Nikołaj Jewgrafow
W dniu 27.VIII.2015 roku,
kustosz Amurskiego Muzeum Regionalnego dzięki kamerze obserwacyjnej zobaczył
świetlistą kulkę, która skakała po jednej z sal. Zapis wideo został
zarchiwizowany i przebadany przez pracowników Muzeum…
Ufolodzy i wyznawcy Spiskowej Teorii
Dziejów alias konspirolodzy często
wytykają rządom różnych krajów to, że utajniają informacje i dowody istnienia
UFO aby dezorientować – albo po prostu zastraszyć na wszelki wypadek –
zainteresowaną publiczność. Ale to nie jest zawsze tak: często tajne archiwa,
najczęściej tworzone przez pracowników służb specjalnych, zawierają dane na
temat metod pracy wywiadu i kontrwywiadu, agenturze aktywnej do dziś dnia, i
inne fakty skryte za siedmioma pieczęciami, których ujawnienie miałoby
negatywny wpływ na bezpieczeństwo narodowe. W tym kontekście interesującym jest
los ultra-tajnej teczki brytyjskiego Ministerstwa Obrony (Ministry of Defence - MOD) nosząca oznaczenie MOD9/18. Okoliczności
złożyły się tak, że MOD chmurnego Albionu odtajni ją w marcu 2016 roku.
„Nieistniejące”
dossier
Światowa społeczność
ufologiczna już na zapas cieszy się z szybkiej możliwości zajrzenia pod welon
tajemnicy skrywający prawdę o „brytyjskim Roswell” – odwiedzonego przez
Pozaziemian lasu Rendlesham Forest w 1980 roku. Przedwcześnie, bo do tego kiedy
tajne stanie się jawnym, pracownicy służb specjalnych starannie usuwają ze
stronic teczki oznaczonej jako MOD9/18 wszystkie dane o specjalistach, którzy
badali tenże incydent, o ich technice, którą się posługiwali w toku
dochodzenia. I dlatego właśnie już tu wspomniana ultra-tajna teczka okaże się…
nie istniejącą – i pojawi się nie w każdym kiosku z gazetami w formie reprintu,
ale w Brytyjskim Archiwum Narodowym w ograniczonym dostępie. Na szczęście
redakcja „Tajn…” może zajrzeć pod oprawę tej teczki i podzielić się najbardziej
ciekawymi dokumentami przeczytanymi w niej. Zarówno tak opowiadać o
okolicznościach odtajnienie tych dokumentów, jak i wcześniej się mówiło o
„nieistniejącym” dossier.
Walczyć
i szukać. Znaleźć… i znów ukryć
Aż do lata 2015 roku,
ultrasekretne dossier brytyjskiego
MOD, zawierające dokładne dane na temat 18 kontaktów poddanych JKM Elżbiety II z Pozaziemskim Rozumem
uważane było za „kolejną kaczkę dziennikarską puszczoną przez prasę bulwarową”
i „ufologicznym apokryfem”.
Rękę do tego, by społeczność
miała wgląd do tego dossier przyłożyli doskonale znani specjaliści, którzy
cieszyli się zaufaniem i którym można było wierzyć, np. wysoko postawiony
pracownik MOD Wielkiej Brytanii Nick
Poul, 21 lat pracujący w dziedzinie bezpieczeństwa swego kraju (i 3 z nich
w zakresie bezpieczeństwa przed UFO), do ostatniej chwili twierdził, że archiwa
te zawierają „rzeczywiście ciekawe i nijak nie podpadające pod kategorię TOP
SECRET świadectwa”. I nie ma w nich niczego nowego na temat ”Brytyjskiego
Roswell”.
Co takiego zaszło tamtego
lata? Dlaczego Brytyjczycy zgodzili się częściowo odtajnić jakoby nieistniejące
dossier zawierające 18 materiałów o gryfie tajności TOP SECRET? Odpowiedź jest
prosta. O tyle prosta, o ile sensacyjna. Pewien Amerykanin niejaki John Barrow wynajął elitarnego adwokata
i powołując się na brytyjskie FOIA – prawo o swobodzie informacji – zaczął
przeciwko MOD proces sądowy w celu odtajnienia sekretów UFO. I wygrał ten
proces! Oto i wszystko…
A co jest w tym sensacyjnego?
