Powered By Blogger

sobota, 5 listopada 2011

Jeszcze o ufokatastrofie w Czernicy

Widok z Góry Szybowcowej na Czernicę - taki widok musieli mieć piloci UFO, które spadło tam w 1938 roku (ARCOCYESOD)

W odzewie na mój artykuł o ufokatastrofie w Czernicy k./Jeleniej Góry napisał do mnie pan o pseudonimie ARCOFYESOD:

Artykuł o katastrofie w Czernicy jest bardzo ciekawy. W Jeleniej Górze Czernica jest mało komu znana chociaż leży tak blisko. Ja tam byłem pierwszy raz dopiero w tym roku. Nazwę łatwo pomylić z Czarnem, które jest dzielnicą Jeleniej Góry i nie ma nic wspólnego z tym miasteczkiem.


Fotki nie są zbyt dobrej jakości bo były robione komórką tuż przed zachodem słońca.

Świadka tych wydarzeń w Czernicy raczej się nie znajdzie ponieważ jest to ludność napływowa, która osiedliła się tam po wojnie. Jednak do Czernicy przyjeżdża sporo Niemców, którzy oglądają swoje dawne domy i robią zdjęcia. Wśród nich prawdopodobnie można by kogoś ktoś, kto coś wie na ten temat. Obecnie była by to osoba około 90 letnia.

Może za jakiś czas uda mi się dowiedzieć gdzie dokładnie było (może jeszcze jest) gospodarstwo rodziców Ewy Braun i to słynne pole.

Nie wiem czy to ma coś wspólnego z tamtym wydarzeniem ale skojarzyłem pewien fakt. Czernica znajduje się tuż poniżej niewielkiego lotniska na Górze Szybowcowej/Schieferberg. 1938 rok to czas szczytowej formy słynnej niemieckiej pilotki oblatywacza H. Reitsch, która wychowała się na tym lotnisku i mieszkała w Jeleniej Górze. Jeśli w tamtym czasie coś działo się na lotniskach w Jeleniej to ona musiała o tym wiedzieć, najprawdopodobniej również brać w tym udział. W 1938 roku była oblatywaczem najnowszych maszyn Luftwaffe. Znała również osobiście Hitlera i była z nim w bardzo dobrych stosunkach.


Historie o pojeździe napędzanym energia czarnego słońca uważam za bardzo mało prawdopodobna. Prędzej  była to jedna z maszyn testowanych przez Luftwaffe. Z drugiej strony nie można czegoś takiego wykluczyć.

W Towarzystwach Vril/Thule istotną rolę odgrywały kobiety Marija Orsic, Helena Blavatska kto wie czy w ich plany nie była wtajemniczona również Hanne Reitsch.

Jeżeli idzie o mnie, to byłem tylko raz w tamtych okolicach, kiedy w lecie 1993 roku zbierałem informacje do naszej książki „Wunderland…” właśnie z tego terenu z tym, że nasze zainteresowania koncentrowały się na Karkonoszach i Izerach, gdzie byłem także w zimie 1990/91. Niestety, nie dowiedziałem się niczego od ludzi o latających spodkach, natomiast wiele opowiadano mi o rudach uranu i toru, których Niemcy i Rosjanie poszukiwali na terenie całego południowego Dolnego Śląska.

Energia Czarnego Słońca – czyli w tym przypadku antymateria – raczej nie mogła być wykorzystana do pędzenia nią statków Vril czy Haunebu. Nie sądzę bowiem – i tutaj zgadzam się z ARCOFYESOD’em – że Niemcom nie udało się opanować przemysłowego wytwarzania antymaterii. Z drugiej jednak strony musieliby oni także opanować otrzymywanie energii elektrycznej z promieniowania gamma (γ) – powstającego w procesie anihilacji materii i antymaterii zgodnie ze wzorem:

e- + e+ => E (2γ)

- co jeszcze dzisiaj stanowi problem, bowiem stanowi on odwrotność tego procesu wedle formuły:

2γ => e- + e+

- i chodzi tutaj już o zastosowanie przemysłowe obu tych procesów! No chyba że zastosowano zupełnie inne zjawisko fizyczne, które jest nieznane szerokiej publiczności, a co stanowi przedmiot badań we wszystkich liczących się krajach. 

W tym okresie dowiedziałem się także o pociskach V-2, które Polacy zatrudnieni przy budowie kompleksu „Osówka” w „Der Riese” w Górach Sowich widzieli na lorach stojących na bocznicy w Głuszycy Górnej/Oberwüstegisdorf. Było to w roku 1944. Najprawdopodobniej pociski te były odpalane w kierunku Wielkopolski i kilka z nich trafiło w okolice Kalisza, co widzieli miejscowi Polacy, a o czym pisał swego czasu Bronisław Rzepecki, a także w okolice Olesna, gdzie znajduje się jeszcze krater wybity eksplozją pocisku V-2. O obu tych przypadkach jeszcze tutaj napiszę. 

