VII
Gedrena czekała w swoim namiocie rozbitym w
obozowisku w Oazie Nawiedzonych Piramid. Oczekiwała na wysłanników Dachy,
którzy mieli przywieźć jej tak długo oczekiwany artefakt. Potem już tylko
wejdzie do sekretnego składowiska, wyjmie czarną skrzynkę, wprowadzi w nią
sekretny kod ze złotej blaszki, naciśnie przyciski i…
No właśnie, tego „i” nie potrafiła sobie
wyobrazić. Wprawdzie jej sprzymierzeńcy z latających talerzy ją ostrzegali przed
możliwymi konsekwencjami, ale miała to w nosie. Chciała być panią świata i nie
było takiej siły, która by ją od tego powstrzymała. Zeszłej nocy rozkazała
zamordować arcykapłana Nem-mer-akheta, który zaoponował, kiedy oznajmiła Radzie
Arcykapłańskiej swoją decyzję. Dziś rano jego ciało znaleziono wśród wydm. Był
uduszony…
- Idiota… - królowa uśmiechnęła się sardonicznie
do siebie. – Sądził, że jego sprzeciw będzie miał jakieś znaczenie. A poza tym
odstraszyło to potencjalnych oponentów politycznych…
Zapadała zwolna noc i słudzy zapalili wszystkie
lampy. Nad ciemnymi diunami zapłonęły srebrzyście gwiazdy.
- Królowo? – usłyszała za sobą. Odwróciła się,
za nią stał kapłan Moeru.
- Czego chcesz, kapłanie? – zapytała go
wyniośle.
- Chciałem ci donieść królowo, obyś żyła
wiecznie, że stało się coś dziwnego na niebie – rzekł cicho, ale z napięciem w
głosie.
- Co takiego? – zapytała.
- Wielki Przewodnik znikł – odparł kapłan.
- Taaaak? – zdziwiła się nieco – no i co z tego?
- To z tego, królowo obyś żyła wiecznie, że
dzieje się coś, czego nie byliśmy w stanie przewidzieć – odparł spokojnie
kapłan.
- No to co? – wzruszyła ramionami – no i co z
tego? To tylko jakiś tam księżyc, do diabła z nim…
- Ależ…
- Nie nudź kapłanie… - Gedrena machnęła
lekceważąco ręką. – Dzisiejszej nocy zamierzam sfinalizować moje plany i
wreszcie skończyć z tymi, którzy mi przeszkadzają stać się panią świata… - wypowiedziała powoli
akcentując te słowa i delektując się ich brzmieniem.
Naraz rozległy się jakieś głosy i odgłos szybkich
kroków. Po chwili przed Gedreną wyrósł Szamari, który był jej wezyrem.
- Królowo, obyś żyła wiecznie! – wykrzyknął. –
Przybyli wysłannicy od dziesięciotysięcznika Dachy i powiadamiają cię, pani, że
mają dziewczynę oraz przysyłają to…
Wezyr wyciągnął rękę w której znajdowała się
pozłacana blaszka na rzemyku. Gedrena chciwie sięgnęła po nią i po chwili jej
oczy spoczęły na jej powierzchni, a wargi wykrzywił okrutny uśmiech.
- Wezyrze? – Gedrena ujęła blaszkę i zawiesiła
sobie na szyi.
- Co rozkażesz królowo, obyś żyła wiecznie?
- Sprowadź Nikotrix i zbierz kolegium kapłańskie
w Piramidzie Księżyca. Tylko dyskretnie. Nie chcę niepotrzebnego ruchu w
obozowisku. Tamci nie mogą się
dowiedzieć…
Nikotrix - sobowtór królowej zjawiła się
niezwłocznie. Obie kobiety błyskawicznie zmieniły się szatami, poczym królowa
wyszła ze swego namiotu kierując się w stronę wysokiej Piramidy Księżyca.
Doszła do niej w ciągu kwadransa i zanurzyła się w chodnik wiodący pod jej
podstawę, w głąb potężnych fundamentów. Wszystkie pomieszczenia piramidy
zamieniono w magazyny w których znajdowało się niemal dwieście jednostek broni
A, B, C i tej najgroźniejszej – broni D – dezintegracyjnej. Można ją było
aktywizować tylko poprzez podłączenie do głowic D specjalnej czarnej skrzynki z
szesnastoma wypukłymi klawiszami. Ale to jeszcze nie gwarantowało jej
działania. Potrzeba było klucza, według którego naciskało się klawisze w
określonym porządku. I to właśnie miała przy sobie Ilva. Bez niego cały
zgromadzony arsenał czterdziestu czterech jednostek broni D był jedynie złomem.
Królowa stała na środku sali. Pod ścianami
leżały ułożone srebrzyste głowice, wszystkie 44 sztuki. Czekały na swój czas. A
ten biegł nieubłaganie. Po chwili wszedł pierwszy kapłan. Za nim drugi i
trzeci. Tak weszło ich dwunastu. Milcząc stanęli półokręgiem czekając na słowa
królowej.
- Jesteśmy wszyscy, o królowo obyś żyła wiecznie
– powiedział najstarszy z nich – a zatem?
