Jak już wielokrotnie
twierdziłem w moich pracach, za UFO brane są różne przedmioty: muszki, cząstki
kurzu, ptaki i nietoperze oraz inne obiekty nietypowe w nietypowych warunkach
świetlnych i w nietypowych sytuacjach. Takich przypadków jest zdecydowana większość,
czego zdają się nie rozumieć niektórzy „ufolodzy”, którzy w każdym wróblu widzą
Marsjanina, a w każdym paprochu – UFO, którzy biorą wszystko za dobrą monetę.
Ale tak to już jest i tego nie da się zmienić. A zatem co zrobić? – to co
zawsze – robić swoje i próbować szukać odpowiedzi nie dając się dyktatowi
Paradygmatu.
Ostatnio robiąc skany z
naszych czasopism ufologicznych natrafiłem na dwa artykuły mówiące o
nietypowych NOL-ach, które nie dość że zaobserwowano, to jeszcze sfotografowano
czy filmowano, dzięki czemu mamy materialne dowody ich istnienia. Poza tym mamy
dokładne opisy dwóch ciekawych incydentów z 1993 i 1999 roku, co do których mam
wątpliwości, że były to klasyczne UFO, a nie coś innego – i dzisiaj dobrze już
znanego – drony.
Przypomnijmy zatem oba te
incydenty:
1.
Incydent
DD/RV Wąsosz Grajewski 19930826
A oto jego metryczka:
TYP
INCYDENTU: RV/DD
MIEJSCE: Wąsosz
Grajewski – N 53°31′19″ - E 22°19′13″
DATA: 26.VIII.1993
r.
CZAS: 18:30
CEST/16:30 GMT
CZAS
TRWANIA: ok. 2’
ILOŚĆ
OBIEKTÓW: 1
ŚWIADKOWIE: 1
ZDJĘCIA: 3,
aparat fotograficzny ZENIT, film KODAK200, 200 ASA/24 DIN
PRAWDOPODOBNE
WYJAŚNIENIE: nie ma.
Świadek wykonał wtedy trzy
zdjęcia NOL-a o dziwnym kształcie jakby grzyba, który znajdował się w
odległości ok. 500 m od niego i poruszał się prostoliniowo w kierunku
wschodnim. NOL poruszał się bezdźwięcznie, z prędkością oszacowaną przez
świadka na ok. 50 km/h. Tyle świadek – Pan E.
F.
Zdjęcia te zostały zbadane
przez eksperta z krakowskiej GBNOL Pana Kazimierza
Pańszczyka, który wydał o nich opinię negatywną – wykazał on możliwość
zwykłego fałszerstwa, a konkretnie możliwość sfotografowania przez Pana E. F.
jakiegoś niewielkiego obiektu, który był po prostu rzucony w powietrze przez
drugą osobę i sfotografowany… Opis incydentu i ekspertyzę zdjęć Czytelnik
znajdzie na łamach „Wizji Peryferyjnych” nr 4/1996 na stronie - http://hyboriana.blogspot.com/2016/05/wizje-peryferyjne-nr-41997.html, ss.
20-21 i 25.
Cóż, możliwość taka istnieje
zawsze i tego nie da się zanegować. Osobiście jednak stawiam na to, że mógł to
być dron, który leciał w okolicach dość „obfitujących” w jednostki i instalacje
wojskowe. Zaznaczam, że w 1993 roku drony dopiero raczkowały i dlatego miał on
taki dziwny kształt. W takim razie pozostało tylko znaleźć odpowiedź na
pytania, czyj to był dron i po co latał nad okolicami Wąsosza Grajewskiego – co
zostawiam naszym PT Służbom Specjalnym, bo to ich broszka…
Drugi incydent jest dość
podobny w swych klimatach: filmowiec robi ujęcia zaćmienia Słońca i naraz na
niebie pojawia się coś dziwnego…
2.
Incydent
DD/RV Warszawa 19991111
Nosi on także nazwę Incydent Zaćmienie Słońca i UFO – i pod
takim tytułem opisany został on przez Krzysztofa
Piechotę na łamach „Czasu UFO” nr 16/2001, – na stronie - http://hyboriana.blogspot.com/2016/07/czas-ufo-nr-162001.html, ss.
6-13. Świadkiem był 20-letni Pan Z. Z.
z Warszawy, który filmując zaćmienie Słońca sfilmował także nietypowego NOL-a
kręcącego się nad miastem.
A oto metryczka tejże
obserwacji:
TYP
INCYDENTU: RV/DD
MIEJSCE: Warszawa
DATA: 11.XI.1999
r.