Otóż sama postać gościa Brytyjczyków. Otóż onże John Barrow – pilot I klasy
USAF – w swoim czasie był nie tylko świadkiem Incydentu w lesie Rendlesham, ale i – uwaga! – został on poparzony
w czasie Bliskiego Spotkania z pozaplanetarnym statkiem kosmicznym, który
odwiedził w grudniu 1980 roku tenże las. I jeszcze jeden interesujący moment:
dokładnie w 24 godziny od tego tragicznego dla Amerykanina wydarzenia – a
dokładnie 24.XII.1980 roku – identyczne obrażenia i także w styczności z UFO
otrzymali członkowie jego rodziny w Teksasie (tzw. Sprawa/Incydent Cash-Landrum – było to CE2, które miało miejsce w
dniu 29.XII.1980 roku, na drodze do Dayton, TX, w odległości 35 mi/~65 km od
portu lotniczego w Houston, o której już pisano na łamach „Tajn XX wieka” –
przyp. tłum.)
Jak amerykański pilot znalazł
się w Wielkiej Brytanii i stał się naocznym świadkiem sensacyjnego wydarzenia?
Baza RAF w Woodbridge znajdująca się niemal w środku tego lasu, zaś Anglicy i
Amerykanie wykorzystywali ją, zaś jednym z nich był właśnie Barrow.
Po to, by postawić wszystkie
kropki nad „i” co do ciekawych okoliczności odtajnienia teczki MOD9/18
odnotujmy: procesując się z MOD Wielkiej Brytanii, amerykański lotnik nie
kierował się bynajmniej miłością do prawdy. Otrzymawszy do ręki oficjalne
dokumenty dotyczące Incydentu w Rendlesham
Forest, mógł teraz domagać się od władz brytyjskich (i oczywiście
amerykańskich USAF) odszkodowania w wysokości 500 mln USD (!!!) za uszczerbek
na zdrowiu, który poniósł w wyniku Bliskiego Spotkania Szóstego Rodzaju z UFO!
(CE6 to spotkanie z UFO, w wyniku którego świadek poniósł uszczerbek na zdrowiu
lub nawet śmierć – przyp. tłum.)
Do tego czasu, a Barrow szukał
sprawiedliwości przez 30 lat, było to niemożliwe. Wszak te wydarzenia zostały
utajnione i niedostępne dla sądów. Począwszy od marca 2016 roku, wszelkie
szanse na to, że eks-pilot będzie miał możliwość wejść do ekscentrycznego klubu
multimilionerów.
Jakby to nie było, póki jeden
„walczył i szukał” (Barrow) inni „znaleźli i przenieśli”, i tak Brytyjczycy
znaleźli teczkę MOD9/18 w sejfach MOD i przenieśli ją Archiwum Narodowego. I tu
jest wreszcie czas, by pogadać o tym, co wiadome jest szerokiej publiczności o Incydencie w Rendlesham Forest, i co
jeszcze jest ukryte za zasłoną tajemnicy.
Informacja
„Tajn XX wieka”
Incydent
w Rendlesham Forest to seria obserwacji niezwykłych świateł i
lądowań UFO w lesie Rendlesham w hrabstwie Suffolk, UK, w końcu grudnia 1980
roku, nieopodal bazy USAF i RAF. Dziesiątki pracowników i żołnierzy z bazy
jakoby było świadkami tych niezwykłych wydarzeń w czasie 2-3 dni, obserwując
NOL-e o kształcie trójkąta i niezwykle poruszające się światła na niebie. Potem
w lesie znalezione zostały ponoć jakieś dziwne ślady, które miejscowa policja określiła
jako ślady zwierząt.
Wedle poglądów niektórych
ufologów, incydent ten jest jednym z najbardziej znanych zdarzeń obserwacji UFO
w XX wieku i nawet otrzymał on nieoficjalną nazwę Brytyjskiego Roswell.
