WSTĘP
Bella
delectat cruor - wojna żywi się krwią - prawda to stara, jak
świat światem. Pewien uczony wyliczył, że od początku istnienia egipskiego
Starego Państwa (odkąd zachowały się źródła pisane i dokumenty) do chwili
współczesnej - czyli przez pięć i pół tysiąclecia - na naszej Ziemi rozegrało
się około 14,5 tysiąca wojen. Jego francuski kolega Nicolas Camille
Flammarion (1842-1925) dopełnia to wyliczenie tym, że konflikty te
pochłonęły około 1.200 mln ludzi[1],
którzy przelali ogólnie rzecz biorąc 18 mln m3 krwi! - a ich czaszki
ustawione jedna obok drugiej utworzyłyby sznur tak długi, że wystarczyłby on
na s z e ś c i o k r o t n e opasanie nim kuli ziemskiej!!!
Flammarion
przeprowadził swe wyliczenia przed najbardziej niszczycielską II Wojną Światową,
której ogólny bilans - ok. 52 mln ofiar w 48 krajach świata - oznajmiał
początek nowej ery Ludzkości, złowieszczo płonącą pochodnią atomowego ognia.
Pochodnią tą zniszczył rozjuszony bóg wojny dwa japońskie miasta, którym
sprawił los gorszy od biblijnej Sodomy i Gomory.
Dokładnie
6 sierpnia 1945 roku, o godzinie 8:45 czasu lokalnego, nad Hiroszimę nadleciał
amerykański bombowiec B-29 Superfortess o imieniu własnym „Enola
Gay”, od którego oderwało się coś na spadochronie. Pół kilometra nad
powierzchnią ziemi, przedmiot eksplodował i w tej samej chwili w mieście
zginęło 65.000 jego mieszkańców, a pozostałe 15.000 nieco później. Po 17.000
ludzi nie pozostało ani śladu, a z pozostałych zabitych pozostały jedynie
straszliwie zmasakrowane zwłoki. 155.000 kobiet, mężczyzn i dzieci zmarło w
następnych tygodniach straszną śmiercią wskutek napromieniowania. Podobny los
spotkał także mieszkańców Nagasaki.
Od
tego czasu przeprowadzono wiele eksperymentalnych wybuchów atomowych[2],
ale na pytanie: od kiedy nasza (podobno) humanitarna cywilizacja zaczęła używać
energii jądrowej? - nie znaleziono dotychczas żadnej odpowiedzi...
Od
kiedy będziemy mogli datować użycie energii jądrowej? Czy od roku 1934, kiedy
to Enrico Fermi zaczął swe badania nad promieniotwórczością, zmierzające
do udowodnienia hipotezy głoszącej, że rozbicie atomu jest możliwe? A może od
roku 1938, kiedy to niemiecki fizyk Otto Hahn rozszczepił jądro atomu
uranu-235? A może będzie to ów nieszczęsny dzień 6 sierpnia 1945 roku, kiedy to
bomba atomowa wybuchła nad Hiroszimą???[3]
Impuls
do dokonania próby odpowiedzi na te pytania otrzymałem w pewne deszczowe
popołudnie, w które lato 1997 roku było bogate, kiedy to siedziałem w domu przy
czarnej kawie i papierosie, kartkując „Historię sztuki” Piojana. Kiedy
natknąłem się na akwarelę „Sen” jednego z największych i notabene
najbardziej tajemniczych niemieckich artystów Albrechta Dührera
(1471-1528), zupełnie zatkało mnie ze zdumienia. Na kopii obrazu ze schyłkowego
okresu życia i twórczości wielkiego malarza, znajdującego się dziś w wiedeńskim
Kunsthistorisches Museum, widzimy nad idylliczna kraina unoszący się, wielce
realistycznie oddany obłok w kształcie grzyba, grożącego zniszczeniem tego
pogodnego i beztroskiego krajobrazu. W długim komentarzu do akwareli Dührer pisze
o proroczym śnie, który mu się przyśnił w nocy z czwartku na piątek przed
świętem Zesłania Ducha Świętego w 1525 roku, który rzucił na karton wkrótce po
tym, jak się ze snu obudziłem i trząsłem na całym ciele...[4]
Zaszokowany
tak sugestywnym obrazem, przez następne dni nie robiłem niczego innego, poza
gromadzeniem reprodukcji obrazów i grafik od XIV do XVIII wieku do mojego
„prywatnego katalogu dowodów rzeczowych”, jak go nazwałem, a do którego
chciałem zebrać jak najwięcej tego rodzaju przykładów, takich rysunków i
malunków w celu porównania ich z dziełem Dührera. Trzęsienia ziemi, płomienie,
wybuchy, pożary, deszcz ognisty i siarczany - to wszystko defilowało przed
moimi oczami, jak straszliwy komiks z przeszłości, ale obłok w kształcie
grzybabył tylko u Dührera.
