Asteroida 2005 YU55 była sensacją jednego dnia – pojawiła się z ciemnych czeluści Kosmosu, pokazała się na parę godzin i znikła w jego otchłaniach. I tyle ją widziano. Przynajmniej dziennikarze mieli o czym pisać z braku ciekawszych tematów.
NASA udało się zrobić ładny radarowy portret tego ciała niebieskiego. Na zdjęciu 2005 YU55 wygląda jak taki większy ziemniak o średnicy 400 m – czyli jak niemal wszystkie bryły z Pasa Asteroidów. Miliony lat przebywania w przestrzeni kosmicznej, miliony zderzeń z innymi tego rodzaju ciałami niebieskimi odcisnęły na niej swe piętno. Nie ma w niej niczego tajemniczego czy przerażającego. Zwyczajny kawał kosmicznej skały dryfujący w kosmicznej pustce.
Czy zderzy się z Ziemią? Być może… kiedyś. Równie dobrze może uderzyć w Księżyc tworząc na nim kolejny krater z płomienistą aureolą, jak Kopernik, Kepler czy Tycho, albo Bruno, który jest chyba najmłodszym kraterem i jego powstanie zaobserwowano w XII wieku. A oto ten wyjątkowo interesujący materiał:
Krater Giordano Bruno:
Księżycowy impakt w XII wieku?
W Polsce na ten temat pisał prof. dr inż. Jan Pająk na łamach „Nieznanego Świata”. Wiązał on to wydarzenie z powstaniem krateru Tapanui na Nowej Zelandii. Wydarzenie to także opisał dr Miloš Jesenský w swej książce „Bogowie atomowych wojen” (Ústi nad Labem, 1998) i widzi w tym dowód na rozpętanie przez ludzi sił, nad którymi nie potrafili oni zapanować w zamierzchłej przeszłości. Dziś odkurzamy tą historię, bowiem znalazły się w niej całkiem nowe elementy, które zmieniają nieco postać rzeczy.
Teraz przedstawiamy polskiemu Czytelnikowi trzeci głos w tej sprawie - dr Andrew Pike’a - który podaje dalsze zadziwiające fakty dotyczące tego incydentu, opublikowane w brytyjskim miesięczniku „UFO Magazine” z maja 2002 roku.
Ostatnimi czasy na łamy prasy specjalistycznej powrócił temat TLP - czyli Transient Lunar Phenomena - niezwykłych zjawisk na Księżycu. Ja też chciałbym dorzucić do tego wszystkiego moje trzy pensy na ten temat.
Przez jakiś dziwny traf, mając niezwykle rzadką okazję studiowania starych zapisów, kronik i dokumentów w czasie choroby, mogłem poświęcić się studiowaniu także i informacji o TLP. No i mogłem napisać ten artykuł na temat dziwnego wydarzenia, które miało swe miejsce na Srebrnym Globie.
W przeciwieństwie do współczesnych obserwacji TLP, to wydarzenie było śledzone gołym okiem i jest znane jako „The Canterbury Tale” - „Relacja z Canterbury”. Historia tego niezwykłego incydentu zaczęła się w pewien wieczór 1178 roku! Do dziś dnia jest ona najbardziej zajmującym księżycowym wydarzeniem, w swej dziwności nie ustępujące żadnej z współcześnie zaobserwowanej anomalii astronomicznej.
Wydarzenie to jest doskonale udokumentowane w średniowiecznej księdze pod tytułem „The Chronicle of Gervase” - „Kronika Gerwazego”.
Gerwazy z Canterbury (znany także jako Gervasius of Canterbury) był mnichem służącym w zakonie obsługującym Katedrę Canterbury. To właśnie on opisał w swej kronice wydarzenie z dnia 18 czerwca 1178 roku, kiedy to pięciu ludzi na własne oczy obserwowało straszliwą eksplozję na powierzchni Księżyca.
Chociaż on sam nie widział tego na własne oczy, br. Gerwazy opisuje to wydarzenie w swej kronice z detalami, na podstawie relacji ludzi, którzy widzieli to na własne oczy i rzucają na szalę swój honor, że nie ma w tym ani słowa nieprawdy.
