Powered By Blogger

sobota, 27 kwietnia 2019

Broń M – meteo



Anteny instalacji HAARP k./Gakona (AK)



Oleg Fajg

Niedawno pojawiła się w mediach informacja o sporządzeniu na zlecenie Pentagonu laserowej instalacji, mogącej spowodować „błyskawiczne ulewy”. W tym celu urządzenie emituje dwie wiązki energii, gdzie zasadnicza wiązka jest okrywana przez wiązkę o mniejszej intensywności.

Jeszcze w dalekiej Przeszłości ludzie opowiadali legendy o uczestnictwie groźnych sił Przyrody w wojnach i potyczkach. Weźmy np. antyczne mity, w których olimpijscy bogowie wojując z sobą i ze śmiertelnymi szeroko posługiwali się huraganami, sztormami, burzami… A główny bóg Zeus mniał swój najważniejszy atrybut – wiązkę piorunów. 

Minęły millenia, i w II połowie XX wieku podobne marzenia zaczęły stawać się rzeczywistością. Nasamprzód konspirologowie z fantastami, a potem i fizycy z meteorologami zagadali o tajemniczej, broni geofizycznej – broni M spoza triady broni A, B i C – BMR czyli broni masowego rażenia… I pierwszym krokiem zrobionym jeszcze w latach 50-tych stały się eksperymenty ze sztucznym schładzaniem pokrywy chmur wywołującym obfite opady.


Operation Popeye


Pierwszym znanym doświadczeniem nad zastosowaniem klimatycznej, a dokładniej pogodowej BMR były eksperymenty z czasów Wojny Wietnamskiej. Tak więc w toku Operacji Popeye (to postać z disnejowskiej kreskówki – przyp. aut.) trwającej w latach 1967-1972, Amerykanie rozpylili nad dżunglą ponad 5400 ton jodku srebra i dwujodku ołowiu (AgI i PbI2). W ostatecznym rezultacie pora deszczowa wydłużyła się o pół miesiąca, a ilość opadów w górnym biegu Mekongu wzrosła trzykrotnie. Apoteozą uderzenia klimatycznego stała się katastrofalna powódź w 1971 roku, która zatopiła 1/10 część terytorium nie tylko Północnego, ale także Południowego Wietnamu.

Operacja Popeye

Operacja Popeye pokazała dokładnie całą złożoność używania broni M. Nie patrząc już na użyte kolosalne środki, celem operacji było zatopienie „drogi Ho Chi Mina”, którą przemieszczali się partyzanci z Vietcongu, tak by nie była ona dostępna, jednakże Popeye była jedynie częścią strategii tej wojny. Istniała specjalna amerykańska jednostka inżynieryjna, która przy pomocy ciężkiej techniki do prac ziemnych likwidowała wierzchnią warstwę żyznej gleby, przekształcając wielkie areały pól ryżowych i przylegającej do nich dżungli w jałowe, nieurodzajne błota.[1]


Potworny projekt


Pełne fiasko wietnamskiej awantury w żaden sposób nie ochłodziła gorących głów waszyngtońskich „jastrzębi”.[2] I tak do 1983 roku, w sekretnych centrach Pentagonu całą parą szły prace i badania do Project Stormfury. Tym razem Waszyngton postawił przed uczonymi ambitne zadania: znaleźć sposób na sztuczne stworzenie takich niszczących zjawisk jak: tornado, huragany, tajfuny i sztormy. 

Pomiędzy nimi, próby stworzenia geofizycznej broni M były prowadzone przez Amerykanów na długo przed awanturą w Wietnamie. I tak pod koniec lat 40-tych, w USA szły prace w ramach Project Seal. Był on poświęcony zastosowaniu bomb atomowych na płyciznach i przybrzeżnym szelfie kontynentalnym. Zakładano, że wybuchy megatonowych ładunków spowodują potężne tsunami, które zmyje wszelkie nabrzeżne instalacje nieprzyjaciela. Jednakże podobne eksperymenty wykazały, że ich rezultaty są niejednoznaczne i je wkrótce przerwano. Kiedy o tym dowiedział się akademik Andriej Sacharow, to zaproponował wsteczny wariant – założyć atomowe fugasy wzdłuż atlantyckiego wybrzeża USA i zdetonować je, niszcząc co większe centra przemysłowe. Ów potworny projekt był odrzucony przez Sztab Generalny z powodu niezmiernych strat w ludności cywilnej.[3]


