Konstantin Fiedotow
Najbardziej
suchym miejscem Ziemi, to obszar na Antarktydzie nazywany Suche Doliny. Jest on
całkowicie wolny od śniegu i lodu, a prędkość wiatru sięga tam 320 km/h.
Deszczu w tej krainie nie było już od 2 MA.
Istnieje
przekonanie, że w antarktycznych morzach istnieje ubogie życie i zamieszkują je
tylko ryby służące za pożywienie dla pingwinów. W rzeczywistości w tych
lodowatych wodach żyje niesamowita ilość najróżniejszych przedstawicieli fauny.
Antarktyczny kryl
Czy
słyszeliście kiedykolwiek o antarktycznym krylu? To stworzenie, podobne do
krewetki, zamieszkuje w wodach Oceanu Południowego zazwyczaj na głębokości
100-200 m. Kryl w ogóle jest dość drobny – jego długość wynosi około 6 cm a
waga nie więcej, niż 2 g, ale jak się okazuje – liczy się najbardziej jego
ilość, która przechodzi w jakość – w tym przypadku w masę. W 1 m³ wody znajduje
się 30.000 osobników kryla, a jego ogólna biomasa jest oceniana na 500 Mt.
Ogólna
biomasa, to masa wszystkich przebywających w regionie morskich stworzeń. Dla
porównania: ogólna biomasa wszystkich ryb zamieszkujących wody Kamczatki jest
oceniana na 4 Mt, to jest dwa rzędy wielkości mniej od biomasy kryla w Oceanie
Południowym.
- No i co z
tego? – zapyta ktoś. Pomyślcie – 500.000.000 ton! Jeszcze gdyby tego kryla
można było jeść… A co stoi na przeszkodzie? W rzeczy samej, kryl, który trafia
na stół pingwinom, może nam także posłużyć jako niewyczerpane źródło białka. Druga
sprawa, że połowy kryla rozpoczęte przez radzieckich rybaków miały miejsce już
w latach 60. i przewyższały one połowy we wszystkich innych krajach do połowy
lat 90. spadły do zera. A do początku XXI wieku, połowy i przetwórstwo kryla
prowadziły tylko cztery kraje: Japonia, Korea Pd., Polska i Wielka Brytania.
Przyczyna tego słabego zainteresowania krylem leży w surowych warunkach
pogodowych w Antarktyce.
Ale żadne
warunki pogodowe nie przeszkadzają uczonym zajmować się swoimi pracami! I tak w
czasie ostatnich lat ichtiolodzy całego świata na czele z uczonymi z
Nowozelandzkiego Narodowego Instytutu Badań Wodnych i Atmosferycznych
przeprowadzili globalna w swej skali operację badań mieszkańców
wokółantarktycznych wód. W tym czasie badacze uzyskali w lodowatych morzach
Południa zbiór 30.000 gatunków zwierząt – z których większość nigdy nikomu nie
pokazała się na oczy! I o niektórych z nich wam dzisiaj opowiem.
Kikutnice i ośmiornice
To „zwierzę” o
długości prawie pół metra odkryto w Morzy Rossa na głębokości dwóch kilometrów.
Uczeni przypisali to zwierzę do podtypu osłonicowatych czyli strunoogonowych (Tunicata, Urochordata – przyp. tłum.).
Sklasyfikować
to sklasyfikowali, ale rzecz w tym, że same osłonicowate nie są zbadane do
końca. Swoją nazwę otrzymały dlatego, że ich ciało jest osłonięte specjalna
osłoną z tkanki łącznej podobnej w składzie do celulozy. Interesujące jest to,
że celuloza występuje tylko w roślinach, tak więc osłonicowate z biologicznego
punktu widzenia są niczym innym, jak hybrydą rośliny i zwierzęcia.
A oto następny
bohater – 25-centymetrowy morski pająk (kikutnica – przyp. tłum.) wyłowiony
także z tegoż samego Morza Rossa. Jego unikalność polega na tym, że wcześniej
takich dużych osobników tego gatunku w Antarktyce nie spotykano.
Tam właśnie na
głębokości około kilometra, badacze złapali ośmiornicę będącą niezbadanym
gatunkiem głowonogach mięczaków. Dlatego też otrzymał on nazwę „antarktycznej
ośmiornicy”.
W lutym 2008
roku, Nowozelandczykom udało się wyłowić dużą (ok. 60 cm) rozgwiazdę, która
nijak nie przypomina swoich pobratymców, a w ogóle jest podobna do worka
naładowanego nie wiedzieć czym.
