Powered By Blogger

poniedziałek, 19 września 2011

POCIĄGI-WIDMA I WIDMA W POCIĄGACH (1)



Fantomy na szynach

- Wokół zaniedbanie. Zielska przerastają zardzewiałe szyny; bujne, polne trawy, łoboda, rumian dziki i oset. Z boku odpada na poły strupieszała zwrotnica z wybitym szkłem latarni, której nocą nie ma komu zapalić. Bo i po co? Tor to przecież zamknięty; nie ujedziesz nim dalej jak 100 m. Opodal na liniach wre ruch parowozów, tętni życie, pulsują kolejowe arterie. Tu wiecznie cicho. Czasem zabłąka się w drodze maszyna przetokowa, czasem wtoczy niechętnie wóz odszybowany; niekiedy wjedzie na dłuższy spoczynek zniszczony jazdą wagon, zatoczy się ciężko, leniwo i stanie niemy na całe miesiące lub lata. W zmurszałym dachu ptaszek uwije gniazdko i wykarmi młode, w rozpadlinie pomostu rzuci się zielsko, wytryśnie gałązka wikliny. Nad rudawą taśmą szyn pochyla zwichnięte ramiona popsuty semafor i błogosławi smętkowi ruiny...
- Z poezji owej - objaśnił garbaty - wieje głęboki motyw tęsknoty - tęsknoty ku nieskończonym dalom, do których dostęp zamknięty kopcem granicznym, zagwożdżony drewnem rampy. Tuż obok pędzą pociągi, pomykają w szeroki, piękny świat maszyny - tu tępa granica trawiastego wzgórza. Tęsknota upośledzenia. - Czy rozumie pan? - Tęsknota bez nadziei ziszczeń rodzi pogardę i nasyca się sobą, aż przerośnie mocą pragnień szczęśliwą rzeczywistość... przywileju. Rodzą się tu utajone siły, gromadzą od lat nie ziszczone moce. Kto wie, czy nie wybuchną żywiołem? A wtedy prześcigną codzienność i spełnią zadania wyższe, piękniejsze niż rzeczywistość. Sięgną poza nią...
Stefan Grabiński – „Ślepy tor”

Przywidzenia i fantomy bywają różne. Palmę pierwszeństwa dzierżą tutaj widma ludzi – umierających, umarłych i żywych. Potem idą fantomy zwierząt – domowych, dzikich i w ogóle niezwykłych. A następnymi są twory rąk ludzkich: domy, samochody, samoloty i nawet czołgi! No i jak się okazuje, istnieją także pociągi-widma, których nie obowiązują żadne rozkłady jazdy i nie podlegają żadnym regułom ruchu kolejowego. Przemierzają całe kraje z jakiegoś tu do jakiegoś tam i nie można ich zatrzymać w żaden sposób... A oto artykuł Artiema Płatonowa na ich temat, zamieszczony w rosyjskim tygodniku NLO nr 44/2005.

Staruszek na szynach

Zacznijmy zatem od tragicznej – niestety – historii Petera Krauzego, która zdarzyła się w dniu 17 lipca 1997 roku. Miał on już 15-letni staż w prowadzeniu zestawów towarowych na jednej z niemieckich linii kolejowych. Zawsze podjeżdżając ku jednej z niewielkich stacyjek na trasie zauważał, jak z niedużego domu przy torach wychodził niewysoki, siwowłosy staruszek z żółtą chustka na szyi i szedł pomiędzy szynami. Oczywiście Krauze nie chcąc przejechać człowieka włączał awaryjne hamowanie, ale starzec za każdym razem gdzieś znikał. Jego pomocnik za każdym razem bardzo się dziwił, bo on żadnego dziadka nie wiedział... Widziadło to regularnie pokazywało się przez półtora roku. Na maszynistę zaczęto spoglądać, jak na wariata, a ten doprowadzony tym do ostateczności udał się do psychiatry.

Lekarz zbadał dokładnie pacjenta i znalazł go w najlepszym stanie psychicznego zdrowia. Ale na wszelki wypadek poradził mu zmienić miejsce pracy, tzn. przejść na inną linię. Krauze posłuchał rady i zaczął pracować na innym szlaku kolejowym. Starzec go nie niepokoił – aż do fatalnego 17 lipca...