Za zasłoną tajemnicy


Bez względu na otaczający te sprawy woal tajemnicy, część badań geofizycznych była prowadzona (i do tego czasu jest prowadzona) w sposób jawny. Jest po temu kilka przyczyn:


  • Po pierwsze – mają miejsce manipulowanie opinią publiczną pod przykryciem humanitarnych celów zapobiegania i walki z biedą i nieszczęściami;
  • Po drugie – służby specjalne USA zrozumiały, że ufolodzy i konspirolodzy otworzyli przed nimi złote wrota do magazynu informacyjnych „przykrywek”. Wystarczy teraz tylko lekko popchnąć w pożądanym przez nie kierunku najbardziej zaangażowanych entuzjastów niezależnych badań. Zupełnie tak, jak w serialu „Z Archiwum X”, gdzie sedno sprawy zawsze znajduje się gdzieś obok…[4] 
  • Po trzecie – chociaż wielkoskalowe eksperymenty z bronią M i zmianami klimatu byłyby praktycznie nie do ukrycia przed oczami przeciwnika, to dlatego należy odwrócić jego uwagę od nich i skierować ją na fałszywe tropy.[5]

 
Pod koniec lat 60-tych prasę obiegły wieści o jakichś dziwnych, mobilnych stanowiskach, które były chronione przez paramilitarne jednostki ochronne. Najczęściej widziano je w pobliżu słynnej „Alei Tornad” wiodącej od Zatoki Meksykańskiej do Środkowego Zachodu. Wedle niektórych świadectw, były to stanowiska wyrzutni kontr-tornado, będące w stanie wygasić potworne wiry powietrzne, puszczając im na spotkania analogiczne wichury. 

Jak tylko o tym zaczęły się wypowiadać centralne media, to od razu pojawiły się plotki i pogłoski, że te tajemnicze, cudowne klimatrony są winne pojawieniu się kilku tornad, które w 1969 roku nawiedziły Panamę. Od tego czasu stosunki tego kraju z Białym Domem były naprężone i wielu uwierzyło w tą legendę miejską. Jednak później mobilne klimatrony nijak nie były w stanie ochronić południowych stanów USA przed huraganem Katrina i jej „siostrami”.


Widok na zespół anten instalacji SURA k./Niżniegorodska



Gra na „jonosferycznej harfie”


Dzisiaj, kiedy mówi się o stworzeniu klimatycznej broni masowego rażenia, przede wszystkim mówi się o Programie Badań Zórz Polarnych Promieniowaniem Radiowym o Wysokiej Częstotliwości tak nazwanym projektem HAARP – High Frequency Active Auroral Reseach Program – czyli dziennikarskiej jonosferycznej harfy.  

Rozmieszczony w okolicach Gekona na Alasce poligon HAARP jest podobny do boiska piłkarskiego z całym lasem pionowych, telewizyjnych anten. Głównym celem jonosferycznej harfy było zbadanie najwyższej warstwy atmosfery Ziemi – jonosfery. I tak np. przy pomocy oprzyrządowania HAARP badało się zachowanie potoków cząstek naładowanych, które przynosi wiatr słoneczny w magnetosferę Ziemi. 

Autorzy legend miejskich twierdzili od samego początku, że anteny HAARP są przeznaczone do tworzenia jakichś „efektów rezonansowych” po to, by zrobić w jonosferze jakieś „zgęstki energii” i przy ich pomocy wywołać w dowolnym miejscu planety huragany, tajfuny, susze i powodzie. 

Jednakże nawet teoretycznie HAARP nie mógłby zmienić stanu jonosfery wskutek wielu warunków. Moc promieniowania poligonu na Alasce może wystarczyć na jakieś innowacyjne badania, ale nie na jakieś „globalne ataki atmosferyczne”. No i wreszcie puszczono w obieg pogłoski o tajnej broni M w czasie pełnego przerwania i ukończenia badań w lecie 2014 roku. Gdyby uczeni z Pentagonu i NASA uczestniczący w tej misji otrzymali jakieś wyniki zachęcające do kierowania pogodą, to czy Kongres USA przerwałby te badania Projektu HAARP? Owszem, przerwanie prac nad „sondowaniem jonosferycznym” mogło być „przykrywką” dla następnego stadium badań z podwyższonym gryfem tajności. 

