Rozdział VIII -
TEMPLARIUSZE A BMR
Pierwsze spotkanie z
Bafometem - Historia na opak: Bomba A w rękach Templariuszy - Ognisty chrzest,
albo porażka sułtana Bajbarsa - Zwycięstwo pod Bagdadem - Armia Templariuszy w
państwie Dżyngiz Chana - Upadek Chana Chanów - Ostatni rozkaz Guillame’a de Beaujeau.
A to było tak:
Guillaume de
Beaujeau stał nieruchomy jak posąg mając na wszystko baczenie. Zauważył,
że Bajbars został ze swoją jazdą z tyłu i jego proporce utworzyły tam
zieloną plamę. Sztywność wnet go opuściła i zwrócił się nagle ku jednej z balist,
którą żartem zwano >>Szkaradną Siostrzyczką<<, i osobiście włożył
do łyżki na końcu jej ramienia jeden z magicznych pocisków. Obsługa machiny
bojowej starannie wycelowała według jego wskazówek. Dowódcy pozostałych machin
zachowali się dosłownie według jego rozkazu.
Atakujący się
przybliżali. Już można było ujrzeć śniade twarze, krótkie brody i pogardliwe
uśmiechy na wargach.
Potem chorągiew Baussanta
dwukrotnie się pochyliła. uwolnione ramiona balist rzuciły w dal swój
śmiercionośny ładunek i... - i to, co potem nastąpiło przypominało Apokalipsę.
Wybuchy atomowych granatów urządziły w szeregach Mameluków straszliwą rzeź.
Rozerwane wybuchami ochłapy mięsa latały wokół. Potworny błysk
niebiesko-białego światła oślepił saracenów, zgromadzonych od szczytu aż po
mury miasta.
Potem podniosły się
ogromne wirujące obłoki pyłu, które zaćmiły słońce. Niektórzy się obawiali, że
ono zgaśnie zdmuchnięte tym strasznym wybuchem.
Francuski pisarz Pierre
Barbet, który ten niesamowity opis starcia armii Templariuszy uzbrojonej w
atomowe pociski, z wojskami sułtana Bajbarsa umieścił w drugim rozdziale swej
zajmującej powieści z gatunku historical fiction pt. „Państwo Bafometa”[1], jest bez wątpienia
autorem z niezwykłą inwencją. Ta ostatnia - jak to wynika z podziękowania we
wstępie do jego książki - wynikała ze znajomości z niekonwencjonalnym
historykiem dr Jean-Claude Laburthem, który był bardzo pomocny przy
wymyślaniu fabuły do tego dzieła. Co właściwie zainspirowało francuskiego
autora do opracowania alternatywnej historii wypraw krzyżowych i wyposażenia
ich - średniowiecznych rycerzy - w broń atomową? I tutaj właśnie zaczyna się
szukanie nietradycyjnych odpowiedzi na pytania, o których szkolne podręczniki
historii milczą jak zaklęte...
Jak powszechnie
wiadomo, wojenny zakon Templariuszy założono z inicjatywy francuskiego rycerza Hugona
de Payns i jego przyjaciela Godefroia de Saint-Omera na przełomie
lat 1118 i 1119. O tym pierwszym mamy bardzo skąpe informacje. Hugo de Payns
urodził się - jak to wynika z jego nazwiska - w Payns, około roku 1080. Był on
członkiem Rady Szampanii i to nie byle jakim, bo jego podpisy figurują na dwóch
ważnych dokumentach hrabiego z Troyes.
Na jednym z nich, datowanym 21 października 1110 roku, podpisał się on jako Hugo
Paenz, na drugim zaś jako Hugo de Paenciis. Powszechnie panuje
pogląd, że uczestniczył w I Wyprawie Krzyżowej hrabiego Bloisa de Champagne.
Całkiem dobrze znał Goddfrieda de Boullion i jego dwóch braci: Balduina
(Baldwina) i Eustachego de Boulogne oraz ich bratanka Baldouina
de Bourg, hrabiego Edessy, który przyjął koronę Jerozolimy pod imieniem Balduina
II.
Wydaje się, że
powrócił on na Zachód w latach 1104-1105 wraz z Hugonem de Champagne. Był
żonatym i miał jednego syna Theobalda de Pahons, który w 1139 roku
został opatem klasztoru oo. Cystersów w Sainte-Colombe-de-Sens.[2]
Jeszcze mniej wiemy o
tym, jaki był bezpośredni powód, który nakazał francuskiemu szlachcicowi
utworzenie nowego zakonu Templariuszy - Rycerzy Świątyni - a dokładniej: Fratres
Militae Templi - Pauperes Commilitones Christi Templique Salomonis.
Książka Barbeta
przenosi nas do października 1118 roku, do Wschodniego Lasu pod miasteczkiem
Troyes:
Hugon de Payns
ścigając dzika wraz z czterema psami zapuszcza się coraz dalej i dalej w głąb
dzikiej puszczy. Mroczny las ustępuje moczarom i na ich skraju jeźdźca oślepia
nagły, silny błysk, który płoszy konia. Jeździec spadając z konia traci
przytomność. Kiedy ją odzyskuje, widzi, że zapadła noc i na niebie świeci jasny
Księżyc. Powierzchnia jeziora wzburzyła się, a z głębin bagniska występuje
jakaś metalowa kula, w której ukazuje się okrągły otwór, z którego bucha
szkarłatne światło, na tle którego ukazuje się jakaś astralna sylwetka:
Przerażony Hugo de
Payns ujrzał diabelskie stworzenie. Lewicą przeciera szeroko otwarte ze
zdumienia oczy, jakby się chciał upewnić, że nie ma do czynienia z nocnym
koszmarem. Przed nim, o kilka kroków, stoi dziwna istota z gołą czaszką, z
której wychodzą dwa krótkie rogi. Jej dłonie z pazurami obejmują metalową
krawędź luku. Wydaje się, że ten karzełek jest taki mały, ma małe piersi, ale z
grzbietu wyrastają mu dwa skrzydła. Jakby ożył stary rysunek - demon z piekła
rodem wyszedł, by kusić dusze chrześcijan...
Kosmita - bo idzie
właśnie o niego - który rozbił swój statek na Ziemi stał się rozbitkiem
kosmicznym - kazał się nazywać Bafometem i nawiązuje dialog ze
zszokowanym rycerzem, któremu wyjaśnia swą sytuację i wciągnie go do
współpracy.
Krótkie wyjaśnienie:
słowo Bafomet czy też Baphomet pochodzi z arabskiego abu
fihamet, które w maurskiej Hiszpanii wymawiano jako ‘bufimihat, co
oznacza tyle, co ojciec mądrości czy ojciec zrozumienia, co
jeszcze inaczej można przełożyć jako źródło mądrości. Inne wyjaśnienie
uważa, że chodzi tutaj o anagram imienia Mahomet czy Mohamad - dlatego we
francuskiej Lagwendocji muzułmanów nazywano Bafomerianami.
Za to, że Hugonowi
ludzie będą przynosili różne rzeczy mu potrzebne, Hugon stanie się Wielkim
Mistrzem nowoutworzonego zakonu. Dziwna istota z Wszechświata dotrzymała słowa.