MOD Wielkiej Brytanii
odrzuciło myśl, że wydarzenie to stanowi niebezpieczeństwo dla obronności
Zjednoczonego Królestwa, i z tego też względu nigdy tego incydentu porządnie
nie zbadano. To właśnie zrodziło wiele plotek o tym, że rządy UK i USA nie chcą
ujawnić prawdy szerokiej publiczności. Dokumenty z tej sprawy opublikowano w
2001 roku, ale składały się one przede wszystkim z wewnętrznej notatki oraz
odpowiedzi na pytania społeczeństwa. Opublikowane dokumenty zawierały
wyjaśnienia z MOD, dlaczego incydent ten nie był potraktowany i zbadany na
poważnie.
Sceptycznymi wyjaśnieniami
incydentu może być przyjęcie za UFO… świateł latarni morskiej Orford Ness, czy
po prostu jasnych gwiazd. Istnieje także niemało poglądów o tym, że cała ta
historia z incydentem z UFO jest niczym innym, jak zwyczajną mistyfikacją.
Zajrzyjmy
w bliską Przyszłość
Informacja o „Brytyjskim
Roswell”, którą właśnie przeczytałeś Czytelniku jest dostępna w Internecie dla
każdego, kto potrafi się nim posługiwać. A teraz zajrzyjmy w niedaleką
Przyszłość – do marca 2016 roku, kiedy to (jakbyśmy chcieli w to uwierzyć)
świat dowie się całej prawdy o wydarzeniach w Rendlesham Forest. Jaka ona
będzie? Co kryje się pod okładką teczki nr MOD9/18?
Pokrótce: w grudniu 1980 roku,
Brytyjczykom i Amerykanom udało się uzyskać dla swego posiadania kilka (!)
rozbitych ale mało zniszczonych NOL-i oraz ciała zabitych w wypadkach
UFO-pilotów. Sądząc z tego, ukazane świadectwa znajdują się w pełnej wersji
memorandum MOD Wielkiej Brytanii zredagowanego przez płk Charlesa Holta. Dokument ten będziemy radzi pokazać Czytelnikom.
(Jego streszczenie znajduje się w internetowej Wikipedii w wydaniu brytyjskim –
przyp. tłum.)
Ale nie będziemy wybiegać
przed szereg i intrygować szeroką publiczność. Wszelkie pytania o to, gdzie
wtedy znajdowało się UFO, które znajduje się w dyspozycji brytyjskich
wojskowych i ciała UFO-pilotów, jeszcze czekają na swój czas żeby być zadane.
Wydaje się, że daliśmy wam
dzisiaj sporo sensacji. Najważniejsza z nich to bliskie potwierdzenie
dokumentalne tego faktu, że w odległym 1980 roku Anglicy mieli do czynienia z
przedstawicielami Wyższego Rozumu.
Zamiast
zakończenia
A teraz pozwolę sobie na następujące
orzeczenie. Chociaż tajne dossier nr
MOD9/18 zawiera najbardziej porażające świadectwa, to samo w sobie stanowi ono
jedynie lont do prochowej beczki sensacji o Ufiastych odwiedzających Ziemię w
XX wieku. Ta „beczka prochu” kiedyś eksploduje obsypując nas iskrami nowych
wiadomości…
Rzecz w tym, że udane
poszukiwania amerykańskiego pilota w brytyjskim MOD zrodził prawniczy entuzjazm
u wielu organizacji badawczych, zajmujących się ufologią.
No i od razu kilka z nich,
powołując się na Rezolucję ONZ nr A/33/426 „O obserwacjach UFO i badaniu
pozaziemskich form życia” zażądało od rządów różnych krajów – w szczególności
USA i Niemiec odtajnienia wszystkich dossiers
analogicznie do brytyjskich. I to z powodzeniem
- np. amerykańska organizacja Citiziens
Against UFO Secrecy domaga od rządu USA opublikowania pełnej wersji bardzo
dokładnie ocenzurowanych Dokumentów Eugene’a Yatesa – najwidoczniej
zawierające relacje o UFO znajdujące się z polecenia Waszyngtonu w archiwum
NSA. Jednocześnie deputowani do niemieckiego Bundestagu już faktycznie dobili
się odtajnienia niemieckiego analogu do brytyjskiego oficjalnego dossier – tzw.
teczki nr B 206/1914 – zawierającej wiarygodne relacje i świadectwa o
obserwacjach UFO zebranych przez tutejszy wywiad BND.
