Powered By Blogger

wtorek, 12 lutego 2019

Sargassy na orbicie


"Orbita śmierci" nieaktywnych obiektów kosmicznych

Oleg Fajg


Japoński transportowy statek kosmiczny Konotori-6 nie był w stanie wykonać eksperymentu ze zbieraniem kosmicznych śmieci, ciągnąc je na 700-metrowym metalowym kablu będącym pod napięciem elektrycznym.

W 1926 roku, radziecki pisarz-fantasta Aleksander Bielajew napisał powieść „Wyspa zaginionych okrętów” (Iskry, Warszawa 1960)[1], w której opisuje on wielkie zgromadzenie szczątków statków i ich wraków na środku Morza Sargassowego. Pomysł Bielajewa podchwycili inni pisarze przenosząc go w Kosmos. Np. powieść amerykańskiego pisarza-fantasty Andre Nortona „Sargassy w Kosmosie”[2], wydana w 1955 roku i przełożona na rosyjski przez braci Strugackich w 1969 roku.

Marzący o zamieszkaniu w przestrzeni kosmicznej, w wielkich statkach kosmicznych w Pasie Planetoid, fantastycy ubiegłego stulecia nawet sobie nie wyobrażali, że nie przejdzie nawet pół wieku i „orbitalne sargassy” zaczną rosnąć nam nad głowami. I zamiast zaginionych okrętów Bielajewa na „utylizacyjnej orbicie” wokół Ziemi zawirują wyspy nieaktywnych satelitów.


Bardzo niebezpieczne śmieci


Według danych zautomatyzowanego Systemu Ostrzegania Przed Niebezpiecznymi Sytuacjami we wokółziemskiej przestrzeni kosmicznej, w dniu dzisiejszym na wokółziemskich orbitach znajduje się ponad 20.000 obiektów o rozmiarach kilku centymetrów. Te odłamki są podobne do wielkokalibrowych pocisków, posiadają one kolosalną energię i są w stanie rozwalić każdą stację kosmiczną – jak to pokazano w hollywoodzkim filmie „Grawitacja”.[3] Najwięcej tych śmieci pozostawili na orbicie Rosjanie, Amerykanie i Chińczycy.

Aby zaradzić złym efektom „sputnikowego zanieczyszczenia” główna organizacja naukowa Roskosmosu – Centralny Instytut Naukowo-Badawczy Budowy Maszyn – przedstawił projekt „kosmicznego woźnego”. Aparat ten będzie „zdmuchiwać” strumieniem odrzutu wszystko, co niepotrzebne, z orbity. Będzie on wyposażony w jonowe silniki. Będą one „wymiatały” śmieci, w tym „martwe”, nieaktywne satelity spychając je z orbity w atmosferę Ziemi, gdzie ostatecznie spłoną.

Z drugiej zaś strony, owe kosmiczne śmieci będzie można wyrzucać na wysokie orbity i stworzyć „pas pogrzebania” na „cmentarzysku statków kosmicznych”.[4] W przeciwnym przypadku – jak pokazuje to komputerowe modelowanie – już w czasie stulecia taka „śmieciowa tarcza” otoczy Ziemię i skończą się loty kosmiczne.

Lokalizacja Punktu Nemo na Pacyfiku

No i tutaj rozległy się gromkie głosy kosmicznych archeologów (są tacy!), historyków i… ufologów. Jak się okazuje, istnieje niemało entuzjastów uważających, że na orbitach wokółziemskich, pomiędzy „sargassami” z nieaktywnych satelitów, wypalonych stopni rakiet i skorodowanego metalu nieznanego pochodzenia, pałętają się… Obcy. Wchodzą do tego wszelkie zagadkowe artefakty, w tym znany wszystkim obiekt znany jako Czarny Książę, który znajduje się na orbicie wokółziemskiej już jakieś 13.000 lat!