Poparła złotem powstanie Templariuszy, którym szefuje Hugo de Payns, a po jego
śmierci wspiera jego następców nie tylko grubymi sztabami złota, ale i
posążkami, w których ukryto środki łączności, za pośrednictwem których mogli
utrzymywać oni łączność nawet z najbardziej oddalonymi komturiami, a także dano
im do dyspozycji BMR służące do prowadzenia wojny w Ziemi Świętej.
Na plus tej
interpretacji Barbeta świadczy przede wszystkim tekst aktu oskarżenia przeciw
Templariuszom, który podpisał papież w dniu 12 sierpnia 1308 roku. M.in. oskarżano
ich o to, że:
... we wszystkich
prowincjach modlili się oni do wizerunku głowy, która miała albo trzy, albo
jedna twarz, której się Templariusze kłaniali i twierdzili, że ta głowa może
ich uratować, i że daje zakonowi wielkie bogactwa...
Idola tego gdzie
indziej opisuje się jako: ... miedzianą głowę odpowiadającą na wszystkie
pytania w formie proroctw. Oczy głowy były jako rubiny jak jasne niebo, a
powierzchnia była jako polerowane srebro pozłacane. Jest to Boży przyjaciel,
który rozmawia z Bogiem, kiedy tylko zechce - a nazywa się BAFOMET - jak
opowiadał jeden z przesłuchiwanych Rycerzy Świątyni.[3]
Templariusze także
dotrzymują warunków umowy. W Bonlieu, Piney, Roysone i Bovy budują wojskowe
obiekty, które bronią wstępu do lasu z moczarem przy Troyes, a Wielcy
Mistrzowie rządzą wedle poleceń Bafometa. Radiostacje ukryte w każdej figurce w
każdej komandorii umożliwiły Kosmicie sprawować kontrolę nad ludźmi Zakonu.
W 157 lat po
spotkaniu Hugona de Payns z Bafometem, Pierre Barbet przenosi nas do roku 1275,
kiedy to Guillaume de Beaujeau - ówczesny Wielki Mistrz Templariuszy - stoi na
pokładzie okrętu flagowego, płynącego do Ziemi Świętej. W tym czasie komandorie
w Europie przeżywają swój rozkwit, a egipski sułtan Bajbars wypiera chrześcijan
z Caesarei, Jaffy i Antiochii... Z niegdysiejszego państwa Krzyżowców na
Bliskim Wschodzie pozostał jedynie strzęp ziemi Trypolisu, Akki i Sydonu,
którego suwerenność była stale zagrożona napadami pogan.
W tym czasie sytuacja
polityczna Ziemi Świętej była stabilizowana dzięki umowie o przymierzu,
zawartej pomiędzy księciem Edwardem a mameluckim sułtanem Rukn
ad-Dinem Bajbarsem Bundukdarim z dnia 22 maja 1272 roku. O tym, że Bajbars
mógł wbrew umowie zniszczyć państwo Krzyżowców koło Akki kiedykolwiek tego
zapragnął, wyraźnie świadczy fakt, że zaraz po podpisaniu tego protokołu najął
płatnego mordercę w celu zabicia angielskiego księcia. Morderca przebrany za
chrześcijanina przeniknął w pobliże Edwarda i pchnął go zatrutym sztyletem.
Wbrew temu, Edward nie zmarł i w ciągu kilku miesięcy Bajbars grał swą brudną
grę aż do kończ, obłudnie życząc Edwardowi długiego życia i rychłego powrotu do
zdrowia.[4]
Po krótkim postoju
na Cyprze, gdzie wysłannicy Templariuszy odwiedzili króla Hugona III, do ich
floty dołączyło następnych 5 okrętów, tak że do portu fortecy w Akkce przybiło
16 jednostek. Tutaj Guillaume de
Beaujeau spotkał się z wysokimi rangą wojskowymi. Byli to Otto de Granson
- dowódca kontyngentu króla angielskiego, dowódca francuskich Krzyżowców Jean
de Grailly i Wielki Mistrz Zakonu Joannitów - Jean de Villiers ze
swą świtą.
Na naradzie w sali
kapitulnej, Wielki Mistrz Templariuszy przedstawił plan oswobodzenia Ziemi
Świętej z rąk niewiernych poddanych sułtana Bajbarsa, przy którym zgromadzeni
panowie wymienili zdumione spojrzenia. Czy Wielki Mistrz Templariuszy
zwariował? No bo jak nazwać inaczej jego pomysł, aby nieliczne wojsko
chrześcijańskie składające się z 2.000 konnych i 12.000 piechoty opuściło
fortyfikacje i stanęło naprzeciw mameluckiej armii składającej się z 40.000
jezdnych i 100.000 piechoty? Guillaume de Beaujeau miał w rękawie tajnego asa.
Zaprzysiągł swych rozmówców, i by pokazać im niszczącą siłę tajnej broni,
dokonał on próbnej eksplozji jednego z atomowych granatów na wzgórzach Toron.
Zszokowani oficerowie i ich wodzowie po obejrzeniu efektów wybuchu od razu
przystąpili do realizacji templaryjskiego planu.
Plan ten zasadzał
się do wypadu zjednoczonej armii składającej się z zakonnych wojsk Templariuszy
i Joannitów wraz z kontyngentem anglo-francuskim i zaciężnym wzdłuż wybrzeży,
ku twierdzom Pelerin i Nabulus (Nablus). Najgroźniejszą bronią miały być kołowe
balisty i katapulty, których obsługa
miała razić nieprzyjaciela przy pomocy pocisków „magicznego ognia”, a celem
miała być każda większa grupa wojsk Bajbarsa. Poza tym jeźdźcy mieli przy
pomocy ręcznych wyrzutni granatów pustoszyć szeregi nieprzyjaciela małymi
ładunkami wybuchowymi, i tymże sposobem mała ilość wojsk własnych mogła zadać
nieprzyjacielowi straszliwe straty, pomimo 6-krotnej przewagi tego ostatniego.
Po trzydniowej
mobilizacji, wojsko Krzyżowców przeszło przez bramę św. Antoniego i udało się
po wydmach na wybrzeże. Pierwsze godziny marszu - jak należało oczekiwać - nie
przyniosły żadnych ciekawych wydarzeń, poza piekielnym żarem dnia, który
musieli znosić aż do pierwszego popasu w Hajfie, nad zatoką pod górą Karmel.
W pobliżu miasta
rozbito obóz mimo lecących strzał z jego murów, zaś mieszczanie wzywali pomocy
od sułtana Bajbarsa. Ten zaś musiał poczekać kilka dni na zebranie swych wojsk,
i tak mieszkańcy Hajfy za murami nie robili sobie żadnych złudzeń.
Tymczasem Wielki
Mistrz nie miał zamiaru tracić czasu na zdobywanie Hajfy, więc pozostawił pod
murami miasta niewielki oddział do blokowania miasta, a sam pociągnął ku
Jaffie. Szybko przebył górę Karmel, Mt. Pellerin i także Caesareę. Przekroczyli
płytkie rzeki ciągnące od Gór Samaryjskich i wstąpili na szarońską równinę.
I następna dygresja.