CZAS: 12:38.02
– 12:39.03
CZAS
TRWANIA: 1’1”
ILOŚĆ
OBIEKTÓW: 1
ŚWIADKOWIE: 1
ZDJĘCIA: film,
kamera 35E SONY 220X
PRAWDOPODOBNE
WYJAŚNIENIE: motolotnia?
Tym razem obiekt wyglądał już
jak całkiem współczesny dron, który można kupić w każdym sklepie z tego rodzaju
zabawkami. Za powyższym przemawia także fakt, że świadek wyraźnie słyszał
odgłos pracy jego silników, który porównał do odgłosu pracy silnika kosiarki do
trawy. Dlatego też świadek sądził, że ma do czynienia z motolotnią. To, że miał
duże rozmiary – no cóż, jeszcze wtedy ich nie miniaturyzowano zbytnio…
Pozostało zatem odpowiedzieć
na pytanie: kto i po co bawił się takim dronem w czasie zaćmienia słońca?
Przypominam, że to był rok 1999 i drony dopiero wchodziły do masowego
użytkowania, więc mógł to być ktoś, kto używał go do celów np. naukowych. Dziś
jestem pewnie, że w tym roku widok latającego drona nad stolicą czy każdym
innym miejscem naszego kraju już by nikogo nie zdziwił, ani nie uważałby tego
za UFO…
To, co napisałem powyżej
stanowi pewną próbę rozwiązania zagadki tych dwóch Obserwacji Dalekich i wcale
nie jest powiedziane definitywnie, że tak akurat było. Jak ktoś ma jakieś
pomysły, to nasz blog jest dla każdego.
Dialogi z KKK
Wkroczyliśmy w erę z jednej strony świadomości
możliwości istnienia innego rozumu niż nasz, z drugiej strony wyjaśniania
wszystkiego w sposób naukowy i pseudo-naukowy, zawężający wszystko do poznanych
ram świata, np. do dronów. Gdy ich nie było, były muchy, Jowisze, chmury
owadów, mgła bagienna, a teraz, gdy są drony i lampiony, gdy jest technika
komputerowa na wyciągnięcie ręki i w zasięgu kilku kliknięć, wszystko można
wytłumaczyć np. tymi dronami i próbami oszustwa.
I dobrze. Oczka sita filtrów się zawęziły, teraz
możemy być i bardziej rozwinięci w skali osobistej, i bardziej rozproszeni w
skali świata - wielu zbyt wiele odrzuci, chociaż pewnie trzeba baaardzo wiele
odrzucić. Odrzucą też pomysł, że coś w tym jest, a z drugiej strony dojdą
oszołomy, które byle cień uznają za konstrukcje kosmitów na księżycu
(przypadków tych jest bez liku na YT). Wszystko stało się papką.
I dobrze. Teraz, chcąc jakichś odpowiedzi, jeszcze
bardziej trzeba uważać, by być rzetelnym i mieć odpowiedni zestaw mentalny
potrzebny do selekcji i analizy każdego pojedynczego przypadku. Co więcej,
trzeba umieć porównać coraz więcej przypadków, by albo coś zaczęło śmierdzieć,
albo by ten swąd się rozwiał.
Podejrzewam, że dla Ciebie rozwój ufo-sytuacji jest
sprawą osobistą i niekomfortową zarazem - rzeczy okazują się czymś innym, niż
miały się niegdyś okazać. Mi też szkoda, bo tyle razy chciałem wyższego rozwoju
spraw. Traktuję już to jednak tak nieosobiście, że uważam całość za sprawdzian
- zachowamy się jak król wobec lnu, który tylko z głupoty coś uzyskał, czy
posłuchamy siebie i świata, który coś mówi niczym starzec z tej samej bajki o
lnie? Według mnie obecna sytuacja coś może pokazać, czegoś nauczyć. Trzeba
tylko wziąć wszystko do kupy i o tym pomyśleć, a nie wrzucać złota do fosy.
Będąc jak małpy w klatce, wreszcie musimy pokazać,
że nie tylko na pięści umiemy rozmawiać. Podejrzewam, że dopiero wtedy możemy
oczekiwać większej ilości bananów.
