Anteny instalacji HAARP k./Gakona (AK)
Oleg Fajg
Niedawno pojawiła się w
mediach informacja o sporządzeniu na zlecenie Pentagonu laserowej instalacji,
mogącej spowodować „błyskawiczne ulewy”. W tym celu urządzenie emituje dwie
wiązki energii, gdzie zasadnicza wiązka jest okrywana przez wiązkę o mniejszej
intensywności.
Jeszcze w dalekiej Przeszłości
ludzie opowiadali legendy o uczestnictwie groźnych sił Przyrody w wojnach i
potyczkach. Weźmy np. antyczne mity, w których olimpijscy bogowie wojując z
sobą i ze śmiertelnymi szeroko posługiwali się huraganami, sztormami, burzami…
A główny bóg Zeus mniał swój najważniejszy atrybut – wiązkę piorunów.
Minęły millenia, i w II
połowie XX wieku podobne marzenia zaczęły stawać się rzeczywistością.
Nasamprzód konspirologowie z fantastami, a potem i fizycy z meteorologami
zagadali o tajemniczej, broni geofizycznej – broni M spoza triady broni A, B i
C – BMR czyli broni masowego rażenia… I pierwszym krokiem zrobionym jeszcze w
latach 50-tych stały się eksperymenty ze sztucznym schładzaniem pokrywy chmur
wywołującym obfite opady.
Operation Popeye
Pierwszym znanym
doświadczeniem nad zastosowaniem klimatycznej, a dokładniej pogodowej BMR były
eksperymenty z czasów Wojny Wietnamskiej. Tak więc w toku Operacji Popeye (to postać z disnejowskiej kreskówki – przyp. aut.)
trwającej w latach 1967-1972, Amerykanie rozpylili nad dżunglą ponad 5400 ton
jodku srebra i dwujodku ołowiu (AgI i PbI2). W ostatecznym
rezultacie pora deszczowa wydłużyła się o pół miesiąca, a ilość opadów w górnym
biegu Mekongu wzrosła trzykrotnie. Apoteozą uderzenia klimatycznego stała się
katastrofalna powódź w 1971 roku, która zatopiła 1/10 część terytorium nie
tylko Północnego, ale także Południowego Wietnamu.
Operacja
Popeye pokazała dokładnie całą złożoność używania broni M. Nie
patrząc już na użyte kolosalne środki, celem operacji było zatopienie „drogi Ho Chi Mina”, którą przemieszczali się
partyzanci z Vietcongu, tak by nie była ona dostępna, jednakże Popeye była jedynie częścią strategii
tej wojny. Istniała specjalna amerykańska jednostka inżynieryjna, która przy
pomocy ciężkiej techniki do prac ziemnych likwidowała wierzchnią warstwę żyznej
gleby, przekształcając wielkie areały pól ryżowych i przylegającej do nich
dżungli w jałowe, nieurodzajne błota.[1]
Potworny
projekt
Pełne fiasko wietnamskiej
awantury w żaden sposób nie ochłodziła gorących głów waszyngtońskich
„jastrzębi”.[2]
I tak do 1983 roku, w sekretnych centrach Pentagonu całą parą szły prace i
badania do Project Stormfury. Tym
razem Waszyngton postawił przed uczonymi ambitne zadania: znaleźć sposób na
sztuczne stworzenie takich niszczących zjawisk jak: tornado, huragany, tajfuny
i sztormy.