Kraj, przez który szła armia Krzyżowców był w przeszłości teatrem niejednej
wojny. W działaniach wojennych z lutego 1264 roku, Bajbars po czterech dniach
oblężenia zdobył i zrównał z ziemią Caesareę i to samo zrobił z Hajfą. Po
nieudanym oblężeniu templaryjskiej twierdzy Athlit zaatakował on joannicką
twierdzę Arsuf, które twardo broniły trzy setki obrońców. Kiedy po poniesieniu
ciężkich strat rycerze poddali się na podstawie bajbarsowskiego słowa honoru, o
wyjściu wolnymi z miasta - nie wyszli spod murów żywymi...
Guillaume de
Beaujeau liczył się z tym, że zaraz się zaczną poważne problemy. Alarm ogłoszono,
muzułmańska armia powoli przybliżała się do linii Krzyżowców. Krzyżowcy musieli
co rychlej dojść do brzegów Yarqonu, by uzupełnić swe zasoby wody, zaś flotylla
dowodzona przez Karola de Anjou płynęła wzdłuż brzegu, by ubezpieczać
atak od strony wody.
W dziesiątym dniu
po wyjściu z miasta, chrześcijanie przekroczyli Yarqon i z usianego grobami
wzgórza ujrzeli białe mury Jaffy.
Drogę do jej bram
blokowała armia mamelucka tak ogromna, że okrzyki wojenne zamarły im na ustach.
Krzyżowcy szybko przygotowali się do ataku przy pomocy miotaczy. Bajbars nie
bawił się w przygotowania i pchnął swe wojska do ataku. W tej chwili Wielki
Mistrz dał rozkaz do ataku atomowymi granatami - resztę znamy z początku tego
rozdziału...
Nawet z tej
odległości można było zobaczyć białe zęby na czarnym tle spalonego mięsa. Kilku
mężczyzn, którzy jakimś cudem przeżyło ta gehennę atomowego ataku, leżało na
ziemi. Byli wstrząśnięci nagłą i straszliwą katastrofą. Kilka stosów ciał
paliło się, a gęsty dym kładł się nisko na ziemię, jakby chciał zakryć ten
straszny widok. Gdzieś z dala galopowały konie bez jeźdźców. Zapadła martwa
cisza...
Rycerze doszli do
miejsca ataku. Obeszli jeszcze dymiące kratery i przechodzili koło stosów
trupów. Ludzie i konie przemieszali się ze sobą, ze zwęglonych ciał dochodził
straszliwy fetor palonego mięsa. Kości pokrywały strzępy spalonej i spieczonej
skóry. W tej masie nie można było rozpoznać trupa sułtana, ale tak czy inaczej
Bajbars był już tylko przeszłością i Krzyżowcom już nikt nie mógł stawić oporu.
W rzeczywistości
Bajbars zmarł w lipcu 1277 roku, po nieudanej wyprawie przeciwko Mongołom i
Turkom Seldżuckim w Cylicji. Jego koniec był taki sam, jakim było jego życie.
Tradycja mówi, że zmarł po wypiciu zatrutego kumysu, który sam przyprawił dla
swojego wroga, a potem przez pomyłkę wypił - co zakrawa na kiepski dowcip o
szczycie roztargnienia - sic!
Saraceńscy dowódcy
Jaffy zdecydowali się bronić za murami swojego miasta, ale kiedy zdetonowano im
nad głowami jeden z mniejszych granatów atomowych, to nie było już w Jaffie
człowieka, który stawiłby nawet symboliczny opór... Krzyżowcy wtargnęli do
otwartego miasta i rozpoczęła się masakra, po której krew płynęła ulicami, jak
woda deszczowa po oberwaniu chmury.
Omni principium
grave
- każdy początek jest trudny - ale w czasie, kiedy zdobycie Ziemi świętej stało
się faktem dokonanym raz rozwinięta spirala wydarzeń nie mogła się już
zatrzymać. Armia Krzyżowców zaczęła odprawiać swój tryumf, a tymczasem
Guillaume de Beauajeau zwołał kolejna naradę wojenną. Według tajnych instrukcji
Bafometa, które był otrzymał drogą radiową, przedstawił im dalsze interesujące
plany wojenne. Ku zdumieniu swych towarzyszy broni, powierzył on pacyfikację
Ziemi Świętej tajnym rywalom Templariuszy - Joannitom i chrześcijańskim rycerzom
najemnym. Templariusze mieli zaokrętować się na pokłady galer, które
uczestniczyły w boju o Jaffę i przeprawić się morzem do Aleksandretty[5], skąd mieli oni pociągnąć
przez księstwa Antiochii[6] i Edessy[7] do Chanatu Abakańskiego w
Persji, a po zniszczeniu jego armii zaatakują Chanat Kajduwu, który rozciągał
się na południe od jeziora Bajkał. A dalej - jak przekonywał swych rozmówców
Gillaume de Beaujeau - należy zniszczyć samego wielkiego Chiubilaj Khana
(Kubłaja Chana) - a kiedy to się stanie, wiara w Chrystusa będzie rozszerzona od Syrii do
granic Kathaju![8]
Usiłowania połączenia
chrześcijańskich królestw z państwem Wielkiego Chana datują się już od
pontyfikatu papieża Innocentego IV, który w 1245 roku wyprawił poselstwo
kierowane przez franciszkanina fra Giovanniego de Plano Carpiniego, w
celu nawrócenia Wielkiego Chana na prawdziwą wiarę. Kujukchan, który w
Karakormie przyjął poselstwo Innocentego IV nakazał o. Carpiniemu, by
powiedział papieżowi, że uznaje go za swego poddanego i by mu dał pokłon.
Następną misję posłał francuski król Ludwik IX za pośrednictwem
franciszkanina o. Williama Rubroeka. Ojciec William w latach 1253-1255
pokonał drogę liczącą 17.000 km na dwór Manguchana do Karakoramu i z
powrotem po to tylko, by powrócić do kraju z listem mówiącym, że Ludwik IX ma
oddać podobny hołd Wielkiemu Chanowi w każdym roku...
Jedynym problemem
było to, że Templariusze mieli ograniczoną ilość broni atomowej i temu faktowi
musieli oni podporządkować wszystko - w tym swą strategię. By tak się nie stało
- chodzi o brak atomowych granatów - doszło do rozmowy z bratem parającym się
alchemią - o. Joubertem, dzięki któremu Wielki Mistrz miał nadzieję, że
uda się mu je pomnożyć. Ojciec Joubert mu to przyrzekł, a że był on znawcą
dzieł Arnaldo de Villanova, wedle których cała materia jest wytworzona z
pierwotnej substancji zwanej prima materia albo też lapis
philosophorum przy pomocy którego można strukturę dowolnej materii.
Arnaldus de Villanova żył w latach 1235-1312 był
przesławnym lekarzem i znawcą hermetycznej wiedzy, która studiował w krajach
arabskich i Hiszpanii. Jego najbardziej znane dzieło - „Rosarium philosophorum”
zawiera 9 monumentalnych traktatów alchemicznych o multiplikacji.[9]
Z kolei Albertus Magnus von Böllstadt żył w latach 1193-1280 i jest
uznany za ojca chrzestnego europejskiej alchemii, (za co przyznano mu Koronę
Adeptów), której był bez reszty oddany i przeświadczony o jej słuszności jako
metody badawczej, co wynika zresztą z jego traktatu „De mineralibus”.
