Martin Hodas
W pobliżu Galanty (N 48°12’24”
– E 017°43’31”)
spadł podobno meteoryt „z drzewem genealogicznym” i szukają jego fragmentów.
Meteoryt był specyficzny dlatego, że znana była trajektoria jego lotu.
Meteoryt miał spaść w pobliżu
Galanty pod koniec czerwca. Naukowcy odkryli, że jego fragmenty mogą znajdować
się na obszarze objętym przez trzy pobliskie gminy, dlatego trwają dla nich
aktywne poszukiwania. TV Markíza poinformowała o tym w reportażu.
Do tego wydarzenia miało dojść
25 czerwca. Stało się to krótko przed godziną 20-tą, i dlatego meteoryt na
jeszcze jasnym niebie nie wzbudził niczyjej uwagi.
Jednakże obiekt zauważono w
obserwatorium w Hurbanovie i na Morawach. Na podstawie tych danych można było
obliczyć trajektorię jego lotu. Jeżeli idzie o miejsce impaktu, to mowa jest o
wsiach Pusté Úľany, Pavlice i Abrahám.
Informacje o torze lotu są
dokładnie tym, co umieściłoby meteoryt w rzadszej kategorii.
-
W muzeach znajduje się około 60 000 meteorytów, ale mniej niż 40 ma znaną
trajektorię, więc powiedziałbym, że należą one do tak znaczącej grupy –
powiedział TV Markíza docent Ján Svoreň
z Instytutu Astronomicznego Słowackiej Akademii Nauk.
Taki fragment meteorytu może
później trafić także do muzeum, nawet z nazwiskiem odkrywcy – twierdzi słowacki
astronom.
Drugi
unikat ze Słowacji?
TV Markíza przypomina, że w czołowej grupie meteorytów od wielu lat znajduje się inny przedstawiciel Słowacji - meteoryt koszycki,
który spadł na terytorium Słowacji w 2010 roku.
Jego średnica wynosiła około
1,5 metra, ostatecznie odnaleziono 218 kilkukilogramowych fragmentów.
Kiedyś był dopiero 15. na
świecie „z rodowodem”, co oznacza, że naukowcy
byli w stanie określić nie tylko, gdzie wylądował, ale także z jakiej części wszechświata pochodził. Dokładniej, pochodzi z głównego pasa planetoid między Marsem a Jowiszem.
Moje
3 grosze
Czytając ten artykuł zastanawiałem się
nad tym, jakie byłyby skutki upadku takiego obiektu na wysuszone łąki czy lasy.
Pożar w Czeskiej Szwajcarii też daje do myślenia i kto wie, czy właśnie jego
początkiem był spadek takiego kosmicznego pocisku zapalającego? A czemużby nie?
Kto wie, czy za większością pożarów lasów nie stoją właśnie tacy „goście” z
Kosmosu. Ludzie zajęci lokalizacją i likwidacją pożarów nie zwracają uwagi na
takie rzeczy, jak kamienie z nieba. A przecież taki kamlot jest rozgrzany do
białości i jego spadek na suchą ściołę może utworzyć punkt otwartego ognia. Sama
energia impaktu może rozesłać odłamki i iskry w promieniu kilkunastu metrów i
już mamy ognisko pożaru, co nieśmiało daję pod rozwagę PT strażakom i
meteorytologom.
Przekład ze słowackiego - ©R.K.F.
Sas - Leśniakiewicz