(Także w Polsce
taką próbę podjął Janusz Zagórski
wraz z przedstawicielami wrocławskiego środowiska ufologicznego wysyłając list
do ówczesnego prezydenta Aleksandra
Kwaśniewskiego w sprawie ujawnienia informacji na temat obserwacji UFO w
Polsce. List ten pozostał bez odpowiedzi. Na drugi list na ten sam temat
wysłany do prezydenta Lecha Kaczyńskiego
nadeszła grzecznościowa ale zdawkowa odpowiedź, z której nic nie wynikało… –
przyp.tłum.)
Uważa się, że wszystko zostało
powiedziane dostatecznie dużo, by wyrwać Czytelnika ze szponów jesiennej
chandry i depresji. Skoro mamy przed sobą gorący ufologiczny sezon, pełen – co
nie jest nieistotne dokumentalnych! – odkryć i niespodzianek. „Tajny XX wieka”
obiecują trzymać rękę na pulsie wydarzeń i jako pierwsze będą informowały
publiczność o postępach tej sprawy.
Moje 3 grosze
Owszem, mamy lipiec 2016
roku. Jakoś niczego nie słyszałem o odtajnianiu danych na temat UFO – owszem –
mówiło się o odtajnieniu informacji służb w Belgii, Wielkiej Brytanii i kilku
innych krajach. I na tym się skończyło, a zatem niczego sensacyjnego tam nie
było – a raczej niczego sensacyjnego nie rzucono pomiędzy gawiedź. Mnie to nie
dziwi – takich informacji po prostu się nie publikuje ze względu na
bezpieczeństwo narodowe. Dlaczego? – no bo przy okazji trzeba by było
powiedzieć jakie samoloty są w tej bazie, jakie jest jej otoczenie, jakie jest
tam uzbrojenie… - jednym słowem ujawnić całą masę danych, które sprawiłyby
ogromną radość np. na Kremlu czy w ISIS!
Po drugie – w tej bazie
znajdowała się broń nuklearna, o czym teraz pisze Wikipedia, a o czym wcześniej
pisali tacy autorzy jak Robert Duwall
czy Robert Hastings. Dość wspomnieć,
że w okresie Zimnej Wojny stacjonowało tam 79. Skrzydło Myśliwsko-Bombowe w tym
słynne bombowce B-47 przystosowane do przenoszenia bomb A i H. W bazie tej
składowano (i nadal się składuje) także pociski i bomby jądrowe. Czy takie
informacje są do ujawnienia w czasach, w których jakieś nabuzowane religijnymi
idiotyzmami fanatyczne świry mogą po prostu napaść na bazę i porwać parę głowic
jądrowych, by je zdetonować np. w Londynie? No, to akurat nie jest takie trudne
dla średnio przeszkolonych terrorystów z ISIS czy któregoś z terrorystycznych
ugrupowań w Europie, a islamski terroryzm bardzo interesują europejskie
instalacje nuklearne, czego dowiodły ostatnie wypadki w Belgii.
Zainteresowanych odsyłam do kapitalnej powieści „Czas nietoperza” Roberta Strattona vel Wiesława Górnickiego, której opisuje on właśnie tego
rodzaju akcję, która może się zdarzyć każdego dnia – szczególnie w naszych
czasach pełzających wojen hybrydowych i technik przetwarzania danych…
I dlatego twierdzę, że nikt
o zdrowych zmysłach nie ujawni żadnych informacji dotyczących danych na temat
rozmieszczenia, rodzaju i ilości Broni Masowego Rażenia oraz wektorów jej
przenoszenia. Takich cudów nie było, nie ma i nie będzie. Nikt nie będzie
narażał ludzi na akcje ze strony terrorystów, bo nie ma nic gorszego od
fanatyka religijnego, który dostanie do rąk jakąś BMR i nie zawaha się jej użyć
w imię swych pokręconych poglądów czy klątwy wojennej! I nie pomoże tutaj żadne
prawo w rodzaju FOIA.