O. Joubert spotkał
się przed kilku laty z saraceńskim lekarzem Dżafarem, który studiował
rękopisy al-Gebera[10],
arabskiego alchemika z VIII wieku. Opisywał on tam cudowną i przedziwną
skrzynkę, która powielała włożone do niej przedmioty. Ba! - co więcej -
skrzynkę tą saracen wydobył z wraku jakiegoś diabelskiego statku, który
zniszczony po żarem walał się na pustyni opodal Aleksandretty. A wszystko
wskazywało na to, że był to statek identyczny z tym, który spadł z Bafometem na
pokładzie nieopodal Troyes. Było więc czymś oczywistym, że Guillaume de Beaujeau
nakazał o. Joubertowi dopaść magiczną skrzynkę za każdą cenę!
Arabskie źródło tej
informacji nie powinno nas zbytnio dziwić, bowiem alchemię poza Grekami
szerzyli właśnie Arabowie, NB sama nazwa alchemia wywodzi się z
arabskiego al-khemeja, a słowo khemeja wywodzi się od nazwy Khem
- a kraj Khem to Egipt...
Z dzieł arabskich
najbardziej znane jest dzieło Gebera, które wywarło ważki wpływ na europejska
alchemię i zawiera 22 traktaty m.in. „o życiu metali” i transmutacji, czyli
przemianie zwykłych metali w złoto i srebro.[11] Legenda mówi, że w końcu
Geber dał sobie spokój z alchemią ogłaszając, że znalazł sposób na robienie
złota, i... został lekarzem, co przyniosło mu większe bogactwo, niż niejednemu
Krezusowi!
Po krótkiej
żegludze Krzyżowcy, którzy zaokrętowali się w Jaffie, wylądowali u ujścia
Orontu, w małym porcie Saint Simeon, a nie w Aleksandrettcie. Wielki Mistrz nie
chciał wywoływać w mieście paniki przybyciem templaryjskiej floty, w czasie
której Dżafar mógłby uciec z miasta wraz z bezcenną skrzynką, przeto pozostawił
jedną jednostkę pod wodzą seneszala Jeana de Grailly’ego - a sam
pociągnął ku Aleksandrettcie. Jeden celnie uplasowany pocisk rozniósł w drzazgi
bramę miasta i po chwili poszukiwań Krzyżowcy wpadli do domu alchemika Dżafara,
którego zawlekli przed oblicze Wielkiego Mistrza. I tutaj o. Jobert wraz z
Wielkim Mistrzem dowiedzieli się, jak jego dawny znajomy wszedł w posiadanie
tajemniczej skrzynki z biało-błękitnego metalu, którą przyniósł ze sobą.
Kiedyś tam, w 1270
roku, Dżafar obserwował niebo z konstelacjami Zodiaku i zobaczył na nim ognisty
ślad. Wydawało mu się, że przedmiot, który go zostawił, spadł gdzieś na
pustynię w okolicach Aleksandretty. Na prośbę Dżafara emir rozkazał swym
gwardzistom znaleźć i przynieść do miasta ów przedmiot, ale to nie było
możliwe, gdyż rozgrzany był do czerwoności i częściowo zaryty w ziemi.
Kiedy przedmiot
ostygł, niewolnicy zaczęli go odkopywać. Dżafar, który spodziewał się kamienia
bogatego w żelazo, jakie od czasu do czasu spadają z nieba, był przeświadczonym
o słuszności swego wyjaśnienia. Wydawał się to potwierdzać rdzawy kolor
powierzchni kamienia, jaki się pojawił po odrzuceniu warstw piasku, a kiedy
otwór się powiększył, to uczony zorientował się, że idzie o statek w kształcie
walca zakończonego kuliście. Statek, który spadł z nieba pękł, i można było
wejść poprzez szczelinę do środka. Dżafar oczywiście tak uczynił z lampą oliwną
w ręku. Z wnętrza dobywały się jakieś opary i wciąż było tam gorąco. Na
pokładzie było wszystko zniszczone i lekarz znalazł tam tylko zwłoki pilota.
Innych ciał nie było. Dopiero na drugim końcu statku znalazł innych załogantów.
Trupy ich leżały w długich, przeźroczystych walcach, które w czasie katastrofy
roztrzaskały się i zmieniły w gruz wraz z innymi szczątkami aparatów i
przyrządów, który tarasował przejścia i dalsze przestrzenie wewnątrz statku.
Potem Dżafar musiał wyjść, bowiem zaczął się dusić, a przez następny miesiąc
nie był w stanie penetrować statku, bowiem zapadł był na dziwną chorobę, na
którą nie było lekarstwa.
Cudowną skrzynkę
znalazł dopiero w czasie czwartej wizyty na pokładzie wraka, w skrytce w
podłodze, pokrytej białą warstwą ochronną. Odłożył ją na bok i przez tydzień
jeszcze badał i eksplorował nieznany statek, który musiał pochodzić spoza
naszego świata. Ciała załogantów rozkładały się tak szybko, że nie mógł ich
zbadać, więc zabrał skrzynkę i opuścił statek, który na rozkaz emira zasypano
piaskiem.
Dżafar długo myślał
nad tym przyrządem, aż odkrył jego zdolności multiplikacyjne które to odkrycie zachował
dla siebie, jakby znajdował się w nim ów lapis philosophorum czy quinta
essentia - o której pisał Geber. Skrzynka potrafiła idealnie zduplikować
każdy przedmiot włożony do niej. Wytwarzała ona idealna kopię nie tylko
przedmiotów martwych, ale i istot żywych! Lekarz potem często używał jej do
produkcji złotych monet i w ten sposób doszedł do znacznego majątku, który
umożliwił mu potem uniezależnienie się i badania alchemiczne, aliści po
miesiącu skrzynka utraciła swoją moc i dlatego Dżafar dał ją bez żalu Wielkiemu
Mistrzowi zwłaszcza, że ten zapłacił mu za nią tyle złota, ile sama ważyła.
Wkrótce potem cała
armia zaczęła maszerować brzegiem Orontu, z którego skręciła ku Eufratowi i
doszła do Edessy. W czasie marszu nie wynikły żadne problemy i Antiochia
została zdobyta bez walki.
Antiochia była
pierwszą wielką metropolią - poza Edessą - której zdobycie w 1268 roku przez
Bajbarsa po dwóch wiekach chrześcijańskiego panowania było dla państwa
Krzyżowców niebywałym ciosem. Masakra, która miała miejsce po tygodniowym
oblężeniu, zaszokowała nawet zaprawionych w bojach i krwawych widowiskach
muzułmanów. Aby nikt z mieszkańców miasta nie uniknął śmierci, Bajbars nakazał
starannie zamknąć bramy miejskie...
Tymczasem o.
Joubert na krytym wozie stworzył laboratorium, gdzie w dzień i w nocy pilnie
pracował.
