Powered By Blogger

wtorek, 23 lipca 2013

Współczesne technologie – dziedzictwo nazistów?



SS-Obergruppenfuhrer i generał SS Hans Kammler

Margarita Troicyna

W 1923 roku za jednego dolara amerykańskiego w Niemczech dostawało się 4,7 tryliona niemieckich marek. Dzięki inflacji, po wypłacie wszystkich reparacji okazało się, że Wielka Wojna kosztowała Niemcy zaledwie… 15,4 feniga.

Telewizor, laser, telefon komórkowy, technologie 3D – któż by mógł przypuścić, że po raz pierwszy pojawiły się w hitlerowskich Niemczech? Tak czy inaczej, ta hipoteza ma wiele faktów na swe poparcie.

Samoloty odrzutowe produkowane w zakładach Skody w Protektoracie Czech i Moraw


Atak z Kosmosu?


SS-Obergruppenführer i generał SS[1] Hans Kammler jest jedną z najbardziej zagadkowych postaci III Rzeszy. Od 1944 roku kierował on budową podziemnych zakładów produkujące samoloty myśliwskie. Poza tym, wraz z dyrektorem generalnym koncernu Škoda, SS-Standartenführerem i pułkownikiem SS Wilhelmem Fossem pracował nad pewnym utajnionym projektem, o którym nie wiedziało nawet dowództwo Luftwaffe Goering i minister uzbrojenia Speer. W kursie dzieła był tylko Hitler i Himmler, przed tym ostatnim Kammler i Foss bezpośrednio odpowiadali za jego tok.

Dnia 23.IV.1945 roku, kiedy stało się jasnym, że koniec Rzeszy jest już bliski, Kammler przeniósł się do austriackiego miasteczka Ebensee, gdzie jeszcze w 1943 roku pod jego kierownictwem zostały rozpoczęte prace nad ogromnym, gigantycznym podziemnym kompleksem pod kodowym mianem Zement. Ale on tam był nie za długo: 4 maja wyjechał do Pragi. Przede wszystkim wybrał on taką trasę, żeby zabrać tajną dokumentację sekretnych projektów z chronionych biur Škody.

Wedle oficjalnej wersji, Hans Kammler popełnił samobójstwo w dniu 9.V.1945 roku w lesie pomiędzy Pragą a Plzniem. Miejsce jego pochówku nie zostało znalezione. Dnia 7.IX.1948 roku sąd w Berlinie-Charlottenburgu oficjalnie uznał go za zmarłego.

Tajemnicze urządzenie "Dzwon", które mogło być bronią kosmicznego bazowania lub... chronoskafem...?


Ojciec „Dzwonu”


Istnieje także hipoteza o tym, że w maju 1945 roku wojska amerykańskie zajęły czeski Plzeň/Pilzno znajdujące się w Radzieckiej Strefie Okupacyjnej. Tam pracownicy wywiadu wojskowego USA badali archiwa centrum naukowo-badawczego SS znajdującego się w zakładach Škody.

Amerykanie przypuszczali, że Niemcy zajmowali się wyprodukowaniem broni jądrowej. Ale to nie było tak: zakłady Kammlera pracowały nad: samolotami odrzutowymi, laserami przeciwlotniczymi i pojazdami podziemnymi Wąż Midgard. Kammler także koordynował prace nad „działem solarnym”. Było to zwierciadło o średnicy 200 m, które koncentrowało energię słoneczną. Gdyby taka broń skonstruowano, to można by było podpalać w ciągu sekundy całe miasta. [Takie działo solarne pokazano w filmie „Śmierć nadejdzie jutro” w reż. Lee Tamahori, w którym użyto go przeciwko niezniszczalnemu agentowi Jamesowi Bondowi (Pierce Brosnan) i Korei Południowej… - przyp. tłum.] Na szczęście Führer odrzucił ten projekt jako zbyt kosztowny…

Jak domniemywa polski dziennikarz i historyk Igor Witkowski – głównym projektem Kammlera była broń kosmiczna. Nazywało się to Die Glocke – co w przekładzie oznacza tyle co Dzwon – i to właśnie dlatego Kammlera nazywano niekiedy „ojcem Dzwonu”. Jeżeli damy wiarę zeznaniom Wilhelma Fossa, to właśnie przy pomocy właśnie tej technologii hitlerowcy chcieli zburzyć Moskwę, Londyn i Nowy Jork. Urządzenie to wyglądało faktycznie jak ogromny metalowy dzwon, składający się z dwóch ołowianych cylindrów, obracających się w dwóch przeciwnych kierunkach i wypełnionych nieznanym wypełniaczem.