Gerwazy pisze, że w niedzielny wieczór przed wigilią święta św. Jana Chrzciciela, pięciu mężczyzn siedząc obserwowało Księżyc, krótko po zachodzie słońca. Księżyc był w fazie pomiędzy nowiem a I kwadrą w postaci cieniutkiego sierpika, z swymi rogami skierowanymi ku wschodowi.
I tutaj pierwsza dygresja, a mianowicie: faktycznie, Księżyc w opisywanym momencie, tj. 18 czerwca 1178 roku, o godzinie 20:00 GMT znajdował się w punkcie nieba opisywanym współrzędnymi: RA = 7h28m38s,7 i DEC = +17°28’26”,6, - w konstelacji Bliźniąt, w fazie 0,026 - czyli bardzo wąski sierp, w odległości 361.427,4 km od Ziemi, ale kątowo bardzo blisko Słońca, o czym później.
W pewnym momencie tych pięciu świadków, ku swemu niebotycznemu zdumieniu zauważyło, że górny (północny) róg Księżyca się naraz jakby rozdwoił! Z centralnego punktu tego „rozdwojenia” wystrzeliła płonąca pochodnia, rozsiewając wokół jakby gorące węgle i iskry na wielkie odległości.
Tymczasem cała reszta Księżyca gwałtownie drgnęła i zwijała się jak raniony wąż. To powtórzyło się kilkanaście razy z wybuchami płomieni i iskier, z gwałtownymi zwrotami Księżyca, zanim wszystko powróciło do normy. Wszystko skończyło się pociemnieniem widocznej części Księżyca, który wkrótce zaszedł. Dokładnie o godzinie 20:22 GMT.
Oczywiście na przestrzeni wieków wciąż usiłowano zgadnąć, co też takiego stało się w ów czerwcowy wieczór, i co naprawdę ta kanterburska piątka tam widziała na Księżycu? Czy coś wybuchło na powierzchni Księżyca? Czy mógł to być impakt jakiegoś innego ciała niebieskiego w tarczę strzelniczą Księżyca? Albo czy taki efekt mógł zostać wytworzony przez atmosferę Ziemi?
Księga nie wspomina nic na temat warunków atmosferycznych, jednak to widowisko zostało detalicznie opisane, ergo - nie mogło być złej pogody, bo w takim przypadku autor napisałby o tym. Wygląda zatem na to, że pięciu obserwatorów miało doskonałe warunki do obserwacji cienkiego sierpika Srebrnego Globu w ten niedzielny, leniwy wieczór.
Czy coś mogło zdetonować na powierzchni Księżyca? Mówi się, że Księżyc jest martwym światem. Jednakże wszystkie doniesienia na temat TLP wskazują na to, że jest to prawda, ale nie do końca. Na Księżycu nie znaleziono śladów tak silnych erupcji, jak ta z 1178 roku.
Wulkanizm na Srebrnym Globie istniał, jeżeli już, to w dalekiej przeszłości - astronomowie sądzą, że jego powierzchnia jest nieaktywna wulkanicznie już od wielu, wielu milionów lat. A zatem coś musiało uderzyć, zderzyć się z Księżycem owego krytycznego dnia?
Poprzednie wydarzenia i wiadomości dotyczące asteroidów przelatujących blisko Ziemi (znamy takich ponad 700) sugerują, że takie impakty są możliwe. Oczywiście mogło się zdarzyć, że takie kosmiczne odłamki przeleciały także koło Srebrnego Globu, czego dowodzi jego powierzchnia zmasakrowana kosmicznym ostrzałem, wszak jego kratery zostały uformowane ich uderzeniami...
Na długo przed spektakularnym zderzeniem się z Jowiszem komety P/Shoemaker-Levy 9, dr Jack Hartung z Uniwersytetu Stanowego Nowy Jork, nie tylko był przekonany o tym, że to właśnie impakt meteorytu jest odpowiedzialny za wydarzenie z 1178 roku, ale także znalazł na Księżycu miejsce tego zderzenia! Po zapoznaniu się w połowie lat 70. ubiegłego stulecia z relacją brata Gerwazego, natychmiast zorientował się, że chodzi o impakt asteroidy czy meteorytu - jedyna rzecz, która wyjaśniała całość zaobserwowanych zjawisk od A do Zet, a które nie mogły wynikać jedynie z przyczyn atmosferycznych.