Pomiędzy nimi, próby
stworzenia geofizycznej broni M były prowadzone przez Amerykanów na długo przed
awanturą w Wietnamie. I tak pod koniec lat 40-tych, w USA szły prace w ramach Project Seal. Był on poświęcony zastosowaniu
bomb atomowych na płyciznach i przybrzeżnym szelfie kontynentalnym. Zakładano,
że wybuchy megatonowych ładunków spowodują potężne tsunami, które zmyje
wszelkie nabrzeżne instalacje nieprzyjaciela. Jednakże podobne eksperymenty
wykazały, że ich rezultaty są niejednoznaczne i je wkrótce przerwano. Kiedy o
tym dowiedział się akademik Andriej
Sacharow, to zaproponował wsteczny wariant – założyć atomowe fugasy wzdłuż
atlantyckiego wybrzeża USA i zdetonować je, niszcząc co większe centra
przemysłowe. Ów potworny projekt był odrzucony przez Sztab Generalny z powodu
niezmiernych strat w ludności cywilnej.[3]
Za
zasłoną tajemnicy
Bez względu na otaczający te
sprawy woal tajemnicy, część badań geofizycznych była prowadzona (i do tego
czasu jest prowadzona) w sposób jawny. Jest po temu kilka przyczyn:
- Po pierwsze – mają miejsce manipulowanie opinią publiczną pod przykryciem humanitarnych celów zapobiegania i walki z biedą i nieszczęściami;
- Po drugie – służby specjalne USA zrozumiały, że ufolodzy i konspirolodzy otworzyli przed nimi złote wrota do magazynu informacyjnych „przykrywek”. Wystarczy teraz tylko lekko popchnąć w pożądanym przez nie kierunku najbardziej zaangażowanych entuzjastów niezależnych badań. Zupełnie tak, jak w serialu „Z Archiwum X”, gdzie sedno sprawy zawsze znajduje się gdzieś obok…[4]
- Po trzecie – chociaż wielkoskalowe eksperymenty z bronią M i zmianami klimatu byłyby praktycznie nie do ukrycia przed oczami przeciwnika, to dlatego należy odwrócić jego uwagę od nich i skierować ją na fałszywe tropy.[5]
Pod koniec lat 60-tych prasę
obiegły wieści o jakichś dziwnych, mobilnych stanowiskach, które były chronione
przez paramilitarne jednostki ochronne. Najczęściej widziano je w pobliżu
słynnej „Alei Tornad” wiodącej od Zatoki Meksykańskiej do Środkowego Zachodu.
Wedle niektórych świadectw, były to stanowiska wyrzutni kontr-tornado, będące w
stanie wygasić potworne wiry powietrzne, puszczając im na spotkania analogiczne
wichury.
Jak tylko o tym zaczęły się
wypowiadać centralne media, to od razu pojawiły się plotki i pogłoski, że te
tajemnicze, cudowne klimatrony są
winne pojawieniu się kilku tornad, które w 1969 roku nawiedziły Panamę. Od tego
czasu stosunki tego kraju z Białym Domem były naprężone i wielu uwierzyło w tą
legendę miejską. Jednak później mobilne klimatrony
nijak nie były w stanie ochronić południowych stanów USA przed huraganem Katrina i jej „siostrami”.
Widok na zespół anten instalacji SURA k./Niżniegorodska
Gra
na „jonosferycznej harfie”
Dzisiaj, kiedy mówi się o
stworzeniu klimatycznej broni masowego rażenia, przede wszystkim mówi się o Programie Badań Zórz Polarnych
Promieniowaniem Radiowym o Wysokiej Częstotliwości tak nazwanym projektem
HAARP – High Frequency Active Auroral
Reseach Program – czyli dziennikarskiej jonosferycznej
harfy.
Rozmieszczony w okolicach
Gekona na Alasce poligon HAARP jest podobny do boiska piłkarskiego z całym
lasem pionowych, telewizyjnych anten. Głównym celem jonosferycznej harfy było zbadanie najwyższej warstwy atmosfery
Ziemi – jonosfery. I tak np. przy pomocy oprzyrządowania HAARP badało się
zachowanie potoków cząstek naładowanych, które przynosi wiatr słoneczny w
magnetosferę Ziemi.
Autorzy legend miejskich
twierdzili od samego początku, że anteny HAARP są przeznaczone do tworzenia
jakichś „efektów rezonansowych” po to, by zrobić w jonosferze jakieś „zgęstki
energii” i przy ich pomocy wywołać w dowolnym miejscu planety huragany,
tajfuny, susze i powodzie.
Jednakże nawet teoretycznie
HAARP nie mógłby zmienić stanu jonosfery wskutek wielu warunków. Moc
promieniowania poligonu na Alasce może wystarczyć na jakieś innowacyjne
badania, ale nie na jakieś „globalne ataki atmosferyczne”. No i wreszcie
puszczono w obieg pogłoski o tajnej broni M w czasie pełnego przerwania i
ukończenia badań w lecie 2014 roku. Gdyby uczeni z Pentagonu i NASA uczestniczący
w tej misji otrzymali jakieś wyniki zachęcające do kierowania pogodą, to czy
Kongres USA przerwałby te badania Projektu HAARP? Owszem, przerwanie prac nad
„sondowaniem jonosferycznym” mogło być „przykrywką” dla następnego stadium
badań z podwyższonym gryfem tajności.
