Igor Wołozniew
Według tego, co obserwują ufolodzy, anomalne mgły czy mgłopodobne obiekty mające właściwości UFO mogą powstawać tak na powierzchni ziemi, jak i na wodzie i w atmosferze. Niejednokrotnie te mgłopodobne UFO urządzają polowania na statki, samoloty, samochody – a nade wszystko – na ludzi. Wygląda na to, że te quasi-mgielne obiekty zostały stworzone przez kogoś w celu porywania Ziemian…
Złowieszcze obłoki
Jeszcze na początku awiacji w prasie pojawiały się informacje o spotkaniach samolotów z czymś podobnym i niewiele się odróżniającym od chmur. Kiedy nasze maszyny wpadały w takie „chmury”, ich przyrządy psuły się, piloci tracili orientację a w rezultacie tego z latającymi aparatami (jak wówczas mówiono na samoloty) zdarzały się kraksy i katastrofy, a niekiedy po prostu przepadały one bez śladu. Jednym z takich incydentów miał miejsce w USA w 1942 roku. Sterowiec L-8 pilotowany przez D. Cody’ego i Ch. Adamsa wystartował z bazy w San Francisco w lot patrolowy wzdłuż wybrzeża. Manewry statku powietrznego śledziło wielu ludzi z kutrów rybackich i okrętów stojących na redzie. Wszyscy widzieli, jak sterowiec wleciał do jednego, jedynego obłoku przepływającego na niebieskim niebie. I jak później okazało się, właśnie w tym momencie z pilotami sterowca urwał się kontakt radiowy. A potem stało się coś dziwnego – sterowiec z tego obłoku już nie wyszedł! Po kilkunastu godzinach znaleziono sterowiec, który znajdował się na wybrzeżu. Spadochrony znajdowały się na swoich miejscach, radiostacja była sprawna, silniki były sprawne, no tylko obaj piloci znikli. I tylko pozostało zagadką, jak sterowiec mógł wylądować na plaży w stanie zupełnie nieuszkodzonym…?
Amerykańska Wikipedia tak opisuje ten wypadek:
16 sierpnia 1942 – lot nr 101. Zniknięcie dwuosobowej załogi sterowca US Navy L-8 The Ghost Blimp. Piloci: 27-letni Ernest Hewitt Cody i 34-letni chor. Charles Ellis Adams byli znani jako ludzie doświadczeni i wiarygodni. Sterowiec bez załogi zdryfował w głąb lądu ze swej trasy patrolowej i wylądował na plaży w pobliżu Thornton Beach pozostawiając głębokie ślady wyryte w piachu. Uwolniony od ciężaru gondoli, ale także uszkodzony, podniósł się w niebo i podryfował dalej nad kontynent, aż wreszcie spadł na ulicę miasta Daly City (CA) bez żywej duszy na pokładzie. Wykonano wielką ilość zdjęć przez świadków na lądzie, jak sterowiec zawisł w powietrzu, a potem powoli uszedł z niego gaz. Drzwi od gondoli normalnie zamknięte na zasuwę w czasie lotu były otwarte, zaś metalowa sztaba używana do blokowania drzwi został usunięta. Dwie z trzech kamizelek ratunkowych na pokładzie znikły, ale były one noszone przez załogantów w czasie lotu – jak wymagały tego przepisy – zaś czapka Cody’ego leżała na paneli instrumentów. W rok po tym wydarzeniu Cody i Adams zostali uznani za zmarłych. Tajemnica The Ghost Blimp została opisana w „Unsolved Mysteries”.[1]
Podobne wydarzenie miało miejsce w roku 1930. Tym razem chodziło o niewielki samolot, który wyleciał z Corpus Christi (TX)
- Na niemal bezchmurnym niebie – opowiadał naoczny świadek F. Dicks – widoczny był tylko jeden jedyny, ciemny obłok okrągłego kształtu, który wyglądał niezwyczajnie. Samolot wleciał weń i… eksplodował!
Szczątki samolotu spadły w odległości 5 mil (8 km ) od miejsca eksplozji. Śledztwo nie ustaliło przyczyn katastrofy, ale przede wszystkim ratownicy nigdy nie znaleźli ciał pilota i pasażerów!