Tak też dlatego właśnie
będą się rodziły w tajnych gabinetach służb specjalnych coraz to nowsze legendy
miejskie rozpowszechniane przez żądne sensacji media. Oczywiście będzie się
mówiło o UFO i Ufiastych jako o przedstawicielach Obcego Rozumu po to, by
uwierzyli w te legendy bezmyślni przeżuwacze hamburgerów i niedouczeni
„badacze” różnego kalibru, wierzących w każdą – nawet najbardziej kuriozalną
brednię – byle atrakcyjnie i sensacyjnie podaną.
Dlaczego tak mówię? – bo
sam przez to przeszedłem i na własnej skórze przekonałem się, jak się to robi.
Np. ostatnio zaliczyłem wpadkę z informacją o znalezieniu u wybrzeża Kuby
zaginionego w Trójkącie Bermudzkim statku SS Cotopaxi. Była to bzdura,
ale podana tak po goebbelsowsku, że wyglądała na najzupełniej autentyczną… Podejrzewam,
że informacja ta miała coś przykryć czy zasłonić – i być może za dwadzieścia
lat dowiemy się właściwie – co.
Podobnie jest w przypadku
„odtajnianych” dossier ufologicznych
służb specjalnych, które rzucają ochłapy pospólstwu, a samo mięsko zostawiają
dla siebie. I tak będzie, póki nie zmieni się sytuacja na świecie – ta
militarna i polityczno-ekonomiczna – a wygląda na to, że to się długo nie
zmieni.
Opinie z KKK
Ależ jaki tam pesymizm, Robercie!
Może i łamiesz czyjeś widzi-mi-się, ale to tak, jak
z porzuceniem łodzi po przepłynięciu na drugi brzeg. Jest to, czy było, zresztą
bardzo ważne widzi-mi-się, bowiem napędzało i innych, i nas, ku poznaniu. A cóż
po tym, że dalej, gdy doszło się do granicy dawnego horyzontu, obraz dalszych krain
wygląda mniej wspaniale i bardziej prozaicznie, choć i dziwniej pod wieloma
względami? Sąsiednia kraina, dolina czy równina, skrywa i spełnienie obietnic
dla niektórych, i spełnienie obaw i zawodów na pewnych prawdach dla innych.
Niemniej, była tam zanim powzięliśmy decyzję o wymarszu, a kolcaki i jadowite
renifery od wieków już tam się dogadały - jakim cudem, zapyta sceptyk? Oto
właściwe pytanie, pytanie dla filozofa w starożytnym rozumieniu.
Uważam, że świat jest, jakim jest, i buńczuczne
obrażanie się w pełni zawodu nie uratuje sytuacji, tak samo jak nie naprawi
niczego, nie wróci słodkości bytu i tajemnic cofnięcie się do starej doliny i
ponowne marzenie o krainach zza horyzontu. To żaden postęp tylko eskapizm i
życie w zaprzeczeniu.
Osoba wypowiadająca się na bazie doświadczenia brzmi
heretycko dla niezaznajomionych - tak samo heretycko, jak i niemiło zapewne.
Trochę przeczytałem już z Twojej pierwszej książki,
trochę też wcześniej 'ugruntowałem' się, zszedłem z piedestału gnozo-holika na
ziemię faktów i życiowo-uzasadnionych domniemań. Wiele dawnych tajemnic jest
dla mnie sprawami zupełnie nie wartymi obecnie rozmyślań. Posłużyły mi
dzielnie, ale teraz im dziękuję - i tak były fałszem, ale słusznie, że się
pojawiły.
Z tego, co widzę, jest tak, jak kiedyś przeczytałem
w pewnej książce o dwóch stanach/katalogach uczuć: pesymiści są bardziej
realistyczni. I odwrotnie - prawda potrafi dobić. Myślę zatem, że to kwestia
wewnętrznej ewolucji, którą i u siebie pamiętam, że potrafi się powiedzieć coś
bardzo ciężkiego tak, jakby to nie miało większego bagażu - bo nie ma już.