Postępy kosmicznego zaśmiecenia

Nieznane Obiekty Kosmiczne: UCO/NOK


Ufolodzy dowodzą, że nie patrząc na potężne wojskowe radary przeczesujące cały czas przestrzeń kosmiczną wokół Ziemi, wokół nas może znajdować się mnóstwo obcych aparatów zwiadowczych – i to nawet z kilku Cywilizacji Naukowo-Technicznych (CNT). Każdej doby monitoring śledzący lot sztucznych satelitów wykrywa kilka Nieznanych Obiektów Kosmicznych – NOK albo UCO. Nadaje się im identyfikacyjne oznaczenia, ale często one znikają, a na ich miejsce pokazują się nowe.

Ma się rozumieć, że istnienie w kosmosie „postronnych” ciał niebieskich nie mogło być niezauważone dla astronautów. Ten problem był dokładnie przeanalizowany przez tzw. komisję Condona[5] czyli grupę ekspertów badających doniesienia o UFO pod koniec lat 60-tych XX wieku, na zlecenie USAF. Nie patrząc na trzeźwe i naukowe podejście do sprawy UFO, jej raport końcowy zawiera parę zagadkowych obserwacji UCO. Pierwsza z nich to obserwacja dokonana z pokładu Gemini-4, w czasie lotu którego astronauta James Mac Divitt zaobserwował jakiś cylindryczny obiekt z wysięgnikiem i jasne światło poruszające się powyżej statku.

Druga obserwacja dotyczy lotu statku Gemini-7, kiedy to astronauta Frank Borman widział coś, co nazwał widmem, a które leciało razem ze statkiem.

W dniu dzisiejszym, poddając krytyce raport komisji Condona te kosmiczne fakty znajdują całkowicie proste objaśnienie: Mac Divitt widział odłamek stopnia rakiety nośnej Saturn IV B i meteor zapalający się w atmosferze, zaś Borman – wyrzut wtórnych odpadów, które w kształcie przeźroczystego obłoku mogły długo towarzyszyć kapsule.


„Kosmiczna sonda Obcych”


Jest jeszcze jedna przykładowa historia, która miała miejsce w czasie lotu wahadłowca Discovery, w dniu 6.X.1990 roku. W czasie odpalania z pokładu wahadłowca satelity Ulisses w polu widzenia kamery TV wpadł dziwny, uskrzydlony obiekt. Dowódca załogi Richard Richards potem tak opowiadał dziennikarzom:
- Obserwowaliśmy błyszczący obiekt, który jak się zdawało, śledził Ulissesa. My nigdy nie widzieliśmy czegoś takiego do tego czasu. Był on słabo skręconym i mierzył jakieś 2 stopy (60 cm) długości.

Sensację podchwyciły media, które od razu ochrzciły owe UCO jako innoplanetarną sondę, aparat szpiegowski i pozaziemski artefakt. Uczeni przez jakiś czas powstrzymywali się od komentarzy dokładnie badając zapis na video.

Potem zaczęły się pojawiać uwagi krytyczne. Jednakże żurnaliści  w swej przeważającej części nie czytają prasy naukowej, tak więc głosy specjalistów pozostają wołaniem na puszczy i giną w tle rozbuchanych sensacji. Niektóre gorące głowy już zaczęły domagać się zwiększenia wydatków na kosmiczną obronę przed „armadami Przybyszów”, które przysłały tu swoich „orbitalnych zwiadowców”, co nastąpiło po publikacji artykułu w autorytatywnym czasopiśmie „Sky and Telescope”.

W artykule pt. „Rozwiązanie zagadki zagadkowego obiektu” grupa ekspertów z NASA udowadniała, że tajemniczy UCO w rzeczywistości był tylko kawałkiem zwykłego… lodu. Okazuje się, że podobne lodowe odłamki mogły się pojawić na powierzchni przewodów ciekłego tlenu i wodoru, w czasie startu Ulissesa z pokładu Discovery.


Efekt Kesslera


Jeszcze na początku lat 90-tych, analityk z NASA – Donald Kessler – przedstawił hipotezę na temat rozwoju wydarzeń, kiedy mogą zostać zniszczone wszelkie orbitalne aparaty.

Wszystko zaczyna się od zwyczajnego zderzenia się dwóch satelitów. Zwiększające się lawina odłamków postępuje wraz z kolejnymi zderzeniami ich z coraz to nowszymi obiektami, zamieniając wokółziemskie orbity w jeden wielki skład złomu.

