Tajemniczy Czarny Książę sfotografowany z pokładu MSK/ISS
Andriej Lieszukonskij
W 1958 roku,
amerykański astronom-amator Steve
Slayton zaobserwował na niebie dziwny obiekt poruszający się po
wokółziemskiej orbicie. Przemieszczał się on po złożonej trajektorii. Po kilku
dniach obserwacji astronom zrozumiał, że to ciało niebieskie ma sztuczne
pochodzenie!
A
czyjżeś ty?
Steve wyliczył, że
obiekt ten ma ok. 10 m średnicy i
porusza się z niezwykłą prędkością. Obiekt ten widocznym był tylko na tle
tarczy Księżyca i on znikał, kiedy tylko doleciał do skraju tarczy naszego
naturalnego satelity. Astronom odważnie założył, że obiekt ten ma czarny kolor
i dlatego właśnie nie można go zaobserwować na tle czarnego nieba. Tym niemniej
udało mu się wyliczyć orbitę zagadkowego kosmicznego dziwaka. Steve zdołał
jeszcze kilka razy „uchwycić” go przy pomocy swego teleskopu. Pomyślawszy,
uczony doszedł do wniosku, że obserwował sztucznego satelitę Ziemi.
Stało się to światową
sensacją.
- Kto wystrzelił nowego
Sputnika?
– krzyczały nagłówki gazet. Ale nikt w ZSRR czy USA (gdzie już nauczono się
umieszczać obiekty na orbicie) nie przyznał się do tego, że odkryty przez
Steve’a obiekt należy do nich. Inne kraje jeszcze nie posiadały technologii
kosmicznych. Można było założyć, że radzieccy albo amerykańscy specjaliści coś
tam przemilczają, gdyby nie jedno, małe „ale”. Obiekt poruszał się naprzeciw obrotowi Ziemi (tzn. ze
wschodu na zachód – przyp. tłum.), a w tym czasie rakiety nośne wypuszczano w
odwrotnym kierunku, aby otrzymać dodatkową prędkość przy starcie. (Chodzi o to,
że wykorzystywano obrót Ziemi dookoła swej osi – jej prędkość obrotowa sumowała
się z prędkością rakiety i był to oszczędniejszy sposób wystrzeliwania obiektów
na orbitę – przyp. tłum.)
W rezultacie tego,
specjaliści z NASA oświadczyli, że Slayton po prostu pomylił się i wziął za
sztucznego satelitę zwyczajny meteoryt, który przelatywał właśnie obok Ziemi.
Temat wkrótce zszedł z pierwszych stron gazet i magazynów. I chociaż od czasu
do czasu astronomowie-amatorzy obserwowali obiekt przez swe teleskopy,
dziennikarzy w pełni zadowoliło „wyjaśnienie” podane przez specjalistów z NASA
i amerykańskich wojskowych: To po prostu
meteoryt.
Imię
dla nowoodkrytego
Jednakże w 1974 roku,
obiekt ten otrzymał swe imię. Radziecki pisarz-fantasta Aleksander Pietrowicz Kazancew zainteresowany obserwacją Steve’a
Slaytona, o której wyczytał z zagranicznej prasie, w swej powieści „Faetianie”
(lub „Faetończycy”, „Mieszkańcy Faetona” – hipotetycznej planety Faeton
krążącej ongi pomiędzy Marsem a Jowiszem, a której rozpad wskutek wojny
termojądrowej pomiędzy tamecznymi mieszkańcami spowodował powstanie Pasa Asteroidów;
zob. także - http://wszechocean.blogspot.com/2014/07/teoria-paleokontaktow-narodzia-sie-w.html
– przyp. tłum.) opisał sztucznego satelitę Kosmitów Czarny Książę
obracającego się wokół Ziemi i wysyłającego na nią sygnały radiowe. Powieść
cieszyła się uznaniem, także za granicą. I właśnie potem nazwa Czarny
Książę przywarła na mur-beton do tajemniczego satelity.
A w kilka lat później,
radzieccy radiofizycy, testujący superczułą aparaturę, odkryli na orbicie
wokółziemskiej jakiś obiekt, mający ok. 10 m średnicy. Obiekt ten miał
temperaturę powierzchni ok. 200°C i bardzo słabo
odbijał sygnały radiowe. Zostało wysunięte przypuszczenie, że to jest Czarny
Książę, który jest pokryty specjalną farbą absorbującą fale radiowe. Czy
przypadkiem nie mogłoby chodzić o naturalny, a nie sztuczny obiekt?
Niestety, dokładnie
zbadać tego obiektu nie udało się do dziś dnia. Czarny Książę znika z
orbity, na której – jakby się to wydawało – powinien on się znajdować i nie
łapią go radiolokatory. Kosmonautom z pokładu MSK/ISS udało się zrobić
kilka zdjęć dziwnego obiektu pomalowanego na ciemne kolory, który teoretycznie
mógłby być Czarnym Księciem. Ale ta tajemnica nie została wyjaśniona do
dziś dnia.
Astronauci amerykańscy na pokładzie MSK/ISS
I
tylko hipotezy…
Powiem teraz o kilku
hipotezach związanych z Czarnym Księciem.
Może najbardziej
popularna wśród luminarzy nauki głosi, że nie ma żadnego tajemniczego obiektu.
Za każdym razem za Czarnego Księcia bierze się już to meteory już to kosmiczne
śmieci. Resztę dopisuje fantazja.