Wielki Mistrz
Joannitów Jean de Villiers wysłał posłów, którzy oznajmili Krzyżowcom, że Grób
Pański jest oswobodzony i że Ziemia Święta należy do Europejczyków. Armia pod
wodzą Guillaume’a de Beaujeau przeszła 200 km w 12 dni, doszła do brzegów
Eufratu - i co za tym idzie - stanęła u granic Chanatu Abakowego. Przewidując
przyszłe komplikacje, Wielki Mistrz pchnął jeden oddział do Edessy w celu
zabezpieczenia tyłów swej armii i utworzenia zabezpieczenia logistycznego z
Aleksandretty, zaś prawe skrzydło chroniła niegościnna syryjska pustynia.
Wojska potem pomaszerowały dolina Eufratu na Bagdad, a po przekroczeniu granicy
chanatu zaczęły realizować zamiar swego wodza, który chciał zdobyć imperium
większe, niż wszystkie zdobycze Aleksandra Macedońskiego.
Wstąpieniem na ziemie
perskiego ilchana zaczęła armia Templariuszy ofensywę na Bagdad, który
Mongołowie okupywali już od 1258 roku. W tym roku ilchan Hülegu
zdobył na czele ogromnej armii to legendarne miasto Orientu i wymordował 80.000
jego mieszkańców. Informacje o ofiarach nie są przesadzone, nowozelandzki
historyk J. J. Saunders pisze o tym tak:
Także i dzisiaj, po
siedmiu wiekach, ten największy ze wszystkich nomadzkich ataków na cywilizację
ma w sobie coś wywołującego strach i grozę. Na straszliwej scenie krwawych ruin
odbywał się potworny dramat, jakiego jeszcze nie widziano od czasów rzezi
asyryjskich, a który można było porównać jedynie z masowymi mordami XX wieku,
kiedy to hitlerowscy mordercy pozbawili życia miliony osób.
Można dodać do tego
także stalinowskich, pol-potowskich i innych siepaczy, by obraz był pełny...
Dalszy marsz był od
czasu do czasu przerywany przez potyczki z niewielkimi siłami lekkiej
mongolskiej jazdy, ale nie był to liczący się opór. Anbarę zdobyto, ale była
cała w płomieniach tak, że żołnierze nie mogli odpocząć po marszu, w którym
dziesiątkowały ich choroby, aż do 2/3 pierwotnej ilości.
15 sierpnia 1275
roku, Krzyżowcy ujrzeli przed sobą białe mury, pałace i minarety legendarnego
Bagdadu, który był opanowany przez wojska mongolskie. Te natychmiast otoczyły
wojska Templariuszy. Krzyżowcy postawili mury, za którymi ukryli balisty.
Piechota otoczyła je wokół i żołnierze w przyklęku zaparli drzewca włóczni
ukośnie do przodu, co mogło powstrzymać mongolską jazdę.
Trzeba nam wiedzieć,
że najniebezpieczniejszą częścią mongolskiej armii była jazda na małych,
lekkich i wytrzymałych konikach. Każdy wojownik miał do dyspozycji 4-6 koni,
które pokonywały do 160 km dziennie! Każdy z nich miał wyposażenie dla jeźdźca
na 4-6 dni. To właśnie dzięki temu mongolska jazda była tak piekielnie
skuteczna w starciu z ciężkimi i nieruchawymi formacjami europejskiej piechoty
i jazdy.
Guillaume de
Beaujeau kazał się podnieść w koszu jednej z balist w górę, by rozeznać
sytuację. Mongołowie byli dobrze poinformowani o śmiercionośnej broni
Templariuszy i dlatego rozśrodkowali się na niewielkie grupki. Nowinką były
chińskie wozy bojowe z łucznikami i długimi kosami na piastach kół. Na
najeźdźców czekało już ponad 100.000 mongolskich jeźdźców, piechocińców i
łuczników. Templariusze znaleźli się w pułapce. Nieprzyjaciel wykopał wokół
nich głębokie rowy wypełnione ropą naftową, a po prawej stronie mieli oni
Eufrat, którego brzeg mrowił się od łuczników. Mongołowie zapalili cysterny z
ropą, której gęsty dym w mgnieniu oka otoczył pierwsze szeregi chrześcijańskiej
armii.
W scenariuszu
Pierre’a Barbeta, Wielki Mistrz błyskawicznie połapał się w sytuacji i zmienił
plan. Rozkazał przetoczyć wszystkie miotacze ku wodzie, a dwa z nich miały
strzelać do łuczników, którzy bronili przeciwległego brzegu.
Rozkazy wykonano w
ulewie mongolskich strzał, ale udało się je wykonać tak, że atomowe granaty
wybuchły już po chwili na nieprzyjacielskim brzegu. Wielki Mistrz był bez
ochyby mistrzem improwizacji, co zawdzięcza fantazji Barbeta. Eksplozje
atomowych ładunków zmieniły bieg rzeki, która szeroko rozlała się po równinie
na północ od pola bitwy i zmusiła jazdę Mongołów oraz ich wozy bojowe do
cofnięcia się. I tym sposobem Templariusze zabezpieczyli sobie tyły.
Rycerska jazda
przekroczyła rzekę i oczyściła brzeg z łuczników, którzy przeżyli atak
atomowymi pociskami. Tymczasem piechota zajęła stanowiska obronne za murem
wozów, plecami do rzeki.
Abaka-chan i jego dowódcy
zostali literalnie zaskoczeni i zawahali się - a ich wahanie dało czas rycerzom
na uderzenie od południa na tyły armii mongolskiej - jej sił głównych. Chan
wydał rozkaz uderzenia na wozy Templariuszy, ale kiedy jeźdźcy przybliżyli się
na odległość strzału miotaczy, dosłownie wyparowali w oślepiających błyskach i
słupach pyłu w kształcie grzybów powstałych po pierwszej salwie balist. W tej
chwili rycerze wpadli na tylne linie chańskiego wojska i obrzucili je lekkimi
ładunkami atomowymi z granatników. Efekt był straszny - armia mongolska została
rozbita, a ich wódz martwy.
Bagdad poddał się bez
walki, a Guillaume de Beauajeau potwierdził to, że następczynią tronu jest
małżonka Abaka-chana, która była chrześcijanką i córką Michała Paleologa.
Takie mieszane
małżeństwo nie było wyjątkiem w imperium mongolskim. Już w 1254 roku, z
chrześcijanką był żonaty władca Mongołów - Möngke-chan, zaś w Persji
poprzednik Abaki - ilhan Hülego był także żonaty z dziewczyną
chrześcijańskiego wyznania. Także matka Wielkiego Chana była głęboko wierzącą
chrześcijanką, co wszakże nie przeszkodziło temu, by pewnego ranka powróciła po
Mszy św. tak pijana, że ledwie trzymała się na nogach. Jej wygląd głęboko
wstrząsnął o. Williamem Rubroekem, który wychowywał na dworze chana jej syna Mangu-chana.
Przejęcie władzy
przebiegło bez zakłóceń i Templariusze wyciągnęli z tego znaczne korzyści,
bowiem jej państwo stało się bazą wypadową do dalszych podbojów Templariuszy na
Wschodzie.
