Powered By Blogger

piątek, 5 lipca 2013

Wodoloty i ekranoplany

Ekranoplan bojowy Łuń


Giennadij Czernienko


W Japonii zbudowano jednomiejscowy aparat latający na zwykłe bateryjki o mocy 1,5 W. Samolot o masie 60 kg w czasie testów mógł przelecieć na jednym „załadowaniu” 390 metrów.

O tych aparatach latających trudno powiedzieć – samoloty to czy statki? Na pewno one są i jednym i drugim. No i mają niecodzienną nazwę – ekranoplany. Na świecie jest ich niewiele, a wszystkie są doświadczalne. Największe i najsilniejsze z nich zbudowano w naszym kraju.


Zdumiewający obiekt


W środku lat 60. XX wieku, amerykańskie satelity zwiadowcze i szpiegowskie zauważyły na Morzu Kaspijskim zdumiewający obiekt. Stało się jasne, że w ZSRR przeprowadza się próby nad nową bronią – ni to okrętem, ni to samolotem przenoszącym rakiety.

Angielski magazyn „Jane’s” zajmujący się problematyką techniki wojskowej różnych krajów pisał tak:
Gigantyczna radziecka skrzydlata maszyna wykorzystująca wpływ bliskości wody, z rozpiętością skrzydeł 40 m, długością 90 m, przechodzi próby na Morzu Kaspijskim. Rozpoczęto je w 1965 roku. Ekranoplan rozwija prędkość 560 km/h.

Redaktorzy tego magazynu nie mylili się. Aparat, o którym mowa, był rzeczywiście ekranoplanem o niewidzianych rozmiarach i masie ponad 400 ton! I właśnie dlatego amerykańscy wojskowi nazwali ten dziwny aparat The Caspian Monster Potwór z Morza Kaspijskiego!

Prace nad nim były otoczone najściślejszą tajemnicą państwową. Nawet nazwisko głównego konstruktora utajniono. Ono było szeroko znane, ale akurat ze względu na budowę innych statków i okrętów. No bo któż nie znał Rostisława Jewgieniewicza Aleksiejewa, projektanta całej floty pasażerskich wodolotów typu: Rakieta, Meteoryt czy Sputnik?

Ale Aleksiejew nie był ojcem tej idei, bo o istnieniu efektu ekranu wiedziano od dawna. Ale zbudowanie dostatecznie solidnego ekranoplanu i to o takich rozmiarach, poza Aleksiejewem nikomu się nie udało.

"Morderca lotniskowców" w akcji (wizja artysty)


Dynamiczna poduszka


Rostisław Jewgieniewicz zainteresował się ekranoplanami jeszcze w latach 50. XX wieku, kiedy się wyjaśniło, że prędkość 100-150 km/h stanowi optymalny i maksymalny przedział dla wodolotów. Żeby pokonać tą barierę prędkości, należało statek podnieść z wody i pozwolić mu lecieć nisko nad jej powierzchnią – ekranem – na wysokości 3-4 metrów. Powstająca w tym przypadku warstwa sprężonego powietrza stawała się dynamiczna poduszką, na której opierały się skrzydła pojazdu, poruszającego się z dużą prędkością. Dzięki temu pojazd ten staje się o wiele bardziej ekonomiczny i ładowny od zwykłych samolotów.

Opracowując swoje zadziwiające aparaty Aleksiejew widział w nich w pierwszej kolejności okręty wojenne: transportowe, desantowe i przenoszące pociski rakietowe. Idee Aleksiejewa znalazły poparcie Nikity S. Chruszczowa. Na opracowanie bojowych ekranoplanów wyłożono ogromne środki finansowe, zbudowano unikalne stocznie i laboratoria badawcze oraz zorganizowano ogromne biuro konstrukcyjne.

W bazie w Czkałowsku przeprowadzono badania ponad 1000 specjalnych modeli statków latających. Pierwszy doświadczalny ekranoplan  o masie 3 ton, opracowany w 1961 roku, miał parę skrzydeł nośnych. Okazał się on nieudanym i Aleksiejew odrzucił go, dając fory drugiemu – samolotowemu z jednym krótkim skrzydłem i wysokim ogonowym usterzeniem.