Stronnicy istnienia
pozaziemskiego Rozumu twierdzą, że Czarny Książę, to kosmiczna sonda
Pozaziemian, którą wysłano w celu obserwacji Ziemi albo w celu nawiązania
kontaktu z Ludzkością. Nie patrząc na to – twierdzą oni - że od początku XX
wieku radioamatorzy z całego świata wyławiają z Kosmosu dziwne, periodycznie
powtarzane sygnały radiowe.
No i na koniec pewien
obywatel USA pragnący pozostać incognito,
oświadczył iż posiada tajną informację. Na pokładzie jakoby bezpilotowego amerykańskiego
statku kosmicznego Apollo-4 w rzeczywistości znajdowało się trzech astronautów.
Mieli oni dotrzeć do Czarnego Księcia i dostać się do
niego. Z tego satelity astronauci przywlekli mumię Kosmity i jakieś artefakty.
Następnie wysadzili Czarnego Księcia, aby się doń nie dorwali radzieccy kosmonauci.
Następnie rząd USA utajnił wszystkie informacje na ten temat.
Co z tego jest prawdą,
a co nie – tego oczywiście nie wiemy czy kiedykolwiek się dowiemy – czas
pokaże.
Komentarze z KKK
Robercie, kiedyś już Ci
o tym wspominałem: ja to widziałem na własne oczy! Przypomnę, że zaczęło się od
Sputnika1, którego wypatrzył na
niebie (było to może 1-3 dni po wystrzeleniu Sputnika1) nasz ówczesny sąsiad (dla twojej wiadomości – C.B., który w latach 60 wyemigrował do
Lubina), człowiek którego interesowało "niebo i różne dziwy". Zawołał
szybko mojego ojca i mnie, aby nam to pokazać, oczywiście na pięknym
bezksiężycowym niebie było widać tę przemieszczającą się gwiazdkę - no, ale to
był sputnik. Ja zainteresowany tym, bądź co bądź niezwykłym widokiem, przez
kilka następnych dni próbowałem bezskutecznie upolować sputnika (wiadomo
dlaczego bezskutecznie). Ale oto po upływie (już nie pamiętam ile czasu, ale
mogło to być kilkanaście dni) udało się - dostrzegłem przemieszczającą się
gwiazdkę i tym razem to ja szybko zawołałem B. Obserwowaliśmy to przez kilka
minut i nagle okazało się, że za pierwszą gwiazdką w odległości kątowej może
15-20 stopni porusza się identyczne drugie takie światełko. Oczywiście wywołało
to niemałe zdziwienie, u mnie może mniejsze, bo miałem wtedy 7 lat i nie bardzo
orientowałem się w tej branży. Pan B. przyglądał się, myślał, wreszcie, kiedy
gwiazdki zaczęły znikać nam z pola obserwacji, skonstatował, że "to
Amerykanie wysłali swojego sputnika, żeby śledził ruskiego". Pamiętam
dobrze te epizody, gdyż z pewnością to one zainfekowały mnie już na całe życie
tą tematyką. Tak się zastanawiam w związku z twoim tekstem, czy właśnie nie był
to ów tajemniczy Czarny Książę? No, bo cóż innego to mogło być - a było na 100%
Widziałem też inną
dziwność na niebie..., ale to może następnym razem, bo chwilowo muszę zmykać od
komp.
Pozdrawiam Cię bardzo
serdecznie (Avicenna)
-----
Ciekawa rzecz, bo wiele
słyszałem o tym obiekcie, ale nie miałem okazji go zaobserwować. A tak już a’
propos tego rodzaju obserwacji, to ostatnio wypatrując srebrzystych obłoków, w
nocy 25 czerwca br., gdzieś około drugiej zobaczyłem na tle gwiazdozbioru Orła
lecące na północ światełko – jakiś sztuczny satelita – a za nim podążał… jakiś
komunikacyjny stratoliner! W tym samym czasie prostopadle do ich kursu ze
wschodu na zachód leciał jeszcze jeden samolot pasażerski. Widok był naprawdę
odlotowy. Czy obserwacje Czarnego
Księcia nie były obserwacjami sztucznego satelity i jakichś samolotów
cywilnych czy wojskowych? (Daniel
Laskowski)
-----
Odnoszę niejasne
wrażenie, że cała ta sprawa Czarnego
Księcia, Czarnego Barona, Czarnego Rycerza i całej tej czarnej latającej
arystokracji może mieć związek z hitlerowskimi próbami rakietowymi z wczesnych
lat 40. XX wieku. Być może rację mają ci, którzy tak sądzą, boż na dobrą sprawę
nie mamy podstawowej informacji, a mianowicie – od KIEDY Czarny Książę krąży wokół Ziemi? I tu jest ten pies pogrzebany.
Póki tego się nie dowiemy, to będziemy mogli sobie co najwyżej pogdybać.
Hipoteza pt. Czarny Książę i III Rzesza wcale nie jest taka głupia, na jaką
wygląda, bo Niemcy pracowali nad pojazdami kosmicznymi z napędem rakietowym i nie
tylko. Być może jest to jakiś odprysk prac Wernhera
von Brauna, Waltera Dornbergera czy Hansa
Kammlera, Otto Mazuwa i innych. I może właśnie dlatego niektórym rządom nie
chce się ujawniać tej tajemnicy…? (Platon)
Tekst i ilustracje –
„Tajny XX wieka” nr 38/2015, s. 3
Przekład
z j. rosyjskiego - ©Robert K. Leśniakiewicz