- A zatem możemy zaczynać – powiedziała. –
Uzbroimy głowice i wtedy staniemy się panami tego świata!
W swej naiwności liczyła na to, że samo
uzbrojenie głowic jej coś da. Nie wiedziała, że głowice należy jeszcze
przenieść i zdetonować nad lub w pobliżu celu… Jej przyjaciele z Twierdzy
Andyjskiej nie podzielili się z nią ani z jej kapłanami swą wiedzą.
- Podajcie mi skrzynkę – rozkazała wyciągając
rękę w której znajdował się klucz.
Jeden z kapłanów podał jej czarny przedmiot i
zaintrygowany patrzył, co będzie z nim robić. Tymczasem królowa podeszła do
pierwszego srebrzystego stożka i podłączyła kable do gniazdka znajdującego się
na obudowie. Czarna skrzynka naraz zalśniła cała zielonym światłem. Gedrena
drgnęła. Światło oznaczało, że obydwa urządzenia są sprawne i gotowe do użycia.
Podała blaszkę najstarszemu kapłanowi.
- Czytaj najpierw górne, a kiedy ci powiem, to
dolne – rzekła.
Ten skinął tylko głową.
- Zaczynam – powiedziała. – Wprowadzam pierwszą
sekwencję. Czytaj!
Jej smukłe palce dotknęły klawiszy.
- Pierwsza sekwencja: Ra, Osir, Beel, Ea, Ra,
Thot, Loki, Ea, Sig, Num – czytał powoli kapłan.
- Mam – odparła Gedrena – teraz czytaj drugą.
-
Isis, Are, Ka, Isis, Ea, Ursa, Ursa, Isis, Tyr, Gimel… Koniec… – powiedział
kapłan.
- …koniec… - powiedziała Gedrena wciskając
ostatni klawisz.
Nastał moment najwyższego oczekiwania.
I nie stało się nic.
Na twarzach kapłanów zaczęły pojawiać się
szydercze uśmieszki. Nareszcie pokażą tej parweniuszce jej miejsce. Naraz uśmieszki zgasły jak zdmuchnięte.
Skrzyneczka w ręku królowej najpierw zgasła, a potem zaświeciła ostrym,
pomarańczowym światłem. Na jej bocznej powierzchni zaświeciły bielą jakieś
znaczki. Jeden z kapłanów rozpoznał je.
- To są cyfry Armamen! – wykrzyknął – 18… 17…
16… 15… odliczał patrząc na display.
- Jeszcze chwila i będę panią świata! –
pomyślała Gedrena. Na jej usta wypełzł uśmieszek jadowity jak kobra.
- 10… 9… 8…
- Jeszcze trochę… - pomyślała.
- 4… 3… 2… 1… 0… - powiedział kapłan i umilkł.
Skrzynka w ręku królowej rozbłysła na moment jak
fotograficzny flesz i rozpadła się na drobny proszek.
- Co jest do diabła! – krzyknęła Gedrena.
Nie wiedziała, że wprowadziła niewłaściwy kod, i
że wprowadzenie niewłaściwego kodu uruchamia mechanizm samozniszczenia głowicy.
Jej komputer zinterpretował błędny kod jako próbę uzbrojenia jej przez wroga.
Na taki przypadek miał tylko jedną opcję.
Jeden z konstruktorów bomby atomowej powiedział,
że wybuch atomowy, to kwestia trzech merdnięć ogonem cielaka. Wybuch
anihilacyjny był kwestią jego ułamka. W sekundę po samozniszczeniu urządzenia
wprowadzającego kod, komputer głowicy otworzył zawór powodując ulot płynnego
helu z pojemnika, w którym znajdowały się zamrożone antyprotony – jądra
antywodoru. W ciągu następnej sekundy temperatura wewnątrz naczynia
adiabatycznie podniosła się o pięć kelwinów. To wystarczyło i sto kilogramów
antyprotonów połączyło się z równoważną ilością materii.
Ani Gedrena, ani żaden z kapłanów nie zobaczył
już, jak głowica pęka pod wpływem potężnego uderzenia promieni gamma, które
wyrwały się na wolność i rozprzestrzeniły z prędkością światła aktywizując
wszystkie pozostałe głowice. Ludzie wyparowali w ułamku sekundy zanim nerwy
wiodące impulsy od ich oczu do mózgów zdołały je przekazać. W promieniu
kilkudziesięciu mil zanikło wszelkie życie wyjałowione lawiną promieni gamma.
Straszliwy wybuch pozostałych głowic spowodował powstanie ogromnego krateru, a
cząstki radioaktywnego pyłu wystrzelone do atmosfery zaczęły tworzyć ogromny
grzyb, który wyrósł do dolnych warstw jonosfery. Straszliwe trzęsienie ziemi
odczuli ludzie mieszkający setki mil od miejsca eksplozji. Zaktywizowały się
wulkany Gór Ognistych, które plunęły strumieniami lawy. Kataklizm, który
uruchomiła ręka Gedreny odczuli wszyscy mieszkańcy krajów hyboryjskich…