Po padnięciu Bagdadu,
Wielki Mistrz zdobył także port w Basrze (Balsorze), ale zakazał niszczyć ten
kwitnący port i handel morski. Oczarowany cudami orientalnego miasta i jego
heterami, odaliskami, bajaderami - Wielki Mistrz strawił tam czas na
przemyśliwaniu i studiach relacji tej garstki Europejczyków, którzy przeniknęli
do serca Azji: dwóch misjonarzy franciszkańskich - Williama Rubroeka i Giovanniego
Carpiniego, a także dwóch Wenecjan - braci Niccola i Matteo (Marco)
Polo. Znano już wtedy szlaki karawanowe, więc pochód armii z balistami i
ciężkimi wozami wymagał dokładnego opracowania zaplecza logistycznego - czegoś,
co dzisiaj fachowo nazywa się GZT - Gospodarczym Zabezpieczeniem Tyłów - i
połączenia Bagdadu z Aleksandrettą.
Frater Joubert
ponownie pocieszył go tym, że udało mu się przestawić środki łączności ukryte w
posążkach Baphometa tak, by mogli je używać do własnych celów dowódcy armii
Krzyżowców, jednakże wciąż nie udało mu się wyjaśnić zagadki multiplikatora.
Otto de Granson
zameldował przy pomocy posążka Baphometa zdobycie Basry, zaś marszałek Pierre
de Sevry o pacyfikacji ostatniego, nie obsadzonego terytorium Chanatu
Kajdu. Ze względu na to, że w połowie października trudno było rozpocząć
skuteczną ofensywę, Wielki Mistrz zdecydował przesunąć swe wojska do Savy nad
brzegami jeziora Gelechelan, po prawej stronie mając pustynię Deszt-i-Kervi
przekroczył granicę Kurdystanu. W Bagdadzie pozostawił garść rycerzy pod wodzą
swego seneszala i wszystkich tych, którzy przyłączyli się do wyprawy krzyżowej.
Tym sposobem pozostawił tam nowicjuszy, a sam na czele zaprawionych w bojach
wiarusów - tworzących armię uderzeniową - ruszył do przodu.
Po przezimowaniu i
regeneracji sił, armia Templariuszy wyruszyła z Savy w dniu 11 kwietnia 1275
roku na podobieństwo długiego, żelaznego węża uosabiającego niezwyciężoną siłę.
Równy krok i śpiew dzielnych i dziarskich wojaków podnosił morale i dodawał im
ochoty do nowej krucjaty. Jak dotąd, to tryumfy Guillaume’a de Beaujeau
spoczywały w małych figurkach Baphometa, które pomagały mu się połączyć z
komturiami, i tajna łączność z Asasynami - członkami tajnej sekty Starca z Gór,
którzy zbiegli przed masakrą, jaką chcieli im urządzić Mongołowie. Ci
zaprzysięgli wrogowie państwa chanów działali jako grupy
dywersyjno-rozpoznawcze na terenach chanatów Kajdu i Kubłaja-chana.
Starzec z Gór, to
pseudonim perskiego wodza Hassana-i-Sabbaha z XII wieku, który toczył
niewypowiedziane wojny ze swymi mameluckimi
sąsiadami na tronie. To właśnie od jego imienia utworzono potem dwa
słowa: haszysz (z angielskiego hashish) i morderca - asasyn (w
wielu europejskich językach słowo as(s)assin(o) znaczy po prostu morderca,
zabójca, skrytobójca). Starzec z Gór tumanił młodzieńców haszyszem i
podstawiał im młode i ładne kobiety wmawiając im, że są w raju i że jeżeli
dobrze wypełnia swe zadanie, to powrócą doń. Najczęściej chodziło o skrytobójstwa,
a także o szpiegostwo.
Templariusze
przekroczyli szybko granicę Chanatu Kajdu na starej trasie karawanowej i kiedy
dotarli do Mulektu na południe od jeziora Geluchelan, ruszyli pięknym,
urodzajnym i zielonym krajem z sadami i pastwiskami. Po sześciu dniach doszli
do Szibaganu, a w Talabanie zaopatrzyli się w sól niezbędną do konserwowania
mięsa z upolowanej zwierzyny. Po kolejnych sześciu dniach doszli do prowincji
Badachszan, gdzie wzbogacili się mnóstwem srebra i kamieniami podobnymi do rubinów.
Asasynowie
przynieśli wieści, według których silne załogi mongolskie obsadziły twierdze
Kajdu Jarkenda i Chotan, które połączyły się z siłami syna Kubłaja-Chana -
Nomukana, którego to chan chciał posłać do boju przeciwko Krzyżowcom.
Wielki Mistrz przy
pomocy środków łączności Baphometa rozkazał seneszalowi Jeanowi de Grailly’emu
obsadzić Samarkandę i tym sposobem osłonić lewe skrzydło swej armii przed
następującymi na nie wojskami generała Bajana.
Postępy marszu były
coraz mniejsze. Krzyżowcy opuścili Badachszan i wzdłuż rzeki Pjandżu dotarli do
Pamiru i zaczęli się wspinać na górski płaskowyż. Tutaj pogoda była chłodna i
od gór wiały lodowate wiatry, jezioro Sirikool (Siri-kul) było zupełnie
zamarznięte i Krzyżowcy zaczęli cierpieć na odmrożenia. Na dotarcie do
prowincji Kaszgar musieli oni zużyć aż 50 dni! Mongołowie nie atakowali, więc z
tej strony Templariusze nie mieli problemów.
Sytuacja
Templariuszy przedstawiała się następująco: na prawym skrzydle armii Krzyżowców
znajdowały się ośnieżone szczyty gór Kaszmiru, przed nimi wojska Chanatu Kajdu,
za nimi Pamir, a na lewym skrzydle czatowały siły Namukana. Wielki Mistrz
życzyłby sobie spotkania z obiema armiami mongolskimi oddzielnie, dlatego też
rozkazał marszałkowi, by z częścią wojsk pomaszerował na północ - ku
Uzbekistanowi - i związał walką wojska Namukana. Swe główne siły zgromadził w
obozie wybudowanym w okolicach Kaszgaru. Jednakże Kajdu-Chan nie palił się do
ataku na dobrze broniony obóz Templariuszy, więc na rozkaz Wielkiego Mistrza
armia runęła na pustynię Gobi. Jarkendę zdobyto bez walki, bo Templariuszy się
tam tak bano, że Mongołowie poszli w rozsypkę pozostawiając na polu niedoszłej
bitwy broń i machiny.[12]
Przy wypadzie w
kierunku Chin zdobyli Kerię, gdzie Krzyżowcy dopadli ogromne zasoby jaspisu i
chalcedonu przygotowane jako kontrybucja dla Kubłaja-Chana. Za Czarkalikiem
czekały na nich pierwsze wydmy pustyni i zaczęli forsować to morze piasku.
Wojsko dotarło do pierwszych studni, zgodnie ze wskazówkami przewodników, ale
stało się coś, czego skrycie się wszyscy obawiali - studnie były zatrute.
Przy pochodzie przez pustynie Azji, wojska Krzyżowców miały do
czynienia z taktyką spalonej ziemi. Mongołowie zostawiali Europejczykom
zniszczony kraj i zatrute studnie, co znacznie opóźniało ich pochód lub nawet
całkowicie go hamowało. Poruszanie się ciężkozbrojnych rycerzy po piachu i w
wysokich do +60-70oC temperaturach było prawie że niemożliwe, a głód
i pragnienie zbierały swe żniwo. Najpierw padały konie, potem rycerze musieli
się spieszyć i sprzęt oraz prowiant załadować na kozy, owce, psy i swe własne
grzbiety. Podczas I Krucjaty ludzie brali ziarna trawy do ust i żuli je, by
oszukać głód. Po obsadzeniu Antiochii doszło także do wypadków kanibalizmu -
prymitywni Flamowie zjadali zabitych Turków, a kiedy trupów zabrakło -
zabierali się za żywych...