Dr Hartung doszedł do wniosku, że jasnym jest, iż to „rozdwojenie się” górnego rogu Księżyca mogło być spowodowane przez ogromną fontannę pyłu i gazów (rozpalone do czerwoności węgle) wyzwoloną impaktem, które potem pokryły znaczną część widocznego Księżyca.
Ale co z tym efektem „szamocącego się węża”? dr Hartung sądzi, że był to efekt powstania tymczasowej „atmosfery” wokół miejsca impaktu, której turbulencje powodowały takie właśnie efekty. Przechodzące przez nią fale uderzeniowe impaktu powodowały turbulencje i całość wyglądała tak, jak obraz oglądany poprzez rozgrzane, drgające warstwy powietrza na pustyni.
Gdyby teorię dr Hartunga można było udowodnić poprzez znalezienie miejsca impaktu, to oznaczałoby, że tych pięciu mężczyzn z Canterbury byłoby pierwszymi Ziemianami, którzy widzieli proces powstawania krateru księżycowego!!! Dr Hartung sądzi, że można ten krater znaleźć i nie jest to specjalnie trudnym zadaniem. Ten krater jest możliwy do odnalezienia, a to ze względu na świeże ślady katastrofy.
Idąc za wskazówkami podanymi przez br. Gerwazego, dr Hartung wyliczył, że ten poimpaktowy krater powinien znajdować się w pobliżu punktu opisanego współrzędnymi księżycowymi 45°N i 90°E - a zatem tuż przy samym wschodnim skraju tarczy Srebrnego Globu. Jego wyliczona średnica miałaby wynosić co najmniej 10 km i powinien być otoczony koroną jasnych smug.
Po przestudiowaniu niezliczonych zdjęć powierzchni Księżyca, dr Hartung wytypował krater Giordano Bruno. Jest on położony na 36°N i 103°E, mierzy niemal 20 km średnicy i jest otoczony koroną jasnych smug - vide załączone zdjęcia. Czy mógł to być krater, którego powstanie widziało pięciu kanterburyjczyków?
Oczywiście hipoteza ta ma swe mocne, ale także i słabe strony, które są krytykowane.
Jedną z nich jest fakt, że wydarzenie to miało miejsce w dwa dni po nowiu Księżyca, a zatem Srebrny Glob nie mógł być obserwowany nawet tuż po zachodzie słońca, bo znajdował się w obszarze zorzy wieczornej, około 3° nad horyzontem. A jednak - jak pisze Gerwazy - mógł on być obserwowany. A zatem podano błędną datę obserwacji? Skoro kronika podaje, że rzecz miała miejsce w dzień przed wigilią święta św. Jana Chrzciciela, to Księżyc musiał znajdować się zupełnie w innym miejscu!
Dygresja numer dwa: i owszem - Autor podaje, że był to dzień przed wigilią święta św. Jana Chrzciciela, a zatem idzie tutaj nie o 18, ale o dzień 22 czerwca! Wtedy, w dniu 22 czerwca 1178 roku, o godzinie 21:00 GMT, Księżyc jest już na pozycji: RA = 11h24m10s,8 i DEC = +3°36’12”,2 - czyli na pograniczu konstelacji Lwa i Panny, w fazie 0,357. Zachodzi zaś dopiero o godzinie 22:53 GMT. A zatem był on doskonale widoczny nad zachodnim horyzontem.
Być może to wydarzenie miało miejsce w kilka dni później, kiedy Księżyc znajdował się nad zachodnim horyzontem. Wprawdzie „Sky and Telescope” znalazł prawdopodobny dość argument pro - być może wskutek refrakcji Księżyc był widoczny wyżej na niebie.
Nie znamy także imiennie świadków tej obserwacji.
Osobiście plasuję się wśród zwolenników teorii impaktu jakiegoś obiektu kosmicznego, który przechodził blisko Ziemi.