Odeszło się od oczekiwań, a patrzy się na życie. Wie się, że nie ma gruszek na
wierzbie ani śliwek na sośnie, o ile samemu się ich tam nie zawiesi - a
niejeden tak robi.
Ab ovo - idąc w te tematy, przechodząc własną
ścieżkę, naturalnie się oddala od innych ten, kto nie wybiera stada i narzuconych
przez nie w toku kulturkampfu prawd.
To, że schodzimy na ziemię i nagle anioły to ktoś,
kogo zaraz zrozumiemy bez potrzeby cudów (to tylko przenośnia), nie oznacza, że
zaraz znamy całe niebo - zejdźmy na ziemię, bowiem może wcześniej na zbyt
krótką drabinę się pakowaliśmy, a ta prowadząca do nieba leży w krainie
dobijającej bardziej niż jadowitych jeleni... (Smok Ogniotrwały)
------
Dzięki Smoku za pocieszenie.
Wierz mi, ja też bardzo chciałbym nie mieć racji,
ale wszystko właściwie wskazuje na ten pesymistyczny wariant dziejów ufologii.
Jak jużem to powiedział, to jest kwestia pewnej kultury masowej i miejskich
legend podchodzących pod STD i w tym przypadku jest zbieżna z działaniami
specsłużb, które będą ich używały do maskowania swych niecnych poczynań. gdyby
było inaczej - prawda o wielu incydentach - nie tylko o tym z lasu Rendlesham -
ujrzałyby światło dzienne, a tak? Te zasłony tajemnicy podgrzewają atmosferę
sensacji wokół tych wydarzeń i koło się kręci. My szukamy błędnych ogników, a
oni robią swoje...
Pozdrawiam! (Arystokles)
------
Jako ludzie, mamy dziwą cechę - każdy jest
przekonany do własnej prawdy, przy czym dąży do poznania tej lepszej, by
wiedzieć już tak naprawdę - naprawdę. Najgorzej jednak walczyć tymi prawdami.
Osobiście nie wiem, jaka jest prawda, ale czuję, że
jakaś musi być, tylko jaka? Jak wielka, na jakim polu, jaki ma zakres, czy się
zmienia, czy jest odwieczna, a zresztą czy w ogóle jest ważna?
Wydaje mi się, że tocząc walki przeoczamy, że
przegraliśmy wojnę. Walczymy o głębsze poznanie, a prawda największej wagi
przelewa się nam przez zaciśnięte w pięść palce. Może kiedyś temu odczuciu w
sukurs przyjdą słowa, ale na razie tak to zostawię. Niech i u mnie dojrzewa,
albo niech odejdzie jako kolejna ułuda.
Jednego jednakże wystrzegam się mimo wszystko - by
nie wylać dziecka z kąpielą. Od zawsze widziałem walkę ufologów, ezoteryków, i
innych -logów i -yków, specjalistów w działaniu i myśleniu na danym polu, jak
uparcie dochodząc do czegoś, do jakiejś wiedzy, walczą nią z innymi, i jakoś
nie mogłem pojąć, jak to możliwe, że ktoś z tak daleka, jakkolwiek pojętego
daleka, jak ja, widzi dopiero, że to się nie tylko nie musi ze sobą kłócić, ale
i nie wyklucza, a nawet warte jest zachowania w celu późniejszego odniesienia
się do informacji z archiwum. Zupełnie tak samo układa się puzzle - rogi się
rozstawia najłatwiej, wszak i co z tego, że nie pasują do siebie, potem łatki -
nie wyrzuca się ich, bo nie pasują do żadnego miejsca! Z czasem dochodzi się do
odwróceń, przełożeń, wymiany elementów, zmiany sposobu myślenia, i w końcu
chwila honorowa - ostatni puzzel zostaje wciśnięty na swoje miejsce!
Całe szczęście, że za niewczasu nie wyrzuciło się
tego wszystkiego w cholerę.