A
jednak udało mi się znaleźć coś podobnego. W 1785 roku opisywał i narysował
podobny fenomen radca legacyjny Lichtenburg, który był tego świadkiem w
okolicach miasta Gotha. W magazynie „Magazin für das Neuste and der Physik und
Naturgesichten“ napisał on dosłownie tak:
Około
godziny trzeciej po południu, na północ od miasta utworzył się pojedynczy,
ciężki, do góry podobny i od szczytu grzybowato rozszerzony burzowy obłok.
Zaobserwowałem, że spod kapelusza grzyba wychodziły jasne i gładkie opary,
które w krótkim czasie utworzyły krąg wokół nogi grzyba. Wydawał się on być w
ruchu, tym szybszym, im bardziej się on rozszerzał. Po upływie jednej minuty
osiągnął on największą szerokość górnej części grzyba.[5]
Hmmm...
- wiadome jest, że wokół atomowego grzyba wytwarza się jonizujący pierścień
gazów i tak go uchwycono na rycinie z końca XVIII wieku. Jeżeli jest to tylko
zbieg okoliczności, to co najmniej dziwny!...
To jeszcze wciąż nie jest wszystko, boż mamy
przesłanki po temu, by wierzyć, że ziemska energetyka jądrowa jest o wiele,
wiele starsza.
Niemal
detektywistyczne dochodzenie zaczęło się już w maju 1972 roku, kiedy to w
zakładzie wzbogacania uranu w Pierrelatte, Francja, dokonano rutynowej analizy
rudy uranowej. Wyniki tej analizy wprawiły w osłupienie i podziw fizyków i
pracowników naukowych tych zakładów. Okazało się bowiem, że w uranie poddanemu
analizie procent atomów izotopu uranu 235U wynosi tylko 0,717% a nie
0,720%, jak to ma miejsce wszędzie na Ziemi, Księżycu[6]
i w meteorytach.
Gdzie
zatem zginęło pozostałe 0,003% 235U?
Trop
wiódł do Gabonu, do tamtejszych kopalni rud uranowych w Oklo, skąd wzięto
próbki rudy do badań we francuskich laboratoriach. Analizę rudy wykonano od
razu na miejscu. Zdziwienie specjalistów urosło do chorobliwych rozmiarów, bo
badania wykazały, ze w 700 tonach uranu, które tam wydobyto w latach 1970-1972,
brakuje 200 kg radioizotopu 235U. Mało? Taka ilość całkiem wystarczy
do skonstruowania kilkudziesięciu bomb atomowych typu Hiroszima...
Wygląda
na to, że nikt w niedawnej przeszłości z Gabonu nie ukradł takiej ilości 235U,
a zatem wychodziłoby na to, że w rudach uranowych w Oklo j e s t
mniej uranu, niż go tam być powinno! A to oznacza tylko jedno - ktoś
kiedyś oddzielał już uran-235 od naturalnej rudy!
Chociaż
specjaliści pośpieszyli od razu z wyjaśnieniem o „naturalnym reaktorze jądrowym
w Oklo”[7]
pozostaje faktem, że ktoś czy coś w przepastnej przeszłości oddzielał izotop 235U
od reszty rudy dokładnie tak, jakby chciał przeznaczyć go do celów
energetycznych.
Oczywiście
uczeni usiłowali wyjaśnić to zjawisko poprzez fakt, że rudy uranu w Oklo
składały się w swej masie z 17% 235U i 83% 238U. Izotopy
te mają różny czas półzaniku - T1/2 - i przed 2 mld lat ta ruda
uranowa zawierała tylko 3% 235U. Uran mógł być wymyty przez wodę w
delcie pradawnej rzeki, gdzie dziś leży Oklo i tam osadzał się 235U
dokonując jego wzbogacenia. Kiedy ilość 235U wzrosła do masy
krytycznej, dochodziło do reakcji łańcuchowej.
Jakkolwiek
by z tym reaktorem nie było, pozostaje faktem, że niewiele wiemy o energetyce
jądrowej w Starożytności.