Niestety, „The Canterbury Tale” jest takim naukowym evergreenem, który jest od czasu do czasu odgrzewany i nie może być finalnie rozwiązany z absolutną pewnością. Jest tylko jedna pewna rzecz, tych pięciu ludzi z Canterbury zaobserwowało potężną eksplozję na Księżycu. Ten „efekt zaciemnienia” widziany potem, nie można wytłumaczyć tylko nią. Tak więc jest to w dalszym ciągu fascynująca tajemnica.
Czyżby więc mogło to być nawet jakieś... księżycowe Roswell?!...
A tak już tylko dla Waszej wiadomości, to mam zamiar studiować na poważnie relacje o TLP. Potrzebny będzie do tego teleskop z kompletem filtrów, kamerą fotograficzną, itp. Byłoby to jedno z większych przedsięwzięć w badaniu TLP, jakie kiedykolwiek podjęto. Wniosłoby ono w moje życie znaczne zmiany. Spędziłem kilka ostatnich lat na rozważaniu problemów kosmologicznych dotyczących powstania i ewolucji Wszechświata. Byłoby to dla mnie odświeżającą alternatywą!
I jeszcze jedno, bądźcie pewni jednej rzeczy - kiedy ujrzę jakąś katastrofę UFO na powierzchni Księżyca, będziecie o tym wiedzieli na pewno!
No cóż - trzymamy za słowo! Sprawa TLP nie została wyjaśniona do dnia dzisiejszego, zaś loty księżycowych sond i statków kosmicznych jeszcze ją zaciemniły. Wyjaśnienie podane przez dr Hartunga brzmi sensownie i logicznie. Pytanie tylko brzmi tak: Czy to, co wyrżnęło w Srebrny Glob w dniu 22 czerwca 1178 roku było tylko asteroidem? A może był to nie tyle statek kosmiczny Obcych, ale np. człon hamujący jakiejś automatycznej sondy kosmicznej z innego układu planetarnego? Tego dowiemy się na pewno wtedy i tylko wtedy, kiedy ekipa astronautów wyląduje w kraterze Giordano Bruno i zbada rzecz in situ.
Obawiam się, że prawda wyglądała tak: tych pięciu ojcaszków nieprzypadkowo patrzyło akurat na Księżyc. Oni mogli obserwować od dawna jakieś ciało niebieskie, które zmierzało w jego kierunku. A dlaczego nie powiedzieli o tym Gerwazemu? To proste - istnienie asteroidów nie było przewidziane przez Ptolemeusza i w jego „De Magna Syntaxis” nie ma o nich ani słowa, a zatem teorie przedstawione w „Almegescie” byłyby niewarte ani funta kłaków... A to już trąciło herezją z wiadomymi skutkami. Dlatego też nie nadano sprawie rozgłosu i pogrzebano ją tak, jak w trzy wieki później pogrzebano kopernikańskie dzieło „De astro minante” - z identycznego powodu, o czym pisaliśmy z dr Jesenským w naszym artykule o klątwie Kopernika.
Tak już nawiasem mówiąc, to niegłupim byłoby ogłosić w Polsce i innych krajach taki alert w poszukiwaniu TLP przez astronomów amatorów i profesjonalistów. Nie tylko na Księżycu, ale także w starych dokumentach, zapiskach, pamiętnikach, itd.. itp. A nuż znajdziemy jeszcze jeden taki fakt, jaki opisał brat Gerwazy z Canterbury?
Przelot asteroidy 2005 YU55 jest kolejnym dowodem na to, że mogło dojść do takiego zderzenia, jak opisano powyżej, a co więcej – że gdyby nie Księżyc, to nasz świat zmieniłby swoją Rzeczywistość w trzeciej dekadzie czerwca 1178 roku, bo gdyby nie było Srebrnego Globu, asteroid uderzyłby niechybnie w naszą planetę z wiadomym skutkiem: w najlepszym przypadku doszłoby do powtórki z 30 czerwca 1908 roku i zdewastowania części naszej planety na powierzchni równej powierzchni Belgii, zaś w najgorszym – do tragedii z granicy K/Pg, która miała miejsce 64,8 MA temu, a jej ofiarą padły dinozaury…
Jordanów, 2011-11-09
Foto - NASA/Internet