Powered By Blogger

środa, 10 kwietnia 2019

Tajemnice grenlandzkich śniegów

Thule AFB - widok z powietrza


Jurij Daniłow


Jak mówi popularne przysłowie, wszystko co tajne stanie się jawnym. Tak też się stało z amerykańską ultrasekretną bazą pod lodami Grenlandii: topniejące wskutek EGO lodowce wkrótce ujawnią porzucone odpady jądrowe, złożone tam onegdaj przez Stany Zjednoczone. Ale jeszcze jakie tajemnice związane z tym obiektem przez dziesięciolecia oczekują na nas w tych lodach?


Znikające miasto


Pierwsze dziwne rzeczy na miejscu przyszłej bazy przydarzyły się ponad 100 lat temu przed jej budową: w 1820 roku kapitan statku Baphram obserwując przez lunetę jeszcze nie zbadane brzegi Grenlandii, naraz odkrył … ogromny zamieszkały punkt. Było to starodawne miasto z ruinami zamków, świątyniami, pomnikami i innymi budowlami. Kapitan pobieżnie narysował i następnie opublikował te szkice w książce pt. „Magia przyrody”. Trzeba do tego dodać tylko tyle, że miasto po tym wszystkim dosłownie rozpłynęło się w powietrzu.[1]
W 1932 roku, u wschodnich brzegów Grenlandii znów miało miejsce dziwne wydarzenie – duński samolot zwiadowczy natknął się na Nieznany Obiekt Latający. Wtedy to, w czasie lotu, oficerowie: Peter Grannet i Tage Andersson zauważyli, że ich samolot, nie wiedzieć czemu … rzuca dwa cienie! Wkrótce stało się jasne, że drugi cień nie należy do ich maszyny, ale do jakiegoś aparatu latającego, który leci za ich samolotem – ale nie udało się go dostrzec, bo w powietrzu pomimo słonecznej pogody wirował śnieg.

Wreszcie UFO wyprzedził hydroplan i przeciął jego kurs. Piloci dali pełny gaz, aby bliżej przyjrzeć się swemu towarzyszowi podróży.
- On nie miał niczego wspólnego z aparatami latającymi w tych czasach – opowiadał później Grannet, który potem został dowódcą Królewskich Sił Powietrznych Danii. On swym wyglądem przypominał płaski i gładki sześciokąt, na pierwszy rzut oka zrobiony z aluminium czy jakiegoś bardzo błyszczącego metalu.

UFO łatwo przegonił samolot i ukrył się za zasłoną śniegu…


W tym czasie R5D zbliżył się do świateł na jakieś 24 km. I pilot wyraził przypuszczenie, że te światła w przodzie, to są – być może – lampy na kablach, rozciągnięte pomiędzy dwoma statkami w celu oświetlenia morza przy przeładunku towaru. Nawigator oznajmił, że oni przelatują z daleka od morskich szlaków i sądząc z mapy, żadnych statków w tym rejonie być nie może. Radiota połączył się z bazą i potwierdził, że żadnych statków w tym rejonie nie ma.

W tym czasie dwaj piloci wojskowi, którzy znajdowali się w przedziale pasażerskim także ujrzeli te światła. Oni wysunęli przypuszczenie, że są to statki, dlatego że one znajdują się na powierzchni wody i samolot szybko się do nich zbliża.

Kapitan postanowił sprawdzić rzecz na miejscu, skręcił w prawo i zaczął zniżać maszynę. Do miejsca zostało około 11 km i widać było dokładnie łańcuszek białych świateł na wodzie.

Radiolokatory Thule AFB

Wkrótce załoga samolotu ujrzała, że na wodzie znajdują się … kuliste nieznane obiekty, których średnica wynosiła około 75 m, w kolorze metalicznym, świecące białym światłem. Po kilku sekundach światło zmieniło się na pomarańczowe, potem na czerwone, po czym NOL-e zaczęły szybko się wznosić i szybko znikły z pola widzenia.


