"Orbita śmierci" nieaktywnych obiektów kosmicznych
Oleg Fajg
Japoński transportowy statek
kosmiczny Konotori-6 nie był w stanie wykonać eksperymentu ze zbieraniem
kosmicznych śmieci, ciągnąc je na 700-metrowym metalowym kablu będącym pod
napięciem elektrycznym.
W 1926 roku, radziecki
pisarz-fantasta Aleksander Bielajew
napisał powieść „Wyspa zaginionych okrętów” (Iskry, Warszawa 1960)[1],
w której opisuje on wielkie zgromadzenie szczątków statków i ich wraków na
środku Morza Sargassowego. Pomysł Bielajewa podchwycili inni pisarze przenosząc
go w Kosmos. Np. powieść amerykańskiego pisarza-fantasty Andre Nortona „Sargassy w Kosmosie”[2],
wydana w 1955 roku i przełożona na rosyjski przez braci Strugackich w 1969 roku.
Marzący o zamieszkaniu w
przestrzeni kosmicznej, w wielkich statkach kosmicznych w Pasie Planetoid,
fantastycy ubiegłego stulecia nawet sobie nie wyobrażali, że nie przejdzie
nawet pół wieku i „orbitalne sargassy” zaczną rosnąć nam nad głowami. I zamiast
zaginionych okrętów Bielajewa na „utylizacyjnej orbicie” wokół Ziemi zawirują
wyspy nieaktywnych satelitów.
Bardzo
niebezpieczne śmieci
Według danych zautomatyzowanego
Systemu Ostrzegania Przed Niebezpiecznymi Sytuacjami we wokółziemskiej
przestrzeni kosmicznej, w dniu dzisiejszym na wokółziemskich orbitach znajduje
się ponad 20.000 obiektów o rozmiarach kilku centymetrów. Te odłamki są podobne
do wielkokalibrowych pocisków, posiadają one kolosalną energię i są w stanie
rozwalić każdą stację kosmiczną – jak to pokazano w hollywoodzkim filmie
„Grawitacja”.[3]
Najwięcej tych śmieci pozostawili na orbicie Rosjanie, Amerykanie i Chińczycy.
Aby zaradzić złym efektom
„sputnikowego zanieczyszczenia” główna organizacja naukowa Roskosmosu – Centralny Instytut Naukowo-Badawczy Budowy Maszyn –
przedstawił projekt „kosmicznego woźnego”. Aparat ten będzie „zdmuchiwać”
strumieniem odrzutu wszystko, co niepotrzebne, z orbity. Będzie on wyposażony w
jonowe silniki. Będą one „wymiatały” śmieci, w tym „martwe”, nieaktywne
satelity spychając je z orbity w atmosferę Ziemi, gdzie ostatecznie spłoną.
Z drugiej zaś strony, owe
kosmiczne śmieci będzie można wyrzucać na wysokie orbity i stworzyć „pas
pogrzebania” na „cmentarzysku statków kosmicznych”.[4]
W przeciwnym przypadku – jak pokazuje to komputerowe modelowanie – już w czasie
stulecia taka „śmieciowa tarcza” otoczy Ziemię i skończą się loty kosmiczne.
Lokalizacja Punktu Nemo na Pacyfiku
No i tutaj rozległy się gromkie
głosy kosmicznych archeologów (są tacy!), historyków i… ufologów. Jak się
okazuje, istnieje niemało entuzjastów uważających, że na orbitach wokółziemskich,
pomiędzy „sargassami” z nieaktywnych satelitów, wypalonych stopni rakiet i
skorodowanego metalu nieznanego pochodzenia, pałętają się… Obcy. Wchodzą do
tego wszelkie zagadkowe artefakty, w tym znany wszystkim obiekt znany jako Czarny
Książę, który znajduje się na orbicie wokółziemskiej już jakieś 13.000
lat!
Nieznane
Obiekty Kosmiczne: UCO/NOK
Ufolodzy dowodzą, że nie
patrząc na potężne wojskowe radary przeczesujące cały czas przestrzeń kosmiczną
wokół Ziemi, wokół nas może znajdować się mnóstwo obcych aparatów zwiadowczych
– i to nawet z kilku Cywilizacji Naukowo-Technicznych (CNT). Każdej doby
monitoring śledzący lot sztucznych satelitów wykrywa kilka Nieznanych Obiektów
Kosmicznych – NOK albo UCO. Nadaje się im identyfikacyjne oznaczenia, ale
często one znikają, a na ich miejsce pokazują się nowe.
