Sielski widoczek z j. Tanganika, ale na jego brzegach czai się prehistoryczny potwór - Mngwa...
Dimitri Sokołow
Niezwykłe stworzenie, przez
krajowców zwane Chupachabra, w dniu 31.X.2018 roku w czasie tylko jednej nocy zamordowało
około 100 królików i kur, a także kilka owiec we wsi Bystrowka n./Obem
(Iskitimsij Rejon, Obwód Nowosybirski; N 15°32’09” – E 082°33’43”).
Kilka lat temu, mieszkańcy Europy
i Ameryki z niejakim przerażeniem przekazywali sobie historie o Chupakabrze –
potworze podobnym do kota albo rysia, który krąży po nocach i literalnie
rozrywa na sztuki zwierzęta domowe. Co to za stworzenie, zoologowie nie mogą
stwierdzić do dziś dnia. A przecież Afrykańczycy wiedzieli o tym potworze już
na początku XX wieku i zawsze uważali je za zrodzone przez ciemne siły…
Zagadkowe
ślady
Gdyby w afrykańskiej dżungli
rosnącej na brzegach jez. Tanganika miejscowemu mieszkańcowi opowiedzieć o
wyczynach Chupacabry, on by się nawet nie zdziwił, bowiem takie stworzenie na
Czarnym Kontynencie jest znane od niepamiętnych czasów. Plemiona Centralnej
Afryki nazywają je Nunda albo Mngwa. Od czasu do czasu potwór ten wychodzi z
dżungli i, podobnie jak Chupachabra, zabija domowe bydło, a czasami też i
ludzi.
Do naszych czasów ostał się
dokument, w którym opisuje się wydarzenie, które miało miejsce w 1920 roku
pewnej nocy, w pobliżu największego miasta Tanzanii – Dar-es-Salaam z mroku
wyskoczyło tajemnicze zwierzę, które w mgnieniu oka zamordowało dyżurnego
policjanta. W czasie oględzin ciała w dłoni zabitego znaleziono kłak szarej
sierści, a naoczni świadkowie opisywali je jako kota wielkości cielaka. W
następną noc zwierzę rozprawiło się z jeszcze jednym stróżem porządku.
Wszystkiego w ciągu tygodnia na liście ofiar nocnego potwora znalazło się ponad
10 ludzi i kilkanaście zwierząt domowych. Tym niemniej złapać potwora się nie udało.
Nunda według różnych relacji
W swej książce, opisującej
niezwykłe zwierzęta z afrykańskiego kontynentu, Frank Lane spośród wielu przytacza historię zapisaną ze słów
znanego podróżnika Patricka Bouznego.
Pewnego razu podróżnik stał obozem na brzegu Tanganiki, kiedy przybiegli do
niego przerażeni krajowcy z jednej z wiosek. Z ich bezładnych opowiadań Bouzne
zrozumiał, że na tą wioskę napadła jakaś Nunda i porwała małego chłopca.
Zbadawszy ślady, które pozostawiło zwierzę, podróżnik był absolutnie zdziwiony.
W pierwszej chwili sądził, że to był trop lwa, ale przyjrzawszy się dokładniej
stwierdził on ze zdumieniem, że był on wielokrotnie większy.
Dziwną relację potwierdzili także
miejscowi krajowcy przerażeni nocną wizytą.
Pasiasty
potwór
Brytyjczyk – kpt. William Hichens – w 1937 roku, w
magazynie dla podróżników opublikował opowieść o dziwnym wydarzeniu, które
miało miejsce we wsi Mchingu znajdującej się na brzegu Tanganiki. Pewnego razu,
kiedy Hichens znajdował się we wsi, krajowcy przynieśli mu do leczenia
myśliwego, na którego napadło w lesie nieznane zwierzę. Na pytanie Williama,
kto napadł na mężczyznę ten z trudem odpowiedział, że Mngwa. Znając doskonale
opowieści o krwawym kocie o rozmiarach cielaka, Hichens zapytał myśliwego, czy
się nie omylił i czy nie napadł nań lampart. Myśliwy jednak nie dał się zbić z
tropu i ponownie odpowiedział mu – Mngwa. Opowiadając o tym wydarzeniu Hichens
solennie przekonywał, że jemu byłoby prościej objaśnić Mngwę zwyczajnym lwem
czy dużym lampartem, ale ilość widzianych przezeń ofiar zagadkowego kota i ich
opowiadania o spotkaniach z potworem nie pozostawiły nawet cienia szansy na
takie wyjaśnienie. Według poglądu Hichensa – Nunda czy Mngwa istnieje naprawdę.
Najczęściej europejscy badacze i podróżnicy opisywali Nundę wedle słów
krajowców jako ogromnego, puszystego kota wielkości osła. Na jego tułowiu
widoczne są wąskie paski. Niezwykłe właściwości tego zwierzęcia potwierdza jego
nazwa – Mngwa – co w jednym ze starych tamtejszych narzeczy oznacza „dziwne
zwierzę”. Zwierzę to jest dostatecznie dziwne, a do tego jeszcze stare. Jego
pierwsze potwierdzone obserwacje datują się na rok 1150 i są one opisane w
jednym z miejscowych hymnów wojennych. Według tekstu pieśni, na pożarcie
strasznemu zwierzowi zostawiają jeńca wojennego. Do tego byłoby naiwnością
zakładać, że żaden z europejskich myśliwych ani raz nie próbował złapać Nundę,
czy chociaż ustrzelić ją.
