STS Siedow
Wczoraj ze
zdumieniem usłyszałem w radiu, a potem obejrzałem w TV wydarzenie bez precedensu:
oto premier polskiego rządu Mateusz
Morawiecki wydał polecenie na mocy którego odmówiono rosyjskiemu żaglowcowi
szkolnemu Siedow wejscia do portu w Gdyni w celu uzupełnienia zapasów.
Powodem podjęcia
tego skrajnie nieprzyjaznego kroku było to, że na pokładzie Siedowa
znajdowali się słuchacze z Krymu – dokładniej z Kerczu. Nie wiem, co ma piernik
do wiatraka a studenci z Kerczu do polskiej polityki, ale Morawiecki podjął
taką decyzję po tym, jak władze Estonii odmówiły przyjęcia Siedowa z morza też z
tego samego powodu. No cóż, Polska była ongi „pawiem narodów i papugą”. Dzisiaj
stała się też małpą, która bezmyślnie małpuje innych, choć w powielaniu głupot
z Zachodu jesteśmy w czołówce Europy.
Znam Siedowa,
Kruzenszterna,
Dar
Młodzieży i Pogorię. Ponałem ich kapitanów. Pracując kilka lat w świnoujskim
porcie miałem okazję być na ich pokładach, rozmawiać z załogantami. W latach
80-tych widywałem je na redzie i w porcie w Świnoujściu, a potem podziwiałem Dar
Młodzieży na Zatoce Gdańskiej. I nawet nie pszeszło mi przez myśl, że ktoś
mógłby odmówić mu wejścia do portu w np. Hamburgu tylko dlatego, że na
pokładzie miał załogantów ze Śląska, który niektórzy Niemcy uznają za kraj
znajdujący się pod tymczasową administracją Polski…
Przeraża idiotyzm
tej decyzji wydanej przez premiera naszego kraju, a tak odnośnie tego przykrego
incydentru pisze Maciej Wiśniowski na
łamach Strajk.eu:
Nie w tym rzecz, że Polska decyzją
swojego premiera naruszyła kilka artykułów międzynarodowego prawa morskiego,
kompromitując się po raz kolejny wyjątkowo dotkliwie w oczach międzynarodowej
opinii publicznej.
Nie w tym rzecz, że Polska jest coś
Rosjanom winna, kiedy przypominamy sobie szlachetne zachowanie kapitana
Kołomienskiego i całej załogi „Kruzenszterna” przed 19 laty. Jestem przekonany,
że ani wtedy, ani teraz nikt z nich nie postrzegał swoich działań i decyzji
jako czegoś, za co należy się jakaś rekompensata. Kiedykolwiek.
Rzecz w tym, że Polska nie wpuszczając
szkolnego żaglowca, który chciał uzupełnić zapasy żywności i wody, po prostu
naruszyła świętą zasadę solidarności ludzi morza, otwartości portów i
nieodmawiania jedzenia i picia potrzebującym.
Morawiecki zapewne nie jest w stanie
ogarnąć swoim rozumem szkody, jaką wizerunek jego kraju poniósł w wyniku tej
idiotycznej i niehumanitarnej decyzji. Ludzie bowiem tak mają, że kiedy chodzi
o sprawy podstawowe – zachowanie lojalności gatunkowej wobec zagrożeń przez
żywioły, to nagle nikną gdzieś polityczne podziały i różnice. Wtedy
najważniejsza jest wzajemna pomoc i solidarność. Istoty tego ostatniego słowa,
mimo tego, że międlił je setki razy w ustach, Mateusz Morawiecki nie jest w
stanie pojąć.[1]
Powiem więcej –
Morawiecki to wszystko podeptał w imię zaspokojenia swej chorej żądzy zemsty na
Rosjanach i komunistach – za co Ukraińcy mu podziękowali. Chciałbym wiedzieć,
jakim prawem szef rządu polskiego podlizuje się nieprzyjaznym nam politykom zza
wschodniej granicy z kraju, w którym kwitnie kult zbrodniczej antypolskiej OUN/UPA
i zgłasza się pretensje do polskiego
terytorium? To cuchnie zdradą stanu. Nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni.
A wracajac do
sprawy Siedowa, to wcale się nie zdziwię, jak Rosjanie odmówią prawa
do wejscia jakiegoś polskiego statku do ich portu, albo odmówią udzielenia mu
pomocy. Albo wręcz odwrotnie – udzielą i powiedzą wtedy: „Patrzcie, oni nam nie
zezwolili, a my im pomogliśmy”. I to oni będą wygrani, a Polacy wyjdą na
przygłupów.
Jak zwykle.