Ma się rozumieć, że istnienie w
kosmosie „postronnych” ciał niebieskich nie mogło być niezauważone dla
astronautów. Ten problem był dokładnie przeanalizowany przez tzw. komisję
Condona[5]
czyli grupę ekspertów badających doniesienia o UFO pod koniec lat 60-tych XX
wieku, na zlecenie USAF. Nie patrząc na trzeźwe i naukowe podejście do sprawy
UFO, jej raport końcowy zawiera parę zagadkowych obserwacji UCO. Pierwsza z
nich to obserwacja dokonana z pokładu Gemini-4, w czasie lotu którego
astronauta James Mac Divitt
zaobserwował jakiś cylindryczny obiekt z
wysięgnikiem i jasne światło
poruszające się powyżej statku.
Druga obserwacja dotyczy lotu
statku Gemini-7, kiedy to astronauta Frank Borman widział coś, co nazwał widmem, a które leciało razem ze statkiem.
W dniu dzisiejszym, poddając
krytyce raport komisji Condona te kosmiczne fakty znajdują całkowicie proste
objaśnienie: Mac Divitt widział odłamek stopnia rakiety nośnej Saturn
IV B i meteor zapalający się w atmosferze, zaś Borman – wyrzut wtórnych
odpadów, które w kształcie przeźroczystego obłoku mogły długo towarzyszyć
kapsule.
„Kosmiczna
sonda Obcych”
Jest jeszcze jedna przykładowa
historia, która miała miejsce w czasie lotu wahadłowca Discovery, w dniu
6.X.1990 roku. W czasie odpalania z pokładu wahadłowca satelity Ulisses
w polu widzenia kamery TV wpadł dziwny, uskrzydlony obiekt. Dowódca załogi Richard Richards potem tak opowiadał
dziennikarzom:
- Obserwowaliśmy błyszczący obiekt, który jak się zdawało,
śledził Ulissesa. My nigdy nie
widzieliśmy czegoś takiego do tego czasu. Był on słabo skręconym i mierzył
jakieś 2 stopy (60 cm) długości.
Sensację podchwyciły media,
które od razu ochrzciły owe UCO jako innoplanetarną
sondę, aparat szpiegowski i pozaziemski artefakt. Uczeni przez jakiś
czas powstrzymywali się od komentarzy dokładnie badając zapis na video.
Potem zaczęły się pojawiać
uwagi krytyczne. Jednakże żurnaliści w
swej przeważającej części nie czytają prasy naukowej, tak więc głosy
specjalistów pozostają wołaniem na puszczy i giną w tle rozbuchanych sensacji.
Niektóre gorące głowy już zaczęły domagać się zwiększenia wydatków na kosmiczną
obronę przed „armadami Przybyszów”, które przysłały tu swoich „orbitalnych
zwiadowców”, co nastąpiło po publikacji artykułu w autorytatywnym czasopiśmie
„Sky and Telescope”.
W artykule pt. „Rozwiązanie
zagadki zagadkowego obiektu” grupa ekspertów z NASA udowadniała, że tajemniczy
UCO w rzeczywistości był tylko kawałkiem zwykłego… lodu. Okazuje się, że
podobne lodowe odłamki mogły się pojawić na powierzchni przewodów ciekłego tlenu
i wodoru, w czasie startu Ulissesa z pokładu Discovery.
Efekt
Kesslera
Jeszcze na początku lat
90-tych, analityk z NASA – Donald Kessler
– przedstawił hipotezę na temat rozwoju wydarzeń, kiedy mogą zostać zniszczone
wszelkie orbitalne aparaty.
Wszystko zaczyna się od
zwyczajnego zderzenia się dwóch satelitów. Zwiększające się lawina odłamków
postępuje wraz z kolejnymi zderzeniami ich z coraz to nowszymi obiektami,
zamieniając wokółziemskie orbity w jeden wielki skład złomu.