Jak później zeznał pomocnik maszynisty, w tej podróży Peter spokojnie prowadził pociąg od stacji do stacji tego ranka, po starej trasie. I już pokazał się znajomy domek, z którego wyszedł znajomy staruszek, który skierował się ku szynom i jadącemu po nich spalinowozowi. Tym razem jednak Krauze jak zahipnotyzowany nie włączył hamulców. Wtedy pomocnik krzyknął „hamuj!!!”, a Peter powoli odwrócił się do niego.

„Człowiek na szynach!!!” – jeszcze raz krzyknął pomocnik. „Gdzie?” – zapytał spokojnie maszynista. „O Boże! Tam przed nami! Ma żółtą chustkę na szyi!” – odkrzyknął pomocnik. Peter roześmiał się – „A, to ten sam? Ileż razy go już przejeżdżałem, a on wciąż jest żywy!” Niemal w tej samej chwili obaj usłyszeli głuche uderzenie ludzkiego ciała w przód lokomotywy, a pomocnik sam szarpnął za dźwignię hamulca...

Kiedy pociąg się zatrzymał, maszynistom przedstawił się okropny widok: na torze leżały fragmenty ciała nieszczęśliwego staruszka. Cały przód spalinowozu był zbryzgany krwią. Na widok tego, co się stało, Peter zwalił się nieprzytomny na ziemię.

Pomocnik zataszczył go do kabiny lokomotywy i doprowadził pociąg do najbliższej stacji. Tam przekazał nieprzytomnego maszynistę policji. Wkrótce sąd skazał Krauzego za morderstwo z premedytacją i poszedł on odsiadywać wyrok w więzieniu w Schwarzwaldzie. Leczący go psychiatra długo chodził po sądach w celu uniewinnienia Petera. Udało mu się to częściowo, bowiem Petera wprawdzie wypuszczono z więzienia, ale jednocześnie przewieziono go na leczenie na oddział zamknięty do szpitala psychiatrycznego...

Koszmar w pociągu


Kiedy indziej duchy pojawiają się w samych pociągach. I tak np. brytyjski pułkownik Evert jadąc pociągiem z Carlisie do Londynu zajął miejsce w przedziale i usnął. Naraz obudziło go dziwne uczucie i zobaczył on, że na ławce vis-à-vis siedzi jakaś na czarno ubrana kobieta. Jej twarz była skryta za gęstą woalką, i jej spojrzenie było skierowane w dół. Pułkownik pozdrowił ją grzecznie, ale kobieta nawet nie zareagowała na jego głos. W odpowiedzi zaczęła się kołysać i śpiewać kołysankę, ale na jej rękach nie było żadnego dziecka...

W tej samej chwili pociąg gwałtownie zahamował i na pułkownika spadła z góry jego ciężka i masywna walizka. Cios był tak silny, że płk Evert stracił na chwilę przytomność. Kiedy się wreszcie pozbierał, to wyszedł z przedziału w poszukiwaniu konduktora, by dowiedzieć się, co się stało i co było przyczyna tak ostrego hamowania. Konduktor uspokoił pułkownika twierdząc, że nic takiego groźnego się nie stało, i że zaraz pojadą dalej.

Powróciwszy do przedziału pułkownik, ku swemu zdumieniu, nie znalazł tam kobiety w czerni. Rozpytał zatem podróżnych z sąsiednich przedziałów i okazało się, że żaden z nich jej nie widział. Co więcej, płk Evert przypomniał sobie, że kładąc się spać zamknął się w przedziale od wewnątrz, tak że nikt nie mógł doń wejść z zewnątrz... Dopiero potem pułkownik dowiedział się, że na tej trasie miał miejsce makabryczny wypadek. Otóż kobieta z dzieckiem na ręku jechała pociągiem i przez nieuwagę dziecko wysunęło się z okna i to tak nieszczęśliwie, że jakiś przewód literalnie odciął mu głowę. Zdekapitowane ciało dziecka spadło kobiecie na kolana. Kiedy pociąg przybył do Londynu, kolejarze znaleźli kobietę trzymającą na kolanach bezgłowe ciało dziecka i śpiewającą kołysankę. Po tym okropnym wypadku kobieta zapadła na chorobę umysłową i po kilku miesiącach zmarła, a potem jak widać – stała się widmem...