Odnośnie jakichś większych prawd - według mnie, ale
mnie tylko - one się rodzą w człowieku elementami wsączając z zewnętrznego
świata. U mnie teraz taka panuje, że nawet jeśli to wszystko jest wielkim,
wieeelkim picem na wodę, to jednak trzeba by zarzucić kłamstwo kilkuset
milionom osób, a ich części, tej prawdomównej przynajmniej, zarzucić bycie
zmanipulowanym, w błędzie, straumatyzowanym, itp. Ok, ale jeśli tylko jednej
osobie przydarzyło się prawdziwe spotkanie z prawdziwym kosmitą...
Zostawiam sobie przywilej myślenia o tym w ten
sposób. Pewne rzeczy są nieudowadnialne, ale brak dowodu to nie dowód braku.
Mimo pustki po sporych porządkach w głowie i reewaluacji wielu spojrzeń, a
nawet po zmianie optyki patrzenia, nadal uważam, że...
A może inaczej: mnisi tybetańscy ucząc medytacji
nawiązują niekiedy do metafory z próbą nalania wody do pełnego naczynia. Jeśli
oczyścimy tę dziedzinę badań przynajmniej sami dla siebie, będzie to kolejnym,
miejmy nadzieję - właściwym, krokiem do dalszego poznania. Nie ma co definiować
tego kolejnego stopnia zanim tam nie dotrzemy. Może to być i śmierć
kosmito-ufologii, ale może to być też wewnętrzny wzrost dla każdego zajmującego
się tą dziedziną poznania. Nie koniecznie z powodu otrzymania odpowiedzi na
jakieś pytanie, ale też z powodu otrzymania wiedzy po drodze, która zdewaluuje
potrzebę kontynuowania konkwisty do eldorado poprzednich prawd, albo ich
części.
Jakem młody, takem głupi, ale i tak będę żył jakiś
jeszcze czas, więc będę patrzał po świecie - nic mi to nie szkodzi. Byle od
polityki stronić - szukamy kosmitów na niebie, prawda? ;)
Pozdrawiam serdecznie :) (Smok Ogniotrwały)
------
Dzięki za wykład filozoficzno-ufologiczny. Prawda
jest tylko jedna i inaczej być nie może. W kontekście ufologii prawda jest
taka, że mamy tu do czynienia z działaniami ludzkimi (w 90%) i nie-ludzkimi
(pozostałe 10%), zaś sam problem polega na tym, by prawidłowo dokonać selekcji
i odłączyć to co ludzkie od tego, co nie-ludzkie. I to jest najtrudniejsze,
czasami wręcz niemożliwe do zweryfikowania!
Do Bliskich Spodkań (bo spodek – czasem latający)
oczywiście dochodzi i tego nie da się zaprzeczyć - CE są udokumentowanym
faktem. Pytanie brzmi - na ile autentycznym? Ile z nich było spotkaniami z
"prawdziwymi" Obcymi, a ile z przebierańcami?
Kiedyś, jeszcze w zamierzchłej Przeszłości uważałem,
że każdy człowiek potencjalnie mógł się z Nimi spodkać, ale tego nie pamięta,
albo po prostu nie przywiązywał do tego wagi. Wniosek ten opierałem na tym, że
każdy człowiek ma w swoim życiu jakieś wydarzenie, które jest otoczone woalem
tajemnicy, które nie pasuje do jego
profilu życiowego i w ogóle ma wysoki stopień dziwności, a o istnieniu którego
uświadamia sobie po jakimś czasie, albo w ogóle nie - dopiero słysząc,
oglądając czy czytając o Spodkaniach nachodzi go/ją refleksja: "przecież
ja też przeżyłem/am coś podobnego!". A zatem nie można wylewać
Kosmitów/Przybyszów Spoza Czasu/Ludzi z Wszechoceanu/itd. itp. z kąpielą - sic!
(Arystokles)
Tekst i ilustracje – „Tajny XX
wieka”, nr 38/2015, ss. 20-21
Przekład z j. rosyjskiego –
©Robert K. Leśniakiewicz