Taki czarny scenariusz wcale
nie jest li tylko czczą fantazją, wszak w 2009 roku na wysokości 790 km nad Syberią zderzyły się
dwa sztuczne satelity Ziemi – amerykański satelita z serii Iridium[6]
z rosyjskim Kosmosem-2251 – a w rezultacie tego „orbitalnego zderzenia i
fragmentacji” powstała ogromna ilość odłamków, które rozleciały się ze
wszystkie strony. Następstwa tego incydentu nie są wyliczone do dziś dnia, ale MSK/ISS
przechodzącej parę razy na inną orbitę udało się uniknąć nieznanych obiektów,
które mogłyby być pozostałościami po tych satelitach.
Niestety, na orbitach nie ma
żadnego kodeksu drogowego i nie ma żadnych reguł ruchu w kosmosie i każdy kraj
umieszcza tam swe satelity wedle własnego widzimisię. Wyjątkiem jest tylko
orbita geostacjonarna, gdzie satelita wisi nad jednym i tym samym miejscem na
Ziemi, zabezpieczając łączność i telekomunikację. Ale i na tej orbicie, nie
patrząc na zasady separacji, staje się coraz to ciaśniej. Kilka lat temu
zaczęła się tam panika, kiedy amerykański satelita wojskowy DSP-23
wyszedł spod kontroli i udał się na „swobodny lot”.[7]
Operatorzy NASA co minutę łączyli się z posiadaczami sąsiednich satelitów ostrzegając
ich o „zbuntowanym” obiekcie.
Co się stanie na Ziemi, kiedy
zrealizuje się przepowiednia Kesslera i orbitalne
sargassy opanuje chaos zniszczenia?
Orbitalna
Apokalipsa
Przede wszystkim, świat zauważy
brak satelitów GPS. Rzecz w tym, że te satelity nie tylko podają dokładną
pozycję, ale podają dokładny czas mierzony zegarami atomowymi. Tymi danymi
posługuje się wielu naziemnych operatorów, w tym: Internet, stacje bazowe
telefonii GSM, zautomatyzowane sterowanie miejskim transportem i sieci
energetyczne. Już w kilka godzin po rozpoczęciu globalnej „orbitalnej
Apokalipsy”, kiedy zamilkną satelity GPS, zacznie się rwać łączność pomiędzy
globalnymi routerami, i świat stopniowo cofnie się w czasie do poprzedniego
wieku – bez Internetu i międzynarodowej łączności komórkowej. Wszystkich
czekają wielkie problemy, świat bardzo szybko opanuje wielki finansowy i
energetyczny kryzys, wszak zagrożone będą światowe sieci przekazu prądu i
danych, w tym bankowego i giełdowego sektora światowej ekonomiki.
Kiedyś Pentagon już
zademonstrował wszystkim rozwiniętym krajom niebezpieczeństwo takiej sytuacji. W 2007 roku,
w San Diego, CA, US Navy wykonywała swe czynności w warunkach całkowitego
zaniku łączności radiowej. W trakcie ćwiczenia zostały wyłączone sygnały z
satelitów GPS. W mieście i jego okolicach wybuchła panika. Zanikła łączność w
telefonach komórkowych, bankomaty przestały wydawać pieniądze, zamilkły pagery
strażaków, lekarzy i policjantów. Port lotniczy przestał przyjmować i wysyłać
samoloty, a w porcie morskim ustały wszelkie operacje załadunku i rozładunku
statków.[8]
Ekonomika
satelitarna
Dlaczegóż więc różne
scenariusze zniszczenia „żywych i martwych orbitalnych sargassów” tak bardzo
denerwują agencje kosmonautyczne?
Rzecz w tym, że jak się odrzuci
łączność i nawigację, to satelity pozostaną ważnym elementem światowej
gospodarki. Dzięki danym z orbity, geodeci sporządzają dokładne mapy swych
działek, badają strukturę gleby, tworzą prognozy o przyszłych zbiorach, oceniają
szkody od suszy i powodzi. W budowach dróg przy pomocy zdjęć satelitarnych sporządza
się komputerowe mapy terenowe, co usprawnia prace budowlane i pomaga
przeprowadzać optymalnie drogi. Orbitalny sondaż pozwala także na dokładne
badanie warunków geologicznych, wody gruntowe, i złóż surowców do robót
budowlanych.