Pozdrawiam już słonecznie:) (Smok Ogniotrwały)
-----
OK., załóżmy, że masz rację - nie ma dronów, nie ma
samolotów są jeno Kosmici i ich pojazdy. Pytanie za 64.000 dolarów płatne
czekiem bez pokrycia bom emeryt - skoro tak, to dlaczego Oni się z nami nie
kontaktują otwarcie? Dlaczego bawią się z nami w ciuciubabkę + zabawę w
chowanego? Przecież to jest zupełnie bez sensu - wszyscy ich widzą, a
jednocześnie Oni robią wszystko, by się z nami nie spotkać otwarcie? Zakłamanie
podniesione do n-tej potęgi? Ale dobrze - ja się mylę i rzeczywiście tak jest,
w takim razie dlaczego Oni się przed nami ukrywają, i jednocześnie pokazują się
wybrańcom? Czyżby chodziło o nową religię dla i tak już skretyniałych na tym
punkcie mieszkańców Ziemi?
Masz rację - wszystko stało się papką, bo wszystko
jest na sprzedaż. Temat UFO był i nadal jest chwytliwy, ale że ograne numery
już nie przechodzą, to wymyśla się wciąż nowe. Dam przykład - Roswell. najpierw
rozbił się tam Latający Spodek. Podobno. Potem - podobno - znaleziono trupy
Kosmitów. Po kilku latach znaleziono film z autopsji Kosmitki - też z Roswell.
Ale jeszcze przedtem znalazł się płk Corso, który napisał książkę, z której
wynikało, że wszystkie dobra techniki w latach 60: lasery, masery, tranzystory,
itd. itp. zawdzięczamy rozbitemu spodkowi z Roswell. Ba! - to jest jeszcze mały
pikuś! - okazuje się, że Amerykanie mają swoją bazę na odwrotnej stronie
Księżyca! Teraz zaś coś tam się znalazło - już nawet nie wiem za bardzo co - co
potwierdza rewelacje "badaczy" tej ufokatastrofy... Jak myślisz, po
co to wszystko? - prosta odpowiedź - dla kasy i dalszej reanimacji trupa.
Miasto Roswell rocznie zarabia na nawiedzonych i naiwniakach 8 mln baksów - i
pokaż mi takiego idiotę, który zarżnie kurę znoszącą złote jaja? Takich idiotów
nie było, nie ma i nie będzie.
W USA, bo w Polsce to co innego...
Co do mojego stosunku do ufologii, to napisałem o
tym w "UFO i Czas". Mamy ufologię klasyczną, ufologię nieklasyczną
(wszelkie psychotroniczne hokus-pokus i magiczno-mistyczny bełkot) oraz
ufologię kreatywną - coś a' la księgowość kreatywna. Jak nie ma faktów, to
trzeba je stworzyć - tak jak tworzy się dalsze odcinki Legendy Roswell. To taki
tasiemiec, który będzie się ciągnął, a im dalej, tym głupiej i straszniej. O to
mi tu chodzi. (Arystokles)
----
W tym wszystkim, co napisałeś, jest racja. Mam lub
miałem te same przemyślenia. Co do kontaktu otwartego jednak, trzeba negocjować
znaczenie kontaktu, a potem kontaktu otwartego. Czy CE nie jest kontaktem? A
czym jest kontakt otwarty? Najpierw trzeba to ustalić, by móc mówić o tym
samym.
Poza tym rozwinie się drzewo tematów pt.: Kontakt
wyższej kultury z niższą rozwojowo - za i przeciw oraz cel i znaczenie. Aspekt
socjologiczny i ekonomiczny w pryzmacie ziemskiej historii z abstrakcją inności
wobec ludzkiego doświadczenia.
Tylko powyższe można pociągnąć dalej, z resztą zdań
się zgadzam - lawina ruszyła i teraz wszystko i nic jest ufo-em, a samo ufo
zmieniło znaczenie na kosmitów. Bez resetu i stanięcia na ziemi, a kto wie, czy
już nie w błocie, nie ma co myśleć o ogarnięciu całości.
Jak dla mnie, całe nasze myślenie po staremu
zwiedzie nas ku dewiacjom, ku kultywowaniu czegoś, co stanie się wiarą (już w
sumie jest) - nazwałbym to usztywnieniem poprzez przedłużenie, bowiem gdy idzie
się w coś za daleko, zatraca się w tym. Jeśli coś nam pokazuje, że się mylimy
(bo jest za dużo papki i stare prawdy są nieaktualne), to trzeba spojrzeć na
nowo. Obecnie na tym etapie jestem.