No i niestety, do dziś dnia nikt nie może objaśnić zasad „klimatycznego” oddziaływania poligonu na Alasce i jego odpowiedników rozmieszczonych na całym świecie: od Grenlandii do Australii. Podpowiedzi można znaleźć w analogicznych projektach w rodzaju: EISCAT, SPEAR czy w byłym radzieckim zestawie SURA.


Anteny SURA



Stukanie elektronicznego „Dzięcioła”


W swoim czasie u ufologów i konspirologów był bardzo popularny pogląd o tym, że rosyjskim odpowiednikiem alaskańskiego HAARP była instalacja SURA w Obwodzie Niżniegorodskim. Ufolodzy do dziś dnia twierdzą, że niżniegorodska instalacja służy do łączności z Kosmitami, a konspirologowie dowodzą, że to właśnie tutaj ukrył się międzynarodowy „spisek klimatyczny”. Z powodu charakterystycznego dźwięku przekazywanych sygnałów radziecki HAARP otrzymał w kręgach niezależnych badaczy zjawisk anomalnych nazwę „Dzięcioł”.[6]  

Miedzy innymi, na oficjalnej stronie Projektu można zaczerpnąć informację o tym, że ten jonosferyczny zestaw składa się ze 144 anten promieniujących z mocą 750 kW. Tam odbywają się badania regularnej generacji sztucznej turbulentności i sztucznego promieniowania elektromagnetycznego plazmy jonosferycznej w różnych przedziałach przy działaniu silnego promieniowania mikrofalowego

No i oczywiście ta informacja stała się urodzajną glebą dla kolejnych plotek o pracach nad radziecką bronią M. Do tego entuzjaści hipotezy o wszechświatowym spisku i ufolodzy nie przyjmują do wiadomości faktu, że moc SURY jest o wiele mniejsza niż moc jednego tylko stanowiska HAARP.

Do tego finansowanie przez długie lata Projektu przez Ministerstwo Obrony mogły działać na korzyść hipotezom o wojskowym zastosowaniu SURY.


  • Po pierwsze – to ultratajna tematyka pozahoryzontalnych stacji radiolokacyjnych, które byłyby w stanie wykrywać odpalenia ICBM za oceanem.
  • Po drugie – plazmowe zgęszczenia w jonosferze, jeszcze z czasów SDI rozpatruje się jako sposób neutralizacji tychże ICBM. Należy zauważyć, że podobną ideę rozwinął akademik R.F. Artiemienko. A jeżeli nawet takie eksperymenty przeprowadzano, to można tu tylko mówić o bazowych, podstawowych, fundamentalnych pracach nad opracowaniem broni jonosferycznej w dalekiej przyszłości. 


Na drodze skonstruowania wojskowych systemów kierowania pogodą stoja także trudności prawne. Wiodące mocarstwa podpisały cały szereg umów i traktatów oraz memorandów kategorycznie zabraniających używania jakichkolwiek typów i rodzajów bojowych klimatronów

Do tego dochodzi jeszcze jedna – główna przyczyna niesterowności huraganami jest energetyczna. Energię zwyczajnej chmury deszczowej można porównać do energii zawartej w jednej głowicy nuklearnej o średniej mocy. Do ogrzania tylko 1 km³ przestrzeni powietrznej potrzebna jest stacja energetyczna o ogromnej mocy. A m.in. dla globalnego wpływu na pogodę, należy kierować kolosalnymi masami powietrznymi, wytwarzającymi także nieduże tajfuny albo tornada.


Anteny zestawu radiolokacji pozahoryzontalnej DUGA 2 w okolicach Czarnobyla



Moje 3 grosze




Sterowanie pogodą stanowi odwieczne marzenie człowieka, a szczególnie stało się ważne w czasach, kiedy pogoda jest coraz bardziej rozregulowana i występujące z powodu EGO anomalie pogodowe są coraz silniejsze i co za tym idzie – groźniejsze, a także całkowicie nieprzewidywalne. Piszę te słowa patrząc w okno, za którym lśni palące, kwietniowe słońce, temperatura sięga +25ºC a wiatr kłębi północno-afrykański pył, który osadza się wszędzie, gdzie tylko zdoła się wcisnąć i wraz z pyłkami kwitnących roślin torturuje przede wszystkim alergików. 