Pożeracz rozgwiazd
Ta
niebezpieczna ryba ma swoją adekwatną nazwę – pożeracz rozgwiazd. Jeszcze na dodatek badaczom udało się
zaobserwować, że drapieżnik ten ogłupia swą ofiarę za pomocą czerwonego
światła, które emituje jego skóra. Nawiasem mówiąc skóra tego pożeracza okazuje
się być bardzo miękka i delikatna – na zdjęciu widać, jak jest poraniona przez
zwykłe sieci.
Kiedy
rozgwiazda po barwie zidentyfikuje pożeracza
jako osobnika własnego gatunku podpełznie bliżej, to ryba otwiera pysk a potem
wbija się w nią swymi długimi i ostrymi jak igły zębami i momentalnie rozrywa
ja na sztuki. Długość amatora rozgwiazd wynosi wszystkiego 21 cm.
I jeszcze
jedna antarktyczna osobliwość – kindżałoząb
(Anatopterus pharao – przyp.
tłum.) Te ryby były znane już wcześniej ichtiologom, ale nie sądzono, że
występują na aż tak wysokich szerokościach geograficznych, bliskich Biegunowi
Południowemu. Nowy gatunek kindżałozęba
posiada – jak to wynika z jego nazwy – bardzo groźne zęby i zniewalające oczy w
kolorze błękitnego szafiru.
Następna „premiera”
to wcześniej nam nieznana różnorodność gatunkowa strzykw albo ogórków morskich
(Holothuroidea – przyp. tłum.) Te
gatunki, które były spożywane znane są pod nazwą trepangów. Czy mieszkańcy
lodowatych mórz Południa są jadalni czy nie – tego uczonym jeszcze nie wiadomo.
Ale
najbardziej ciekawym odkryciem okazuje się być lodowa ryba zwana białokrwistą (Channichtyidae – przyp. tłum.) Jest to
jedyny na naszej planecie gatunek kręgowców, w których krwi nie ma erytrocytów
i hemoglobiny – dlatego ich krew jest bezbarwna. Takie przystosowanie pozwala
im na zamieszkiwanie wód o temperaturze poniżej 0°C.
Nie tylko pod wodą
Nie tak dawno
uczeni na Antarktydzie wyjaśnili to, że życie kipi nie tylko w przyległych
wodach, ale i bezpośrednio pod lodem! Jednym ze źródeł tego zagadkowego i
dotychczas nam nieznanego życia okazał się tzw. Krwawy Wodospad – solanka
wyciekająca ze szczeliny wnikającej głęboko pod Lodowiec Taylora.
Nazwa Krwawy
Wodospad pasuje do tego niedużego i nieregularnie cieknącego źródła wody
rudoczerwonej barwy. I jak na razie zawdzięcza on swoją nazwę tej barwie, a nie
jakimś mitycznym wydarzeniom. Ale tak czy inaczej, ten czerwony strumień ma
prawo mieć taką dźwięczną nazwę.
Przez wiele
lat z rzędu uczeni brali z niego próbki
i wyjaśnili, że woda w Krwawym Wodospadzie wynosi z głębin ziemi na
powierzchnię żywe mikroorganizmy, które były zamknięte w ukrytym zbiorniku
wodnym prawie 2 MA. Analiza genetyczna wykazała, że pod warstwami lodu Lodowca
Taylora żyje 17 różnych gatunków mikroorganizmów. Wszystkie one maja swe
odpowiedniki w normalnych warunkach, ale odróżniają się od nich ze względu na
długie przebywanie w izolacji i surowych warunkach. Przy czym pod tym pojęciem
nie należy rozumieć chłodu, choć to także jest niesprzyjający czynnik, ale coś
jeszcze gorszego – całkowity brak rozpuszczonego w wodzie tlenu. Ale w takim
razie, jak te bakterie tam wyżyły?
Uczeni doszli
do wniosku, że 2 MA temu w tym miejscu był fiord. Kiedy zaczęło się
zlodowacenie, poziom morza się obniżył i mały akwen na kontynencie został
przykryty warstwami lodu z lodowca. Mikroby, które się tam znalazły potrafiły
przeżyć przystosowując się do nowych warunków, wykorzystywać związki chemiczne
zamknięte razem z nimi, i zaczęły one oddychać… żelazem z otaczających je skał
– używając go zamiast tlenu!
Krótko mówiąc,
podobne wydarzenie świadczy o możliwości uchronienia się życia nie tylko w
Przeszłości, ale także w Przyszłości – bez względu na to, jakie by nas nie
czekały wstrząsy klimatyczne. I że życie (wprawdzie w postaci bakterii) być
może istnieje na innych planetach ze skomplikowanymi warunkami (bez światła i
tlenu), tak że spotkanie z żywymi organizmami spoza Ziemi jest bardzo możliwa.
Tekst i
ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 35/2015, ss.38-39
Przekład z j.
rosyjskiego - ©Robert K. Leśniakiewicz