Amerykanie, którzy zagarnęli archiwum Kammlera, mało zajmowali się dokumentami o Dzwonie, bowiem nie była to broń jądrowa. Dokumentacja ta wpadła w ręce radzieckiego wywiadu. Od tego czasu – wedle niepotwierdzonych źródeł – znajduje się ona w Archiwum MON Federacji Rosyjskiej jako materiał z gryfem TAJNE.

Co się zaś tyczy samego Hansa Kammlera, to istnieje jeszcze jedno przypuszczenie: pod koniec wojny ten SS-Obergruppenführer przeszedł na stronę Amerykanów, którzy przewieźli go do Argentyny w zamian za to, co sprzedał im ze swych tajnych prac… [Tak właśnie było także w przypadku SS-Sturmbannführera dr Wernhera von Brauna i jego specjalistów z HRVA Peenemünde, którzy wraz z dokumentacją oddali się w ręce Amerykanów – przyp. tłum.]

Podziemny pojazd Triebieliewa zrobiony na wzór statku podziemnego Wąż Midgard


Od telewizora do iPhone’a


Ale hitlerowcy zajmowali się nie tylko pracami nad bronią. Tak więc pierwsze w świecie modele telewizorów pokazano jakoby już w 1938 roku na wystawie w Berlinie.

Jeszcze w 1934 roku specjaliści Rzeszy zaczęli pracować nad aparatem „promieni śmierci”. [W oryginale autorka pisze o „promieniach laserowych”, ale nazwa LASER – od angielskich słów Light Amplification by Stimulated Emission of Radiation – powstała dopiero w 1957 roku, więc zdecydowałem się na użycie popularnych w tym okresie „promieni śmierci” czy „broni skupionego światła”, co ukazano w jednym z odcinków „Stawki większej niż życie” – „Bez instrukcji” (1968) oraz w widowisku Teatru TV „Akcja V” (1973) – przyp. tłum.] Jej podstawowym przeznaczeniem było oślepianie lotników nieprzyjaciela. Prace nad tym projektem zostały przerwane na tydzień przed końcem wojny…

Od lutego 1945 roku, biuro Hansa Kammlera poza wspominanymi tutaj projektami pracowało nad „miniaturowym, przenośnym urządzeniem łączności”. Norweska historyczka Gudrun Stensen pisze: - Jest oczywistym, że bez wskazówek z centrum Kammlera nie byłoby iphone’a, a na zbudowanie najprostszej komórki trzeba by było czekać co najmniej 100 lat. Być może komórki i iphony pojawiłyby się w naszym życiu o wiele wcześniej, niż wiek…

Hedviga Eva Maria Kiesler vel Hedy Lamarr - jedna z najniezwyklejszych kobiet XX wieku... (Wikipedia)


GPS od „blondynki”


A pojawienie się systemu łączności komórkowej w wielkiej mierze zawdzięczamy Hedy Lamarr – znanej amerykańskiej aktorce i byłej żonie właściciela zakładów zbrojeniowych, produkujących uzbrojenie dla III Rzeszy.

Hedwig Eva Maria Kiesler urodziła się w Wiedniu. Wcześnie zaczęła się pokazywać na filmach i to w śmiałych erotycznie obrazach [chodzi tutaj o słynną, skandaliczną „Ekstazę” z 1933 roku, w reżyserii Gustawa Machaty, w którym wystąpiła nago i który to film został ocenzurowany – przyp. tłum.], a w wieku 19 lat rodzice, którym nie pasowała filmowa kariera córki, wydali ja za mąż za zbrojeniowego magnata Fritza Mandla. Ten nie tylko nie pozwolił jej się fotografować i filmować, to jeszcze zażądał od niej, by podzielała jego prohitlerowskie poglądy i towarzyszyła mu w jego podróżach. W zakładach zbrojeniowych swego męża, Hedwiga mogła zapoznać się z zasadami działania wielu rodzajów broni, co bardzo się jej przydało później.

Po czterech latach młoda kobieta rozwiodła się ze swym mężem i wyjechała do Londynu, a stamtąd do Nowego Jorku, gdzie kontynuowała karierę artystki.