Taki czarny scenariusz wcale nie jest li tylko czczą fantazją, wszak w 2009 roku  na wysokości 790 km nad Syberią zderzyły się dwa sztuczne satelity Ziemi – amerykański satelita z serii Iridium[6] z rosyjskim Kosmosem-2251 – a w rezultacie tego „orbitalnego zderzenia i fragmentacji” powstała ogromna ilość odłamków, które rozleciały się ze wszystkie strony. Następstwa tego incydentu nie są wyliczone do dziś dnia, ale MSK/ISS przechodzącej parę razy na inną orbitę udało się uniknąć nieznanych obiektów, które mogłyby być pozostałościami po tych satelitach.

Niestety, na orbitach nie ma żadnego kodeksu drogowego i nie ma żadnych reguł ruchu w kosmosie i każdy kraj umieszcza tam swe satelity wedle własnego widzimisię. Wyjątkiem jest tylko orbita geostacjonarna, gdzie satelita wisi nad jednym i tym samym miejscem na Ziemi, zabezpieczając łączność i telekomunikację. Ale i na tej orbicie, nie patrząc na zasady separacji, staje się coraz to ciaśniej. Kilka lat temu zaczęła się tam panika, kiedy amerykański satelita wojskowy DSP-23 wyszedł spod kontroli i udał się na „swobodny lot”.[7] Operatorzy NASA co minutę łączyli się z posiadaczami sąsiednich satelitów ostrzegając ich o „zbuntowanym” obiekcie.

Co się stanie na Ziemi, kiedy zrealizuje się przepowiednia Kesslera i orbitalne sargassy opanuje chaos zniszczenia?


Orbitalna Apokalipsa


Przede wszystkim, świat zauważy brak satelitów GPS. Rzecz w tym, że te satelity nie tylko podają dokładną pozycję, ale podają dokładny czas mierzony zegarami atomowymi. Tymi danymi posługuje się wielu naziemnych operatorów, w tym: Internet, stacje bazowe telefonii GSM, zautomatyzowane sterowanie miejskim transportem i sieci energetyczne. Już w kilka godzin po rozpoczęciu globalnej „orbitalnej Apokalipsy”, kiedy zamilkną satelity GPS, zacznie się rwać łączność pomiędzy globalnymi routerami, i świat stopniowo cofnie się w czasie do poprzedniego wieku – bez Internetu i międzynarodowej łączności komórkowej. Wszystkich czekają wielkie problemy, świat bardzo szybko opanuje wielki finansowy i energetyczny kryzys, wszak zagrożone będą światowe sieci przekazu prądu i danych, w tym bankowego i giełdowego sektora światowej ekonomiki.

Kiedyś Pentagon już zademonstrował wszystkim rozwiniętym krajom niebezpieczeństwo takiej sytuacji. W 2007 roku, w San Diego, CA, US Navy wykonywała swe czynności w warunkach całkowitego zaniku łączności radiowej. W trakcie ćwiczenia zostały wyłączone sygnały z satelitów GPS. W mieście i jego okolicach wybuchła panika. Zanikła łączność w telefonach komórkowych, bankomaty przestały wydawać pieniądze, zamilkły pagery strażaków, lekarzy i policjantów. Port lotniczy przestał przyjmować i wysyłać samoloty, a w porcie morskim ustały wszelkie operacje załadunku i rozładunku statków.[8]


Ekonomika satelitarna


Dlaczegóż więc różne scenariusze zniszczenia „żywych i martwych orbitalnych sargassów” tak bardzo denerwują agencje kosmonautyczne?

Rzecz w tym, że jak się odrzuci łączność i nawigację, to satelity pozostaną ważnym elementem światowej gospodarki. Dzięki danym z orbity, geodeci sporządzają dokładne mapy swych działek, badają strukturę gleby, tworzą prognozy o przyszłych zbiorach, oceniają szkody od suszy i powodzi. W budowach dróg przy pomocy zdjęć satelitarnych sporządza się komputerowe mapy terenowe, co usprawnia prace budowlane i pomaga przeprowadzać optymalnie drogi. Orbitalny sondaż pozwala także na dokładne badanie warunków geologicznych, wody gruntowe, i złóż surowców do robót budowlanych.