W roku 1961, w okolicach Swierdłowska właśnie w ten sposób eksplodował pocztowy AN-2 z 7 pasażerami na pokładzie. I tak jak w przypadku z Teksasu, ratownicy znaleźli tylko szczątki samolotu – ciał ludzi nigdy nie odnaleziono…
Obłok stał się przyczyną katastrofy jednego z amerykańskich samolotów w czasie starcia myśliwców w czasie Koreańskiej Wojny w 1952 roku. Samolot dowódcy pułku lotniczego D. Boldoune’a na oczach członków innych załóg zanurzył się w ciemnoszary obłok i pozostał w nim. Więcej już nie zobaczono – ani pilota ani jego maszyny…
Przygoda Lindberga
Najczęściej prasa i stugębna fama wiąże takie wydarzenia z Trójkątem Bermudzkim, ale – jak widać – dotyczy to także innych rejonów kuli ziemskiej.
Szeroki rozgłos uzyskała przygoda, która spotkała znakomitego i znanego amerykańskiego lotnika Charlesa Lindberga. 13 lutego 1928 roku wyleciał on w celach badawczych swoim samolotem z Hawany na Bahamy. Przelatując nad Cieśniną Florydzką, Lindberg ze zdumieniem stwierdził, że strzałki przyrządów pokładowych zaczęły pokazywać jakieś dziwne wskazania. Tymczasem na kursie pojawiła się jakaś mgiełka. Owa mgiełka szybko się zbliżała i stawała coraz gęstsza. Lindberg skierował samolot w górę starając się nie wpaść w strefę niezwykłego zamglenia. No i… mgła zaczęła gonić go i otuliła coraz grubszym welonem. Lotnikowi jednak udało się z niej wyrwać i dodał gazu. Potem orientując się według położenia słońca, brzegów i mapy stwierdził, że leci z powrotem! Jakaś niepojęta siła zmieniła kurs i zepchnęła jego samolot z trasy na 300 mil (480 km )!
Lindbergowi się jeszcze udało wyjść z tego cało. Inni mieli gorzej. Do dziś dnia nie rozwiązano zagadki zniknięcia w tym rejonie eskadry pięciu samolotów torpedowo-bombowych, co miało miejsce w dniu 5 grudnia 1945 roku, które wyleciały na ćwiczebne zadanie z Fort Lauderdale NAS (FL). Żaden samolot nie wrócił do bazy. Wieży kontrolnej udało się na parę minut nawiązać łączność z Lotem 19, ale odpowiedzi dowódcy lotu były dziwne i niepojęte.[2]
Krótko po zaginięciu bombowców zaginął także samolot Navy Mariner z 13 członkami załogi, który został wysłany na poszukiwanie bombowców.
Bezgłośna zagłada
Z anomalnymi mgłami spotykały się także statki, jak to było także w rejonie Trójkąta Bermudzkiego, w 1966 roku. Pewien przedsiębiorca przeholowywał barkę z holownikiem z Puerto Rico na Florydę. W połowie drogi zaszło coś nieprawdopodobnego i jednocześnie groźnego: strzałki kompasów zaczęły obracać się jak szalone, a potem zgasły silniki holownika. Jakaś tajemnicza siła wpływała także na inne przyrządy, w tym także na kontrolki. Ale osobliwie przestraszył ludzi tuman mgły, który nieprawdopodobnie szybko zgęstniał – najpierw otoczył on szczelnym kokonem barkę, a potem zaczął przybliżać się do holownika. Było to tym bardziej dziwnym, bo niebo było bezchmurne i świeciło jaskrawe słońce.
Kiedy mgła zaczęła wciągać barkę a wraz z nią i holownik, załogantów ogarnął wielki strach. Zdezorientowany kapitan polecił przeciąć linę holowniczą. Kiedy barka się odczepiła, mgielny kokon zaczął się rozwiewać, silniki i inne przyrządy holownika zaczęły znów pracować normalnie, ale… barka po prostu znikła! Czy w tej mgle po prostu poszła ona na dno? I marynarze, którzy doszli do wniosku, że nadeszła ich ostatnia godzina odetchnęli z ulgą. Zrozumiałe, że tej historii nikt by nie uwierzył, gdyby załoga holownika nie zeznawała pod przysięgą…
Nie wykluczone, że właśnie te anomalne mgły[3] są odpowiedzialne za zniknięcie statków, które w momencie zagłady z jakiegoś powodu nie nadają sygnału SOS czy Mayday.[4] To ostatnie spostrzeżenie wydaje się być dla ekspertów czymś wyjątkowo dziwnym. Do dziś dnia nie udało się znaleźć jakiegokolwiek wyjaśnienia dla tych wydarzeń, co jest o tyle dziwne, że wszystkie akweny Wszechoceanu (i w ogóle powierzchnia Ziemi) jest obserwowana z wysokości orbity przez mnogie satelity meteorologiczne, szpiegowskie czy geofizyczne. Zrozumieć, co właściwie dzieje się ze statkami w chwili, kiedy one „ulatniają się”, przeszkadzają obłoki czy tumany mgły, które jak wiadomo, pokazują się na miejscu incydentu.
