Jurij Daniłow
Jak mówi popularne przysłowie,
wszystko co tajne stanie się jawnym. Tak też się stało z amerykańską
ultrasekretną bazą pod lodami Grenlandii: topniejące wskutek EGO lodowce
wkrótce ujawnią porzucone odpady jądrowe, złożone tam onegdaj przez Stany
Zjednoczone. Ale jeszcze jakie tajemnice związane z tym obiektem przez
dziesięciolecia oczekują na nas w tych lodach?
Znikające
miasto
Pierwsze dziwne rzeczy na
miejscu przyszłej bazy przydarzyły się ponad 100 lat temu przed jej budową: w
1820 roku kapitan statku Baphram obserwując przez lunetę
jeszcze nie zbadane brzegi Grenlandii, naraz odkrył … ogromny zamieszkały
punkt. Było to starodawne miasto z ruinami zamków, świątyniami, pomnikami i
innymi budowlami. Kapitan pobieżnie narysował i następnie opublikował te szkice
w książce pt. „Magia przyrody”. Trzeba do tego dodać tylko tyle, że miasto po
tym wszystkim dosłownie rozpłynęło się w powietrzu.[1]
W 1932 roku, u wschodnich
brzegów Grenlandii znów miało miejsce dziwne wydarzenie – duński samolot
zwiadowczy natknął się na Nieznany Obiekt Latający. Wtedy to, w czasie lotu,
oficerowie: Peter Grannet i Tage Andersson zauważyli, że ich
samolot, nie wiedzieć czemu … rzuca dwa cienie! Wkrótce stało się jasne, że
drugi cień nie należy do ich maszyny, ale do jakiegoś aparatu latającego, który
leci za ich samolotem – ale nie udało się go dostrzec, bo w powietrzu pomimo słonecznej
pogody wirował śnieg.
Wreszcie UFO wyprzedził
hydroplan i przeciął jego kurs. Piloci dali pełny gaz, aby bliżej przyjrzeć się
swemu towarzyszowi podróży.
- On nie miał niczego wspólnego z aparatami latającymi w tych
czasach – opowiadał później Grannet,
który potem został dowódcą Królewskich Sił Powietrznych Danii. – On swym wyglądem
przypominał płaski i gładki sześciokąt, na pierwszy rzut oka zrobiony z
aluminium czy jakiegoś bardzo błyszczącego metalu.
UFO łatwo przegonił samolot i
ukrył się za zasłoną śniegu…
W tym czasie R5D
zbliżył się do świateł na jakieś 24 km. I pilot wyraził przypuszczenie, że te
światła w przodzie, to są – być może – lampy na kablach, rozciągnięte pomiędzy
dwoma statkami w celu oświetlenia morza przy przeładunku towaru. Nawigator
oznajmił, że oni przelatują z daleka od morskich szlaków i sądząc z mapy,
żadnych statków w tym rejonie być nie może. Radiota połączył się z bazą i
potwierdził, że żadnych statków w tym rejonie nie ma.
W tym czasie dwaj piloci
wojskowi, którzy znajdowali się w przedziale pasażerskim także ujrzeli te
światła. Oni wysunęli przypuszczenie, że są to statki, dlatego że one znajdują
się na powierzchni wody i samolot szybko się do nich zbliża.
Kapitan postanowił sprawdzić
rzecz na miejscu, skręcił w prawo i zaczął zniżać maszynę. Do miejsca zostało
około 11 km i widać było dokładnie łańcuszek białych świateł na wodzie.
Wkrótce załoga samolotu
ujrzała, że na wodzie znajdują się … kuliste nieznane obiekty, których średnica
wynosiła około 75 m, w kolorze metalicznym, świecące białym światłem. Po kilku
sekundach światło zmieniło się na pomarańczowe, potem na czerwone, po czym
NOL-e zaczęły szybko się wznosić i szybko znikły z pola widzenia.
WN
w lodach
Nie wiadomo, kiedy podjęto
decyzję o budowie sekretnej bazy w miejscu obserwacji UFO nad Grenlandią, ale
Amerykanie usadowili się tam jeszcze w czasach II Wojny Światowej i już pozostali. Poza tym zdecydowano
zbudować w osiedlu Thule bazę wojskową – wszak najkrótsza trasa z ZSRR do USA
wiedzie właśnie nad Biegunem Północnym i Grenlandią.