No i niestety, do dziś dnia
nikt nie może objaśnić zasad „klimatycznego” oddziaływania poligonu na Alasce i
jego odpowiedników rozmieszczonych na całym świecie: od Grenlandii do
Australii. Podpowiedzi można znaleźć w analogicznych projektach w rodzaju:
EISCAT, SPEAR czy w byłym radzieckim zestawie SURA.
Anteny SURA
Stukanie
elektronicznego „Dzięcioła”
W swoim czasie u ufologów i konspirologów
był bardzo popularny pogląd o tym, że rosyjskim odpowiednikiem alaskańskiego
HAARP była instalacja SURA w Obwodzie Niżniegorodskim. Ufolodzy do dziś dnia
twierdzą, że niżniegorodska instalacja służy do łączności z Kosmitami, a
konspirologowie dowodzą, że to właśnie tutaj ukrył się międzynarodowy „spisek
klimatyczny”. Z powodu charakterystycznego dźwięku przekazywanych sygnałów
radziecki HAARP otrzymał w kręgach niezależnych badaczy zjawisk anomalnych
nazwę „Dzięcioł”.[6]
Miedzy innymi, na oficjalnej
stronie Projektu można zaczerpnąć informację o tym, że ten jonosferyczny zestaw
składa się ze 144 anten promieniujących z mocą 750 kW. Tam odbywają się badania regularnej generacji sztucznej
turbulentności i sztucznego promieniowania elektromagnetycznego plazmy
jonosferycznej w różnych przedziałach przy działaniu silnego promieniowania
mikrofalowego.
No i oczywiście ta informacja
stała się urodzajną glebą dla kolejnych plotek o pracach nad radziecką bronią
M. Do tego entuzjaści hipotezy o wszechświatowym spisku i ufolodzy nie
przyjmują do wiadomości faktu, że moc SURY jest o wiele mniejsza niż moc
jednego tylko stanowiska HAARP.
Do tego finansowanie przez
długie lata Projektu przez Ministerstwo Obrony mogły działać na korzyść
hipotezom o wojskowym zastosowaniu SURY.
- Po pierwsze – to ultratajna tematyka pozahoryzontalnych stacji radiolokacyjnych, które byłyby w stanie wykrywać odpalenia ICBM za oceanem.
- Po drugie – plazmowe zgęszczenia w jonosferze, jeszcze z czasów SDI rozpatruje się jako sposób neutralizacji tychże ICBM. Należy zauważyć, że podobną ideę rozwinął akademik R.F. Artiemienko. A jeżeli nawet takie eksperymenty przeprowadzano, to można tu tylko mówić o bazowych, podstawowych, fundamentalnych pracach nad opracowaniem broni jonosferycznej w dalekiej przyszłości.
Na drodze skonstruowania
wojskowych systemów kierowania pogodą stoja także trudności prawne. Wiodące
mocarstwa podpisały cały szereg umów i traktatów oraz memorandów kategorycznie
zabraniających używania jakichkolwiek typów i rodzajów bojowych klimatronów.
Do tego dochodzi jeszcze jedna
– główna przyczyna niesterowności huraganami jest energetyczna. Energię
zwyczajnej chmury deszczowej można porównać do energii zawartej w jednej
głowicy nuklearnej o średniej mocy. Do ogrzania tylko 1 km³ przestrzeni
powietrznej potrzebna jest stacja energetyczna o ogromnej mocy. A m.in. dla
globalnego wpływu na pogodę, należy kierować kolosalnymi masami powietrznymi,
wytwarzającymi także nieduże tajfuny albo tornada.
Anteny zestawu radiolokacji pozahoryzontalnej DUGA 2 w okolicach Czarnobyla
Moje
3 grosze
Sterowanie pogodą
stanowi odwieczne marzenie człowieka, a szczególnie stało się ważne w czasach,
kiedy pogoda jest coraz bardziej rozregulowana i występujące z powodu EGO
anomalie pogodowe są coraz silniejsze i co za tym idzie – groźniejsze, a także
całkowicie nieprzewidywalne. Piszę te słowa patrząc w okno, za którym lśni
palące, kwietniowe słońce, temperatura sięga +25ºC a wiatr kłębi
północno-afrykański pył, który osadza się wszędzie, gdzie tylko zdoła się
wcisnąć i wraz z pyłkami kwitnących roślin torturuje przede wszystkim
alergików.