WN w lodach


Nie wiadomo, kiedy podjęto decyzję o budowie sekretnej bazy w miejscu obserwacji UFO nad Grenlandią, ale Amerykanie usadowili się tam jeszcze w czasach II Wojny Światowej  i już pozostali. Poza tym zdecydowano zbudować w osiedlu Thule bazę wojskową – wszak najkrótsza trasa z ZSRR do USA wiedzie właśnie nad Biegunem Północnym i Grenlandią.

Jednakże szybko przyszła refleksja, że przy masywnym ataku „czerwonych” jedna baza w regionie nie wystarczy. Tak więc postanowiono zbudować pod lodami Grenlandii … linię kolejową, którą ustawicznie poruszałyby się pociągi wiozące 600 rakiet z głowicami nuklearnymi.[3] A w celu zamaskowania tego przedsięwzięcia, Amerykanie rozpuścili pogłoski o zbudowaniu na miejscu bazy miasta, gdzie uczeni w pokoju i harmonii pracowaliby nad udowadnianiem wyższości wolnego Zachodu nad totalitarnym i krwawym Wschodem.

Prace przy budowie „miasta” (w tym przypadku przyszłej gigantycznej kolei żelaznej) w 1960 roku nie zdążyły się zacząć, jak tu naraz wydarzył się WN: stacja radiolokacyjna dalekiej obserwacji wykryła grupę Nieznanych Obiektów Latających nadlatujących nad Waszyngton od północy. Dowództwo oczywiście założyło, że są to ICBM wystrzelone z terytorium ZSRR. Jednakże „rakiety” wykonały zwrot i … szybko znikły z ekranów radarów.[4] Stało się jasne, że były to słynne UFO, które swoimi manewrami omal nie doprowadziły do odpalenia ICBM na ZSRR i globalnej wojny nuklearnej!


Remont porażki


Podziemne miasto tymczasem było tematem dla mediów i prasy. Pod lodem powstały laboratoria, biblioteka, kawiarnie, miejsca odpoczynku, kaplica, pralnia i koszary.
Chociaż na początku wydawało się, że wpadłeś na plan jakiegoś filmu sci-fi, to w rzeczywistości mieszkanie pod powierzchnią lodowca niewiele różni się od życia w amerykańskich czy kanadyjskich miasteczek. Uczeni i żołnierze bezproblemowo zdobywają i przeprowadzają doświadczenia, grają w ping-ponga, budują modele samolotów, jedzą befsztyki i zdzierają ciuchy.
- pisał w swym reportażu w 1962 roku producent z kanału CBS Walter Weiger.
Póki trwała budowa, wojskowi nie przestawali myśleć nad tym, co jeszcze pożytecznego mogło dać podziemne miasteczko. Powstała propozycja przekształcenia Grenlandii w gigantyczny lotniskowiec z eskadrami odrzutowych myśliwców w podlodowych hangarach, z armadami transportowców, będących w stanie w przypadku wojny dolecieć do Syberiii wykonać tam potężny desant spadochroniarzy. „Zwyczajnych” pomysłów na umieszczanie tam baterii rakiet i przeciwrakiet też nie brakowało.
Jednakże wkrótce stało się zrozumiałym, że projekty (podziemnej kolei żelaznej i miasta) są niewykonalne. Z powodu ciągłego ruchu lodowców i zamarzniętych śniegów, eksploatacja bazy stała się nieopłacalną i niemożliwą: co miesiąc z góry należałoby usuwać 120 ton śniegu, i wszystko jedno w 1962 roku dach nad mobilnym reaktorem jądrowym, który dostarczał energii bazie, niebezpiecznie się wygiął. Po dwóch latach zagrożenie zapadnięcia się tuneli zmusiła do zabrania reaktora, a w 1965 roku – całkiem zamknąć podziemne miasto. W lodach pozostały bloki z radioaktywnymi „popiołami”, które jeszcze chwila i pokażą się na powierzchni lodowca.
Jakie jeszcze tajemnice skrywają grenlandzkie lody? Odpowiedź na to pytanie może dać tylko czas…

Samolot Boeing B-52 transportujący bomby wodorowe - jeden z nich robił się w okolicach Thule AFB w dniu 21.I.1968 roku 