Jednakże szybko przyszła
refleksja, że przy masywnym ataku „czerwonych” jedna baza w regionie nie
wystarczy. Tak więc postanowiono zbudować pod lodami Grenlandii … linię
kolejową, którą ustawicznie poruszałyby się pociągi wiozące 600 rakiet z
głowicami nuklearnymi.[3] A w celu zamaskowania tego przedsięwzięcia, Amerykanie rozpuścili pogłoski o
zbudowaniu na miejscu bazy miasta, gdzie uczeni w pokoju i harmonii pracowaliby
nad udowadnianiem wyższości wolnego Zachodu nad totalitarnym i krwawym Wschodem.
Prace przy budowie „miasta” (w
tym przypadku przyszłej gigantycznej kolei żelaznej) w 1960 roku nie zdążyły
się zacząć, jak tu naraz wydarzył się WN: stacja radiolokacyjna dalekiej
obserwacji wykryła grupę Nieznanych Obiektów Latających nadlatujących nad
Waszyngton od północy. Dowództwo oczywiście założyło, że są to ICBM wystrzelone
z terytorium ZSRR. Jednakże „rakiety” wykonały zwrot i … szybko znikły z
ekranów radarów.[4]
Stało się jasne, że były to słynne UFO, które swoimi manewrami omal nie
doprowadziły do odpalenia ICBM na ZSRR i globalnej wojny nuklearnej!
Remont
porażki
Podziemne miasto tymczasem było
tematem dla mediów i prasy. Pod lodem powstały laboratoria, biblioteka, kawiarnie,
miejsca odpoczynku, kaplica, pralnia i koszary.
Chociaż
na początku wydawało się, że wpadłeś na plan jakiegoś filmu sci-fi, to w
rzeczywistości mieszkanie pod powierzchnią lodowca niewiele różni się od życia
w amerykańskich czy kanadyjskich miasteczek. Uczeni i żołnierze bezproblemowo
zdobywają i przeprowadzają doświadczenia, grają w ping-ponga, budują modele
samolotów, jedzą befsztyki i zdzierają ciuchy.
-
pisał w swym reportażu w 1962 roku producent z kanału CBS Walter Weiger.
Póki
trwała budowa, wojskowi nie przestawali myśleć nad tym, co jeszcze pożytecznego
mogło dać podziemne miasteczko. Powstała propozycja przekształcenia Grenlandii
w gigantyczny lotniskowiec z eskadrami odrzutowych myśliwców w podlodowych
hangarach, z armadami transportowców, będących w stanie w przypadku wojny
dolecieć do Syberiii wykonać tam potężny desant spadochroniarzy. „Zwyczajnych”
pomysłów na umieszczanie tam baterii rakiet i przeciwrakiet też nie brakowało.
Jednakże
wkrótce stało się zrozumiałym, że projekty (podziemnej kolei żelaznej i miasta)
są niewykonalne. Z powodu ciągłego ruchu lodowców i zamarzniętych śniegów,
eksploatacja bazy stała się nieopłacalną i niemożliwą: co miesiąc z góry
należałoby usuwać 120 ton śniegu, i wszystko jedno w 1962 roku dach nad
mobilnym reaktorem jądrowym, który dostarczał energii bazie, niebezpiecznie się
wygiął. Po dwóch latach zagrożenie zapadnięcia się tuneli zmusiła do zabrania
reaktora, a w 1965 roku – całkiem zamknąć podziemne miasto. W lodach pozostały
bloki z radioaktywnymi „popiołami”, które jeszcze chwila i pokażą się na
powierzchni lodowca.