Dr
Robert „Oppie” Oppenheimer, który w latach 1943-1945 pracował w PROJECT
MANHATTAN nad bombą atomową, był nie tylko fizykiem - jak go przedstawiają jego
pamiętniki, ale zajmował się także starohinduskimi - uwaga! - tekstami, które
są niczym innym, a właśnie opisami tajemniczych broni.
Czy
inspirował się on tekstami pisanymi sanskrytem?
Po
pierwszej próbnej eksplozji atomowej w dniu 16 lipca 1945 roku, na poligonie
Los Alamos, Nowy Meksyk, Oppenheimer zacytował epos „Mahabharata”: Uwolniłem
kosmiczną siłę - teraz jestem niszczycielem światów...
W
kilka lat po II Wojnie Światowej, dr Oppenheimer wykładał w Rochester
University, gdzie w czasie jednej z dyskusji pewien student zadał mu pytanie: Czy
bomba atomowa w Los Alamos była w ogóle tą pierwszą, a może były wcześniej
przeprowadzone jakieś utajnione testy?
Odpowiedź
wykładowcy była bardzo, bardzo dziwna:
- Well
- rzekł z westchnieniem - Ona była pierwszą... W każdym razie w tym
wieku...
Czy
słynny uczony miał na myśli to, że broń atomowa była w użyciu już w dalekiej
przeszłości?
Inną
odpowiedź na tą samą kwestię dał laureat Nagrody Nobla w dziedzinie chemii
radioaktywnych związków chemicznych z roku 1921 - Frederic Soddy
(1877-1956), który w swej książce „Odkrycie promieni” daje taką odpowiedź,
która mogłaby być drugim motto dla tej książki:
Domniemywam,
że w przeszłości istniały cywilizacje, które znały energię atomową, a które
zniszczyły niewłaściwe wykorzystanie tej energii.[8]
Zapraszam Was do podróży ku tym cywilizacjom...
---oooOooo---
[1]
Najnowsze szacunki Stockholm International Pace Research Institute (SIPRI)
podwyższają liczbę ofiar wojen na Ziemi do 5,2 mld ludzi! - przyp. tłum.
[2] Ogółem do stycznia 2002
roku zdetonowano na Ziemi 2062 ładunki jądrowe i termojądrowe. Dane wg SIPRI -
przyp. tłum.
[3]
Mógłby to być także równie dobrze dzień 16 lipca 1945 roku, kiedy to nad
Jordana de Muerte wybuchło Trinity pierwsze „urządzenie jądrowe”
o mocy ok. 20 kt TNT, dzieło Roberta Oppenheimera i Leslie Grovesa - przyp.
tłum.
[4] Zob. J. Piojan - „Historia
del arte”, Barcelona 1972, t. 6, s. 314.
[5] Wg K.
Greiner i V. Liška - „Znaly snad starověké národy jaderne zbraně?” w „Almanach
Čs AAA”, rocznik I, nr 1,1990, s. 6.
[6] Z
zastrzeżeniem, że Księżyc jest być może ciałem sztucznym, a nie naturalnym, o
czym jeszcze będzie mowa w tej pracy.
[7]
Hipoteza o „naturalnym reaktorze jądrowym w Oklo” zakładała, że w żyłowym złożu
rud uranu (uranofan, torbenit) wskutek trzęsień ziemi powstały głębokie
szczeliny, w które następnie wlała się woda deszczowa, zatrzymując neutrony, co
stanowiło zapoczątkowanie reakcji łańcuchowej rozpadu jąder atomów uranu 235U
i wydzielanie wielkich ilości energii cieplnej. Ciepło to następnie
odparowywało wodę i reakcja ustawała. Powtarzający się od kilku tysięcy pór
deszczowych cykl aktywności „naturalnego reaktora” mógł spowodować
zubożenie rud uranu w 235U o
te 0,003%. Jak dotąd, to nikt nie zweryfikował tej hipotezy i opiera się ona
głównie o chciejstwo uczonych. Trudno uwierzyć w to, że do dziś dnia nie doszło
tam samorzutnie do wybuchu jądrowego i skażenia wód powierzchniowych i
gruntowych produktami rozpadu jąder uranu... Czegoś takiego nie znaleziono na
Ziemi, choć znamy kilka miejsc, w których taki proces byłby możliwy - przyp.
tłum.
[8] Soddy
miał najprawdopodobniej na myśli zaginione cywilizacje Atlantydy, Mu, Lanki i
być może także Agarti - przyp. tłum.