Kmdr w st. spocz.
Wadim Kuliczenko
Żeglowanie po morzach
było zawsze związane z ryzykiem i niebezpieczeństwem. Morze corocznie pochłania
setki statków i tysiące ludzkich ofiar. O katastrofach na morzu piszą
dostatecznie dużo. Znacznie mniej wiadomo jest o awariach i katastrofach w
głębinach Wszechoceanu. O katastrofach okrętów podwodnych.
Okręt podwodny
Samo przeznaczenie
okrętów podwodnych to prowadzenie skrytych działań w wodnej głębinie, wyklucza
możliwość szerokiego omówienia ich działalności także i w czasie pokoju. Daje
to możliwość ukrywania dowództwom sił morskich różnych wypadków nadzwyczajnych,
które zdarzają się na okrętach podwodnych. Dokładne informacje o awariach
okrętów podwodnych publikuje się jedynie na stronicach specjalistycznej,
wojenno-morskiej literatury naukowo-technicznej.
Przyczynami
przeważającej większości awarii są błędy konstruktorów, robotników i inżynierów
ze stoczni, dowódców i załóg okrętów.
Dla pierwszego okresu
historii okrętów podwodnych trwającego do I Wojny Światowej albo Wielkiej
Wojny, było charakterystyczne poszukiwania nowych rozwiązań technicznych. Przy
tym poziomie rozwoju nauki i techniki rozpracowanie nowinek odbywało się metodą
prób i błędów. Jest oczywistym, że w takich warunkach trudno było uniknąć
katastrof.
Największa katastrofa z początków XX wieku
Największa w historii
nawigacji podwodnej katastrofa miała miejsce 31.I.1918 roku, ale świat
dowiedział się o niej w 1932 roku. W tym właśnie czasie brytyjska Admiralicja
trzymała w sekrecie zeznania o zatonięciu dwóch okrętów podwodnych z serii K,
uszkodzeniu trzech takich samych i dwóch okrętów nawodnych. W sumie zginęło 115
marynarzy i oficerów.
Wybuchła I Wojna
Światowa. Zagrożenia atakiem ze strony niemieckich U-bootów, brytyjska Grand
Fleet (główne siły floty) wyszła ze swej głównej bazy w Rosyth (Szkocja) w nocy
i wydawałoby się, że przewidziano wszystko: pełnie zaciemnienie, nie świeciły
się nawet światełka torowe… Jednakże to nie U-booty stały się przyczyną
katastrofy.
Brytyjski okręt podwodny typu K
Zbieg różnych
okoliczności – z których głównym jest czynnik ludzki - doprowadził do tego, że
w czasie tylko tej jednej nocy flota brytyjska bez bojowego kontaktu z
nieprzyjacielem straciła 5 jednostek: zatonęły - HMS K-4 i HMS K-7
oraz uszkodzono – HMS K-6, HMS K-14 i HMS K-22.
Wszystkiego w latach
1915-1917 zbudowano 17 okrętów podwodnych typu K i pięć z nich zatonęło
lub wyszło ze służby wskutek poważnych awarii technicznych w rezultacie awarii
w nocy 31.I.1918 roku. Fatalny zbieg okoliczności… - ale czy na pewno?
Odpowiedź na pytanie
W 1915 roku, jeszcze w
czasie fabrycznych prób zatonął, a potem został podniesiony z dna i
wyremontowany okręt podwodny HMS K-15. W styczniu 1917 roku, znów w
czasie próbnego zanurzenia w jeziorze Gerloch, 32 ludzi zginęło na HMS K-13.
Jednostka ta została podniesiona i po remoncie skierowana do służby pod mniej
pechową nazwą HMS K-22, ale w 1918 roku znów uległa ona awarii. O wypadkach
nadzwyczajnych na tych okrętach długo by można było mówić…
Ze względu na tak dużą
wypadkowość jednostek typu K, angielskie dowództwo zdecydowało
wycofanie ich ze służby.
Na 17 zwodowanych
okrętów podwodnych było 18 wypadków nadzwyczajnych, z których 7 zakończyło się
utratą okrętów. Czegoś takiego nie da się objaśnić tak zwyczajnie. Najwyraźniej
jednostki typu K miały jakieś wady konstrukcyjne, które ich eksploatację
czyniły wyjątkowo niebezpieczną.
Modernizacja ostatnich
trzech jednostek z tej serii K ze zmianą litery na M
i X
nie zmieniła sytuacji. Pech prześladował HMS X-1 podobnie jak jego
poprzedników.[1]
Historia okrętów
podwodnych typu K stanowi akademicki przykład na to, że błędne projekty i
założenia konstrukcyjne maja ważki wpływ na bezpieczeństwo załóg okrętów
podwodnych.
Nie tylko Anglicy
W latach 1925-1927, w
Japonii zbudowano okręty podwodne typu I-121 specjalnie wyposażone do
stawiania min. Nazywano je podwodnymi
stawiaczami min.