Ale nas nie interesują sukcesy Hedy Lamarr (taki pseudonim wybrała sobie ta aktorka – przyp. aut.) w kinematografii. Najdziwniejsze z tego było to, że ona jako jedyna z wszystkich gwiazd Hollywood zajęła się… inżynierią! Przy czym należy dodać, że nie miała ona w ogóle żadnego wykształcenia technicznego. Jej wykształceniem była wiedza o broni [i środkach łączności – przyp. tłum.], jaką uzyskała w czasie swego pierwszego małżeństwa… W 1942 roku Lamarr wraz ze znanym awangardzistą i kompozytorem George’em Antheilem opatentowali technologię FHSS (ang. Frequency-Hopping Spread Spectrum), polegającą na częstych skokowych zmianach częstotliwości nadawanego sygnału radiowego, który miał uniemożliwić przechwycenie i zakłócenie komunikacji z torpedami. Wynalazek ten legł u podstaw GPS, i jednocześnie bez którego nie byłby do pomyślenia dzisiejszy system telefonii komórkowej GSM. Dzisiaj dzień 9 listopada, dzień urodzin Hedy Lamarr, jest świętowany w Stanach prawie jak Dzień Niepodległości…


Stereopropaganda


Tradycyjnie uważa się, że technologia zdjęć 3D została wynaleziona i zastosowana po raz pierwszy w latach 50. XX wieku w Hollywood. Jednakże całkiem niedawno australijski reżyser Philippe Mora, który już od 40 lat zajmuje się historią sztuki filmowej w III Rzeszy, odkrył dwie taśmy z filmami w 3D kurzące się w berlińskim archiwum.

Mora wsławił się przede wszystkim jako reżyser filmu dokumentalnego pt. „Swastyka” do którego dołączył kadry „chałupniczego” wideo z Adolfem Hitlerem i Ewą Braun w ich willi w Bawarii. Aktualnie reżyser pracuje nad nowym dokumentalnym projektem poświęconemu manipulacjom nazistowskiego aparatu propagandowego w celach kontroli życia mieszkańców Niemiec.

W trakcie pracy nad tym obrazem, Mora zabrał się za badanie archiwów goebbelsowskiego Ministerstwa Propagandy w Berlinie. To tam właśnie natknął się na dwie taśmy filmowe 3D z adnotacją Raum Film (film przestrzenny). Okazało się, że były one zrobione przez niezależne studio filmowe na zlecenie Ministerstwa Propagandy. Do filmowania użyto kamery z dwoma obiektywami i umieszczonym za nimi pryzmatem. Taśmy te jak widać, nie wzbudziły większego zainteresowania na przeglądzie i po prostu o nich zapomniano. Filmy te zostały zrobione na taśmie 35 mm i czas wyświetlania każdego wynosi 30 minut.

Jeden z filmów nosi tytuł „To jest tak realne, że mógłbyś tego dotknąć”. Film mówi o pikniku i widzowi wydaje się, że lecą na niego bryzgi tłuszczu od smażonej kiełbasy… Drugi obraz opowiada o wesołej kompanii sześciu dziewczynek, które poszły sobie na spacer.
- Jakość tych filmów jest wprost fantastyczna – twierdzi Philippe Mora.

Być może, że nie jest to ostatnia niespodzianka, którą przygotowała nam pokręcona nauka III Rzeszy. Nie od rzeczy będzie także przypomnieć, że wszystko co nowe – to dobrze zapomniane stare…


Moje 3 grosze


Podobnie jak red. Witkowski jestem zainteresowany tajemnicami III Rzeszy, które są aktualne do dziś dnia i wciąż rzucają nowe światło na ten dziwny czas przy końcu II Wojny Światowej w Europie. To czas, w którym wykuwały się nowe bronie i nowe technologie. To czas, którego napiętą i tajemniczą atmosferę pokazał realizator niezrozumianego przez większość widzów (a szkoda) radzieckiego serialu „17 mgnień wiosny” tak obśmianego i wyszydzonego w Polsce i innych krajach, głupio i niesłusznie. To czas, kiedy zdrada i zbrodnia szła w parze z przekupstwem i chęcią dominacji za wszelką cenę i za każde pieniądze. To czas w którym świętość szła pod rękę z podłością i hipokryzją. To czas pogoni za nowymi środkami zniszczenia i śmierci. To czas, w którym zaczęła się Zimna Wojna – zanim jeszcze Churchill wygłosił swe przemówienie w Fulton. To czas, który jest najciekawszym okresem tej wojny.  

