jest identyczny ze składem wzorów ołowiu z chołowieńskiego złoża Północnego Przybajkału. Jeśli założyć, że kierunek od tego złoża do Wzgórza 611 pokrywa się z trajektorią UFO, to pytań będzie jeszcze więcej. Ciekawe będzie odnotować i to, że podobne artefakty znajdowano także na Ałtaju, Północnym Uralu i nawet pod Moskwą.


Rosyjskie Roswell


Pomiary przeprowadzone w czasie trzech lat na miejscu spadku tego UFO pokazały miejsce istnienia „pola” o anomalnym charakterze. Z tego miejsca uciekły wszystkie zwierzęta, zaś u ludzi zaobserwowano zmiany w składzie krwi, przyspieszał puls i skakało ciśnienie krwi, stwierdzano trudności w koordynacji ruchów przy chodzeniu. W dalszym ciągu w okolicach Wzgórza 611 obserwowano przeloty ognistych BOL-i:
v Już w 8 dni po zagadkowej katastrofie (7.II.1986 roku) nad Wzgórzem 611 zaobserwowano cztery świecące obiekty, które zrobiły nad nim cztery kręgi;
v W listopadzie 1987 roku nad Wschodnim Przymorzem odnotowano przeloty 32 UFO w kształcie cylindra, cygara i kuli.
v Z tego w 5 przypadkach UFO uderzały promieniami świetlnymi w ziemię w rejonie Wzgórza 611 i…
v …4 przeleciały nad tą sopką oraz…
v …3 UFO zawisały nad Dalniegorskiem.


Zdjęcia NOL-a nad Dalniegorskiem wykonane w październiku 1991 roku

Tajemnica wydarzeń z 1986 roku wciąż pozostaje tajemnicą. Istnieje wiele hipotez. Jedne mówią o niezwykłym meteorycie, inne o wielkim piorunie kulistym, trzecie o Pozaziemianach. Jest także bardziej paradoksalny punkt widzenia: obiekt wyrwał się na powierzchnię Ziemi, z jej wnętrza w rezultacie aktywności wulkanicznej i wyładowań atmosferycznych, zaś dziwne materiały – z kolei nie są niczym innym, jak resztkami po nieorganicznych formach życia, egzystujących w głębokich warstwach skorupy ziemskiej.

Dlatego też Amerykanie od lat 90., nazywają Dalniegorsk rosyjskim Roswell, chociaż należałoby na odwrót – nazwać Roswell słabym odbiciem Dalniegorska, a to dlatego, że w rosyjskim przypadku wszystkie wydarzenia są potwierdzone dokumentami, których autentyczności nikt nie jest w stanie podważyć. Swoja drogą nielicznych cudzoziemców odwiedzających Dalniegorsk dziwi to, że nie przywiązują oni wagi do tych przecież tak niezwykłych wydarzeń, mieszkając w tak dziwnym, jedynym w swoim rodzaju miejscu. Chociaż o tej historii słyszeli wszyscy mieszkańcy Dalniegorska, mało kto w czasie tych 30 lat miał ochotę przespacerować się na sopkę. Mówi się także, że mało kto z miejscowych w ogóle wie, gdzie znajduje się to Wzgórze 611. I to właśnie takie nastawienie mówi za autentycznością tego wydarzenia.


Moje 3 grosze


No, może nie moje, ale Bronisława Rzepeckiego, który w swym artykule zatytułowanym „UFO nad ZSRR” zamieszczonym w kwartalniku „UFO”, tak pisze o tych wydarzeniach:

29 stycznia 1986 roku, o godzinie 19:55, mieszkańcy Dalniegorska, położonego w pobliżu Władywostoku w Nadmorskim Kraju dostrzegli lecącą bezgłośnie, równolegle do powierzchni ziemi, czerwoną kulę o średnicy 2-3 m. Leciała z północnego-zachodu od strony Góry Sacharnoj w stronę dworca autobusowego, ale kiedy znajdowała się nad Górą Izwiestniakowaja (określanej z racji swej wysokości Wzgórzem 611) wykonała nagle niespodziewany manewr i zgodnie z relacjami świadków, uderzyła w występ skalny rozbijając go i rozsypując wokół odłamki będącej na jego drodze bryły skalnej o objętości ok. 5 m³. W miejscu zderzenia kuli ze skałą zaobserwowano błysk światła, które było tak jaskrawe, jak światło występujące przy spawaniu. Jak twierdzą naoczni świadkowie – kilka uczennic, które znajdowały się nieopodal miejsca „katastrofy” – kula poruszała się z prędkością ok. 15 m/s (54 km/h) i w pewnym momencie zawisła nad występem skalnym, kilka razy wzniosła się i opadła, poczym nastąpił wspomniany błysk światła. Kula nie posiadała żadnych wystających części, zaś jej korpus miał kolor lekko rozgrzanej nierdzewnej stali. Otaczała ją niewielka, czerwona aureola.

Służba obserwacji ruchu powietrznego stwierdziła, że trajektoria lotu obiektu wiodła od strony Oceanu Indyjskiego. Kulisty obiekt przeleciał na wysokości 1-2 m i około 20 m od komina „Dalpolimetalu”.