Jak na razie zdani
jesteśmy na siły Natury i to jest wiadomość zła. Gorsza wiadomość jest taka, że
mało kto kwapi się by robić coś w celu zmniejszenia EGO. Na razie sytuacja
przypomina czekanie na Godota: „siedzita tu i godota, a Godota jak nie było tak
nie ma…” To, co się robi to kropla w morzu tego, co zrobić należy; przywrócić
ziemi szatę roślinną, sadzić lasy i przejść na czystą energię odnawialną.
Zresztą o czym mówimy – obłędna gospodarka rabunkowa prowadzi do totalnej
dewastacji lasów. W normalnych czasach, za tzw. komuny w średniej wielkości
nadleśnictwach pozyskiwano 2500 m³ drewna – dzisiaj corocznie wycina się co
najmniej 4500 m³! Na stokach gór Pasma Babiogórskiego corocznie są coraz to
większe dziury w caliźnie pokrywających je lasów…
Tak jest w lasach
państwowych, gdzie wycięte połacie się jednak zalesia. A w prywatnych? Te są
cięte bez opamiętania, a o zalesieniach nie ma mowy – chłopki-roztropki liczą
na naturalne odnowy… Efekty są nieciekawe – osuwiska ziemne, straty w zwierzostanie,
migracje zwierząt w pobliża ludzkich siedzib, susza glebowa, pożary i gradacje
szkodników… Ale kogo to obchodzi? Najważniejsza jest kasa, kasa i jeszcze raz
kasa. Czasami łapię się na tym, że myślę iż red. Andrzej Zalewski umarł w porę – gdyby zobaczył to, co się dzieje w
lasach, to by Go szlag na miejscu trafił!
Wszelkiego rodzaju legendy miejskie
są tworzone właśnie po to, by odwrócić uwagę ludzi od prawdziwych problemów i
skupić ją na pozornych: na LGBT, na wychowaniu seksualnym, na podłych komuchach,
podłych nauczycielach czy migrantach, a w międzyczasie sprzedaje się kraj za
psie pieniądze i organizuje ogłupiałym ludziom igrzyska w czasie których rzuca
się im ochłapy z jaśniepańskiego stołu: a to 500+, a to 100+ - same, kurwa,
plusy minusów nie ma!
No bo o to tu chodzi – chlebek dla nich, igrzyska dla
czerni, a od czasu do czasu jakiś problemik: a to chemtrails, a to szczepionki,
a to jakieś haarpy i sury, a to zbiórka na katedrę we Francji… - nich czerń się
czymś zajmie i nie patrzy władzy na ręce. W końcu miodek i sperka jest dla
nich, a bryndza dla nas.
Źródło - "Tajny XX wieka" nr 5/2019, ss. 20-21
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz
[1]
Na tym właśnie polegał sens tej wojny – zagłodzić naród tak, by powstał
przeciwko swojej władzy. Wietnamczycy nie ulegli, za to wariant ten
przećwiczono z dobrym skutkiem w Polsce w latach 80-tych, poprzez nałożenia
embarga na żywność i pasze z Zachodu.
[2]
Jednym z tych „jastrzębi” był Amerykanin polskiego pochodzenia prof. Zbigniew Brzeziński, fanatyczny
antykomunista i zwolennik wojny jądrowej z ZSRR.
[3]
Za to Amerykanie jakoś nie wahali się przed projektowaniem pasa min i fugasów
jądrowych na granicy RFN-NRD, które miały za zadanie zatrzymanie armii Układu
Warszawskiego na granicy tych krajów i zasypanie opadem radioaktywnym
terytoriów NRD, Czechosłowacji i Polski, nie mówiąc już o zaatakowaniu naszych
krajów przy pomocy ładunków jądrowych i termojądrowych o mocy od 20 kt do 0,5
Mt TNT, celem których byłyby większe miasta – w tym 77 miast w Polsce.
[4]
To jest właśnie to, co nazywam „ufologią kreatywną”, w której ufolodzy tworzą
kolejne legendy o UFO zainspirowani przez służby, które potem mają wygodna przykrywkę
do swej niecnej działalności, jak to miało miejsce m.in. w Roswell w 1947 czy
Gdyni w 1959 roku.
[5]
Jak wiadomo bowiem, nie ma lepszej przykrywki dla tajemnicy jak inna tajemnica.
Nie ma lepszej przykrywki dla eksperymentów wojskowych niż UFO…
[6] Podobną
nazwę miała ogromna instalacja radarowa z okolic Czarnobyla opuszczona po
kwietniu 1986 roku.