O kpt. pil. Hannie Reitsch krążą legendy, i według jednej z nich miała ona być widziana w dniu 14 lipca 1943 roku przez francuskiego więźnia – niejakiego S. Theau – w pojeździe podobnym do klasycznego Latającego Spodka w okolicach Gdyni – Babich Dołów (ówczesnego Gotenhafen-Hexelground). Przypadek ten opisaliśmy w „Wunderlandzie…”.

Inna legenda głosi, że to właśnie ona wywiozła Adolfa Hitlera z płonącego Berlina pod koniec kwietnia 1945 roku niewielkim samolotem najpierw do Hamburga, a stamtąd do Trondheim czy Bergen, gdzie znajdowała się baza U-bootów, skąd z kolei Führer został przewieziony do „Biberdamm” na Ziemi Peary’ego na Grenlandii lub Neuschwabenlandu na Antarktydzie, albo wreszcie do Festung Anden w Ameryce Południowej (Argentyna, Chile, Paragwaj czy Urugwaj), gdzie pod opieką tamtejszych służb dożył spokojnie swej naturalnej śmierci na początku lat 60. XX wieku.

Niedawno któryś z kanałów TV Discovery pokazał film na temat hitlerowskich UFO. Oglądając go doszedłem do wniosku, że cała ta sprawa jest nadzwyczaj dziwna z jednego punktu widzenia. Otóż w 1946 roku na Antarktydę został wysłany adm. Byrd z ekipą, która miała za zadanie dokonać badań naukowych na Szóstym Kontynencie. To stało się potem podstawą do powołania do życia Międzynarodowego Roku Geofizycznego. Mówi się, że na Antarktydzie, w Nowej Szwabii doszło do starcia Amerykanów z osiedlonymi tam hitlerowcami. No, a potem nad Ameryką Południową i Północną pokazały się Latające Talerze… Mówi się, że naziści zamieszkujący południowy kąt Ameryki Południowej zbudowali wreszcie Latające Talerze, które latały nad całym światem. I fajnie, tylko niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego pozwalał na to rząd USA? Dlaczego nie wywarł presji na rządy Argentyny, Chile, Paragwaju i Urugwaju, by wykurzyły ze swych terytoriów nazistowskich zbrodniarzy? Zbrodniarzy, wojskowych i naukowców?

Wszystko staje się zrozumiałe, jeśli przyjmiemy, że… doszło do swoistego paktu pomiędzy hitlerowcami a rządem USA: my wam damy święty spokój – a wy nam wasze technologie. I dlatego nigdy nie doszło do interwencji w tej sprawie! Dlaczego? – to oczywiste: trwała Zimna Wojna i każdy punkt przewagi nad ZSRR i UW był dla Zachodu bezcenny. Dlatego też poszukiwano hitlerowskich zbrodniarzy wojennych i modlono się, by ich nie znaleźć. Tylko Eichmann miał pecha, bo złapali go Izraelczycy, ale już taki Mengele był naukowcem zajmującym się genetyką i eugeniką, więc był Zachodowi bardzo potrzebny… Eichmann był brutalnym mordercą o mentalności ćwoka, ale Mengele był mordercą o umyśle naukowca, więc był potrzebny w zimnowojennej rozgrywce. I wielu innych naukowców i innych ekspertów od techniki wojennej. I nie tylko. A że to niemoralne? – no bez przesady – Ameryka zawsze mówiła jedno, a robiła drugie. Zawsze mówiła o wolności i demokracji, a zarazem wprowadzała ją bombami i napalmem wmawiając swoim obywatelom i całej Ludzkości, że koreańscy czy wietnamscy chłopi stanowią tak straszliwe zagrożenie dla tzw. „wolnego” świata, że trzeba ich eksteminować wszelkimi możliwymi sposobami. Dlatego też uważam taki pakt za całkiem możliwy i jego istnienie doskonale tłumaczy dziwne zachowanie rządu USA i amerykańskich służb. Nie mówiąc już o tym, że wielu nazistowskich uczonych pracowało w USA nad rozwijaniem potęgi wojskowej tego supermocarstwa, że wspomnę choćby dr von Brauna…      

Ostatnio doniesiono z Gór Sowich, że odkryto tam kolejne kompleksy podziemnych hal i korytarzy, a zatem być może zostaną znalezione także ukryte dokumenty i prototypy tych pojazdów, o których mowa w artykule. Czekamy zatem na następne wieści z tego terenu.