Powered By Blogger

czwartek, 21 lutego 2019

„Tykająca bomba” na dnie Bałtyku


Umierający Bałtyk - obraz w Muzeum Stacji Morskiej UG w Helu

W Bałtyku zalegają setki tysięcy ton broni chemicznej i konwencjonalnej z czasów wojny, co stanowi zagrożenie dla tego akwenu. Kraje UE muszą podjąć kroki, rozwiązać ten problem – przekonywali dzisiaj w Brukseli uczestnicy konferencji poświęconej temu problemowi.
W konferencji zorganizowanej przez Komisję Europejską, poświęconej broni zalegającej w europejskich morzach, uczestniczył między innymi prof. Jacek Bełdowski z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk. Jak powiedział, na dnie Bałtyku zalega około 40 tys. ton broni chemicznej i dużo więcej, być może nawet 500 tys. ton broni konwencjonalnej, która również jest toksyczna. Ma to negatywny wpływ na ekosystem.
W Europie, jak mówił Bełdowski, problem z zatopioną bronią jest największy właśnie na Bałtyku, ale też na Adriatyku, Morzu Irlandzkim oraz wybrzeżu belgijskim, gdzie zalega broń chemiczna z okresu I wojny światowej.
Podkreślił jednak, że na świecie są akweny, gdzie broni na dnie jest znacznie więcej.
„Na przykład Amerykanie na Pacyfiku zatopili ogromne ilości broni, w tym chemicznej, w pobliżu Hawajów. Jednak jest to ocean, woda jest bardzo głęboka, więc ten problem jest w związku z tym mniejszy”
– wskazał.



W Polsce badania na ten temat prowadzi Instytut Oceanologii PAN przy wsparciu Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska oraz Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Jak dotąd – jak mówi ekspert – zrealizowane zostały trzy projekty europejskie i międzynarodowe, w których Instytut pełnił rolę lidera.
Obecnie realizowany projekt – Daimon – ma wymiar europejski i otrzymał wsparcie ze środków unijnych. Oprócz Polski zaangażowane są w niego Niemcy, Szwecja, Finlandia, Litwa i Rosja. „Rosja jest partnerem stowarzyszonym” – wyjaśnił Bełdowski.

Badania te mają umożliwić oszacowanie, jakie ryzyko broń w Bałtyku stwarza dla środowiska - dla ryb, organizmów morskich i ludzi. Ekspert szacuje, że zagrożenie stanowi kilka procent broni zalegającej w morzu.
„Nie da się wyciągnąć wszystkiego z dna Bałtyku, natomiast uważamy, że tylko część z tej broni jest niebezpieczna obecnie lub będzie niebezpieczna w przyszłości. Projekt Daimon ma zidentyfikować, która broń jest niebezpieczna i którą trzeba się zająć”
- powiedział Bełdowski.
Badania – jak wyjaśnił ekspert – mają pomóc ustalić, w jaki sposób problem ten rozwiązać.
„To będzie szereg akcji, np. od potrzeby monitoringu, bo może ona np. zagrażać w przyszłości, aż po np. ograniczenie działalności człowieka w danym rejonie, czy wręcz wyciągniecie i zniszczenie tej broni. Decyzje będą podejmowały organy do tego uprawnione, my będziemy służyć radą”
– powiedział Bełdowski i dodał, że projekt badawczy jest na finiszu.
„Złożyliśmy wnioski do Komisji o przedłużenie projektu. Budżet projektu to niecałe 6 mln euro, a w ramach przedłużenia zwróciliśmy się o 1 mln euro”
– dodał.