Jak na razie zdani jesteśmy na siły Natury i to jest wiadomość zła. Gorsza wiadomość jest taka, że mało kto kwapi się by robić coś w celu zmniejszenia EGO. Na razie sytuacja przypomina czekanie na Godota: „siedzita tu i godota, a Godota jak nie było tak nie ma…” To, co się robi to kropla w morzu tego, co zrobić należy; przywrócić ziemi szatę roślinną, sadzić lasy i przejść na czystą energię odnawialną. Zresztą o czym mówimy – obłędna gospodarka rabunkowa prowadzi do totalnej dewastacji lasów. W normalnych czasach, za tzw. komuny w średniej wielkości nadleśnictwach pozyskiwano 2500 m³ drewna – dzisiaj corocznie wycina się co najmniej 4500 m³! Na stokach gór Pasma Babiogórskiego corocznie są coraz to większe dziury w caliźnie pokrywających je lasów…


Tak jest w lasach państwowych, gdzie wycięte połacie się jednak zalesia. A w prywatnych? Te są cięte bez opamiętania, a o zalesieniach nie ma mowy – chłopki-roztropki liczą na naturalne odnowy… Efekty są nieciekawe – osuwiska ziemne, straty w zwierzostanie, migracje zwierząt w pobliża ludzkich siedzib, susza glebowa, pożary i gradacje szkodników… Ale kogo to obchodzi? Najważniejsza jest kasa, kasa i jeszcze raz kasa. Czasami łapię się na tym, że myślę iż red. Andrzej Zalewski umarł w porę – gdyby zobaczył to, co się dzieje w lasach, to by Go szlag na miejscu trafił! 

Wszelkiego rodzaju legendy miejskie są tworzone właśnie po to, by odwrócić uwagę ludzi od prawdziwych problemów i skupić ją na pozornych: na LGBT, na wychowaniu seksualnym, na podłych komuchach, podłych nauczycielach czy migrantach, a w międzyczasie sprzedaje się kraj za psie pieniądze i organizuje ogłupiałym ludziom igrzyska w czasie których rzuca się im ochłapy z jaśniepańskiego stołu: a to 500+, a to 100+ - same, kurwa, plusy minusów nie ma! 

No bo o to tu chodzi – chlebek dla nich, igrzyska dla czerni, a od czasu do czasu jakiś problemik: a to chemtrails, a to szczepionki, a to jakieś haarpy i sury, a to zbiórka na katedrę we Francji… - nich czerń się czymś zajmie i nie patrzy władzy na ręce. W końcu miodek i sperka jest dla nich, a bryndza dla nas.                 



 Źródło - "Tajny XX wieka" nr 5/2019, ss. 20-21
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz


[1] Na tym właśnie polegał sens tej wojny – zagłodzić naród tak, by powstał przeciwko swojej władzy. Wietnamczycy nie ulegli, za to wariant ten przećwiczono z dobrym skutkiem w Polsce w latach 80-tych, poprzez nałożenia embarga na żywność i pasze z Zachodu.
[2] Jednym z tych „jastrzębi” był Amerykanin polskiego pochodzenia prof. Zbigniew Brzeziński, fanatyczny antykomunista i zwolennik wojny jądrowej z ZSRR.
[3] Za to Amerykanie jakoś nie wahali się przed projektowaniem pasa min i fugasów jądrowych na granicy RFN-NRD, które miały za zadanie zatrzymanie armii Układu Warszawskiego na granicy tych krajów i zasypanie opadem radioaktywnym terytoriów NRD, Czechosłowacji i Polski, nie mówiąc już o zaatakowaniu naszych krajów przy pomocy ładunków jądrowych i termojądrowych o mocy od 20 kt do 0,5 Mt TNT, celem których byłyby większe miasta – w tym 77 miast w Polsce.
[4] To jest właśnie to, co nazywam „ufologią kreatywną”, w której ufolodzy tworzą kolejne legendy o UFO zainspirowani przez służby, które potem mają wygodna przykrywkę do swej niecnej działalności, jak to miało miejsce m.in. w Roswell w 1947 czy Gdyni w 1959 roku. 
[5] Jak wiadomo bowiem, nie ma lepszej przykrywki dla tajemnicy jak inna tajemnica. Nie ma lepszej przykrywki dla eksperymentów wojskowych niż UFO…
[6] Podobną nazwę miała ogromna instalacja radarowa z okolic Czarnobyla opuszczona po kwietniu 1986 roku.