Majowe Bolidy Polskie?
Ta historia miała miejsce w dniu 6 maja 2000 roku pomiędzy godzinami 13:00 a 14:00 CW (11:00 a 12:00 GMT) - na terenie Polski południowej. Wielu świadków zaobserwowało wtedy przelot dziwnego, jaśniejącego silnym światłem obiektu, który pokazał się na północy i poleciał na południe.
Bronisław Rzepecki jako jeden z pierwszych ufologów odebrał meldunek o obserwacji tego ciała od swej sąsiadki z Paryża k./Krzeszowic (woj. małopolskie), która obserwowała tego NOL-a w godzinach 13:50 - 14:00. A oto jej relacja:
Wyglądał on jak trójkąt koloru ciemnoszarego, nieco mniejszy od Księżyca w pełni, miał wyraźnie zaznaczone kontury i zaokrąglone wierzchołki. Smugi wydobywały się z tylnej części obiektu i miały kolory: biały, żółty i czerwony. Najdłuższa była smuga środkowa - biała - około 5 razy dłuższa od trójkąta i usytuowana pionowo za obiektem - vide rysunek. Pozostałe dwie były krótsze - około 3 długości trójkąta i odchodziły pod pewnym kątem w stosunku do smugi głównej. Obiekt leciał bardzo szybko - obserwacja trwała 3-4 sekundy i całkiem bezgłośnie.
Kolejne telefoniczne zgłoszenie relacjonowało fakt przelotu w okolicach Kaczenic k./Zielonej Góry i Wałbrzycha kuli z ogonem, która tym razem poruszała się wolno... Zaś w tym samym czasie w Kielcach widziano o 14:00 spadającą gwiazdę, która leciała z północy na południe.
W dniu 6 maja 2000 roku, pomiędzy godziną 13:00 a 14:00, wielu mieszkańców Osielca (pow. Sucha Beskidzka, woj. małopolskie), zaobserwowało na zachodniej stronie nieba świetlisty obiekt latający. Obiekt ten miał kształt kuli i wlókł za sobą płomienisty ogon o długości 3 średnic tej kuli. UFO był widoczny także w Jordanowie, gdzie zaobserwowały go uczennice Technikum Rolniczego na Chrobaczym.
Ten NOL wydzielał silne biało-żółte światło, które najmłodsi świadkowie tego wydarzenia opisywali także jako „tęczowe”. Cały przelot odbywał się w absolutnej ciszy i wszystko wskazywało na to, że to była obserwacja Obiektu Dziennego!...
W dniach 15 i 17 maja 2000 roku, Robert wraz z dr Stanisławem Budą przeprowadzili dochodzenie dla CBZA, którego wyniki zasugerowały jednak, że ten UFO był jedynie rzadkim zjawiskiem przelotu meteorytu przez ziemską atmosferę. Meteoryt ten wszedł w atmosferę ziemską gdzieś nad centralnymi połaciami Polski i eksplodował nad czeskim Jablunkovem na wysokości około 20.000 m - zaś jego szczątki spadły także na nasz Śląsk Cieszyński. Znalazł je niedawno mgr Andrzej Kotowiecki. Wszyscy powiązali to wydarzenie z bliskim przelotem komety C/1999S4(LINEAR), która sprawiła taki zawód obserwatorom nieba!... Zawiadomili oni Instytut Astronomii Uniwersytetu Wrocławskiego o poczynionych obserwacjach.[1]
Tymczasem wspomniany tutaj już red. Bernatowicz przyjął blisko 20 zgłoszeń obserwacji tego „meteorytu” z okolic Bielska-Białej, Krzeczyna Wielkiego (koło Lubina, woj. dolnośląskie), Miedzybrodzia Bialskiego, Wrocławia, Górek Wielkich i innych miejscowości. Wydaje się zatem, że widziano nie jeden, ale dwa bolidy: pierwszy lecący z zachodu na wschód i drugi lecący z północy na południe - no chyba, że przyjmiemy za prawdę to, że ów bolid wykonał skręt o 90° na południe! - patrz mapka. Sprawa druga, która budzi kontrowersję, to kształt tego UFO - raz kula z ogonem, raz trójkąt z ogonami - i to aż trzema! Czy nie przypomina to kontrowersji narosłych wokół trajektorii i kształtów TM? A zatem nie był to żaden bolid - jak stwierdził to autorytatywnie dr Paweł Preś z IAUW - lecz „prawdziwy” NOL - TRUFO!
Ale na tym nie koniec sensacji, bo w niemal trzy tygodnie później - 30 maja 2000 roku, około godziny 21:10, nad Moraskiem k./Poznania (właściwie jest to już dzielnica Poznania) doszło do przedziwnego incydentu. Około tej godziny, kilkanaście osób widziało coś, co skojarzyło się im ze sportową awionetką, która leciała ku ziemi gęsto dymiąc, jakby się paliła. Kilka osób usłyszało donośny huk, więc doszło do wniosku, że samolocik rozbił się o ziemię. Ruszyła akcja poszukiwawcza i... - nie znaleziono nawet śladu po rozbitym samolocie. Samolot - widmo! Co to było? - nikt nie wie. Sprawa przypomina typowy rosyjski cyrk - było i nie ma, i jak w czeskim filmie - nikt nic nie wie... Gdyby to był meteoryt, to musiałoby się znaleźć przy okazji krater impaktowy. Takowego tam nie znaleziono, ergo to nie był impakt meteorytu - no to czego w takim razie?[2]
Jedno jest pewne - TM nie był jedynym zagadkowym obiektem, który spadł na Ziemię i spowodował tym samym sporo zamieszania. TF był tylko jednym z największych i spowodował największe straty. I dlatego najbardziej działa nam na wyobraźnię.