- Specyfika konstrukcji
tych okrętów – opowiada japoński oficer-podwodniak – polegała na
przystosowania go do stawiania min. Ich nawodne poruszanie się było małe i
bardzo słabo poruszały się pod wodą ze względy na małe rozmiary poziomych
sterów głębokości. Niewielka zmiana wagi dziobu czy rufy wytwarzało dyferent (różnica w uniesieniu rufy lub
dziobu – przyp. red. „TiZ”) i przy minimalnym zwiększeniu czy zmniejszeniu wagi
okręt tracił trym i szedł albo do
góry, albo w głębinę. Dzięki tym właściwościom okręt ten cieszył się złą sławą…
W rezultacie tego, we
flocie miało miejsce wiele wypadków nadzwyczajnych, w tym z ofiarami w
ludziach, a które były spowodowane zmianami rozmieszczenia min i w rezultacie
nagłym wynurzeniem czy zanurzeniem wywołanymi utratą trymu.
W czasie II Wojny
Światowej, w Niemczech były rozwinięte prace nad stworzeniem dla okrętów
podwodnych jednego silnika do
pływania nawodnego i podwodnego. Niemiecki inżynier – specjalista od napędów
podwodnych dr Hellmuth Walter –
opracował spalinową wersję takiego urządzenia, dla którego paliwem był
skoncentrowany do 80% perhydrol[2]. Ten pomysł podchwycili
Anglicy. Pod koniec lat 50. XX wieku w Anglii zostały zwodowane okręty podwodne
HMS Explorer
i HMS Excalibur z silnikami Waltera.[3]
Ich doświadczalna
eksploatacja była naznaczona wieloma pożarami i eksplozjami. Oceniając nieudane
doświadczenia z tymi nieudanymi okrętami, jeden z angielskich podwodniaków
zauważył, że:
- Sądzę, że najlepsze,
co możemy zrobić z perhydrolem, to zainteresować tym problemem naszego
potencjalnego wroga.
I potencjalny
przeciwnik się znalazł. W ZSRR przejęto ideę i nazwano taki silnik hybrydowym i zastosowano je w małych
okrętach podwodnych z Projektu A615. Zbudowano dużą serię
– 30 jednostek, które otrzymały przydomek Zapalniczki.
W latach 1955-1957 wraz z początkiem masowego użycia tych jednostek zaczął się
cały szereg awarii związanych z pożarami i wybuchami. Okręty z Projektu A615
miały zasadniczą wadę techniczną – przechowywanie ciekłego tlenu… Jakiekolwiek
przebudowy tych jednostek nie zmieniały tego problemu i w latach 60-tych prace
nad tym projektem przerwano.
Atomowce
Wprowadzenie do napędu
energii atomowej zdjęło wiele problemów, ale nie skończyło niebezpiecznych
konstrukcji okrętów podwodnych. Były przypadki nieudanych prób wprowadzania
nowych reaktorów jądrowych, np. typu ŻMT – z chłodzeniem ciekłometalicznym.[4]
Radziecki okręt podwodny klasy Mike - SSGN K-289 Komsomolec
i miejsca zatonięć rosyjskich atomowców... Dokładne miejsce zatonięcia Łoszarika jest nieznane.
Osobną i trudną sprawą
jest opracowanie nowych kadłubów okrętów podwodnych. Do dziś dnia nie do końca
są jasne przyczyny tragedii rosyjskiego SSGN K-289 Komsomolec, która
się wydarzyła w dniu 7.IV.1989 roku.[5] Problem leży w tytanie, z
którego zbudowano kadłub sztywny tego okrętu. Rzecz w tym, że czysty tytan i
jego stopy nie zostały dostatecznie wypróbowane i okazały się być materiałami ze złożonymi charakterami
(skłonnością do pękania, łamliwością, itd.). A na dodatek tytan doskonale pali
się w wodzie…[6]
Źródło – „Tajny i
zagadki”, bn/2019, ss. 28-29
Przekład z rosyjskiego
- ©R.K.F. Leśniakiewicz
Ilustracje - Internet (Wikipedia)
Ilustracje - Internet (Wikipedia)
[1]
A jednak brytyjskie konstrukcje tzw. „midgetów” X i XE w czasie II Wojny
Światowej odniosły pewne sukcesy, jakim były ataki na niemieckiego pancernika Tirpitz
w fiordzie Alta (Norwegia) i japoński ciężki krążownik Takao w Singapurze.
[2] Silnie
utleniający związek wodoru i tlenu tzw. woda utleniona H2O2.
[3]
Amerykanie postawili na nowatorskie rozwiązania superhydrodynamicznych kadłubów
okrętów podwodnych, dzięki czemu powstały pierwsze okręty podwodne o napędzie
jądrowym – typu USS Nautilus.
[4] Zamiast
wody w pierwotnym obiegu reaktora zastosowano ciekły sód.
[5]
Poza Komsomolcem
na dnie morza znalazły swój grób okręty: K-141 Kursk, K-159 oraz ostatnio AS-12
Łoszarik – a do tego jeszcze 4 wraki atomowców w wodach koło Nowej
Ziemi.
[6]
Autorowi prawdopodobnie chodziło o korozję elektrochemiczną ogniw
żelazno-tytanowych, w której elektrolitem jest woda morska.