Moje 3 grosze


Ze swej strony pozwolę sobie dorzucić jeszcze jedną ciekawostkę dotyczącą Thule AFB. Otóż miało tam miejsce niezwykle dramatyczne wydarzenie w styczniu 1968 roku:

21.I operacja Broken Arrow na Grenlandii – w pobliżu Qaanaaq/Thule uległ katastrofie B-52. Samolot przewoził cztery bomby wodorowe  w ramach operacji w rejonie Zatoki Baffina. Załoga 6 osób poza jednym członkiem ewakuowała się. Samolot rozbił się o lód morski w zatoce North Star 7,1 km od Thule, powodując skażenie promieniste. W trakcie oczyszczania pracownicy doznali skażenia. Przyczyną był pożar w kabinie. Wybuch ładunków konwencjonalnych spowodował rozproszenie materiału radioaktywnego. Trzech z ocalałych zostali uratowani w ciągu trzech godzin, kapitan 21 godzin przebywał na krze w hipotermii było -23°C i ciemności, co przeżył bo owinął się spadochronem. 2 załogantów dotarło do bazy i oni powiadomili dowódcę o katastrofie. Z pomocą przedstawiciela Ministerstwa Grenlandii Jensa Zinglersena uruchomiono psie zaprzęgi, otrzymał on potem medal od prezydenta USA. Ciepło roztopiło lodowiec i samolot zatonął. Teren został skażony całą gamą pierwiastków promieniotwórczych. Obszar ten dekontaminowano w ciemnościach aż do 14 lutego, gdy ukazało się słońce, przy temperaturze dochodzącej do -60°C  i wietrze. 93% materiału radioaktywnego zostało usunięte z powierzchni około 120 x 670 m. Operacja oczyszczenia została skończona we wrześniu. Była to niemal identyczna powtórka z tragedii nad Palomares, tym niemniej jedna bomba nadal spoczywa w morzu…[5]

Nie muszę chyba dodawać, że te 1,45 Mt TNT bomby wodorowej B28FI/Mark-28 nr 78252 nadal grozi życiu w Morzu Baffina. Katastrofa skaziła lody radionuklidami: trytu – 3H*, uranu - 234U*, 235U*, 238U*, plutonu – 239Pu*, 240Pu*, 241Pu* oraz 234Am*, których T1/2 wynoszą od 12 do 4.500.000.000 lat, więc jest się czego bać… Najbardziej ucierpiały foki i morsy oraz białe niedźwiedzie, o rybach i drobniejszych stworzeniach nie wspominając.[6]

Źródło – „Siekrietnyje archiwy”, nr 11/2018, ss.36-37
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz




[1] Podobne zjawiska są obserwowane w Arktyce: tak było z Wyspą Wasilewską, Ziemią Sannikowa i innymi, które obserwowano z wybrzeży Oceanu Północnego, a których bezskutecznie poszukiwano przez wiele lat.
[2] Dzisiaj Qaanaaq.
[3] Podobne pomysły kontynuowano w latach 80. XX wieku, kiedy to planowano zbudowanie podziemnej kolei transkontynentalnej przez całe USA, po torach której jeździłyby pociągi wyposażone w wyrzutnie rakiet MX i Minuteman, coś jak radziecki system rakietowo-kolejowy Skalpel z rakietami Stillet, ale pod ziemią. Zakładano, że byłyby one trudne do wykrycia i zniszczenia, a same mogłyby być odpalone nieoczekiwanie i z trudnego do namierzenia miejsca. Zob. także - https://wszechocean.blogspot.com/2012/04/legendy-o-pociagu-widmo.html  oraz https://wszechocean.blogspot.com/2011/09/pociagi-widma-i-widma-w-pociagach-3.html.  
[4] Chodzi tutaj najprawdopodobniej o tzw. Drugą Bitwę nad Waszyngtonem – obserwację wielu NOL-i nad stolicą USA. Zob. L. Znicz-Sawicki – „Goście z Kosmosu – UFO”.
[5] Wg St. Bednarz i R. Leśniakiewicz – „Tajemnicze katastrofy lotnicze”, Jordanów 2019.
[6] Wikipedia (USA).