Ekspert podkreślił, że takie spotkania, jak dzisiejsza konferencja w Brukseli, są bardzo ważne dla projektu, bo pokazują, że w UE zmienia się nastawienie do tego problemu. „Na wiadomość, że cała UE będzie sprawą zainteresowana (...) czekaliśmy od 10 lat” – wskazał.
Bełdowski wyjaśnił, że dotychczas w Europie zajmowano się problemem broni konwencjonalnej.
„Ograniczało się to w większości przypadków do wysadzania jej na miejscu. Jeżeli chodzi o świat, to były przypadki, że wyciągano broń chemiczną z mórz oraz oceanów i niszczono. Takim przykładem jest Japonia, gdzie zrealizowano olbrzymi program oczyszczania wód portowych z amunicji chemicznej. Obecnie program realizowany jest w Chinach, gdzie Japończycy za swoje pieniądze wyciągają i niszczą broń chemiczną, która zrzucili tam w czasie II wojny światowej”
– powiedział ekspert.
W Europie w latach 60. XX wieku Niemcy wyciągnęli kilka tysięcy ton broni chemicznej zrzuconej przez ich wojska na wodach duńskich w Małym Bełcie. „Wyciągnęli ją, zalali betonem i zatopili w Atlantyku. Nie było to niszczenie broni w nowoczesnym tego słowa znaczeniu” – wyjaśnił Bełdowski.
Europosłanka Anna Fotyga (PiS), która wzięła udział w tym forum, powiedziała dziennikarzom, że fakt, iż KE zorganizowała konferencję, dowodzi, jak poważny jest ten problem.
„Nie dotyczy to wyłącznie niewybuchów. Mieliśmy cały szereg rewelacyjnych prezentacji. Od pewnego czasu poruszany jest również podczas posiedzeń podkomisji bezpieczeństwa i obrony PE ten temat, ale tak naprawdę tylko go muskaliśmy”
– wskazała. Fotyga podkreśla, że ważne jest to, że KE zdecydowała się zaangażować w rozwiązanie problemu. (Źródło - "Niezależna" - https://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/swiat/„tykająca-bomba”-na-dnie-bałtyku/ar-BBTS22F?ocid=spartanntp)

***

Kiedy jestem nad Bałtykiem, to z przerażeniem myślę o tym, jak bardzo to małe morze – w sumie 2% areału Wszechoceanu – jest skażone wszelkiego rodzaju chemicznymi paskudztwami, które mają ważki wpływ bezpośrednio na organizmy morskie i pośrednio na nasze. To jest oczywiste dla tych, którzy nad i na morzu pracują i z morza żyją – gorzej z politykami.

Z niepokojem obserwują akcję robienia przekopu przez Mierzeję Wiślaną. Niby są za nią polityczne racje – zrobienie na złość Rosjanom, bo nie wyobrażam sobie, że statki popłyną czeredami do Elbląga skoro do Trójmiasta płynie ich niewiele, tak samo jak do zespołu portów Szczecin – Świnoujście, a Elbląg nie jest portem morskim, Frombork, Tolkmicko, Sztutowo też nie, ergo cała ta inwestycja jest bez sensu, bo trzeba by było rozbudować porty, ale za to już ktoś zarobił na wycince drzew. Inwestycja miałaby sens w czasach Polski Ludowej, kiedy na szlakach morskich do polskich portów panował ruch kilkudziesięciu statków dziennie – teraz nie ma to sensu, ale polityczna piana dla umysłowych niedorajdów jest trzepana, a wybory za pasem…

Wracając do Bałtyku i problemu zatopionych tam BŚT oraz innych materiałów wojennych – w tym wszelkiego rodzaju bomb, pocisków i torped, to uważam, że powinni je wydobywać ci, co je tam topili! Nie rozumiem, dlaczego my mamy to robić? Bałtyk to nie składowisko przedatowanej broni C (a może także i A, kto wie?) ani nie śmietnisko. Pracując w Stacji Morskiej UG w Helu miałem okazję widzieć efekty tego zaśmiecenia i zatrucia – Bałtyk – morze mające dopiero 6000 lat po prostu umiera. Umiera zabijane przez człowieka – tak ponoć rozumnego!


Do zatrucia i skażenia dołącza się problem rabunkowej gospodarki człowieka. Przełowienie jest jednym z wielu problemów ekologicznych tego akwenu. A do tego obłędna akcja wybijania fok, które zamieszkiwały tam od zawsze i innych gatunków doprowadza do naruszenia równowagi w Przyrodzie. Dzisiaj już to odczuwamy, a co będzie za lat 10? – strach pomyśleć.  

I jeszcze jedna rzecz tak przy okazji: Polska odwróciła się od morza, o dostęp do którego tak walczyła. Przed wojną mieliśmy tylko mały skrawek wybrzeża o długości kilkudziesięciu kilometrów, z którego byliśmy dumni. W Polsce Ludowej mieliśmy 440 km, a z zalewami 775 km i powoli, ale systematycznie zagospodarowywaliśmy Wybrzeże wciąż mając na uwadze ważność dostępu do morza – nawet tak małego i płytkiego jak Bałtyk. Dzisiaj – lepiej nie mówić. Nie robi się niczego, poza biciem piany propagandowej na Mierzei Wiślanej. Nie ma polskich statków, nie ma Biało-Czerwonej bandery na wodach Wszechoceanu, co uważam za hańbę tych rządów po 1989 roku. No, ale za komuny robiło się wszystko, by Polskę rozbudowywać – dziś robi się wszystko, by Ją rozkraść.

Ale wszystko DO CZASU!