Wielki Mistrz był w
kontakcie ze swym marszałkiem i codziennie podawał mu swe położenie. W
okolicach Samarkandy panował cały czas względny spokój. Kajdu-Chan nie dążył do
walnej bitwy, tylko nękał Krzyżowców wojną podjazdową. Potyczkami, po których
pozostawało na ziemi kilku Krzyżowców przeszytych mnogimi strzałami, kiedy
nieopatrznie oddalili się spod ochrony konwoju...
Mongołowie z
upodobaniem napadali na maruderów, którzy odłączali się od kolumny za potrzebą
fizjologiczną. Te niezbyt dżentelmeńskie metody walki używane były w walkach
pomiędzy Ryszardem Lwie Serce a armią Salatyna, w 1191 roku.[13] Mongołowie opanowali do
perfekcji korzystanie z atutu swej znajomości pustyni i urządzali zasadzki na
Krzyżowców przy studniach, które potem zakażali wrzucając w nie trupy
poległych.
To jednak nie
powstrzymało Krzyżowców i z każdym dniem armia była bliższa Tun-Chuangu. W 52
dni po wyjściu z Czarkaliku Templariusze wydobyli się wreszcie z piekła
pustyni. Obwarowali się w ruinach miasta, które zniszczyli Mongołowie
realizujący swą taktykę spalonej ziemi, wykopali nowe studnie i urządzili
wielkie polowanie w celu uzupełnienia zapasów żywności.
Guillaume de
Beaujeau dokonał pospiesznego bilansu sił i środków: pustynię przeszło 40.000
ludzi, wszystkie machiny bojowe, odzyskano większość koni i jucznych zwierząt.
Na północy rozpościerało się miasto Chamil - centrum prowincji - a jeszcze
dalej leżało stołeczne Karakorum. Wedle informacji Asasynów, w Chamil odpoczywała
armia Kajdu-Chana po przejściu pustyni za Krzyżowcami, natomiast armia Kubłaja
koncentrowała się w okolicach Szang-Czou, na północ od Cambałuku.
W tym czasie do obozu Templariuszy zawitał
poseł od Kubłaj-Chana - sam Marco Polo, który przyniósł im posłanie od Kubłaja.
W tymże posłaniu Kubłaj-Chan oznajmiał, ze gotów jest zaakceptować Templariuszy
i ich władzę w Mezopotamii i Transoxanii pod warunkiem, że nie będą się oni
mieszać w ich interesy w Chinach. Wielki Mistrz, by zyskać na czasie, wyprawił do
chana chanów własne poselstwo. Poza niektórymi darami, jak np. relikwiarz z
drzazgą Krzyża Świętego i iluminowanej Ewangelii - dorzucili oni swe ultimatum,
że Kubłaj może zachować swą władzę w Chinach wtedy i tylko wtedy, gdy
poprzysięgnie on wierność i poddaństwo Wielkiemu Mistrzowi i papieżowi.
Posłowie Wielkiego
Mistrza mogą mówić o szczęściu, gdy wyszli z pałacu chana chanów w Szang-Tu i
nie zginęli, jak Asasynowie, których pochwycono i stracono, a których głowy
dyskretnie wsunięto im zawinięte w korę.
W czasie, kiedy
posłowie zmierzali ku chanowi, Guillaume de Beaujeau nakazał obsadzić Sü-Czou,
a raczej to, co zeń zostało po spaleniu go przez Mongołów. Stąd pociągnęli oni
ku Kan-Czou, przy czym widziany już z daleka słup dymu oznajmił im, ze
Mongołowie nie zrezygnowali ze swej taktyki. Otto de Granson przedsięwziął
kilka wypadów w okolicę, przez co zabezpieczył aprowizacje w postaci ryżu, co
jeszcze uzupełniono mięsem upolowanych jaków, które ubito kopiami i strzałami.
Próby brata
Jouberta z replikatorem poszły do przodu o tyle, ze wyprodukował on kilkanaście
kopii atomowych granatów, ale nie chciały one wybuchać.
Wielki Mistrz
dokładnie zważał na dalszy przebieg wydarzeń i na to, by obrócić wojenne
szczęście na swoją korzyść. Sytuacja była poważna, bo Kubłaj-Chan zgromadził
360.000 jazdy i 100.000 piechoty, a nade wszystko dysponował on.... artylerią
rakietową!
Liczba wojsk
tatarskich może zdumieć niejednego. Już za czasów Czyngiza-Chana wyliczono jego
armię na ½ do ¾ mln żołnierzy, zorganizowanych w pododdziały po dziesięciu, zaś
oddział 10.000 ludzi[14] stanowił jednostkę
operacyjną działającą całkowicie samodzielnie. Ulubiona taktyką było zmuszenie
nieprzyjaciela do pościgu za częścią sił, a potem obejście go, przegrupowanie
do ataku i uderzenie z nieoczekiwanego kierunku. Pirotechnicy byli werbowani
spośród chińskich, perskich czy choremijskich specjalistów, a mongolska taktyka
osiągnęła taką doskonałość, że nie było na świecie takiej armii, która byłaby w
stanie sprostać armii chana. Mury przestały być ochroną, bo Mongołowie
ostrzeliwali miasta z katapult, podkopywali i wysadzali mury przy pomocy
ładunków czarnego prochu.
Guillaume de
Beaujeau uznał, że najroztropniej będzie umieścić swą 40-tysięczną armię na
jakimś wzgórzu, z którego balisty mogłyby strzelać we wszystkie strony. Takie
miejsce znalazł w okolicach Calacianu, tam, gdzie wiódł szlak karawanowy
pomiędzy zakolem Żółtej Rzeki, a pogórzem Kara Narim Uła.
Po radiowym
połączeniu z Baphometem, Wielki Mistrz wydał rozkaz marszu na Si-Ning - miasto
przed calaciałem, które Mongołowie spalili do cna. Krzyżowcy wedle tego planu
pierwsi przybyli na pogórze Kara i tam okopali się.
Chan tymczasem
strawił całą noc na rozmyślaniach w swym pałacu w Cianagore, zaś jego wojska
otoczyły Krzyżowców ze wszystkich stron. Na drugi dzień, na Krzyżowców runęła
pierwsza fala mongolskiej piechoty, którzy gnali przed sobą całe zastępy
nestoriańskich chrześcijan, wyłapanych w czasie ewakuacji miast przed
Templariuszami.
Chrześcijańskie żywe
tarcze utworzono z nestoriańskich chrześcijan - od roku 431 uznanych za
heretyków za to, że głosili oni o dwoistej - boskiej i ludzkiej zarazem naturze
Chrystusa. Zamieszkiwali oni ogromne połacie Azji pomiędzy Syrią a Chinami,
Mongolią a Cejlonem. Nestoriaństwo przeżyło w Azji całe stulecia, wierzący
istnieli także w Mongolii, a Marco Polo opisał spotkanie z ich komunami także w
Kaszgari i Jarkendzie.