Pociągi-widma na Ukrainie i nie tylko


14 lipca 1995 roku, chorąży Anton Filipowicz Gnatiuk, dowódca stacji radiolokacyjnej WOPK Ukrainy, wracał koleją z urlopu do Połtawy przez Kijów. Udało mu się kupić bilet tylko na pociąg pośpieszny, tak więc nie miał pieniędzy na hotel, a że chciało mu się pospać w cieple, tedy udał się na bocznicę by dogadać się z kolejarzami i się przespać, ale ci nie zgadzali się na to. Doszedł on do końca bocznicy i stracił nadzieję na zdrowy sen, chor. Gnatiuk zauważył naraz stojący na sąsiednim torze pociąg o wagonach przedwojennej konstrukcji. „Z całą pewnością to jest jakiś rekwizyt filmowy” – pomyślał i udał się w jego kierunku.

Pociąg przywitał go martwą ciszą. Ale kiedy chorąży ujął za klamkę, jego ciało przeszył wstrząs, jak uderzenie prądu elektrycznego... Było ono tak silne, że chor. Gnatiuk stracił na chwilę przytomność i upał ma nasyp. Po pewnym czasie znaleźli go kolejarze, którzy wezwali ambulans pogotowia ratunkowego, który dostarczył go do szpitala (kolejarze nie mogli zrozumieć, jak na pustym miejscy chorąży mógł zostać porażony prądem, bowiem pociąg-widmo po tym wydarzeniu po prostu znikł). Lekarz stwierdził następstwa silnego szoku elektrycznego, jakby chor. Gnatiuk złapał ręką za goły przewód wysokiego napięcia...

I jeszcze trzy przypadki pojawienia się pociągów-widm. W 1986 roku, na stacji węzłowej Sołncewo-Kijowska maszynista pociągu podmiejskiego zauważył przed sobą ostatni wagon jakiegoś składu jakiegoś dziwnego pociągu, którego nie było na żadnym rozkładzie jazdy.

Maszynista zahamował i jednocześnie wywołał przez radio dyżurnego ruchu. Udało się uniknąć zderzenia, zaś pociąg-widmo znikł po kilku minutach...

Skrajnie tajemnicze wydarzenie zaszło w roku 1929 na dworcu kolejowym w Zurychu. Do peronu, od którego parę minut wcześniej odjechał ekspresowy pociąg Europa Lux, podjechał zestaw kilku długich niebieskich wagonów z ogromnym czerwono-czarnym parowozem wydającym głośny gwizd. Dyżurny ruchu i maszynista z nieukrywanym zdumieniem patrzyli po sobie, - dyżurny nie rozumiał, co to za pociąg i skąd się on tam wziął, zaś maszynista dziwił się, co to za stacja i skąd on się na niej wziął...

Na koniec lokomotywa wypuszczając kłęby dymu i pary ruszyła i szybko nabierając prędkości znikła w dali. Dyżurny pobiegł powiadomić sąsiednie stacje o tym pociągu, ale jak się okazało, nie dojechał on nawet do sąsiedniej stacji, jakby literalnie rozpłynął się w powietrzu...

Inny maszynista pociągu towarowego doznał szoku, kiedy zbliżał się do stacji Pławin-Passażyrskaja na Ukrainie, w dniu 2 lutego 2002 roku. Naraz w odległości jakichś 50 m od jego pociągu pojawił się inny pociąg, o wyraźnie przedwojennym wyglądzie lokomotywy i sześciu czy siedmiu wagonów. Kiedy zderzenie wydawało się być nieuniknionym, tajemniczy pociąg po prostu znikł...

Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zacytować slogan z kolejowego plakatu: „Tor kolejowy – strefą podwyższonego ryzyka”. A zatem bądźcie ostrożni... Tyle Artiem Płatonow.

CDN.