Ufolodzy objaśniają tego rodzaju zdarzenia tym, że dochodzi tam do Bliskich Spotkań z UFO albo mgłą magnetyczną podobną do tej, z którą spotkał się Lindberg. Właśnie „padnięcie” radiostacji i innych przyrządów jest czymś typowym dla takich spotkań.
Polowanie na ludzi
Już od dawna zauważono, że Przybysze chcą rządzić się na naszej planecie jak u siebie w domu, tym niemniej chcą ukrywać swoją obecność i działalność przed Ludzkością. Dlatego też z taką ostrożnością przeprowadzają te porwania. Te mgielne obiekty – jak sądzą niektórzy specjaliści – są wytwarzane przez Obcych w celu zamaskowania obecności UFO w czasie tego „polowania na ludzi”. No i zdarza się to najczęściej w miejscach, gdzie „myśliwi” mają najmniej szans wejścia w pole widzenia niewygodnych świadków. I tak właśnie wydarzenia te mają najczęściej miejsce na morzu i w powietrzu, albo w głuchych, mało zaludnionych miejscach na kontynentach.
W powietrzu i na morzu anomalne mgły mogą poruszać się dowolnie szybko. Po porwaniu ludzi obłoki te znikają wraz ze swą zdobyczą. Na lądzie z kolei Oni po prostu cierpliwie czekają, kiedy Ich ofiara – czyli człowiek – sama wejdzie w zastawione przez Nich pułapki. Coś takiego właśnie na ten przykład ma miejsce na mgielnej wyspie Enwaitenet na jeziorze Rudolfa (Bassa Narok, jezioro Turkana) w Kenii. W roku 1935 znaleźli się na niej dwaj angielscy topografowie. Po kilku dniach ich koledzy, zaniepokojeni ich milczeniem w eterze, popłynęli na Enwaitenet, ale nikogo tam nie znaleźli. Potem się wyjaśniło, że właśnie na tej wyspie znikali bez śladu rybacy-tubylcy, i nawet jej nazwa w przekładzie z języka jednego z plemion oznacza „bezpowrotna”.
Ufolodzy mają swoje kultowe wydarzenie, kiedy to w 1915 roku, w Turcji w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął w czasie działań wojennych cały batalion brytyjski liczący sobie 266 żołnierzy. Dziesiątki ludzi widziało, jak on przemaszerował drogą przez wzgórze, którego szczyt okrywała mgła. Żołnierze nie zmieniając kroków weszli w nią i już nie wyszli: „obłok” z ludźmi oderwał się od ziemi i podniósł w górę, a następnie przybrał eliptyczny kształt. Batalion znikł bez śladu…
Podobne wydarzenie miało miejsce w 1937 roku z 3000 żołnierzy chińskich broniących się przed Japończykami w Nankinie. W nocy chińskie okopy okutała gęsta mgła, a rankiem stwierdzono, że są one puste, bez jakiegokolwiek śladu pobytu w nich ludzi. Schować się ci żołnierze nie mieli gdzie, wyjść skrycie z okrążenia nie mogli. I nigdy ich już nie znaleziono. Podobnie jak brytyjskiego batalionu w 1915 roku…
Wydarzenia tego rodzaju i inne rzecz jasna dałoby się wyjaśnić nie uciekając się do hipotezy o Pozaziemianach. Ale obserwacje poczynione przez dziesięciolecia zmuszają nas do rozpatrywania tych wydarzeń jako wrogiej roboty nieprzyjaznych nam stworzeń odwiedzających naszą planetę, czy mieszkające na niej. Oni interesują się nami i ukrywają swe cele, mieszają nam w głowach kasując z naszej pamięci wspomnienia o kontaktach, używają rozliczne środki maskowania tym i takie, jak np. opisane tutaj „pochłaniające ludzi” mgły.
Źródło – „Tajny XX wieka” nr 18/2011, ss.24-25.
Przekład – Robert K. Leśniakiewicz ©