Niemniej ważną jest rola satelitów w badaniach nad środowiskiem i w walce z następstwami katastrof elementarnych. Satelity pomagają wykrywać i śledzić pożary lasów, powodzie i następstwa trzęsień ziemi, a także ostrzegać przed zejściem błotnych i śnieżnych lawin.

Właśnie dlatego teraz rozpracowywanych jest kilka projektów oczyszczenia orbit z „orbitalnych sargassów”. Planuje się ich wypalanie przy pomocy silników plazmowych, łapanie w sieci i pułapki magnetyczne, wyrzucanie ich w kosmos na „cmentarne orbity”, a także użycie ich jako materiału budowlanego dla orbitalnych osiedli.

A jednak pozostało jedno pytanie: Czy taka działalność spodoba się pozaziemskim mieszkańcom „kosmicznych sargassów”?[9] 


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 39/2018, ss. 4-5
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz



[1] Na jej podstawie powstał także film pod tym samym tytułem w reż. E. Ginzburga i R. Mammedowa w 1987 roku.
[2] W polskim wydaniu „Sargassowa planeta” (Rebis, Poznań 1991)
[3] Podobne efekty związane z zaśmieceniem przestrzeni orbitalnej ukazuje film pt. „Starflight-1” reż. Jerry Jameson (1983), w którym hipersoniczny samolot pasażerski ulega awarii po zderzeniu ze szczątkami rakiety balistycznej i wychodzi na orbitę, z której nie może zejść o własnych siłach…
[4] Takie cmentarzysko już istnieje na Ziemi – jest to tzw. Punkt Nemo na Oceanie Spokojnym znajdujący się na S 45°52'06" - W 123°23'06" (niektóre źródła podają S 48°52’36.0” – W 123°23’36.0”), w którym spadają zdeorbitowane pojazdy kosmiczne (patrz rys.).
[5] Od nazwiska jej przewodniczącego prof. Edwarda U. Condona.
[6] Dokładniej był to Iridium 33. Zderzenie satelitów Iridium 33 i Kosmos-2251 to pierwsze w historii bezpośrednie zderzenie dwóch sztucznych satelitów Ziemi, miało miejsce 10 lutego 2009. Do kolizji doszło między działającym amerykańskim Iridium 33 i nieczynnym rosyjskim wojskowym satelitą Kosmos-2251. Oba były satelitami telekomunikacyjnymi. (Wikipedia)
[7] Jak podaje amerykańska Wikipedia, satelita ten wyłączył się w kosmosie bez jakichkolwiek przyczyn i aktualnie dryfuje na orbicie geostacjonarnej stanowiąc zagrożenie dla innych obiektów. Co ciekawe, Departament Obrony USA wysłał do niego statek MiTEx w celu jego sprawdzenia w 2009 roku. Ze względu na ich niewielkie wymiary (o masie 225 kg każdy) satelity te są trudne do wykrycia na ich orbicie geosynchronicznej, a zatem mogą zbliżyć się i zbadać inne satelity, nie będąc zauważonymi. Po zakończeniu głównej misji satelity zostały zaparkowane po przeciwnych stronach Ziemi. W drugim tygodniu 2009 r. Satelitom MiTEx nakazano podejście DSP-23, które nie powiodło się dwa miesiące wcześniej, i zaczęło dryfować o 1° na wschód z własnego miejsca parkingowego na 8,5°. Satelita MiTEx, zaparkowany nad środkowym Atlantykiem, spotkał się z DSP-23 około 23 grudnia 2009 r., a tydzień później także drugi satelita MiTEx.
[8] Aktualnie podobny eksperyment jest planowany na całym terytorium Rosji - https://www.gry-online.pl/S013.asp?ID=113422 – podobno na on na celu objęcie kontrolą ruchu w Internecie.
[9] Zob. St. LemOpowiadanie Pirxa w którym bierze on udział w oczyszczaniu przestrzeni Układu Słonecznego z wraków dawnych statków kosmicznych i napotyka na statek Obcych…