Jakie
jeszcze tajemnice skrywają grenlandzkie lody? Odpowiedź na to pytanie może dać
tylko czas…
Samolot Boeing B-52 transportujący bomby wodorowe - jeden z nich robił się w okolicach Thule AFB w dniu 21.I.1968 roku
Moje 3 grosze
Ze swej strony
pozwolę sobie dorzucić jeszcze jedną ciekawostkę dotyczącą Thule AFB. Otóż miało
tam miejsce niezwykle dramatyczne wydarzenie w styczniu 1968 roku:
21.I
operacja Broken Arrow na Grenlandii – w pobliżu Qaanaaq/Thule uległ katastrofie
B-52. Samolot przewoził cztery bomby
wodorowe w ramach operacji w rejonie
Zatoki Baffina. Załoga 6 osób poza jednym członkiem ewakuowała się. Samolot
rozbił się o lód morski w zatoce North Star 7,1 km od Thule, powodując skażenie
promieniste. W trakcie oczyszczania pracownicy doznali skażenia. Przyczyną był
pożar w kabinie. Wybuch ładunków konwencjonalnych spowodował rozproszenie
materiału radioaktywnego. Trzech z ocalałych zostali uratowani w ciągu trzech
godzin, kapitan 21 godzin przebywał na krze w hipotermii było -23°C i
ciemności, co przeżył bo owinął się spadochronem. 2 załogantów dotarło do bazy
i oni powiadomili dowódcę o katastrofie. Z pomocą przedstawiciela Ministerstwa
Grenlandii Jensa Zinglersena uruchomiono psie zaprzęgi, otrzymał on potem medal
od prezydenta USA. Ciepło roztopiło lodowiec i samolot zatonął. Teren został
skażony całą gamą pierwiastków promieniotwórczych. Obszar ten dekontaminowano w
ciemnościach aż do 14 lutego, gdy ukazało się słońce, przy temperaturze
dochodzącej do -60°C i wietrze. 93%
materiału radioaktywnego zostało usunięte z powierzchni około 120 x 670 m.
Operacja oczyszczenia została skończona we wrześniu. Była to niemal identyczna
powtórka z tragedii nad Palomares, tym niemniej jedna bomba nadal spoczywa w
morzu…[5]
Nie muszę chyba dodawać,
że te 1,45 Mt TNT bomby wodorowej B28FI/Mark-28 nr 78252 nadal grozi
życiu w Morzu Baffina. Katastrofa skaziła lody radionuklidami: trytu – 3H*,
uranu - 234U*, 235U*, 238U*, plutonu – 239Pu*,
240Pu*, 241Pu* oraz 234Am*, których T1/2 wynoszą
od 12 do 4.500.000.000 lat, więc jest się czego bać… Najbardziej ucierpiały
foki i morsy oraz białe niedźwiedzie, o rybach i drobniejszych stworzeniach nie
wspominając.[6]
Źródło
– „Siekrietnyje archiwy”, nr 11/2018, ss.36-37
Przekład
z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz
[1] Podobne
zjawiska są obserwowane w Arktyce: tak było z Wyspą Wasilewską, Ziemią
Sannikowa i innymi, które obserwowano z wybrzeży Oceanu Północnego, a których
bezskutecznie poszukiwano przez wiele lat.
[2] Dzisiaj Qaanaaq.
[3]
Podobne pomysły kontynuowano w latach 80. XX wieku, kiedy to planowano
zbudowanie podziemnej kolei transkontynentalnej przez całe USA, po torach
której jeździłyby pociągi wyposażone w wyrzutnie rakiet MX i Minuteman, coś jak
radziecki system rakietowo-kolejowy Skalpel z rakietami Stillet,
ale pod ziemią. Zakładano, że byłyby one trudne do wykrycia i zniszczenia, a
same mogłyby być odpalone nieoczekiwanie i z trudnego do namierzenia miejsca. Zob.
także - https://wszechocean.blogspot.com/2012/04/legendy-o-pociagu-widmo.html
oraz https://wszechocean.blogspot.com/2011/09/pociagi-widma-i-widma-w-pociagach-3.html.
[4]
Chodzi tutaj najprawdopodobniej o tzw. Drugą Bitwę nad Waszyngtonem –
obserwację wielu NOL-i nad stolicą USA. Zob. L. Znicz-Sawicki – „Goście z Kosmosu – UFO”.
[5] Wg St. Bednarz i R. Leśniakiewicz – „Tajemnicze katastrofy lotnicze”, Jordanów
2019.
[6] Wikipedia
(USA).