Niemniej ważną jest rola
satelitów w badaniach nad środowiskiem i w walce z następstwami katastrof
elementarnych. Satelity pomagają wykrywać i śledzić pożary lasów, powodzie i
następstwa trzęsień ziemi, a także ostrzegać przed zejściem błotnych i
śnieżnych lawin.
Właśnie dlatego teraz
rozpracowywanych jest kilka projektów oczyszczenia orbit z „orbitalnych
sargassów”. Planuje się ich wypalanie przy pomocy silników plazmowych, łapanie
w sieci i pułapki magnetyczne, wyrzucanie ich w kosmos na „cmentarne orbity”, a
także użycie ich jako materiału budowlanego dla orbitalnych osiedli.
A jednak pozostało jedno
pytanie: Czy
taka działalność spodoba się pozaziemskim mieszkańcom „kosmicznych sargassów”?[9]
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
39/2018, ss. 4-5
Przekład z rosyjskiego -
©R.K.F. Leśniakiewicz
[1]
Na jej podstawie powstał także film pod tym samym tytułem w reż. E. Ginzburga i R. Mammedowa w 1987 roku.
[2] W
polskim wydaniu „Sargassowa planeta” (Rebis, Poznań 1991)
[3]
Podobne efekty związane z zaśmieceniem przestrzeni orbitalnej ukazuje film pt.
„Starflight-1” reż. Jerry Jameson
(1983), w którym hipersoniczny samolot pasażerski ulega awarii po zderzeniu ze
szczątkami rakiety balistycznej i wychodzi na orbitę, z której nie może zejść o
własnych siłach…
[4]
Takie cmentarzysko już istnieje na Ziemi – jest to tzw. Punkt Nemo na Oceanie
Spokojnym znajdujący się na S 45°52'06" - W 123°23'06" (niektóre
źródła podają S 48°52’36.0” – W 123°23’36.0”), w którym spadają zdeorbitowane
pojazdy kosmiczne (patrz rys.).
[5] Od
nazwiska jej przewodniczącego prof. Edwarda
U. Condona.
[6]
Dokładniej był to Iridium 33. Zderzenie satelitów Iridium 33 i Kosmos-2251
to pierwsze w historii bezpośrednie zderzenie dwóch sztucznych satelitów Ziemi,
miało miejsce 10 lutego 2009. Do kolizji doszło między działającym amerykańskim
Iridium
33 i nieczynnym rosyjskim wojskowym satelitą Kosmos-2251. Oba były
satelitami telekomunikacyjnymi. (Wikipedia)
[7]
Jak podaje amerykańska Wikipedia, satelita ten wyłączył się w kosmosie bez
jakichkolwiek przyczyn i aktualnie dryfuje na orbicie geostacjonarnej stanowiąc
zagrożenie dla innych obiektów. Co ciekawe, Departament Obrony USA wysłał do niego
statek MiTEx w celu jego sprawdzenia w 2009 roku. Ze względu na ich
niewielkie wymiary (o masie 225 kg każdy) satelity te są trudne do wykrycia na
ich orbicie geosynchronicznej, a zatem mogą zbliżyć się i zbadać inne satelity,
nie będąc zauważonymi. Po zakończeniu głównej misji satelity zostały
zaparkowane po przeciwnych stronach Ziemi. W drugim tygodniu 2009 r. Satelitom
MiTEx nakazano podejście DSP-23, które nie powiodło się dwa
miesiące wcześniej, i zaczęło dryfować o 1° na wschód z własnego miejsca
parkingowego na 8,5°. Satelita MiTEx, zaparkowany nad środkowym
Atlantykiem, spotkał się z DSP-23 około 23 grudnia 2009 r., a
tydzień później także drugi satelita MiTEx.
[8]
Aktualnie podobny eksperyment jest planowany na całym terytorium Rosji - https://www.gry-online.pl/S013.asp?ID=113422 – podobno na on na
celu objęcie kontrolą ruchu w Internecie.
[9] Zob. St. Lem – Opowiadanie Pirxa w którym bierze on udział w oczyszczaniu
przestrzeni Układu Słonecznego z wraków dawnych statków kosmicznych i napotyka
na statek Obcych…