Następne chwile są
dramatyczne. Guillaume de Beaujeau odczekał do ostatniej chwili z wydaniem
rozkazu otwarcia ognia. Atomowe granaty wystrzelono i poleciały one łukami
ponad pierwszymi szeregami żywych tarcz, wprost pomiędzy zastępy Azjatów, i...
...śmiercionośne
grzyby pyłu i dymu wytrysnęły spośród powodzi Tatarów i spowodowały straszliwą
masakrę. W zwartych szeregach działanie granatów było straszliwe. Kawałki
ludzkiego mięsa fruwały w powietrzu we wszystkie strony, kończyny spadały na
jeźdźców, którzy stali w ostatnich szeregach. Kiedy pyły opadły, Krzyżowcy
ujrzeli, jak resztki nieprzyjaciół uciekają w nieprzytomnym strachu.[15]
Kubłaj-Chan ze swym
sztabem obserwował straszliwe widowisko. Tymczasem Nestorianie dostali się do
obozu Templariuszy i poza paroma ranami i oparzeniami nie ponieśli żadnej
krzywdy. Mongołowie pozbierali się i otworzyli ogień z bambusowych rakiet, ale
pociski nic nie mogły zrobić zakutym w stal rycerzom poza tym, że płoszyły się
ich konie, ale Guillaume de Beaujeau kazał rozwalić stanowiska rakietowych
baterii atomowymi granatami. Wtedy Kubłaj posłał do ataku bojowe słonie, ale i
to przewidział Wielki Mistrz i kazał podpalić rowy z ropą naftową, które
wykopano w przeddzień bitwy. Poparzone i przytrute dymem słonie obróciły się
przeciwko swym mocodawcom i spowodowały w szeregach Mongołów straszliwą panikę.
W tej chwili Kubłaj
wydał rozkaz do generalnego szturmu. Niestety, na swe nieszczęście nie
przewidział, że replikator o. Jouberta zacznie wreszcie działać ja należy i
waleczność mongolskiej armii, jakkolwiek legendarna, musi się załamać w starciu
z BMR. Chana chanów w żelazach przywiedziono przed oblicze Wielkiego Mistrza
Templariuszy. Po rozesłaniu na wszystkie strony świata wieści o klęsce Kubłaja
pod Kara Narim Uła poddali się Kajdu-Chan i jego generał Najan, dynastia Sung
oddała klucze do Kuang-Czou, a takoż do Karakorum i Cembałuku...
I przyszła chwila,
w której Wielki Mistrz zorientował się, że jest tylko wykonawcą woli Baphometa,
który sprzyjał mu wtedy, kiedy jego ambicje były zbieżne z zamiarami Kosmity.
Stary tybetański mag wynalazł sposób, jak się jego pozbyć. I pozbył się przy
pomocy kanału mentalnego, w który udało mu się wedrzeć wraz z braćmi w wierze.
I wszystko skończyło
się dobrze, a jak - o tym przeczytasz Czytelniku w książce Barbeta. Niestety,
wbrew temu pięknemu freskowi paralelnych dziejów, które z podziwu godnym
rozmachem i realizmem nakreślił Pierre Barbet, drogi Pana w naszym realnym
świecie są zupełnie niepoznawalne i nieprzewidywalne. Po upadku Akki w 1291
roku, ciężko ranny seneszal Jean de Grailly dostał się na pokład ostatniego
statku wraz z Otto de Gransonem i Wielkim Mistrzem Joannitów, zranionym bełtem
kuszy.
Marszałek Pierre de
Sevry w czasie ataku mameluków al-Ashrafa Khalila na templaryjskie
umocnienia, zaś Wielki Mistrz templariuszy Guillaume de Beaujeau padł 18 maja
1291 roku przy obronie Przeklętej Wieży, ostatniej baszty i szańcu chrześcijaństwa
w Ziemi Świętej dlatego, że - niestety - nie miał żadnych atomowych granatów...
Po śmierci Wielkiego
Mistrza i zdobyciu Akki padły także Tyr, Sydon, Bejrut i Hajfa. Templariusze
opuścili Ziemię Świętą i to stało się preludium do kasacji Zakonu Świątyni we
Francji, co nastąpiło ostatecznie w 1307 roku i jest osobną historią, NB,
równie mroczna i tajemniczą.
Dlaczego to wszystko
napisałem? Dlatego, bo pomoże to zrozumieć Czytelnikowi to, o czym mówi
następny rozdział.
---oooOooo---
[1] P. Barbet - „L’Empere du Baphomet”, Paryż
1972.
[2] Zob. L. Charpentier - „Les mystéres
templiers”, Paryż 1967.
[3] Jak
dowodzi tego Ian Wilson w swych pracach na temat Całunu Turyńskiego i tzw.
Oblicz św. Weroniki, Templariusze mogli czcić Całun Turyński złożony tak, by
widoczna była tylko głowa Jezusa Chrystusa - i nazywano to wtedy Mandylionem.
W komturiach zatem najprawdopodobniej czczono repliki Całunu-Mandylionu.
Fakt prowadzenia rozmów z Bogiem jest znany z legendy o Szamballi-Agharcie,
gdzie Wielki Nieznany porozumiewa się z Bogiem poprzez Marzy - Księcia Śmierci,
który sam jest podobny do szkieletu z lśniącą czaszką... - uwaga tłum.
[4]
Niektóre źródła podają, że Bajbars użył w tym celu Asasynów - fanatycznych
morderców Starca z Gór, których bano się bardziej, niż wszystkich wojsk Krzyżowców
razem wziętych! - przyp. tłum.
[5] Dzisiaj Ískanderun w
Turcji - przyp. tłum.
[6] Dzisiaj Antakya w Turcji -
przyp. tłum.
[7] Dzisiaj Şanliurfa w Turcji
- przyp. tłum.
[8] Chin - przyp. tłum.
[9] Z
łac. „pomnażanie” - proces alchemiczny polegający na przemianie zwyczajnej
materii w złoto przy pomocy kamienia filozoficznego i powiększenie jego ilości
nawet do 10.000 razy! - przyp. tłum.
[10] Właśc. Dżabir ibn-Aftach
(?-1145) znany arabski lekarz, matematyk i astronom - przyp. tłum.
[11] Nawiasem mówiąc, to jego
traktaty astronomiczne czytał i studiował także Mikołaj Kopernik - przyp. tłum.
[12] Tak
naprawdę, to Mongołom kark skręcili rycerze polscy w bitwie pod Legnicą, w dn.
9 kwietnia 1241 roku. Mimo tego, że bitwa była przegrana i Henryk Pobożny oddał swe życie, Tatarzy nie
byli wstanie kontynuować kampanii przeciwko Europie i dlatego bitwę tą uważa
się za jedną z 12 decydujących o losach Europy bitew historii. Jej ważność
można tylko porównać z ważnością Bitwy Warszawskiej z sierpnia 1920 roku! -
przyp. tłum.
[13] Zob. A. Bridge - „The Crusades”, Londyn 1985.
[14] Według dzisiejszych
standartów jest to korpus armijny - przyp. tłum.
[15] P. Barbet - op. cit. s. 139.