Niemcy opracowali nowatorskie rozwiązania techniczne i w ogóle poszli znacznie do przodu i słusznie zauważył dr Miloš Jesenský, że III Rzesza była najbardziej cywilizacyjnie rozwiniętym krajem na Ziemi i gdyby zjawili się wtedy jacyś Obcy, to rozmawialiby właśnie z Niemcami. Inną rzeczą jest to, czy byliby Oni w stanie zaakceptować obłędną ideologię dominacji i eksterminacji jaką był hitleryzm? Dlatego właśnie sądzę, że Oni (o ile w ogóle się u nas pojawili) to raczej nie ujawniali się Ziemianom. Pozostali raczej w ukryciu i obserwowali nas tajnie. Chociaż z drugiej strony, niebo było wtedy pełne foo-fighters

Żarty na bok. To oczywiste, że Niemcy pracowali nad broniami kosmicznymi. Oni już wtedy wiedzieli o tym, że atak z kosmosu jest nie do odparcia. Kosmos stwarzał kolejne możliwości otwarcia teatrów działań wojennych o dodatkowy wymiar. Kto panowałby w kosmosie, panowałby nad całą planetą – to matematyczny pewnik. Pozostała jedynie kwestia kosztów. Prawa fizyki da się jakoś obejść czy zmodyfikować do swoich celów, prawa ekonomiki są bezlitosne.

Jeżeli idzie o fizykę, to najgorszym prawem do pokonania było i jest prawo grawitacji a także opór powietrza. Z grawitacją mozna walczyć budując potężne rakiety, które są w stanie nadać statkowi kosmicznemu prędkość orbitalną VI = 7,9 km/s, czy prędkość ucieczki VII = 11,2 km/s. Czy można to jakość obejść?  

Można. Istnieją dwa sposoby:
1.      Wynieść pojazd kosmiczny na wysokość LEO i odpalić silniki rakietowe, które wyniosą go na orbitę. Taki był sens amerykańskiego Projektu Farside, w którym balon wyciągał rakietę na wysokość ok. 20 km, której silniki odpalano już nad najgęstszymi warstwami atmosfery. Amerykanie wciąż pracują nad tym sposobem w ramach Programu SDI/NMD, w których platformami startowymi byłyby sterowce, które – w założeniach – miałyby osiągnąć wysokość od 40 do 100 km. Prawdopodobnie takie próby Niemcy przeprowadzali w Protektoracie Czech i Moraw, gdzie widziano tajemnicze konstrukcje przypominające sterowce…
2.     Wykorzystanie pola magnetycznego Ziemi. Sposób ten opisał prof. dr inż. Jan Pająk w swych pracach, więc zainteresowanych odsyłam do jego opracowań.
Jednakże Niemcy pracowali nad autentyczną antygrawitacją – wytworzeniem pola odpychanego przez pole grawitacyjne Ziemi. I najprawdopodobniej temu właśnie miał służyć Dzwon. A jak grawitacja i antygrawitacja, to i Czas i jego przepływ. Ta sprawa ma jeszcze jeden aspekt, bo Niemcom marzyło się nie tylko panowanie nad Przestrzenią, ale najprawdopodobniej także nad Czasem. Stąd właśnie wziął się ich Projekt Chronos. Pewną wskazówkę na ten temat daje Gerd Burde w swoim filmie „Tajemnice Trzeciej Rzeszy”. Obawiam się, że autentyczna dokumentacja tego projektu zaginęła bez wieści i ktoś jej w tym dopomógł. Możemy się tylko domyślać, kto i komu na tym zależało.

Czarny Zakon SS czcił swastykę – Czarne Słońce Zagłady w przeciwieństwie do Złotego Słońca Życia. W kontekście grawitacji to wcale nie chodziło o jakiś symbol, ale o konkretne obiekty kosmiczne – czarne dziury. Czarna dziura – czyli Krańcową Osobliwość, do której zmierza Wszechświat. Teoretycznie wiedziano o tym już w 1916 roku, kiedy to Albert Einstein opublikował swoją Ogólną i Szczególną Teorię Względności.  Dla Hitlera była to żydowska nauka, ale wcale to nie oznacza, że ja ignorowano. Teoretyczne rozważania na temat czarnych dziur znane są już z XVIII wieku, natomiast w 1916 roku hipotezę ubrano we wzory matematyczne, zaś czarne dziury jako obiekty astronomiczne odkryto wreszcie w latach 60. ubiegłego stulecia. Czyżby więc to, co uznajemy za jakieś nienaukowe brednie fanatyków z SS miało podstawy teoretyczne i było światopoglądem naukowym ubranym w quasi-religijny bełkot? To jest możliwe. 

Ale to już zupełnie inna historia…


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 17/2013, ss. 6-7
Przekład z j. rosyjskiego i komentarz –
Robert K. Leśniakiewicz ©  



[1] W niektórych przypadkach, np. w jednostkach Waffen-SS, stosowano podwójną gradację stopni służbowych SS i wojskowych. Stopień SS-Obergruppenführera był stopniem generalskim (General), umieszczonym pomiędzy stopniem generała porucznika (Generalleutnant) i generała-pułkownika (Generaloberst). Polski odpowiednik – generał broni.