Powered By Blogger

poniedziałek, 16 października 2017

Tragedia w Andach



Opowiemy o niesamowitej katastrofie w Andach, rozbitkowie przetrwali  w wysokich Andach -3600 m n.p.m., przez 57 dni  niestety żywiąc się innymi ofiarami.

Mój kalendarz -  45 lat temu -13  października  1972 roku w Chile uległ katastrofie Fairchild Hiller - FH-227 D Urugwajskich Sił Powietrznych. Samolot ten wystartował z Montevideo w Urugwaju  wioząc drużynę rugbistów Old Christians  z rodzinami na mecz do Santiago.

Samolot po drodze zmuszony był lądować w Mendozie i czekać na poprawę pogody. Później w bardzo złej pogodzie usiłować przedostać się przez Andy. Pilot popełnił błąd - za wcześniej skręcił na północ i  poleciał w wysokie Andy. Wpadł w turbulencje  Zanurzony w chmurach rozbił się o jedno z wzniesień koło długo nieczynnego wulkanu Tinguirrica, 4280 m n.p.m., na granicy Chile z Argentyną, 8 km od wulkanu. Tracąc oba skrzydła zsunął się na terytorium Argentyny około 120 km od Santiago na wysokości około 3600 m n.p.m.

Spośród 45 osób na pokładzie, 12 nie przeżyło katastrofy, kolejnych 5 zmarło pierwszej nocy lub następnego dnia z powodu odniesionych obrażeń. Ósmego dnia zmarła jeszcze jedna osoba. Z pozostałych 27 pasażerów część miała lżejsze rany, w tym złamania powstałe na skutek rozbicia się samolotu.




Niewielkie zapasy żywności, jakie posiadali to między innymi kilka tabliczek czekolady i kilka butelek wina. Mimo że rozdzielano je w bardzo małych racjach, wystarczyły na krótko. Aby uzyskać wodę, roztapiano śnieg, ustawiając do słońca metalowe elementy siedzeń, z których woda spływała do pustych butelek. W miejscu katastrofy nie było żadnych roślin ani zwierząt. Próbowali jeść paski skóry oderwane z walizek. W  tej sytuacji grupa pasażerów podjęła zbiorową decyzję, że aby przeżyć, muszą jeść ciała zmarłych towarzyszy.

Rozbitkowie nie mieli żadnego wyposażenia, niezbędnego do przebywania wysoko w górach, takiego jak ciepła odzież czy gogle, mogące zapobiec ślepocie śnieżnej. Nie mieli również leków, opatrunków ani żywności…

Rankiem 28 października samolot został przysypany przez lawinę. Spośród 27 osób śpiących w kadłubie, 8 zginęło na miejscu. Pozostali przez trzy dni nie mogli opuścić kadłuba ze względu na grubą warstwę zalegającego na nim śniegu. Jednemu z rozbitków, Nando Parrado, udało się w końcu wybić dziurę w dachu kadłuba za pomocą metalowego pręta. Kolejne trzy ofiary zmarły w listopadzie i grudniu...

Po wielu dniach  12 grudnia gdy nadeszło lato  dwójka z uczestników katastrofy Nando Parrado i Roberto Canessy zdecydowała się na wspinaczkę i dotarła do siedzib ludzkich. Po wielu dniach wędrówki po  zaśnieżonych szczytach spotkali chłopa w dolinie,  który nazywał się Sergio Catalani  z pobliskiej wioski Los Maitenes,  niestety  po drugiej stronie rzeki, który rzucił im na sznurku papier, ołówek, chleb i ser, potem zawiadomił żołnierzy.

22 grudnia wyruszyła pomoc z Santiago. W sumie tą hekatombę przeżyło 16 uczestników przebywając w Andach 57 dni. Na miejscu katastrofy jest zbiorowa mogiła poległych.


Opracował - St. Bednarz