* * *
I tak już na koniec powróćmy do tego, od czego zaczął się cykl tych materiałów – do Incydentu Pietrozawodsk’77. Napisałem ongi, że jestem w stanie wyobrazić sobie inny wariant wydarzeń, niż przedstawiony przez Rosjan, i inne wnioski końcowe, niż podane przez nich. Chodziło mi o to, że jednak mogliśmy mieć do czynienia z pojazdem latającym zbudowanym ręką człowieka.
Przypomina mi się przede wszystkim legenda o znalezieniu rozbitego Latającego Talerza na Szpicbergenie, co wedle jej autorów miało miejsce w lecie 1953 roku. Znany norweski badacz UFO O. J. Brænne na łamach „UFO” wykazał, że jest to tylko Legenda i nic ponadto. Ta Legenda stanowi zlepek przewidywań futurologicznych, danych naukowych i ufologicznych - co stanowi o jej sensacyjności i nośności. Jest właściwie pewnym to, że chodzi tutaj o:
· Test nowego amerykańskiego, brytyjskiego, radzieckiego lub nawet chińskiego pojazdu latającego, zbudowanego w oparciu o technologię Obcych, względnie technologie rodem z III Rzeszy, albo...
· ... rezultat nieudanej próby z rakietami kosmicznymi wyprodukowanymi w ZSRR czy USA - czego też się nie da wykluczyć, bowiem i Rosjanie i Amerykanie pracowali nad takimi rakietami, zaś Rosjanie pierwsi osiągnęli powodzenie, czego dowodem był lot Sputnika 1.
Jest w tym wszystkim pewien zagadkowy aspekt polski, a mianowicie - na Gwiazdkę 1961 roku od rodziców dostałem uroczą książeczkę Krystyny Korewicko-Adamskiej pt. „Podróż na Księżyc” (Gdańsk 1961). Podobało mi się w niej wszystko: ilustracje i tekst. Jaka szkoda, że książeczka ta nie doczekała się drugiego wydania - jest o całe niebo mądrzejsza od durnowatych Pokemonów, Szkieletorów i innych stworów wylęgłych w chorej wyobraźni zachodnich autorów. Zaczytałem ją na śmierć i pozostały mi po niej tylko czcigodne szczątki. Zainteresowały mnie ponownie jej ilustracje, kiedy czytałem o danych technicznych tego UFO ze Spitzbergenu. Spójrz Czytelniku na ilustracje - czy nie pasują one do tego, co pisze O. J. Brænne w swym Raporcie!?
Te latające talerze Księżyczan też mają silniki główne do lotu wznoszącego i na obwodzie dysze silniczków korygujących kierunek lotu. Do tego kopuły z pleksiglasu, anteny radiowe jak w pojazdach Jetsonów - Odrzutowskich z kreskówek Hana-Barbera oraz wsporniki do pozycji spoczynkowej na ziemi... Jeżeli to tylko czysty przypadek, to jest zastanawiające to, skąd Czesław Zborowski ilustrator tej książeczki wziął pomysł na latający talerz? Czyżby z niemieckiej czy zachodniej prasy opisującej UFO ze Spitzbergenu??? A może sam kiedyś widział podobne w latach wojny nad naszym Wybrzeżem? Pojazdy te - jak widać na innej ilustracji - poruszają się w przestrzeni kosmicznej i w atmosferze bez problemów, a zatem tak - jak rakiety, a nawet o wiele bardziej swobodnie! Bardzo chciałbym wiedzieć, skąd rysownik wziął pomysł na przedstawienie tych księżycowych UFO? To jest naprawdę zagadka do rozwiązania!
Pytanie – czy tego rodzaju pojazd latał także nad Pietrozawodskiem? Pytanie jest o tyle właściwe, że właśnie tak powinien wyglądać obraz jego lotu. Ten Latający Talerz ma dwa rodzaje silników – silnik główny, którego ciąg równoważy ziemską grawitacje i silniki na obwodzie nadające pojazdowi ruch postępowy. Póki obiekt leciał w powietrzu, to zostawiał na niebie ślad jak najnormalniejszy odrzutowiec, ale kiedy zahamował, to strugi gazów wyrzucane przez silnik główny i silniki korekcyjne nadawały całości taki dziwny wygląd – meduzy właśnie!
Oczywiście jest to tylko jedna możliwość, bo jest ich o wiele więcej, a moja wiedza techniczna jest zbyt uboga, by wypowiedzieć się szerzej na ten temat. uważam, że sprawą powinni zająć się eksperci od niezwykłych konstrukcji lotniczych i kosmicznych, i to już od dawna…
Jordanów, 2011-07-03