Przybyli niebawem na miejsce przedstawiciele ufologicznej grupy badawczej z Dalniegorska odkryli ślady wysokiej temperatury na grunt, roślinność zniszczona przez nieznany rodzaj promieniowania oraz 6 śladów namagnesowanej krzemionki. Było to niemałym zaskoczeniem dla specjalistów, ponieważ krzem nie posiada właściwości magnetycznych. Oznaczało to więc, że kula posiadała olbrzymią energię i wytwarzała potężne pola magnetyczne. Znaleziono również ołowiane i żelazne kulki o średnicy 2-4 mm. Te ostatnie nie dawały się obrabiać stalą wysokogatunkową, a jedynie diamentem. Temperatura topnienia tego żelaza jest o prawie 100°C niższa od normalnej. Wszystkie okazy są także namagnesowane, co jest także niezrozumiałe, gdyż normalnie wysoka temperatura pozbawia materiały własności magnetycznych. Badania wykazały, że odległość pomiędzy atomami w siatce krystalicznej wynosiły nie 3,86 Å (0,386 nm) jak w przypadku normalnego żelaza, ale 3,84 Å (0,384 nm). Kulki przy zbliżeniu ich do kompasu powodowały odchylenie igły magnetycznej rzędu 5-8°, mimo iż forma kulista nie powinna mieć właściwości magnetycznych.

Ogromne zainteresowanie wzbudziło jeszcze jedno znalezisko, tzw. „siateczka” – złożony materiał węglopochodny. Został on poddany badaniom uczonych z Tomska, Syberyjskiego Oddziału AN ZSRR i innych – ogółem w 3 ośrodkach akademickich i 11 instytutach. Okazało się, że w „siatkach” jest niemal cała Tablica Mendelejewa. Analiza rentgenologiczna wykazała, ze z jednej „siatki” po przetopieniu jej w próżni nagle znikło złoto, srebro i nikiel, za to pojawił się α-tytan (Ti) i molibden. W drugiej po podgrzaniu pojawił się siarczek berylu. W powietrzu „siatka” znikała bez śladu w temperaturze +900°C, natomiast w próżni nie topiła się nawet w temperaturze +2800°C. W stanie normalnym nie przewodziła prądu, natomiast po nagrzaniu zaczęła przewodzić elektryczność. W jednej z „siatek” znaleziono kawałki cieniutkich nitek o grubości 17 μm, które z kolei składały się z jeszcze cieńszych nitek skręconych w sznury. We włókna były wkręcone równie cienkie złote druciki. Specjaliści doszli do wniosku, że przy obecnym poziomie rozwoju techniki sporządzenie czegoś takiego jest niemożliwe. Dr hab. chemii W. Wysockij stwierdził: „Nie może być żadnych wątpliwości, że jest to produkt wysoko rozwiniętej technologii, a nie p[przedmiot pochodzenia naturalnego lub ziemskiego”. 

Interesujący jest jeszcze jeden fakt związany z tym zdarzeniem. U badaczy pracujących na miejscu zdarzenia stwierdzono zmiany morfologii krwi (zmniejszenie liczby leukocytów i trombocytów i zmiany w budowie erytrocytów), ujawniły się także zaburzenia sensoryczne. Kiedy ukończono pierwszy etap prac, członkowie ekspedycji sfotografowali się na miejscu prowadzonych badań. Wszystkie zdjęcia okazały się prześwietlone…

Tyle Bronisław Rzepecki.[2] Ze swej strony dodam tylko tyle, że Polacy też mają swój Dalniegorsk, bo mnie się to kojarzy z naszym, polskim przypadkiem tzw. „Bolidu Jerzmanowickiego”, który spadł we wsi Jerzmanowice k/Krakowa  wieczorem dnia 14.I.1993 roku. Obraz zjawiska jest bardzo podobny, okoliczności także. Nieznany obiekt wyrżnął i rozniósł na drobne fragmenty wierzchołek wapiennego ostańca zwanego Babią Górą lub Babią Skałą, położonym na 50°12’03,54” N - 019°45’56,13” E. Energia wybuchu odpowiadała użyciu 100 kg TNT. Niestety – w tym przypadku w sprawę wmieszało się wojsko i służby specjalne, a ludziom opowiedziano bajeczkę o meteorycie, który tam spadł i wywołał niesamowite efekty – podobne do tych z Dalniegorska. Rzecz została opisana dokładnie przez astronomów i nawet na ten temat powstał dwuodcinkowy program telewizyjny z cyklu „Nie do wiary”, (TVN 1998).


Źródła i ilustracje:
1.   „Tajny XX wieka”, nr 24/2014, ss. 20-21
2.   „UFO” nr 2(6)/1992, op. cit., ss. 3-10
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©   




[1] Tu i dalej podkreślenia tłum.
[2] Autor pisał ten artykuł w oparciu o materiały otrzymane od samego W. W. Dwużylnego, a zatem z pierwszej ręki.