Podchodzę do tematu na nowo z nastawieniem, że to
wszystko może być pianą w czekoladzie dla naiwnych. Niemniej lubię o tym
myśleć, rozwijać wątki filozoficzno-poznawcze, ponieważ mnie to rozwija
wewnętrznie, rozumiem nowe możliwości i szybciej łapię, że coś może się łączyć
ze sobą, a coś, mimo pozorów, już nie. Wiele razy mnie to uratowało, choć i
wiele razy zbyt odważnie poszedłem na całość, ale dobry nawyk zawsze mnie
uratował od zapadnięcia się w czymś, co mi akurat najbardziej pasuje. Nigdy
zatem nie pomyślę pochopnie, że się mylisz Ty, czy ktoś inny - ważne dla mnie
jest to, czy utrzyma się to czy tamto w czasie i wobec dowodów/kontr-dowodów. W
sferze tak niepoznanej, wszyscy musimy być w jakimś stopniu przyjaciółmi, i to
chciałem podkreślić - inaczej w złym świetle spojrzymy na swe słowa. I ten duch
chciałbym między nami zachować, zatem pisz do mnie i bluźnierczo, a co tam, ale
bluźnierczo wobec świata kłamstw! :) Będzie ciekawie i wartościowo ;) (Smok Ogniotrwały)
-----
Kontakt otwarty? Ja to sobie wyobrażam tak: na Placu
Defilad czy Alejach Jerozolimskich, albo przed Belwederem w Warszawie ląduje
Latający Spodek, z którego wychodzą Ufiaści i mówią do nas: "Jesteśmy,
prowadźcie do szefa, prezydenta, premiera czy Yarkacza albo Ojdyra".
Zresztą nieważne - może być Moskwa, może być Nowy Jork czy Bamako albo
Johannesburg czy Delhi... I to ja rozumiem przez otwarty Kontakt. Wszelkie inne
to niepotrzebna nikomu ciuciubabka - no chyba, że Oni mają złe zamiary...
Dla mnie CE jest kontaktem, a nie Kontaktem. No bo
co z tego, że Ufiaści dorwą takiego Wolskiego czy innego małorolnego, który
nawet nie jest w stanie zwerbalizować tego, co widział i przeżył (nie
uchybiając ś.p. Wolskiemu i innym ofiarom CE). To nie jest ta droga. Przecież
mając takie możliwości techniczne mogliby wejść nam na wszystkie kanały naszej
TV i się pokazać i coś powiedzieć do nas. Tylko że obawiam się, że 99% ludzi
uznałaby to za kolejny program rozrywkowy czy "Z ciemnej strony" lub
innej "Strefy Mroku" i tak by doń podeszła. nie mówiąc już o tym, że
zaktywizowałoby to wszelkie szumowiny i oszołomiaste męty, które zaczęłyby
mącić po swojemu. Doskonale opisał to Carl Sagan i pokazał Robert Zemeckis w
kultowym (naprawdę!) "Kontakcie". Podobnie zresztą jak Spielberg w
"Bliskich Spotkaniach...". Tak naprawdę to NIE WIEMY, czy Oni tak
naprawdę łakną tego Kontaktu z nami i czy jako rozdający karty w tej grze nie
blefują jak wytrawni pokerzyści? Tego właśnie niestety nie wiemy.
Dla mnie osobiście ufologia zeszła właśnie na
manowce jakiejś quasi-religii, co widziałem już nieraz. Widok
"ufologów" recytujących jakieś mantry czy wyjących
"oooommm!" pobudza raczej do śmiechu, bowiem ludzie podatni na hipnozę
mogą sobie wmówić "choć co i bądź co"(jak to się mówi u nas) i nawet
o milimetr nie przybliży to nas do prawdy oraz do Nich. Ten test oblaliśmy. Nie
tędy droga. Kiedyś nawet wierzyłem w to, że zjawiska PSI pomogą nam w
porozumieniu się z nimi, ale poznając coraz więcej faktów skłaniam się ku temu,
że to jest ślepa uliczka, w którą się sami wpakowaliśmy. Kiedyś tak -
Neandertalczycy - Homo sapiens neandetalis mieli mózgi (o wiele większe od
naszych) do porozumiewania się ze sobą przy pomocy zjawisk PSI jak np.
telepatia. Tylko że entuzjaści tej hipotezy nie biorą pod uwagę jednej
zasadniczej sprawy - otóż Neandertalczycy NIE MOGLI łączyć się w większe grupy
z prostego powodu - natłok, hałas, szum myślowy powodowany dużą ilością
mózgowych "nadajników". To ich właśnie wykończyło i przegrali z
"dźwiękowcami" - Homo sapiens sapiens, którzy mogli bez przeszkód
działać grupowo i na tym właśnie zbudowali swoją cywilizację. Neandertalczycy
są wśród nas - ale przetrzebiła ich św. Inkwizycja z wiadomych względów... Nie
pasowali do większości ludzi, ergo - byli z całą pewnością sługami szatana,
więc trzeba ich było eksterminować. I eksterminowano. Pisałem już gdzieś o
tym... (Arystokles)