Jedna z rekonstrukcji Mngwy
W 1924 roku, Londyńskie Muzeum Zoologii wysłało w
afrykańskie dżungle ekspedycję pod kierownictwem prof. Henry’ego Stone’a. pewnego razu podróżnicy wyszli na brzeg
Tanganiki, gdzie usłyszeli mnóstwo opowiadań o spotkaniach z Nundą. Ma się
rozumieć, profesor zapragnął złapać to dziwne, mityczne zwierzę. Pomocy w tym
mieli mu udzielić trzej miejscowi myśliwi: Mngawi,
Zuaza i Bangwa. Chodząc po dżungli napotkali na świeży trop, podobny do
śladów lamparta, ale kilka razy większe. Ciemniało już, więc postanowili
poszukiwania odłożyć do jutra. Na próżno. W nocy na wieś napadł potwór.
Nieznany stwór rozerwał ogrodzenie koszaru z owcami i śmiertelnie poranił
miejscowego pasterza. Na pytanie profesora, kto to wszystko zrobił, miejscowi w
odpowiedzi unisono powtarzali tylko słowo – Mngwa. Okazało się przy tym, że
Mngwa niejednokrotnie napadała na tą wieś, ale potem gdzieś przepadła. Krajowcy
uwierzyli w to, że ich modlitwy zostały wysłuchane i bogowie wreszcie zabrali
potwora. Myśliwi rzucili się w dżunglę na poszukiwanie Mngwy. Po godzinie
potwór stanął przed nimi w całej swojej krasie. Nunda czy też Mngwa w
rzeczywistości okazała się być ogromnym kotem, mierzącym w kłębie 1,5 m, z
silnymi łapami i małymi uszami. Jej skórę pokrywały szaro-czarne plamy i
podłużne pasy. Ujrzawszy ludzi Nunda z miejsca zaatakowała jednego z
przewodników. Na szczęście któryś z członków ekspedycji zdążył dać ognia ze
strzelby i ranił zwierzę w grzbiet. Ryknąwszy donośnie, Nunda skryła się w
leśnej gęstwinie.
Złowrogi
kot
Jest takie prawidło, że
pojawianie się mitycznych stworzeń zawsze przychodzi nieoczekiwanie. Miejscowi
krajowcy w ogóle nie mogą sobie przypomnieć przykładu, kiedy tego czy innego
potwora udało się im zobaczyć pierwszego. Nunda nie jest wyjątkiem. W Afryce
krąży dawna legenda opisująca historię pojawienia się Nundy w dżunglach tego
kontynentu. Zgodnie z tym podaniem, pewnego razu olbrzymi kot sułtana uciekł z
woliery i wpadł do kurnika. Ma się rozumieć, że po kilku chwilach w kurniku nie
było ani jednej żywej kury. Żołnierze z gwardii sułtana poprosili o zezwolenie
na zabicie bestii, ale otrzymali odmowę. Swoją decyzję sułtan uzasadnił całkiem
prosto: „Kury moje, kot mój – niech robi, co chce.” Potem po kurach ofiarami
dziwnego kota stały się owce, krowy, i nawet wielbłądy sułtana. Za każdym razem
sułtan odpowiadał podobnie. „Zwierzęta moje, kot mój – niech robi co chce”.
Kroplą, która przepełniła czarę była śmierć od kocich pazurów trzech dzieci
sułtana. Dowiedziawszy się o tym, władca wykrzyknął: „To już nie jest kot, to
Nunda!” Widząc ból ojca jego najmłodszy syn przyrzekł wyśledzić i w odwecie
zabić kota. Jednakże zadanie było ponad jego siły, więc zabił dzikiego psa i
przyniósł go matce. Kobieta nie uwierzyła synowi i wyprawiła go z powrotem w dżunglę.
Następnymi razami syn przyniósł jej żyrafę, nosorożca, wiwerę i słonia, za
każdym razem sądząc, że to złowrogi kot. Ale matka wciąż wysyłała go w las
opisując jak powinna wyglądać prawdziwa Nunda. I wreszcie chłopiec napotkał
Nundę i zastrzelił ją ze swej strzelby. Z wdzięczności za to, ojciec ustąpił mu
z tronu.
Wielkie koty szablastozębe - czy to one są odpowiedzialne za legendy o Mngwie/Nundzie?
Moje 3 grosze
Osobiście jestem
zdania, że Mngwa czy też Nunda jest zwierzęciem reliktowym. Pozostałością po
afrykańskiej megafaunie – drapieżnikiem w rodzaju Mahajrodona z przełomu Trzeciorzędu i Plejstocenu czy Machairodusa żyjący w Pliocenie i
Miocenie, albo amerykańskiego Smilodonta.
Jakimś cudem te wielkie koty przetrwały ostatnie Wielkie Wymieranie i teraz
czają się w głębinach afrykańskich dżungli.
Mngwa/Nunda jest
znana nie tylko w Tanzanii ale także w Kenii i Ugandzie. Te wielkie koty są
jeszcze bardziej niebezpieczne od lwów, ale działają tylko i wyłącznie w nocy.
Tym niemniej nikomu nie udało się takiego upolować czy schwytać żywcem. Zagadka
pozostaje nadal otwarta. Podobnego zdania jest Daniel Laskowski, który opisał je w jednym ze swych fantastyczno-sensacyjnych
opowiadań pt. „W cieniu góry Elgon” – zob. https://daniel-laskowski.blogspot.com/2017/07/wysoka-ponoc-55.html i dalsze. On także zakłada, że te koty są kryptydami z czasów,
kiedy w Europie i Ameryce panowały mamuty, a Atlantydzi dopiero tworzyli zręby
cywilizacji.
Ale to już temat z
innej ballady.
Źródło – „Tajny XX wieka”, nr
3/2019, ss. 32-33
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F.
Leśniakiewicz