Ten 550-tonowy, do dziś dnia nie mający sobie równych, aparat Rostisław Jewgieniewicz nazwał statkiem-makietą w skrócie KM[1], tym samym podkreślając, że jest to maszyna doświadczalna.



Ekranoplan w jednym z rosyjskich portów Morza Kaspijskiego - zdjęcie satelitarne z GoogeEarth


Przy wyspie Czeczeń


To właśnie o tym statku-makiecie pisał „Jane’s”. Opisujący go redaktor był niedaleko od prawdy podając parametry kaspijskiego potwora: jego kadłub przypominający fantastyczną rybę miał długość 92 m, wysokość od kilu po czubek statecznika pionowego steru wynosiła 22 m, rozpiętość skrzydeł – 37,6 m. W dziobowej części na poziomym wysięgniku znajdowało się 8 silników turboodrzutowych, to one zabezpieczały wzlot tej ciężkiej maszyny. Na części ogonowej znajdowały się jeszcze dwa silniki turboodrzutowe nadające całości prędkość marszową w czasie lotu.

Ekranoplan-gigant został zwodowany w Gorkim (obecnie Niżny Nowgorod) w marcu 1966 roku i przez miesiąc holowano go Wołgą do Morza Kaspijskiego. Jako że był to obiekt ultra-sekretny, to odłączono mu skrzydła i przykryto siatka maskującą. Płynęli tylko w nocy, a w dzień trzymali się ustronnych miejsc.

Bazą doświadczalną była bezludna wyspa Czeczeń w okolicach Kaspijska k./Machaczkały. Pierwszy lot/rejs (???) w dniu 18.X.1966 roku Aleksiejew poprowadził sam. Miało to miejsce wcześnie rano, o świcie. Zaryczały silniki i statek ruszył do przodu, pomknął po gładzi morza, a po chwili oderwał się od wody i poleciał na wysokości kilku metrów, jak to było zaplanowane. Tak zaczęły się loty nad Morzem Kaspijskim i lądem.

Ekranoplan rozwijał prędkość 500 km/h, był bardzo manewrowym i pozwolił na wykonywanie tak ostrych zwrotów, podczas których końcówka skrzydła niemal dotykała wody!



Desantowy Orlionok


Jeden ze świadków lotu kaspijskiego potwora wspominał:
Nasz barkas był już niedaleko od brzegu, kiedy od strony morza zaczął narastać ryk silników. I naraz zobaczyliśmy, jak do nas zaczyna zbliżać się niepojęty, żelazny potwór – ni to samolot, ni to statek, który mknął nisko nad wodą. Przeraziło nas to i wprawiło w osłupienie. Kiedy ów pojazd znalazł się w odległości 100 m, wykonał on ostry wiraż i poleciał w kierunku wyspy, a jego skrzydło omal nie dotknęło wody. Ale nie, woda pod nim jakby się ugięła, dziwny statek wyrównał lot i odleciał w stronę lądu.

W czasie państwowych testów, Aleksiejew oddał ekranoplan w ręce profesjonalnych pilotów oblatywaczy. Miało to swój cel, bo błędy mogły doprowadzić do poważnej awarii czy wręcz katastrofy. No i coś takiego się wydarzyło w dniu 25.VIII.1964 roku, w czasie prób z ekranoplanem SM-5. W morzu zerwał się silny wiatr. Lotnicy zdecydowali się na lot nad falami, ale oderwawszy się od ekranu maszyna naraz straciła stabilność i spikowała w wodę zabijając pilotów.

Nowy ekranoplan – Oriełok – został zbudowany w 1972 roku. On także przypominał z wyglądu samolot, ale był o wiele mniejszy od kaspijskiego potwora i miał takie przeznaczenie, jak okręt desantowo-transportowy. Można go było załadowywać na brzegu. Jego delfini nos można było odchylić na bok i bojowe wozy mogły swobodnie wjechać do jego wnętrza i wyjechać zeń.

Łuń w locie 


Oto cud!


Ani jeden kraj w świecie, z wyjątkiem naszego, do dziś dnia nie posiada czegoś podobnego. Rostisław Jewgieniejewicz pracował z wielkim oddaniem, nie wiedząc, co to odpoczynek, przezywając życiowe problemy. A trudności napotykał on na każdym kroku. Zwłaszcza z Oriołkiem miało miejsce takie wydarzenie, które nie tylko mocno wpłynęło na przyszłość ekranoplanów, ale i na życie ich generalnego projektanta.

To było w listopadzie. Po sztormie na Morzu Kaspijskim szalały jeszcze fale. Lot wymagał od załogi maksymalnej koncentracji. Na pokładzie znajdowało się 40 ludzi, w tej liczbie Aleksiejew i członkowie technicznej komisji z zastępcą ministra przemysłu stoczniowego na czele.

Statek wykonał już kilka skrętów i zaczęto przygotowywać się do wodowania w poprzek fal. Pilot zrobił to tak ostro, że materiał kadłuba nie wytrzymał uderzenia o wodę. Przyrządy momentalnie wyłączyły się. Aleksiejew spojrzał przez wierzchni luk, i bez słowa usiadł za sterami.
- Do bazy! – rzucił krótko. I ruszyli.

W bazie wychodząc z ekranoplanu wszyscy krzyknęli ze zdumienia: statek… nie miał steru, który urwał się w chwili uderzenia o wodę! Rostisław Jewgieniejewicz powiedział wtedy ni to żartem, ni serio:
- Ster zgubili, ale jednak dolecieli. Oto cud!

Wodolot typu Kometa w polskich barwach armatora Bosman Express na szlaku ze Szczecina do Świnoujścia

Jeden z pierwszych wodolotów pod polską banderą. 
W PRL Żegluga Gdańska i Żegluga Szczecińska posiadały cała flotyllę wodolotów. W tzw. "wolnej" Polsce pozostało po niej tylko wspomnienie...  


Statki przyszłości


Jednak w Moskwie, w ministerstwie, spojrzeli na to całkowicie inaczej. Wniosek był kategoryczny: ekranoplan jest niedostatecznie bezpieczny, a to znaczy że jest konstrukcyjnie niedopracowany. Awaria stała się dla urzędników doskonałym pretekstem do porzucenia na rzecz konstrukcji lotniczych.

Pod pretekstem uwolnienia go od prac administracyjnych, Aleksiejew został zdjęty ze stanowiska dyrektora CBK. W jego kompetencjach pozostały dwa oddziały, więc przeniesiono go na jeszcze niższe stanowisko.

Ostatnią pracą Aleksiejewa stał się ekranoplan Łuń o masie przeszło 400 ton. Na „plecach” tego okrętu zamontowano 6 kontenerów z przeciwokrętowymi pociskami rakietowymi klasy woda – woda.

Rostisław Jewgieniewicz nie dożył do prób swego latającego nosiciela pocisków rakietowych. Zmarł on po długiej i ciężkiej chorobie w dniu 9.II.1980 roku, w 64. roku życia.

Finansowanie budowy ekranoplanów po śmierci Aleksiejewa zostało znacznie ograniczone. Bardzo spadło tempo robót. Zbudowane okręty rdzewiały na Morzu Kaspijskim.

Już po śmierci Aleksiejewa na bazie okrętu Łuń został opracowany statek ratowniczy Spasatiel – zgodnie z nazwą[2] przeznaczony dla niesienia pomocy w przypadku morskich katastrof. Zaczęła się jego budowa. Ale najwidoczniej czas wielkich ekranoplanów, o których marzył Aleksiejew, jeszcze nie nadszedł. Ale on prędzej czy później nastąpi. Tylko potrzeba jak powietrza idei i pracy wielkiego konstruktora.


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 11/2013, ss.8-9
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©
Zdjęcia - Internet  



[1] Od słów korabl-makieta.
[2] Spasatiel w j. ros.: ratownik.